Kinga Kurysia: Włocławek jest popularnym przykładem sprawnej polityki mieszkaniowej. Skąd wziął się pomysł, żeby budować z rozmachem?
Krzysztof Kukucki: Pracowałem przez pewien czas w samorządzie i cały czas słyszałem, że budowa mieszkań jest dla samorządu obciążeniem. Jednak wcześniej skończyłem studia, spłacałem kredyt studencki, a dodatkowo nie miałem żadnych szans na kredyt mieszkaniowy. Wynajmowałem więc mieszkanie na wolnym rynku przez dziesięć lat. W 2014 roku rozmawiałem o swoich doświadczeniach ze znajomą urzędniczką i dostrzegłem ogromną niszę, w którą wpadają osoby będące w tak zwanej luce czynszowej. Zarabiają one za dużo, żeby mieć szanse na mieszkanie komunalne, ale za mało, żeby móc uzyskać kredyt mieszkaniowy w banku. Wtedy powstał pomysł trzech mieszkaniowych filarów we Włocławku: mieszkań na wynajem, mieszkań na wynajem z opcją dojścia do własności i TBS.
Na czym polegała inwestycja w mieszkania na wynajem?
Powstała przy ulicy Celulozowej i była podzielona na dwa etapy. Ówcześni koalicjanci w samorządzie miejskim z Platformy Obywatelskiej wymagali takiego podziału, ponieważ zastępczyni prezydenta nie wierzyła, że w ogóle będą chętni do wynajmowania. Przygotowaliśmy grunty, mieliśmy wolne 4 hektary na terenach po fabryce celulozy, która zbankrutowała. Była jedną z pierwszych ofiar transformacji gospodarczej Balcerowicza.
Trwały prace projektowe, założyliśmy spółkę MBM, czyli Miejskie Budownictwo Mieszkaniowe. W 2019 roku Fundusz Dopłat BGK zwiększył finansowanie do 80 procent wartości inwestycji, więc od razu złożyliśmy wniosek. Uważam, że w życiu nie ma przypadków. Pamiętam jak dziś, że wracałem z delegacji z Poznania i przejeżdżając obok dwóch włocławskich fabryk prefabrykatów pomyślałem: skoro firma wysyła materiały do Szwecji, to dlaczego nie mogłaby budować u nas?
Włocławska firma Budizol ukończyła wówczas budowę komercyjnego osiedla z prefabrykatów w Warszawie. U nas zaczęła się budowa czterech budynków, a dzięki budowie z prefabrykatów jedno piętro bloku pięcioklatkowego było składane w dwa tygodnie. W przypadku bloku trzyklatkowego był to tydzień. Było więc widać, jak osiedle rośnie, a jego wykończenie trwało dłużej niż budowa, bo mieszkania są gotowe pod klucz. W pierwszym etapie 288 mieszkań wybudowaliśmy w 18 miesięcy. Gdy pracowałem w Ministerstwie Rozwoju i Technologii to deweloperzy mówili, że cykl produkcyjny trwa 5 lat. Śmiałem się, że może u was, bo u mnie szybciej.
Jakie było zainteresowanie?
Na 288 mieszkań komunalnych mieliśmy 1000 wniosków. Drugi etap na 144 mieszkania to już 800 chętnych. Wtedy wszyscy chcieli być ojcami sukcesu, przypisywali sobie zasługi. Pokazaliśmy, że można budować, a samorządowcy są trochę jak sroki – jak komuś coś wyjdzie w innym ośrodku, to zaczynają się interesować, jak na przykład prezydent Truskolaski w Białymstoku. To potencjał do wzajemnej inspiracji.
W 2024 roku przez kilka miesięcy pracował pan w ministerstwie nad ustawą, która ma być wsparciem między innymi dla budownictwa samorządowego. Jakie są pana spostrzeżenia z tych prac?
Statystyki wyraźnie pokazują, że samorządowcy się obudzili. Gdy odchodziłem w kwietniu, w ministerstwie były wnioski na blisko 20 tysięcy mieszkań samorządowych za 3 miliardy złotych. Zaproponowaliśmy roczny budżet programu na 5 miliardów złotych i jest to kwota, która umożliwia zbudowanie 20 tysięcy mieszkań na wynajem rocznie.
W Polsce buduje się rocznie ponad 200 tysięcy nowych mieszkań. Do tego 20 tysięcy mieszkań samorządowych daje ładny wynik. W nieodległej perspektywie pięciu lat mamy szansę na zbudowanie 100 tysięcy mieszkań, podczas gdy przez wszystkie lata funkcjonowania TBS-y zbudowały około 60 tysięcy. To będzie największe zadanie na najbliższe miesiące, żeby Lewica wywalczyła duże pieniądze na Fundusz Dopłat. W tych okolicznościach nawet 3 miliardy złotych będą w stanie na bieżąco zaspokoić potrzeby, które zgłaszają samorządy.
Czy mieszkania zostaną zatrzymane w zasobie wspólnym, czy możliwy będzie ich wykup na własność?
Pracując w ministerstwie, miałem sporo spotkań z przedstawicielami budownictwa społecznego, w przeciwieństwie do kolegi-ministra, który wolał się spotykać z deweloperami. Starałem się usunąć problemy, które oni zgłosili. W projekcie ustawy wpisaliśmy zakaz wyodrębniania własności. Mieszkanie z wykorzystaniem środków publicznych na zawsze powinno pozostać własnością publiczną. To statystyka, która mnie zszokowała, że w stosunku do 1995 roku mamy w Polsce o połowę mniej mieszkań komunalnych! Drugi krok to nowa ustawa, w której dajemy szansę na większą działalność dla TBS-ów, które mają doświadczenie i wiedzę. Wystarczy je pobudzić, podobnie jak spółdzielnie mieszkaniowe.
Przedstawiciele Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych przeprowadzili analizy, że dysponują gruntami, na których może już teraz powstać 300 tysięcy mieszkań. Zapytani, dlaczego nie budują, powiedzieli, że boją się, że zbudują, wyodrębni się własność i stracą wpływ na to, co zbudowali. Dzięki nowej ustawie będą mogli podobnie jak samorządy skorzystać z Funduszu Dopłat na poziomie 35 procent kosztu inwestycji, a także z kredytu preferencyjnego SBC BGK, który ma być wydłużony z 30 do 50 lat z oprocentowaniem 1 procent. Jest to rozwiązanie dla spółdzielni i TBS-ów.
Jakie ma pan dalsze plany na mieszkaniówkę we Włocławku?
Włocławek jest bardzo zdegradowany w centralnej części miasta. Mamy już projekt zespołów budynków w centrum i chcemy polityką mieszkaniową zmieniać oblicze miasta w obszarze rewitalizacji. Moim marzeniem jest wytworzenie mody na mieszkanie w centrum, czyli przywrócenie normalności, bo tak to powinno wyglądać.
Oprócz tego mamy programy demograficzne, które mają odpowiedzieć na odpływ mieszkańców. Bo jest ogromna konkurencja między miastami i uczelniami o studentów i absolwentów. Dlatego planuję też budowę mieszkań dla studentów – nie mówię o akademikach, ale mieszkaniach. Zakładam, że nie będą zabierane studentom po zakończeniu studiów, jeśli po studiach podejmą pracę w obszarze miejskim.
Planuję również budowę mieszkań senioralnych. Chciałbym budować mieszkania dla seniorów w średniej wielkości blokach, na każdym osiedlu. Chodzi o trudność życia na 3–4 piętrze bez windy. Będziemy więc budować nie za duże bloki, proponować zamieszkanie w nich osobom, które mają problem z własną mobilnością, natomiast dotychczasowe mieszkanie w dalszym ciągu będzie własnością seniora, ale będzie wchodzić do Społecznej Agencji Najmu. Dzięki temu odzyskamy dla rodzin z dziećmi mieszkania w dobrych lokalizacjach, blisko żłobków i szkół, które były za duże dla niektórych seniorów, którzy żyją samodzielnie na 60 m2 i płacą wysoki czynsz. Do tego potrzebujemy Funduszu Dopłat, bez tego ani rusz.
Czy tego rodzaju interwencjonizm mieszkaniowy w samorządach będzie coraz popularniejszy?
Myślę, że takich pomysłów samorządy będą miały coraz więcej, bo są doświadczone w skutecznych realizacjach inwestycji. Gdy tylko pieniądze z Funduszu Dopłat zostaną utrzymane czy zwiększone, jak proponujemy jako Nowa Lewica, będzie to realne narzędzie prowadzenia polityki miejskiej, w tym pozyskiwania nowych mieszkańców.
Nabór na program „Mieszkanie dla absolwenta” w Białymstoku przyciągnął osoby spoza miasta.
W przypadku Celulozowej nie udało mi się przeforsować takiego rozwiązania z partnerami koalicyjnymi, dlatego zamknęliśmy się tylko do Włocławka. To był błąd.
Co pan sądzi o idei deglomeracji, czyli pomyśle, że powinniśmy w Polsce w większej mierze wspierać małe i średnie miasta, a nie tylko duże?
To ogromny potencjał. Dla gospodarki koncentracja wcale nie jest dobra, co widzimy w urzędach w dużych miastach, gdzie trudno jest pozyskać pracowników. Koszty życia są bardzo wysokie, a przy obecnych stawkach utrzymanie dobrej jakości kadr jest trudne. Na poziomie krajowym działania deglomeracyjne są niezbędne.
Kiedyś organizowałem debatę, czy we Włocławku może być Ministerstwo Sportu, chociaż oczywiście wolałbym Ministerstwo Mieszkalnictwa [śmiech]. Ale idea jest taka, że koszty życia, najmu, funkcjonowania i miastotwórczość – to się wszystko uzupełnia i to ma sens. Pięć lat temu byłem na wizycie w Heerlen, to miasto w Niderlandach, które w latach siedemdziesiątych miało 200 tysięcy mieszkańców, a w ciągu pięciu lat straciło 95 procent miejsc pracy, bo zamknięto tam wszystkie kopalnie. Spowodowało to oczywiście gigantyczne problemy społeczne.
Co zrobiło Królestwo Niderlandów? Przenieśli tam filię Uniwersytetu z Maastricht plus odpowiednik naszego ZUS-u i GUS-u. Dzisiaj mają 100 tysięcy mieszkańców, jest to centrum analizy danych, bo filia uniwersytetu kształciła analityków, którzy mieli pracę na miejscu, powstawały tam też firmy. Średnia wieku wynosi obecnie 35 lat. To dobry przykład, żeby pokazać, że deglomeracja, czyli interwencja państwa, jest konieczna. Nie można liczyć na to, że z bogactwo Warszawy, Poznania czy Wrocławia będzie na tyle skapywać, że wszystkim będzie lepiej. Bez aktywności państwa – nie będzie.
W przypadku Włocławka, konflikt toruńsko-bydgoski zostawia miasta ościenne same sobie, bo marszałek a to musi dogodzić Bydgoszczy, a to Toruniowi. To jest duży problem dla miast takich jak Włocławek, Radom czy Słupsk. Inny przykład: urzędy marszałkowskie rozdzielają środki unijne, a znajdują się w dużych ośrodkach. I widać w województwie mazowieckim, że jak wyłączymy Warszawę, wskaźniki lecą na łeb na szyję. W Płocku niewiele mają z tego, że Warszawa jest bogatym miastem. W tej chwili mamy kraj dwóch prędkości: centra na sterydach unijnych dopłat i peryferia.
This article was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.
Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.