Willę, położoną w pięknej zalesionej okolicy nad Jeziorem Bogensee, nieco na północ od Berlina, zbudowano dla Goebbelsa w pierwszej połowie lat trzydziestych XX wieku. Z zewnątrz dość zwyczajna, wewnątrz zawiera oryginalne elementy estetyki tamtych czasów. Goebbels spotykał się w niej z politykami, pisał przemówienia, jednak o wiele częściej wspomina się o tym, że przyjmował w niej gwiazdy filmowe i wykorzystywał ją jako miejsce schadzek z kochankami.
Władze Berlina kupiły willę dwadzieścia lat temu. Było kilka pomysłów, co można w niej urządzić – wśród nich na przykład przeniesienie do willi i na siedemnastohektarową działkę wokół niej federalnej akademii policyjnej. Pomysł sam w sobie być może dobry, jednak nie sposób było znaleźć pieniędzy na to, aby budynek wyremontować i przygotować. Całość nie jest w ruinie, ale koszty niezbędnych prac oblicza się na 350 milionów euro. Zaś utrzymywać go w stanie takim, w jakim jest obecnie, miasto także nie chce – rocznie kosztuje 250 tysięcy euro. Z tego powodu Stefan Evers, w berlińskim senacie odpowiadający za finanse, ogłosił, że willa będzie oddana za darmo. „Każdemu, kto chciałby przejąć ten teren, jestem gotowy przekazać go w prezencie” – powiedział.
Evers został za swoją propozycję ostro skrytykowany, przede wszystkim przez tych, którzy obawiają się, że willa trafi w ręce skrajnej prawicy. Że bądź to Alternatywa dla Niemiec, bądź to jakaś organizacja miłośników III Rzeszy przejmie budynek i zacznie organizować tam swoje zjazdy. Te obawy są racjonalne, ale też trudno do końca zrozumieć, jak to się stało, że akurat z willą Goebbelsa Berlin ma tak duży problem.
Milcząca pozostałość przeszłości
Polityka Niemiec wobec budynków, które pozostały po czasie III Rzeszy, nie była jednorodna, jednak decyzje podejmowane po namyśle można ocenić jako raczej udane. Istnieje kilka dobrych przykładów tego, jak te budynki można wykorzystywać (lub tego nie robić).
Najbardziej spektakularnym są bodaj ruiny „miasta idealnego”, czyli kompleksu budynków zaprojektowanych przez Alberta Speera dla Norymbergi. Teren, obejmujący 11 kilometrów kwadratowych, zawiera stadiony, sale koncertowe, trybuny i ulice, polskim widzom znane, jeśli na przykład oglądali filmy Leni Riefenstahl. Speer był znany z tego, że uważał, że jego budynki powinny stać niby pozostałości starożytnego Rzymu – całymi tysiącleciami. Choć porośnięte roślinami i tu i ówdzie popękane, stoją więc do dziś. Część z nich pełni funkcje praktyczne, na przykład jako magazyny. W największym stopniu jednak teren w Norymberdze jest milczącą pozostałością, muzeum odrzuconej przeszłości, pełniącym funkcję ostrzeżenia. Turyści ściągają tutaj tysiącami, więc ruinom towarzyszy skrupulatnie przygotowane centrum dokumentacji.
Budynki w Norymberdze są jednak wyjątkowym przykładem tego, co po wojnie robiono z ponazistowską architekturą. Sporą jej część zniszczono podczas wojny lub wysadzono w powietrze zaraz po. Słynny bunkier, w którym Adolf Hitler schronił się pod koniec w wojny, zasypano i zbudowano w jego miejscu niczym niewyróżniającą się część miasta. Inne budynki wykorzystuje się jako miejsca użyteczności publicznej. Nazistowski Olympiastadion służy wszystkim chętnym do uprawiania sportu. Wiele bunkrów z tamtego czasu można zwiedzać z przewodnikiem. Czerwony marmur, którymi wyłożone były niegdyś ściany Sali Mozaikowej Nowej Kancelarii Rzeszy, został użyty na stacji metra Mohrenstrasse.
Na pytanie, czy budynki powinny ponosić odpowiedzialność za swoich twórców, Niemcy odpowiadali zatem po wojnie trochę symbolicznie, a trochę praktycznie. Zależnie od tego, jaka była funkcja danego budynku, jak bardzo był istotny dla poprzedniego reżimu i jakie działy się tam rzeczy – podejmowano decyzje o ich usuwaniu lub nadawano im nowe życie. Jeśli znaczenie było symboliczne, w danym miejscu działy się rzeczy dramatyczne albo budynek wiązał się z wyjątkowo złą biografią, taki budynek niszczono. Jeśli nie, szukano sposobu, aby pełnił on funkcję użyteczności publicznej.
Próba unikania odpowiedzialności
Z domem Goebbelsa problem polega na tym, że po wojnie obszar ten trafił pod jurysdykcję NRD, gdzie sprawa odpowiedzialności za przeszłość wyglądała inaczej. Zgodnie z oficjalną doktryną, państwo to stworzyli ludzie, którzy od samego początku byli antynazistowskimi politykami komunistycznymi i byli przez nazistów prześladowali. Przejęcie budynku takiego jak willa Goebbelsa mogło być zatem rozumiane jako wyraz zwycięstwa nad faszyzmem. Dlatego po 1949 roku przejęła go młodzieżówka wschodnioniemieckiej partii komunistycznej, która zresztą dobudowała tam kolejne budynki. W ten sposób kompleks przetrwał, mimo ohydnej osoby swojego twórcy, a temat odrodził się w momencie, gdy czasy niszczenia śladów po nazistowskiej historii zdążyły już przejść do przeszłości.
Co zatem zrobić z willą Goebbelsa? Jest pewne, że na jej renowację nie będzie łatwo zdobyć pieniędzy. Sama propozycja jednak, aby oddać ją zainteresowanym nią osobom, po prostu nie brzmi poważnie. Jest tak wiele rzeczy, którym może służyć stary budynek w dobrym stanie. Na przekór temu, jakie jest dziedzictwo willi, można byłoby na przykład zorganizować w nim centrum wytchnienia dla twórców i naukowców z terenów objętych wojną na całym świecie. Aby jednak dobrze wybrać i zorganizować takie miejsce, nie należy zakładać, że zostanie on oddany za darmo pierwszej lepszej osobie.
Taka propozycja robi raczej wrażenie próby uniknięcia odpowiedzialności i pracy w związku z miejscem, które tej odpowiedzialności i pracy wymaga jak mało innych. Raczej należałoby zatem określić reguły i wartości, jakie mogłyby towarzyszyć przekazaniu budynku, a potem skonstruować niezależną komisję, która zajęłaby się wyborem najlepszego projektu. Na start potrzebny byłby również przyzwoity budżet. Wtedy przekazanie domu Goebbelsa byłoby wyrazem nowego odczytania niemieckiej polityki historycznej, a nie tylko zmarnowaną szansą.
źródło ikony wpisu: Wikimedia Commons