Lewica generalnie niechętnie mówi o „prawach mężczyzn”. Niektórzy lekceważą ten temat. Widzą we wspomnianym haśle przesadną reakcję mężczyzn w sytuacji poprawy pozycji kobiet w społeczeństwie. Pytają, czy w ogóle jest o czym rozmawiać.

U innych (w tym u mnie) samo hasło wywołuje dyskomfort. Kojarzy się ze środowiskami inceli, influencerami tak zwanej manosfery i ich retoryką, często nacechowaną pogardą lub wręcz nienawiścią wobec kobiet. W skrajnych przypadkach przywodzi na myśl jawną przemoc wobec kobiet, jak na przykład motywowana mizoginią masakra w Isla Vista w 2014 roku.

Jednak pobłażliwość wobec tego tematu lub uczucie dyskomfortu przy jego poruszaniu nie powinny być powodem, by nie rozmawiać o problemach mężczyzn i chłopców. Uczucia te muszą zostać przezwyciężone, jeśli nie chcemy całkowicie oddać pola prawicowej, antyfeministycznej narracji.

Język feminizmu w służbie obrońców praw mężczyzn

W języku wielu działaczy na rzecz praw mężczyzn pobrzmiewają echa dyskursu feministycznego. Hasło „prawa mężczyzn” jest lustrzanym odbiciem ukutego przez środowiska feministyczne postulatu równouprawnienia kobiet, a polski Kongres Mężczyzn bezpośrednio nawiązuje do nazwy ruchu (i wydarzenia) powstałego z inicjatywy Magdaleny Środy i Henryki Bochniarz. To nie jest bez znaczenia.

Feministyczny język przebija się także głębiej do retoryki wspomnianych działaczy. Mówiąc o problemach chłopców w systemie edukacji, organizator Kongresu Mężczyzn używa na przykład sformułowania victim blaming (czyli obwinianie ofiar). Pojawia się również krytyka modelu rodziny, który kreuje oczekiwanie, że to mężczyzna „zarobi pieniądze i utrzyma rodzinę”.

Jednocześnie większość osób i organizacji zajmujących się prawami mężczyzn pozycjonuje się bardziej lub mniej bezpośrednio na kontrze do feministek i ruchów feministycznych. Podkreślają swoją odrębność i argumentują, że obalenie patriarchatu nie jest rozwiązaniem ich problemów.

Nie tylko płeć

A jednak zajęcie się systemowymi problemami, których mężczyźni i chłopcy doświadczają ze względu na swoją płeć (choć zazwyczaj płeć jest tylko jednym z nakładających się na siebie czynników), jest częścią feministycznego pomysłu na równe społeczeństwo. To właśnie w ramach feminizmu, a nie poza nim, można zająć się niektórymi prawdziwymi i poważnymi problemami, nie traktując równości płci jako gry o sumie zerowej.

Wrażliwość na potrzeby i wyzwania poszczególnych grup społecznych nie jest ograniczonym zasobem, który dany jednej grupie musi zostać odebrany innej. Jest to raczej umiejętność, którą można doskonalić, praktykując ją wobec coraz szerszego grona.

Do obrony swych praw mężczyźni potrzebują feminizmu

O tym, że dyskurs o prawach mężczyzn korzysta i niejako potrzebuje feminizmu (lub bardziej ogólnie myśli progresywnej), świadczy również jego związek z ideą intersekcjonalności. To mężczyźni bez wyższego wykształcenia (a więc często mężczyźni biedni, przedstawiciele klasy ludowej) doświadczają najpoważniejszych problemów, takich jak bezdomność czy krótsza niż w innych grupach średnia trwania życia.

Czerpanie z dziedzictwa myśli feministycznej, która ewoluowała na przestrzeni lat, włączając do swojej analizy również inne czynniki, a także elementy tożsamości, takie jak klasa społeczna, rasa itp., pozwoli zrozumieć problemy, z którymi borykają się mężczyźni w pełniejszy sposób, a tym samym zaproponować lepsze rozwiązania.

Feminizm wciąż ma wiele do zrobienia

Rozmowa o problemach mężczyzn powinna zatem zostać ponownie wciągnięta na łono dyskursu równościowego stworzonego przez feminizm. Dotychczasowy sposób jej prowadzenia zbyt często (już na poziomie języka) tworzył fałszywą równoważność między dzisiejszą sytuacją mężczyzn a opresją kobiet, w opozycji, do której powstał dyskurs feministyczny.

Aby tak się stało wszyscy, którym bliskie są ideały feminizmu, muszą przezwyciężyć swoją pobłażliwość lub dyskomfort i nauczyć się rozmawiać o sprawach mężczyzn bez wzbudzania w kobietach poczucia winy z powodu poprawy ich sytuacji lub stwarzania poczucia, że feminizm posunął się za daleko (lub nawet, że posunął się wystarczająco daleko).