Jubileusze, rocznice, celebracje są z założenia radosne. I przede wszystkim niosą nadzieję na przyszłość. Służą „policzeniu się”, satysfakcji z bilansu osiągnięć, przypomnieniu o mizerii startu i docenieniu tego, co się ma, a co się zaciera w codzienności prozaicznej krzątaniny. Rozumiem to i doceniam.
Przy takich okazjach niepokoi jednak brak właściwego miejsca, czasu i uwagi dla tej pustej połowy szklanki. Nie idzie tu o symetryzm bilansowania sukcesów z porażkami, ale o pułapki kontynuacji jazdy skądinąd bardzo „słuszną drogą”, ale w znanym tempie, przy pomocy niezweryfikowanej mapy, wehikułem obsługiwanym rutyniarsko.
Nieodrobiona lekcja nr 1: „obowiązywanie przepisu” nie równa się „stosowanie prawa”
4 czerwca obchodziliśmy Dzień Wolności i Praw Obywatelskich. Powiedzieć, że polska transformacja ku demokracji toczy się drogą wyboistą, tempo podróży jest zmienne, a czasem zamiera – to nic nie powiedzieć. Rok temu mieliśmy okrągłą rocznicę, trzydzieści lat obowiązywania w Polsce Konwencji o Podstawowych Wolnościach i Prawach Człowieka [1]. Tyle że „obowiązywanie” to nie to samo, co „stosowanie”.
Mimo że promieniowanie orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wyprzedzało o kilka lat obowiązywanie w Polsce samej Konwencji; mimo że ten dorobek świadomie lansowano (bo czynił to i Rzecznik Praw Obywatelskich, i część profesury) jako wzorzec dla organów państwa i to nawet w okresie poprzedzającym formalną akcesję, co niewątpliwie wpłynęło na rozwój społeczeństwa obywatelskiego – to sama Konwencja, a za nią orzecznictwo Strasburga, nie przyjęło się jako część naszego porządku prawnego i kultury prawnej. Codzienność wymiaru sprawiedliwości; produkty sejmowych prac ustawodawczych; działania aparatu państwowego – egzekutywy stosującej prawo, cała ta sytuacyjna realność nijak się ma do deklarowanej odświętnie w Konstytucji i tekstach ratyfikacyjnych fasady.
Mizerię naszego obecnego nieposzanowania praworządności zawdzięczamy bowiem temu, czegośmy się z Konwencji nie nauczyli i czego uporczywie nie chcemy się nauczyć. Nie nauczyliśmy się przede wszystkim tego, że Konwencja wymaga, aby prawo deklarowane „na papierze” zgadzało się z tym, co „w realu” czyni sąd, urzędnik, policjant, strażnik graniczny. Taka redukcja „prawa” do tekstu, do uchwalonych przepisów, do bytu potencjalnego i abstrakcyjnego – to błąd. Bardzo wygodny dla władzy.
Gdy bowiem stała, powtarzalna, przeważająca praktyka nie podąża za bytem ewentualnym, potencjalnym, abstrakcyjnym – wówczas sytuacja taka nie jest traktowana przez władzę jako defekt praworządności, z którego trzeba się tłumaczyć. Ta właśnie rozbieżność leżała u podstaw sporu o praworządność między UE i Polską. I to właśnie krytykowały dziesiątki wyroków ETPCz i Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Nieodrobiona lekcja nr 2: „wolno” nie znaczy „można”
Nie każda ingerencja władzy w prawa człowieka, gdy władza co do zasady działa w granicach kompetencji, będzie usprawiedliwiona. Zaś cel (deklarowany jako chwalebny, pożyteczny czy niezbędny, choć niekonieczny) nie uświęca środków zakazanych (przypadek Pegasusa) czy nadmiarowych (uzasadniona interwencja policyjna kończąca się jednak śmiercią lub szpitalem dla tego, wobec kogo interwencję podjęto).
To dwie ulubione linie obrony każdej władzy: „mogliśmy tak się zachować, bo było nam wolno”. Zaś co do konkretnego zachowania czy decyzji – „była taka potrzeba”. Wszelka władza skłonna jest usprawiedliwiać swoje działanie, utożsamiając kompetencję z adekwatną proporcjonalnością; niezbędną konieczność z celowością, a nawet choćby wygodą własnego działania. Tymczasem Konwencja i jej orzecznictwo wymagają tu więcej: konieczności – i to mierzonej standardami demokratycznego państwa prawa.
Opublikowany z opóźnieniem w bieżącym roku raport z wizytacji, którą odbył w Polsce Europejski Komitet do spraw Zapobiegania Torturom i Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu albo Karaniu (CPT), dotyczy stosowania przez polskie władze pushbacków na pograniczu polsko-białoruskim. Raport zwraca uwagę, że „natychmiastowe i siłowe zawracanie migrantów o nieuregulowanym statusie bez ich wcześniejszej identyfikacji lub sprawdzenia ich potrzeb byłoby wyraźnie sprzeczne z zasadami i standardami wymienionymi powyżej [tj. wynikającymi z art. 3 EKPCz. – przyp. EŁ]”. CPT zaleca, „aby polskie władze dostosowały ramy prawne i praktykę do wymogów proceduralnych z wymogami proceduralnymi określonymi w artykule 3 oraz zapewnienie, że migranci, którzy wjechali na terytorium Polski, nie byli przymusowo zawracani przed przeprowadzeniem zindywidualizowanej kontroli w celu identyfikacji osób potrzebujących ochrony, oceny tych potrzeb i podjęcia odpowiednich działań”.
I dotyczy to zarówno pushbacków, które miały miejsca przed 15 października 2023 roku, jak i po tej dacie. Sprzeczność tej praktyki wynika nie tylko z naruszenia standardów Konwencji Europejskiej, ale także z Konwencji Genewskiej z 1951 roku, dotyczącej uchodźców. Oczywiście nie każdy migrant jest uchodźcą – tylko, jeżeli się go wyrzuca za płot bez sprawdzenia nawet, kim jest, to skąd mamy wiedzieć, czy odpowiada kryteriom?
Nieodrobiona lekcja nr 3: stłuczony termometr nie sprawi, że nie mamy gorączki
Emocje wśród mieszkańców i przedsiębiorców pogranicza, prawników, dziennikarzy, aktywistów, żołnierzy wzbudza obecnie perspektywa utworzenia strefy buforowej na wschodzie.
Wprowadzenie tej strefy to działanie podobne stłuczeniu termometru w celu zwalczania gorączki. Strefa wprowadzałaby ograniczenia dostępu w pasie przygranicznym dla osób z zewnątrz i miałaby mieć charakter tymczasowy – 90-dniowy. Pomijając niejasności co do szerokości (200 metrów wedle zapowiedzi premiera, ale miejscami już kilka kilometrów, w upublicznionych projektach) budzi niepokój przede wszystkim co do zakresu i kryteriów określania kompetencji służb mundurowych, które tam mają działać: „…uruchomimy wszystkie środki, jeśli chodzi o logistykę, jeśli chodzi o wyposażenie, także środki prawne, żeby wasza służba tutaj była służbą bezpieczną, z punktu widzenia państwa, bezpieczną, na ile to możliwe, z waszego punktu widzenia, i skuteczną, jeśli chodzi o cel waszej misji, czyli ochronę granicy [Donald Tusk, Dubicze Cerkiewne, 29 maja – zaznaczenie EŁ]”. Prawda, że chodzi o okazjonalne przemówienie polityka do służb mundurowych i to po tragicznie zakończonym ataku na żołnierza. Nikt przecież nie ma wątpliwości, że kryzys humanitarny na granicy ma genezę w zorganizowanych wrogich działaniach ze strony nieprzyjaznych władz krajów ościennych.
Kilka dni później, już w czasie obchodów Dnia Wolności i Praw Obywatelskich, ten sam premier – nie będąc zresztą wcale bardziej konkretny – mówiąc o strefie buforowej, już nie odwoływał się do horyzontów ocennych służb mundurowych. (I całe szczęście, że zrezygnowano z symbolicznej daty 4 czerwca dla wydania rozporządzenia – symbole mają znaczenie!).
Zakaz wstępu osób postronnych do strefy nie zwiększy jednak ani bezpieczeństwa ludności na tym terenie, ani samych mundurowych; przecież nie grożą im przybysze z Polski, tylko ci zza płotu. Zakaz ten będzie natomiast prowadził do dalszych naruszeń praw człowieka i pogłębienia kryzysu humanitarnego trwającego od 2021 roku. Wypada się zgodzić ze stanowiskiem Zarządu Fundacji Helsińskiej, że będzie to „poważne utrudnienie dla pracy aktywistek i aktywistów niosących pomoc ofiarom kryzysu humanitarnego. Zakaz ten utrudni im monitorowanie przestrzegania prawa przez funkcjonariuszy Straży Granicznej i innych formacji działających w rejonie granicy, a także dokumentowanie nadużyć i naruszeń praw człowieka. Nieobecność mediów oznaczać będzie pozbawienie społeczeństwa rzetelnej informacji o panującej na granicy sytuacji”. Mówiąc brutalnie: strefa zwiększy komfort przeganiania (co jest nagminne, znane i tolerowane przez władze) niosących pomoc i ułatwi kamuflaż pushbacków. A jakie one są, pokazał koszmarny film z tak zwanym „człowiekiem nietoperzem” zwisającym z płotu. Termometr będzie stłuczony, gorączki nie poznamy, udajemy zdrowych.
Fałszywe skojarzenia
Systemowy kryzys praworządności oswoił nas z wykorzystywaniem ustaw i rozporządzeń do celów innych niż deklarowane przez samo prawo. Do ich atrapizacji, niszczącej zaufanie do prawa i państwa. Łatwiejsze bowiem jest zarządzanie strachem i budowanie stereotypów.
Szczęście, że w tej akurat sferze można liczyć na rozwój rozproszonej kontroli konstytucyjności rozporządzeń, o czym może nas przekonać choćby SN w wyroku o sygnaturze I KK 171/21, 18.1.2022 r., gdzie mocno podkreślono potrzebę proporcjonalizacji wprowadzanych zakazów (chodziło o wstęp dziennikarzy do strefy przygranicznej w czasie obowiązywania w 2021 roku rozporządzenia podobnego do obecnie zapowiedzianego). Przeciwstawienie „albo bezpieczeństwo, albo wykluczenie pomocy humanitarnej” to fałszywa, bezalternatywna perspektywa. Ale stereotyp działa: już obecnie w mediach społecznościowych gwałtowne wzburzenie budzi informacja, że pomoc humanitarna należy się także żołnierzowi wrażej armii w czasie wojny, którego owszem, należy co prawda najpierw pojmać – ale potem jako jeńca opatrzeć i nakarmić. Fałszywa jest też inna budowana zbitka: „pomoc humanitarna zatem wpuszczamy wszystkich”. Trzeba najpierw sprawdzać, komu pomoc jest niezbędnie potrzebna, a kogo należy odesłać (i to nie metodą wypchnięcia przez płot). Trzeba mieć do tego personel, czas, organizację i choćby prowizoryczne obozy filtracyjne. Jeżeli się tego nie chce/nie umie robić, to nie ma co się dziwić zarzutom naruszania Konwencji o Ochronie Praw Człowieka, a w praktyce dokonuje się irredenty z jej obszaru.
I nie chodzi nawet o to, że w tym względzie demonstracyjnego posunięcia dokonuje upadły Trybunał Konstytucyjny. Przeprowadzając karkołomną interpretację artykułu 6 Konwencji (prawo do sądu), aby usunąć jawną sprzeczność między polską praktyką i tym, co orzeka ETPCz – sam o sobie mówi, że sądem nie jest, a Polska nie musi realizować wyroków zapadłych w Strasburgu [2]. Nie chodzi też o to, że Krajowa Rada Sądownictwa (z której brakiem legitymizacji ciągle nie możemy się uporać) zgłasza do tegoż Trybunału wniosek (maj br., sygnatura K 15/24) kwestionujący obowiązek polskich organów władzy publicznej do posłuszeństwa skutkom wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (o czym wprost mowa w artykule 46 Konwencji). I Trybunał Konstytucyjny, i Krajowa Rada Sądownictwa obecnie świadomie i demonstracyjnie dokonują interpretacji podważającej nasze międzynarodowe zobowiązania. No ale przecież nie chcemy tak być kojarzeni, czyż nie?
Przypisy:
[1] Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności (Dz.U. z 1993 r. Nr 61, poz. 284 ze zm.).
[2] Wyrok TK z 24.11. 2021 r., K 6/21 (zakwestionowanie obowiązku podległości wyrokom ETPCz).