1. Wszyscy moi znajomi chcą zacząć studia psychoterapeutyczne. Przynajmniej ci, co jeszcze nie zaczęli.
2. Też chciałem. Nie da się. To sekta. Już wyzdrowiałem.
3. Wizyta w liceum na Bednarskiej, krótka, niemal przypadkowa. Na schodach grupki młodzieży. Wszystkie dziewczyny umalowane. Duchy przyszłości. Ale czy sam nie byłem taki? Czy sam nie wyglądałem inaczej niżby chciano. Śmieć, punk, duch?
4. Tytuł możliwej książki. Uraz.
5. Moment w ciągu dnia, kiedy po większej pracy odchodzisz od komputera i zaczynasz widzieć, czuć, słyszeć. Najpierw widzieć. Niebieski i czerwony – kubraki w dwóch różnych kolorach dwóch uzupełniających się sprzedawczyń w sklepie. I niebieskie klapki budowlańca, który wyskoczył do sklepu po bułkę z kefirem. Są przyprószone tak, że wydają się białe.. Dalej, czuć smak tej bułki z kefirem, który pamiętam z podstawówki. I w końcu słyszeć. rozmowę telefoniczną sprzedawczyni z mamą, którą prosi, aby odebrała syna z przedszkola. Potem zostaje żal, że takie chwile nie trwają długo, albo może i radość, że trwają cały czas, ale pojawiają się rzadko, w oddaleniu i czystości.
6. […] jestem na tyle ekspresyjny, że ludzie broniąc się, naśladują to.
7. Ile to razy zamawiając w Lubaszce pizzę powszechnie nazywaną wegetariańską, miałem ochotę powiedzieć – zieloną. Powstrzymywała mnie tylko obecność ludzi w kolejce i to, że robiłbym to, żeby się śmieli. Choć oczywiście: ta pizza jest zielona. Wszystko tam jest albo żółte, albo czerwone, a ona jest zielona.
8. Ludzie, mężczyźni z kobiecymi głosami. Jakaś fala.
9. „Turysto, patrz w oczy warszawskim przechodniom”. Napis na murze.
10. Sny. Pierwszy: o kamperze, trochę ciężarówce jak z „Gron gniewu”. Drugi: E. ciekawi, jakie książki pisze D., i kim jest. Młodość, resztki.
11. A jak ja się śnię ludziom?
12. Echo dyskusji o lekturach. Gdyby nie „W pustyni i w puszczy” nie wiedziałbym, że istniały kolonie. Mało?
13. Aż dziwnie robi się na myśl, że nie będzie już mrozu w lutym i pluch w marcu.
14. U. wróciła z gór. Gospodyni, która ich gościła, uczyła U. się modlić. Na pewno też klęła po góralsku, że jej dotąd nie nauczyli.
15. Piątek. Jadę na bębny. Na kółko, na circle. Różnie o tym mówią, ale zawsze chodzi o bębnienie całą noc w stodole w wiosce pod Lublinem. Kilkunastu mężczyzn, cała stodoła bębnów, od dwóch lat kobiety. Doszła też gitara.
16. Nim po drodze zabiorę ze sobą do auta D., czuję podniecenie, ale nie muzykę. W radio zamiast muzyki reklamy. Ponieważ jestem już wyczulony na dźwięk, odbieram je jak gwoździe wbite wprost w głowę, jakieś piosenki o Lidlu, gamy o środkach na ból gardła.
17. Nagle coś odpala. Leci „California love” 2Paca. Głupia, ale aranż jest o mocy.
18. Wsiada D. i gadamy (głównie ja) całą drogę. Proszę, by mi wynotowywał moje śmieszne lub błyskotliwe powiedzenia. Że nowoczesne auta przypominają probówki, wchodzi się do nich jak brudna bakteria. Że „osoba do intymności” to będzie skrajnie nowa i modna rzecz. [tu, D., zanotuj, że muszę znaleźć Alaina Badiou o komunizmie życia w parze].
19. No więc wychodzi na to, że par nie będzie, ale będą osoby od intymności. D. jest moją męską osobą od intymności. Przyjacielem.
20. Albo na przykład taka notatka: „stan papierosa bez palenia”. Co to znaczy? Nie wiem.
21. Dojeżdżamy. Najpierw odwiedziny w wiejskich domach. Pogrążonych w ciemności, poukrywanych po lasach. Z hipisami w środku, którzy mają po sześćdziesiąt lat.
22. Pierwszy opowiada, że nie sprzedają mu się afrykańskie instrumenty, ale też nie robi nowych, bo nie przychodzą do nich części – tykwy, czy łodygi z Burkina Faso. Ostatnio go przepraszali za dwumiesięczny poślizg. Sorry, revolution.
23. D. i K. u którego jesteśmy. Syn i ojciec. Sami sobie wybrani, pewnie trochę negocjowani. Na układzie. Osoby intymne.
24. Staramy się dotrzeć na miejsce, gdzie gramy. Droga wiedzie przez las, dom stoi kilometr od ubitego i zjeżdżonego traktu. Na leśnej polanie. Dalej jechać się nie da. Wysiadamy, idziemy piechotą. Komórka świeci z dwóch stron. Od spodu jako latarka, od góry jako ekran. Buty nas, kosmitów, topią się w ziemskim błocie.
25. Myślę o koledze, członku kościoła mariawickiego, który miał udzielać nam tu podczas bębnienia komunii, ale nie dojechał. Nie wyślę mu też zdjęcia, na bębnach nie robimy zdjęć.
26. Jak oni się tu wszyscy przytulają. To, co ładnie zostało pokazane u Todda Solondza w filmie, chyba „Happiness”. Przytulanie jako przemoc, tu nią jeszcze nie jest. Widzą się, nie wiedzą, co powiedzieć, i się przytulają. Długo. Albo na przykład nie wiedzą co powiedzieć, więc się przytulają. Ja nie.
27. Ja, przyczajony kot. Ocieram się o te bębny, próbuję ich, brzmień, kształtów, z czego są zrobione, brzdękam.
28. Powoli schodzą się wszyscy. Na początku łomot, potem łomot, całe to bębnienie to łomot. Nie przypomina to niczego innego niż zwielokrotnienia pierwszego brzmienia, szumu: niech będzie łąki, ula, autostrady, agregatora w lodówce, szumu, który tylko podnosimy i dajemy mu świadomość.
29. Trzy zasady kółka: reagujemy na to, co gra osoba obok, mamy otwarte oczy, aby być w kontakcie. Trzeciej zasady nie pamiętam. Żadnych innych zasad nie ma.
30. Wcześniej brałem ludzi tworzących kółko za starych. Inne pokolenie. Po tym, gdy przyjechałem tu po trzech latach, widzę, że są w moim wieku. D. tłumaczy, że może są dziesięć lat starsi. Może, ale ja tego już nie widzę. Już jestem tam, gdzie oni.
31. Kupiłem mnóstwo słodyczy. Skala obżarstwa, kiedy na zmianę tańczę, mówię i czuję przepełniony brzuch, przeraża.
32. Rozmowy o pokoleniu snowflakesów: „nadchodzi czas testu deklaracji”.
33. Pierwszy raz w życiu herbatę piję dziś. Jest z Yunnanu i „stać na nią tylko Szwajcarów”. Co zatem piłem wcześniej?
34. Anihilacje. Na circle przyjeżdża przedstawiciel zawodu, który jest skrajną przeciwnością zawodu, który wykonuje inny człowiek z kółka. To tak jak z dźwiękami. Są w kontraście, ale pasują. Obliguje mnie tajemnica, ale powiedzmy, że to strażak i podpalacz, którzy wspólnie grają swoje rytmy.
35. Nowojorski styl gospodarza. Dżinsowa na chiński wzór ni to koszula, ni kombinezon, kaszkiet, broda. Brooklyn. Tak też podgrywał zawsze. Beastie Boys.
36. So, what’cha, what’cha, what’cha want (cha want)?
37. Charakter każdego z tych ludzi w muzyce. Jeden: monotonne łojenie, drugi: drobne korekty, trzeci: pierwszeństwo pawia. Czasem, aby znaleźć swoje miejsce wychodzę jeszcze przed nich, tańczę. I koło się zamyka. Oni działają na mnie, ja na nich.
38. Długi wykład o samsarze. Że każdy przytomny człowiek… Nie jestem przytomnym człowiekiem, całe szczęście.
39. Najbardziej wśród instrumentów ciągnie mnie do still drumów. Zrobione są z powyginanych beczek, dźwięki oznaczone są markerami. Staram się trafić w powtórzenie, które gra z innymi: D, A, A. I tak dwadzieścia minut.
40. Rytmy w zasadzie są smutne. Dziś kończymy też wcześnie, jakby deszcze i błoto zassały to, co sobie należne, i poprosiły, aby się rozejść.
41. Czwarta. Wracamy.
42. Na pierwszym poboczu zatrzymujemy samochód. Po dwóch minutach chrapię, po pięciu chcę ruszać dalej. D. mówi, że jeszcze nigdy nie widział, jak śpię. Prawda. Zadziwiająca, mała intymna prawda.
43. Rzuca autem, ze zmęczenia po prostu je gubię. Zatrzymujemy się znowu, tym razem na dużym parkingu przy autostradzie. Tiry obok co jakiś czas włączają wielkie silniki, aby dawały ciepło w kabinie. Jakby podgrzewały. Siebie i planetę, hehe.
44. Wybudza nas świt. Kawa i w końcu zjeżdżamy do domu.
45. D. tłumaczy mi teorię muzyki. Pentatonikę, te wszystkie skale i oktawy. Totalna ignorancja. Ile to teorii potrzeba do tego, co wpada do ucha i tam się gości. Jestem oczarowany. Czym zatem jest naturalna harmonia dźwięków?
46. Kilka dni potem znajduję w książce takie zdanie: „Powab rytmicznego pulsu, przewidywanie harmonii, jasna struktura i cudownie słodka melodia z łatwością przenikają wszystkie kultury”. Tak.
47. W sieci dużo rozmów o kinie. Nie mam czasu na oglądanie filmów. Filmy, odkąd jest streaming, mnie nużą. Bywa, pochłaniają jak studnia, ale potem wychodzi się z nich w swoje doświadczenie jak po sztachu jointa i bez poczucia, że to była część życia.
48. Po powrocie do Wawy znów FOMO.
49. Prawda na pewno istnieje i zarazem na pewno jest elastyczna.
50. Sen: Jest sobie mieszkanie, w środku ja i E., a na klatce schodowej ABW wchodzi z taranem do mieszkania obok. Jest broń palna, są krzyki i ostrzeżenia. I chodzi o to, że oni się jednak do nas włamują, ale ja nie chcę tej wizyty u nas, więc we śnie skazuję na nią sąsiadów.
51. Sen: Wieś, Jeleniów. Wieś jest opuszczona, chodzę po niej i widzę tylko T. w chlewie zamienionego w świnię. Czy to on jest mną, czy to ja opuszczam ten stan, w którym on jest uwięziony?
52. Ziewam. Widzi to żebraczka, mówię do niej „przepraszam”.
53. Rozmówki w sklepie. Nie ma batoników „Bounty”, nie dojechały. Może wiórków kokosa nie ma? I tu pada kluczowe zdanie: „Teraz to wszystko możliwe”.
54. Po pracy ten poziom zmęczenia, gdy mienią się w oczach schody ruchome przez swoje metalowe paski.
55. Lubiłem sobie wyobrażać, że wszystkie reklamy w mieście są o narkotykach.
56. Piękna kobieta w metrze. I myśli z ranka: seks osób intymnych (z kontraktem na intymność) będzie bez dotykania twarzy. Twarz to jedyne sacrum (kobieta ma tiki nerwowe przy czytaniu komórki).
57. Sztuka będzie dla tych, którzy nie wytrzymują kontaktu z drugą twarzą.
58. Rytm na talerzu, na poręczach, plecaku, kierownicy. Plus saksofon.
59. Saksofon swoim otulaniem zawsze mnie drażnił. Podobnie jak nie lubiłem, gdy ktoś do mnie zwracał się Wojtku, tak nie lubiłem tego tulącego dźwięku (jak można pisać o dźwiękach), aż nagle – jakie to miłe i wdzięczne, polubiłem go. Szukam saksofonów.
60. D., który kiedyś powiedział, że papieros to ojciec, ojcowskie objęcie. A hug, papieros bez zapalania. Ten efekt. Całkiem jak saksofon, saks.
61. Gato Barbieri, płyta: Latin America, Chapter One. Piosenka: To be continued.
62. Jak się mówi na piosenki w jazzie? Utwory?
63. Na tym kółku przez kilka lat sami mężczyźni, którzy w końcu zgodzili się zapraszać kobiety. Śmiech.
64. Mogli szybciej, ale taki mają rytm.