Można było wybrać sobie inny punkt do zablokowania w ustawie o związkach partnerskich, by uchronić się przed etykietką „tęczowej partii” – czego tak bardzo obawia się PSL. Ale blokowanie możliwości przysposobienia w tęczowych rodzinach to robienie polityki na krzywdzie dzieci.
„Dość! Jesteście jak PiS” – zagrzmiało w mediach społecznościowych stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza pod adresem Polskiego Stronnictwa Ludowego.
W koalicji rządzącej trwa debata na temat projektu ustawy o związkach partnerskich. Debatuje głównie Lewica z PSL-em, jednak pojedynczy politycy Polski 2050 i Koalicji Obywatelskiej zapewniają w mediach, że popierają ustawę.
Aktualnie jej los rozbija się o to, czy w parach jednopłciowych, które wspólnie wychowują dzieci, osoba, która nie jest biologicznym rodzicem dziecka, będzie mogła je przysposobić. Podkreślmy to – para wspólnie wychowuje dziecko, a więc partner/partnerka biologicznego rodzica jest dla tego dziecka jedną z najbliższych osób. Podobnie jak ojczym czy macocha w parach dwupłciowych. Jeśli więc biologicznemu rodzicowi coś by się stało, naturalnym opiekunem dla dziecka jest jego najbliższa osoba zaraz po tym rodzicu. Ta, z którą dziecko mieszka, chodzi do przedszkola, je śniadania i odrabia lekcje. Tyle że ta osoba w świetle prawa jest dla dziecka obca. Kiedy więc rodzicowi coś się dzieje, dziecko nie może automatycznie z nią zostać. Sytuacja robi się dla niego podwójnie traumatyczna, bo tracąc jednego rodzica, traci obydwoje i dom. W takiej sytuacji mogą się znaleźć dzieci z około 50 tysięcy tęczowych rodzin – bo tyle według szacunków ich jest.
Można to zmienić, ale sprzeciwia się temu PSL.
„Czym ta homofobia różni się od homofobii PiS czy Konfederacji? Dlaczego mamy udawać, że «wara od naszych dzieci» Kaczyńskiego jest tak dalekie od niezgody na przysposobienie dzieci, które już są wychowywane przez tęczowe rodziny? I jedno i drugie to straszenie i sugerowanie, że osoby LGBT+ są zagrożeniem. Homofobia PSL jest ugłaskana, ale tak samo okrutna. Jej efekty są identyczne – brak bezpieczeństwa osób LGBT+ i naszych rodzin” – pisze Miłość Nie Wyklucza i trudno się z tymi słowami nie zgodzić.
PSL boi się tęczy
PSL ma swoje powody, by się obawiać tej ustawy. Chyba najstraszniejsze jest dla tej partii widmo „tęczowego Władka”, czyli przezwisko, którym został ochrzczony Władysław Kosiniak-Kamysz przez PiS po tym, jak w 2019 roku jego partia wystartowała w jednym bloku opozycyjnym pod szyldem KO w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dla Kosiniaka-Kamysza ta tęcza to podobno trauma. Konserwatywni wyborcy mogli tego nie wytrzymać i odejść gdzieś, gdzie będzie im się wydawało mniej kolorowo, a tego aparat partyjny prezesowi by nie wybaczył.
Obecnie notowania Trzeciej Drogi, współtworzonej przez PSL, są coraz słabsze. Partia musi walczyć o wyborców, a Kaczyński nie śpi. Można sobie wyobrazić, że kiedy tylko PSL zgodzi się na wersję ustawy zawierającą możliwość przysposobienia dziecka partnera, to PiS weźmie od razu sprawę na swój sztandar. W uproszczony, populistyczny sposób bardzo łatwo straszyć adopcją dzieci przez pary jednopłciowe. Trudniej wytłumaczyć spokojnie, jak bardzo krzywdzące jest pozbawianie par jednopłciowych tej możliwości. A także to, że akurat w tym przypadku mówimy o prawnym uznaniu staniu faktycznego, w którym dziecko wychowuje się w tęczowej rodzinie. To wszystko jest o wiele trudniejsze niż agresywny plakat straszący tęczowymi rodzinami.
Obłuda konserwatystów
Powyższy mechanizm jest zrozumiały, ale nie oznacza to, że jest akceptowalny. Bo oznacza on, że dla PSL-u, dla jego lidera Władysława Kosiniaka-Kamysza, korzyści polityczne są ważniejsze niż dobro dzieci.
Ze strachu przed populistyczną rozróbą PiS-u pozostawia 50 tysięcy rodzin w stanie zagrożenia i niepewności. Tak właśnie wygląda obłuda konserwatystów. Zasłaniając się fałszywą troską o dzieci, krzywdzą je.
Oczywiście w polityce liczy się skuteczność, trzeba tak grać, żeby wygrać, albo – jak w przypadku PSL-u – żeby przetrwać. Ale są granice. Przekroczyło je nie raz PiS, grając homofobicznymi, ksenofobicznymi emocjami – przekracza je PSL, grając bezpieczeństwem tysięcy dzieci.
Nigdy nie obiecywali, że poprą
Dobra polityka polega nie tylko na skuteczności, lecz także na utrwalaniu przekonania, że politykom o coś chodzi, na czymś zależy, że walczą w imię wyższych celów. PSL-owi i samemu Kosiniakowi-Kamyszowi to się nie udało. Trudno byłoby uwierzyć, że myślą o tych dzieciach z tęczowych rodzin, kiedy protestują przeciw ich przysposobieniu. Łatwo uwierzyć, że kosztem dzieci chodzi o bezwzględne blokowanie projektu, który jest dla nich niewygodny.
„Dość tego! Nie po to głosowaliśmy na tę koalicję, by mieć drugi PiS w rządzie”, dodaje Miłość Nie Wyklucza i zapowiada możliwość ulicznego protestu. I w tej sytuacji warto się zastanowić, czy Kosiniak-Kamysz dobrze to rozegrał, skoro doprowadził do tego, że wyborcy koalicji 15 października chcą wyjść na ulice, żeby protestować przeciw stworzonemu przez nią rządowi.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: instagramowy profil Szymona Hołowni.