Elegancki garnitur, bulwary Hollywood przemierzane intensywnie niebieską corvettą, nienaganna uprzejmość i pełna uporu dociekliwość – Sugar (Colin Farrell) to prywatny detektyw i specjalista w odnajdywaniu zaginionych. A także kolejne wcielenie Philipa Marlowe’a i Sama Spade’a, ikonicznych detektywów prosto ze świata czarnych kryminałów. Początek serialu przypomina zresztą fabułę „Wielkiego snu” Raymonda Chandlera – schorowany producent wynajmuje detektywa, by zajął się wymagającym dyskrecji zleceniem. Intryga wokół zniknięcia młodej kobiety coraz bardziej się rozrasta, a detektyw, zamiast przybliżać się do prawdy, krąży po Mieście Aniołów śladami kolejnych podejrzanych. Wszystko pod ostrym kalifornijskim słońcem, w rytm jazzowej muzyki Kamasiego Washingtona.
Choć niedługo minie stulecie od wydania ikonicznych powieści Dashiella Hammetta i Raymonda Chandlera oraz początków filmu noir, kino i telewizja nadal wydają się zakochane w specyficznym świecie czarnego kryminału. Na premierę w polskich serwisach streamingowych dalej czeka serial „Spade” z Clive’em Owenem, będącym wariacją na temat prowansalskiej emerytury detektywa stworzonego przez Hammetta, a w 2023 roku słynny Philip Marlowe zyskał nowe, filmowe wcielenie w osobie Liama Neesona. „Sugar” w przeciwieństwie do nich rozgrywa się współcześnie i pozornie nie ubiera kostiumu retro.
Twórcą serialu jest scenarzysta Mark Protosevich, w przeszłości odpowiadający za scenariusze do „Celi”, „Posejdona” czy amerykańskiej wersji „Oldboya”; część odcinków wyreżyserował Fernando Meirelles, autor „Wiernego ogrodnika” i „Miasta ślepców”. Protosevich zadbał, by w serialu przeplatywały się wątki, które mają wskazywać na jego aktualność – problemy z uzależnieniem Amerykanów od opioidów, era post-MeToo w przemyśle filmowym, kwestie związane z granicą z Meksykiem. Ziarnisty obraz, dynamiczny montaż i często rozedrgana kamera sprawiają wrażenie zanurzenia w realnym świecie, dostępnym na wyciągnięcie ręki, choć światem tym jest w istocie starannie wystylizowana i niebezpieczna miejska dżungla.
Tajemnice Los Angeles
Sugar jest zafascynowany historią Hollywood i klasycznym kinem. W jego świecie życie przypomina kino, przeszłość i teraźniejszość wydają się zgodnie współegzystować na ulicach Los Angeles. Demoniczna rodzina wpływowego producenta, dla którego zaczyna pracować mężczyzna, także idealnie wpisuje się w schemat historii o grzesznym Hollywood. Skandale, morderstwo sprzed lat, byłe dziecięce gwiazdy i czarne owce. Detektyw do snu ogląda kolejne filmy z Humphreyem Bogartem czy Burtem Lancasterem, a dosłownie wplecione w fabułę są sceny z takich klasyków filmu noir jak „Zabójcy”, „Pustka” czy „Noc myśliwego”. Co tylko podkreśla, jak bardzo aktualne są nadal tematy przemocy, wyzysku i niesprawiedliwości.
Sugar nie jest pierwszą rolą detektywa w dorobku Colina Farrella. Kilka lat temu irlandzki aktor zagrał w drugim sezonie serialu „True Detective”, również rozgrywającym się w Kalifornii. Paradoksalnie jednak światy „True Detective” i „Sugara” więcej różni niż łączy. Ten pierwszy ukazywał bez sentymentów policyjną korupcję, przemoc gangów i mrok Los Angeles. Grany przez Farrella detektyw był kolejnym wcieleniem twardego policjanta, który na co dzień obraca się w szarej strefie między tym, co powinien, a tym, co jest wymagane, by przeżyć w niełatwym świecie. Dla odmiany „Sugar” skupia się na pełnym iluzji świecie kina i show-biznesu oraz na kameralnym dramacie hollywoodzkiego rodu Sieglów. Ale także sam detektyw różni się od postaci grywanych w czarnych kryminałach przez Bogarta czy Mitchuma – zrezygnowanych, niemających złudzeń mężczyzn o zniszczonych twarzach. Sugar jest wykształcony, włada kilkoma językami, przywiązuje dużą wagę do ubioru, przemocy używa tylko w stanie najwyższej konieczności. To kinofil i łagodny ekscentryk, który docenia świat wokół i stara się pomagać innym. Jego przeszłość okryta jest tajemnicą. Specjalizuje się w odnajdywaniu zaginionych – prawdopodobnie z powodu sprawy jego siostry, o której zniknięciu czasami zdarza mu się wspominać.
Pod wieloma względami partnerujące mu postacie kobiece są zarysowane lepiej niż sam budzący zdziwienie, lekko dziwaczny detektyw – od byłej gwiazdy rocka Melanie (Amy Ryan) po przymykającą oczy na wady syna producentkę Margit (Anna Gunn) czy hippisowską szefową Sugara Ruby (Kirby Howell-Baptiste), która żelazną ręką rządzi interesami swoimi i detektywa. To one, zamiast klasycznych femmes fatales, napędzają intrygę. Wśród pozostałych bohaterów są grający drugie skrzypce przy legendarnym ojcu producent Bernie Siegel (Dennis Boutsikaris), niepokojąca dziecięca gwiazda Davy (Nate Corddry) czy zamieszany w szereg podejrzanych interesów Stallings (Eric Lange).
To zaskakujące, w jakim stopniu drobne gesty bohaterów „Sugar” równoważą minorowy obraz Los Angeles. Sam detektyw wręcz rozpaczliwie próbuje być przyzwoity – w stosunku do podejrzanych, mijanych przelotnie osób czy zwierząt. Walcząca z alkoholizmem Melanie stara się odpłacić za drugą szansę w życiu, pomagając innym. Zaginiona Olivia (Sydney Chandler) wykorzystuje siłę mediów społecznościowych, by walczyć o sprawiedliwość. Hollywood może dalekie jest od cukierkowych barw, lecz ostatecznie nawet tam nic nie jest czarno-białe. Rodzina Sieglów ma na sumieniu wiele występków, a jej członkowie wydają się równie skupieni na osobie i okrutni jak bohaterowie serialu „Sukcesja”, nigdy jednak nie stają się karykaturami samych siebie. Zwłaszcza wyraźne jest to w scenach, gdy pogrążona w żałobie rodzina próbuje poradzić sobie z przedwczesną śmiercią jednego z jej członków. Pada wiele gorzkich słów i wzajemnych pretensji, ale i wyraźne jest poczucie żalu i klęski, jaką ponieśli jej najstarsi członkowie. Nie ulega wątpliwości, że są to wielowymiarowe postacie, którym nieobce są także uczucia zagubienia, wstydu czy rozpaczy.
Kwestią, która zawsze pozostaje istotna w przypadku kolejnych wariacji na temat czarnego kryminału, jest cienka granica między składaniem hołdu historii kina a niezbyt twórczym powielaniem kolejnych fabularnych schematów. | Marta Snoch
Nowe spojrzenie na film noir
Serial Protosevicha odwołuje się nie tylko do klasyki czarnych kryminałów Johna Hustona czy Roberta Siodmaka, lecz także jest pełen nawiązań do filmów neo-noir. Pojawiają się odniesienia do „Chinatown” Romana Polańskiego, „Ostatniego pożegnania” Roberta Altmana czy „Tajemnic Los Angeles” Curtisa Hansona. W jednej z ról w serialu pojawia się zresztą James Cromwell, czyli pamiętny kapitan Smith z filmu Hansona.
Kwestią, która zawsze pozostaje istotna w przypadku kolejnych wariacji na temat czarnego kryminału, jest cienka granica między składaniem hołdu historii kina a niezbyt twórczym powielaniem kolejnych fabularnych schematów. „Czarna Dalia” Briana De Palmy przeszła bez echa, podobnie jak „Nice Guys” osadzony w latach siedemdziesiątych neo-noir z elementami komedii. Zdecydowanie lepiej wypadały filmy, które zamiast powtarzać gatunkowe klisze, w interesujący sposób starały się przedstawić inne oblicza filmu noir. Czarny kryminał XXI wieku ma więc twarze psychodelicznej adaptacji Thomasa Pynchona „Wada ukryta” Paula Thomasa Andersona z detektywem-hippisem Dockiem Sportello (Joaquin Phoenix) czy „Tajemnic Silver Lake” Davida Roberta Mitchella, filmu nazywanego często czarnym kryminałem pokolenia millenialsów. „Wada ukryta”, podobnie jak „Ostatnie pożegnanie”, przeniosła cały anturaż czarnego kryminału – z nieodłącznymi postaciami detektywów, zaginionych milionerów i femmes fatales – prosto w kontrkulturowy świat hippisowskiej Kalifornii. „Tajemnice Silver Lake” wprowadzały motywy rodem z filmu noir w krajobraz współczesnych dwudziestokilkulatków próbujących zrobić karierę w Fabryce Snów. Oba filmy łączyły czarny humor z elementami popkulturowego pastiszu. Po części parodiowały trochę sam gatunek, wskazując na jego często absurdalne elementy. Ale jednocześnie podkreślały wciąż niesłabnącą aktualność mroku spowijającego samo Miasto Aniołów. Nawet „Marlowe” pozornie nie różniący się od adaptacji Chandlera z lat czterdziestych, dokonywał wielu subtelnych zmian zwłaszcza pod względem rewizji stereotypowych ról płciowych. Czy „Sugar” jest w takim razie w stanie zaproponować coś nowego?
Pomijając interesującą kinofilię detektywa i słodko-gorzki obraz Los Angeles, tajemnica, którą skrywa Sugar, jest największą niespodzianką, jaką ma do zaproponowania serial. Zwłaszcza w ostatnich odcinkach sezonu, gdy przeszłość detektywa przynosi wątki, które – by nie zdradzać za dużo – prawie rozsadzają od środka tradycyjną fabułę i sam gatunek czarnego kryminału. Przy tym serial jest zupełnie wyzbyty humoru, kolejnych mrugnięć oka do widza, do których przyzwyczaili przez lata, wdziewając kostium filmu noir, bracia Coen czy Quentin Tarantino. Tutaj wszystko jest bardzo serio – i problemy gnębiące miasto, i miłość do starego Hollywood, i w końcu sekret Sugara.
Może tak długo, jak zło i przemoc są chlebem powszednim, potrzebne będą czarne kryminały i ostatni sprawiedliwy w wymiętym i zakrwawionym garniturze? „Sugar” zamiast defetyzmu podobnych produkcji z ostatnich lat, prezentuje lekko naiwną nadzieję, że kiedyś pewne rzeczy mogą zmienić się na lepsze. I z pewnością dla widzów – znużonych, jak sam detektyw, nieustanną spiralą brutalności – jest to pożądana zmiana.
Źródło ikony wpisu: Canva