Dla dyskursu granicznego i obronnego, który w ostatnich dniach zdominowały ogłoszone plany budowy „Tarczy Wschód”, symptomatyczny jest fragment z wystąpienia wicepremiera i ministra obrony Władysława Kosiniaka-Kamysza:

„Przez wiele lat nasi przedsiębiorcy, nasi rodacy żyli z granicy, budując tam swoje pensjonaty, firmy, działając tam, w obszarze transgranicznym. To jest dzisiaj niemożliwe i niedopuszczalne, bo sytuacja jest diametralnie inna od tej, która była kilkanaście lat temu. Dlatego teraz nie będą żyć z granicy ale będą żyć z budowania bezpiecznej granicy”. Czy oznacza to że miejsce turystów zajmą żołnierze, zamiast pensjonatów powstaną bunkry, a na niebie zamiast kolorowych balonów pojawią się w wojskowe balony obserwacyjne?

Gdy mowa o granicy, ten ostatni przykład jest obecnie najbardziej konkretny – podpisana umowa na zakup aerostatów (balonów na uwięzi) wyposażonych w radary jest pierwszym, weryfikowalnym programem wzmocnienia wschodniej granicy Polski. Dopiero konferencja zorganizowana przez resort obrony w dniu 27 maja przyniosła więcej informacji. Narodowy Program Obrony i Odstraszania ma wzmocnić zdolności w zakresie wykrywania zagrożeń, ograniczyć mobilność przeciwnika, zapewnić warunki do działania własnych wojsk w operacji obronnej oraz ochrony ludności cywilnej. Na wybranych odcinkach granicy pojawią się rowy przeciwczołgowe, betonowe przeszkody, zostaną wyznaczone miejsca przeznaczone do zaminowania. Jednocześnie, będzie się dążyć do poprawy naturalnych walorów obronnych terenu. Ponadto powstać ma także infrastruktura rozpoznania, łączności, walki redioelektronicznej oraz systemy antydronowe.

Linia Tuska to nie linia Maginota 

Wystarczyło jednak samo wspomnienie przez premiera i wicepremiera o fortyfikacjach, by media społecznościowe zelektryzowała wizja budowy pasów żelazobetonowych bunkrów, wręcz nowej linii Maginota. Jest to porównanie o tyle niefortunne, że choć francuskie fortyfikacje były doskonałe w swojej klasie i Niemcy nie zdołali ich przełamać – to nie uratowały one Francji w skali strategicznej. Wermacht po prostu je ominął.

Biorąc pod uwagę choćby treść przemówień Donalda Tuska oraz wystąpienia wicepremiera w Sejmie, można domyślać się pewnych założeń tego programu. Wzmocnienie odporności granicy ma mieć na celu skomplikowanie sytuacji potencjalnego agresora – czyli wojsk Rosji, wspomaganych przez Białoruś. To oznacza, że znane są dwa czynniki tej wojskowej układanki.

Pierwszym jest przeciwnik – zdolny wytworzyć przewagę liczebną. Rosja jest w stanie rzucić do walki setki nie zawsze najnowszych i najlepszych wozów bojowych oraz dziesiątki tysięcy żołnierzy – często słabo wyszkolonych i nie zawsze dobrze wyposażonych. Będą oni wsparci rozmaitymi systemami rakietowymi, lotnictwem oraz wspomagani – gdy mowa o granicy z obwodem królewieckim – flotą, nie zawsze najnowocześniejszą, ale zdolną razić – jak zademonstrowano w Ukrainie – cele oddalone od brzegu. 

Drugim czynnikiem jest właśnie teren, na którym będziemy i którego będziemy bronić. Polska północno-wschodnia to region o zróżnicowanej powierzchni. Są tam wzgórza, jeziora, lasy, bagna, obszary rolnicze i miasta. Jest też – ponownie pojawia się obwód królewiecki – morze. Z uwagi na te cechy, teren narzuca zarówno atakującym, jak i obrońcom ograniczenia – ale daje także szanse.

Teren też walczy

Gdyby agresor spróbował uderzyć z kierunku Grodna, dążąc, by jak najszybciej zająć korytarz lądowy łączący Białoruś z obwodem królewieckim, na osi tego natarcia znajdą się rzeki – Biebrza czy Netta; kanały, jeziora, obszary bagniste, zalesione, wreszcie zurbanizowane – jak Augustów, Suwałki czy Olecko. To znaczy, że istnieje wiele miejsc, gdzie natarcie przeciwnika można spowolnić. Przykładowo, z Grodna do Augustowa najprościej można dostać się drogą wojewódzką numer 664. Na sporym dystansie – ponad dwudziestu kilometrów – przebiega ona przez Puszczę Augustowską, a tuż przed miastem groblą przecina jezioro Sajno. W czasie pokoju, dwadzieścia kilometrów to mało. Ale lasy i grobla stwarzają mnóstwo okazji, by zablokować tę drogę. Już tylko ścięte drzewa wystarczą do stworzenia prowizorycznych barykad, które mogą opóźnić ruch wojsk. Taka zablokowana, choćby na chwilę, kolumna stanowi idealny cel dla schowanych w lesie pododdziałów piechoty z wyrzutniami przeciwpancernych pocisków Spike (które mamy) wspomaganych przez rozpoznawcze drony (które mamy lub łatwo możemy mieć). W takich sytuacjach kluczowe jest uderzenie w najcenniejsze dla przeciwnika pojazdy, jak wozy dowodzenia, obrony przeciwlotniczej, walki radioelektronicznej czy pojazdy saperskie, mające torować drogę. I znów – kolejne wraki tworzą kolejną blokadę. Należy liczyć się z tym, że Rosjanie w odpowiedzi ostrzelają cały kwartał lasu, ale lekkie, manewrowe siły mogą odskoczyć, zanim przeciwnik przeprowadzi kontratak.

Poziom wyżej sytuacja może być jeszcze bardziej sprzyjająca – zablokowana kolumna to przecież dogodny cel dla choćby kupowanych przez nas wyrzutni rakietowych HIMARS lub bezzałogowców uderzeniowych (amunicji krążącej) jak Warmate. Oczywiście, Rosjanie zapewne uderzyliby także na innych kierunkach, ale trzymając się przykładu z Augustowem: południowa oś natarcia, przez Dąbrowę Białostocką, Domurat i dalej drogą krajową numer 8 – to znów lasy i mosty, kolejne okazje dla obrońców, by opóźniać i atakować.

źródło: Canva

Obronę należy sobie ułatwić 

W tym celu trzeba zadbać o to, żeby lasów było więcej, a przynajmniej, żeby ich nie ubywało. Można dopilnować, aby bagna nie wysychały, a przeszkody wodne – dzięki odpowiedniej gospodarce wodnej – spełniały swoją rolę. Można także dodać elementy sztuczne, choćby fortyfikacje – na naszym przykładowym obszarze budowali je Sowieci w 1940 roku. 

Nie oznacza to więc, że cały ten obszar musi zostać zabetonowany. Wystarczy zrównoważone wykorzystanie jego już istniejących cech, wsparcie naturalnych procesów (jak zalesiania) i w miarę potrzeb – przygotowanie inżynieryjne terenu i infrastruktury. Przykładowo, mosty można zawczasu przyszykować do wysadzenia poprzez przygotowanie komór minowych, a więc miejsc, gdzie w razie potrzeby zostaną umieszczone ładunki wybuchowe. W razie zagrożenia konfliktem, można także wybrane obszary zaminować – obecnie nie posiadamy min przeciwpiechotnych (zakazanych konwencją ottawską), ale używanie min przeciwpancernych jest zgodne z prawem. Utrata czołgów dla Rosjan będzie boleśniejsza, jako że trudniej je zastąpić.

To wszystko ułatwi działania naszych sił – wzmacnianych obecnie batalionów, brygad i dywizji zmechanizowanych i pancernych, które przyjmą na siebie ciężar obrony oraz kontrataku. 

Rosjanie nie są jednak wojskowymi analfabetami. Prawdopodobne jest to, że będą próbować zająć mosty desantem z powietrza. Mogą wysłać swoje bezzałogowce, by szukały naszych wojsk i próbować atakować nasze wyrzutnie rakiet swoim lotnictwem i artylerią. Z pewnością użyją wojsk inżynieryjnych, by torować sobie drogę. Ale to wszystko ma swoje konsekwencje. Jeśli do lądowych elementów odporności dodamy odporność powietrzną – naziemne i latające radary, baterie przeciwlotnicze, systemy antydronowe – swoboda działania przeciwnika w przestrzeni powietrznej będzie ograniczona.

Logistyka, głupcze

To wciąż jednak nie jest koniec układanki. Popularne przysłowie mówi, że o taktyce rozmawiają amatorzy, a zawodowcy o logistyce. Jeśli planujemy obronę, musimy pamiętać o przemieszczeniu wojsk – setek ciężkich pojazdów bojowych, ale także znacznych sił wsparcia. Na co dzień przebywają one w koszarach i przemieszczają się na poligony. W razie kryzysu zostaną przerzucone w obszar, na którym będą walczyć, konieczne będzie zapewnienie im zaopatrzenia, co stanowi ogromne wyzwanie. Tylko w zakresie infrastruktury potrzebne będą, najlepiej wybrane odpowiednio wcześniej: dogodne stanowiska dla przewoźnych radarów (te z czasu pokoju są przeciwnikowi doskonale znane), miejsca, gdzie będzie można tymczasowo zakwaterować żołnierzy, ulokować składy amunicji czy lądowiska dla śmigłowców.

To także zapowiedziano podczas konferencji 27 maja, zwłaszcza w zakresie przygotowania infrastruktury drogowej, miejsc przepraw oraz ukryć i schronów dla sprzętu wojskowego oraz amunicji. Efekt końcowy takich przygotowań zmniejsza prawdopodobieństwo agresji przeciwnika. Podnoszenie kosztu potencjalnej agresji może bowiem działać odstraszająco.

Z drugiej zaś strony – pojawia się pytanie o ludność miejscową. Część mieszkańców Suwałk czy Augustowa to zawodowi żołnierze. Inne osoby, będące żołnierzami wojsk obrony terytorialnej czy rezerwy, będą wezwane do służby, podobnie jak na przykład policjanci czy osoby zatrudnione w podlegających militaryzacji instytucjach. A pozostali? W czasie wojny naturalną odpowiedzią jest ich zaplanowana i uporządkowana ewakuacja. Bardziej skomplikowanym problemem będzie funkcjonowanie tej społeczności w czasie pokoju w obszarze uznanym przez rząd za narażony na konflikt zbrojny.

Więcej pytań niż odpowiedzi

Nawet na tym prostym przykładzie, gdzie obronę granicy i obszarów jej bliskich redukujemy do jednego rejonu i jednego scenariusza, widać szereg problemów. Tylko częściowo może je rozwiązać zapowiedź formowania nowych jednostek wojskowych – czy to nowych batalionów (jak w przypadku Augustowa), przenosin istniejących już brygad, czy też mającej stacjonować w północno-wschodniej Polsce tworzonej obecnie 1 Dywizji Piechoty Legionów.

Te nowe jednostki zapewnią oczywiście etaty dla osób, które zdecydują się wstąpić do armii. Budowa obiektów na potrzeby obronne będzie dawać zatrudnienie, podobnie jak obecność garnizonów może wesprzeć miejscowa gospodarkę. Deklarowany zakup setek czołgów, wyrzutni rakiet, dziesiątków śmigłowców paradoksalnie jest czymś stosunkowo prostym. Wyzwaniem będzie odpowiednie zaplanowanie planów zagospodarowania terenu oraz zmiany legislacyjne w zakresie gospodarki przestrzennej, które zakłada Narodowy Program Obrony i Odstraszania.

Jakie będą to konkretne rozwiązania – nie jest na razie jasne. Program ten w obecnych zapowiedziach to więcej pytań i hipotez niż odpowiedzi. Kluczowa jest więc jasna komunikacja rządu wobec społeczeństwa w zakresie tego, co taki program będzie obejmować i dlaczego takie działania są uznawane za potrzebne.