Eugène Scribe napisał ponad 120 librett operowych i wiele innego rodzaju sztuk scenicznych. Od lat dwudziestych do lat pięćdziesiątych XIX wieku, współpracował z najpopularniejszymi kompozytorami, takimi jak Charles Gounod, Ambrois Thomas, Giuseppe Verdi, Giacomo Meyerbeer, Gioachino Rossini, Gaetano Donizetti, Daniel Auber czy Jacques Offenbach. Można powiedzieć, że to Scribe stworzył gatunek grand opéra – najbardziej spektakularną formę sztuki teatralnej w historii. Libretto „Żydówki” napisał dla Rossiniego. Pozostawił w nim jednak sporo niedoróbek dramaturgicznych, które miał dopracować już po akceptacji Rossiniego, do której, jak wiemy, nie doszło.

Operowy absurd ma wyglądać realistycznie 

Poza tym paryska publiczność niekoniecznie była zainteresowana śledzeniem fabuły i wyszukiwaniem niekonsekwencji w libretcie, z czego Scribe świetnie zdawał sobie sprawę. W Paryżu połowa widowni śledziła tancerki w scenach baletowych, a druga połowa przychodziła zobaczyć ulubionych (czytaj: najpopularniejszych) śpiewaków. Wszystkich zaś dużo bardziej niż liberetto interesowały poszczególne sceny i zastosowane rozwiązania scenograficzne. Na scenie tryskała fontanna, wybuchał zamek czy wulkan albo z grobów wyłaziły mniszki i wykręcały piruety – taki balet zombie, a wszystko to miało wyglądać realistycznie! 

Inżynier i „główny oświetleniowiec” paryskiej sceny Jules Duboscq, żeby pogłębić realizm, wynalazł między innymi wykorzystujące łuk elektryczny maszyny do robienia piorunów i drugą zwaną lever de soleil, imitującą wschód czy zachód słońca. Wymyślił też, że do pokazania chmur można użyć projekcji – szklanego wirującego dysku z namalowanymi chmurami, który po podświetleniu rzutował na horyzont przesuwające się obłoki (wcześniej stosowano statyczne malowane tło). Zastosował też pryzmat w urządzeniu zwanym la machine à arc-en-ciel, czyli maszyną do robienia tęczy! Na głównej scenie operowej Paryża trwał nieustanny konkurs na najbardziej ekstrawagancką inscenizację, a zadaniem Scribe’a i jego pomocników było dostarczenie pomysłów.

Libretto z odzysku

Libretto odrzucone przez Rossiniego przygarnął Jacques Halévy. W konsekwencji, Scribe uznał, że „Żydówka” przepadnie – Halévy nie miał bowiem jak dotąd żadnych większych sukcesów – lub stracił nią zainteresowanie, bo zdążył zacząć pisać już coś innego. Scribe powrócił jednak do libretta „Żydówki” na etapie prób do premiery, a kolejne zmiany wprowadzał jeszcze po pierwszych spektaklach. Nie służyły one jednak usunięciu z fabuły części jej absurdalnych elementów, ale dodaniu kilku linijek do skomponowanej muzyki na prośbę wykonawców, którzy domagali się wydłużenia swoich partii. 

Chociaż nie wszyscy widzowie byli entuzjastycznie nastawieni do „Żydówki” w lutym 1835 roku, opera ostatecznie zdobyła wielkie uznanie i była wykonywana niemal nieprzerwanie przez kolejne dziesięciolecia. Historia zapamiętała Halévy’ego jako kompozytora „Żydówki”, bo żadna inna z jego oper nie osiągnęła tak dużego i za razem trwałego sukcesu. 

Konflikt bez napięcia

„Żydówka” łatwo poddaje się reżyserii, mimo wielu niedoskonałości dramaturgicznych libretta, serii niedopowiedzeń i absurdów. Jest to dzieło zróżnicowane, obfitujące w atrakcyjne scenicznie sytuacje, z ciekawie zarysowanymi postaciami i konfliktem etycznym na tle wielkiej historii – to klasyka grand opera. 

W nowej inscenizacji Opery Frankfurckiej reżyserka Tatjana Gürbaca tworzy spektakl z bardzo prostym, dość oczywistym przekazem – religia jest zła, ponieważ służy jako źródło konfliktów. Akcję „Żydówki” Scribe umieścił w Konstancji podczas trwającego tam soboru. W związku z tym Gürbaca instaluje z przodu sceny dogasający stos, na którym, jak się domyślamy, dopiero co spalono Jana Husa. Stos tli się za każdym razem, kiedy tłum ludzi zwraca się przeciwko głównemu bohaterowi – Żydowi o imieniu Eleazar. 

Chór, z krzyżami na fartuchach, a nawet wytatuowanymi na piersiach, nosi po scenie transparenty również z krzyżami, krzycząc „Oremus et pro perfidis Judaeis” i podążając za wołaniem papieża Benedykta o chrystianizację! Wszystko to umieszczone w szkielecie Wieży Babel.

Dwaj najwięksi antagoniści Eleazar i kardynał Borgoni okazują sobie dużo wzajemnego wsparcia – łączy ich podobne doświadczenie, jakim jest utrata najbliższych. Nie jest to jednak dialog międzyreligijny, to dialog międzyludzki, a wobec religii i opętanego religią społeczeństwa ich porozumienie nic nie znaczy. Relacja między Eleazarem a społeczeństwem jest nie tyle napięta, co otwarcie wroga i brutalna. W rezultacie Eleazar z zemsty na Borgoni doprowadzi do egzekucji Racheli, córki kardynała, którą wykradł, kiedy była niemowlęciem i wychował. Dla zemsty jest gotów poświęcić dziecko, które kocha. 

W finałowej scenie Scribe zaplanował nie banalny stos czy szubienicę, ale śmierć przez ugotowanie – tworząc jedną z trzech najdziwniejszych śmierci w historii opery obok śmierci w lawinie i wykrwawienia się po przecięciu tętnicy szyjnej przez złotego kogucika. Przy tym bukiet zatrutych fiołków przysłanych przez rywalkę albo skok do morza brzmią bardzo banalnie.

Wadą spektaklu jest to, że jakkolwiek nie najgorzej pomyślany w sferze idei, to niestety brakuje w nim napięcia. Na każdym etapie soliści utykają w swoich rolach, a muzyka rzadko przychodzi z pomocą, choć nie brakuje dobrze zaśpiewanych fragmentów.

Śpiewać nie każdy może

Partia Racheli, czyli tytułowej Żydówki, skomponowana została dla Cornelie Falcon. Legendarne były jej zarobki, a także bardzo krótka i intensywna kariera; Falcon straciła głos po pięciu latach od debiutu. Głos typu Falcon to mezzosopran z dobrze brzmiącym górnym rejestrem, który w pisanych dla niej partiach był silnie eksploatowany. Dzisiaj role Falcon podejmowane są przez soprany. We frankfurckiej produkcji partię Racheli wykonała Ambur Braid. Przedziwna ekspresja śpiewaczki z pewnością wymykająca się koncepcji reżyserskiej sprawiała wrażenie, jakby solistka nie wiedziała zupełnie, o czym śpiewa ani co robi na scenie. Sytuacji nie ratowała ani gładkość brzmienia jej głosu, ani zdarzające się ładne piano, bo nie było w jej występie muzyki; miało się wrażenie cedzenia każdego taktu, odmierzania każdej nuty, a wszystko odbywało się bardzo schematycznie.

Dużo swobodniej wypadła Monika Buczkowska jako księżniczka Eudoksja, rywalka Racheli. W jej głosie słychać blask podparty dobrą intonacją. Ozdobą partii Eudoksji są pełne temperamentu koloratury. Słychać też, że Buczkowska lubi robić szybkie wycieczki po górach swojej skali. 

W roli księcia Leopolda, czyli męża Eudoksji i kochanka Racheli w jednym, wystąpił Gerard Schneider, który jako aktor ma zdecydowanie dużo więcej do powiedzenia niż jako śpiewak, bo trudno być śpiewakiem, borykając się z problemami technicznymi; im wyżej wspinał się swoim niewielkim głosem, tym mniej z tego głosu zostawało – odbarwiał się, tracił moc i „objętość”. Zdecydowanie wpadka obsadowa.

Simon Lim jako kardynał Borgogni emanuje dobrodusznością i ciepłem, a jego głos brzmi dostojnie. W jego występie pojawiało się myślenie o dramaturgii, o kolegach ze sceny, o zespołowym śpiewaniu, o wszystkim, czego najbardziej w wykonaniu tej opery brakowało. Znalazł świetnego partnera w odtwórcy partii Eleazara – Johnie Osbornie. 

Przyznać musimy, że wybierając się na ten spektakl, mieliśmy obawy dotyczące obsady, największe odnośnie do Osborna. Zostaliśmy przyjemnie zaskoczeni. Może Osborn nie jest idealnym Eleazarem, może daleko mu do Neila Shicoffa, na którego występ jako Eleazara w Wiedniu nie dojechaliśmy i znamy go tylko z nagrań, ale Osborn poradził sobie ze swoją rolą dobrze. Osborn kontroluje głos, góry nie stanowią dla niego problemu, a dodatkowo znakomicie potrafi zbudować kulminację w ariach i potrafi w jakimś stopniu ożywić kolegów ze sceny. 

Mało pomocny solistom, a może bezradny okazał się dyrygent Henrik Nánási. Zadbał jednak o Orkiestrę Opery i Muzeum we Frankfurcie, która na co dzień ma ładne, bogate brzmienie. Nánási dał orkiestrze wystarczająco dużo swobody, żeby mogli zabłysnąć we fragmentach solowych.

Chórmistrzu, nie odchodź!

Tilman Michael, od dziesięciu lat kieruje Chórem Opery we Frankfurcie i to za jego kadencji kilkukrotnie zespół zdobywał tytuł najlepszego chóru operowego. Po świetnych produkcjach tego sezonu, o których pisaliśmy, takich jak „Der Traumgörge” lub „Tannhäuser”, opera Halévy’ego, to jego ostatnia nowa produkcja we Frankfurcie (od przyszłego sezonu dyrygent będzie pracował z Chórem MET w Nowym Jorku). Chór w „Żydówce” jest prawdziwym bohaterem zbiorowym, Chór Opery we Frankfurcie jest na scenie zespołem indywidualistów – poza Osbornem nikt nie wniósł tyle ożywczej energii w tej produkcji, co właśnie śpiewacy chóru.

 

OPERA

Jacques Halévy „Żydówka”

dyrygent: Henrik Nánási
przygotowanie chóru: Tilman Michael
reżyseria: Tatjana Gürbaca.
soliści: Ambur Braid, John Osborn, Gerard Schneider, Monika Buczkowska, Simon Lim, Sebastian Geyer, Danylo Matviienko

Chor der Oper Frankfurt
Frankfurter Opern- und Museumsorchester

Recenzowany spektakl odbył się 16 czerwca 2024 roku (premiera inscenizacji)

Zdjęcia © Monika Ritterhaus