Pod koniec maja 2024 roku parlament Gruzji przyjął uchwałę w sprawie „przejrzystości wpływów zagranicznych”, odrzucając weto prezydentki Salome Zurabiszwili. Krytycy nazywają ten dokument „rosyjskim”, twierdząc, że znacząco ogranicza on wolność słowa i sabotuje eurointegracyjne starania Tbilisi.

Nowe prawo wymaga od wszystkich organizacji otrzymujących co najmniej 20 procent wpływów do budżetu ze źródeł zagranicznych, by zarejestrowały się jako „agent realizujący interesy obcego państwa”. W innym wypadku, takim podmiotom grozi grzywna. Rządząca partia Gruzińskie Marzenie zapewnia, że dokument jest niezbędny, by uchronić politykę wewnętrzną kraju przed zewnętrznymi wpływami. Krytycy, w tym Komisja Wenecka, uznają jednak takie regulacje za antydemokratyczne, zagrażające eurointegracyjnym perspektywom Gruzji.

fot. Irakli Gamsakhurdia

Dyskusjom nad dokumentem oraz procesowi jego uchwalania w parlamencie towarzyszyły masowe protesty w Tbilisi i innych większych miastach kraju, odbywające się pod hasłem: „Tak dla Europy. Nie dla rosyjskiego prawa”. Protestujący porównują nową ustawę z regulacjami wprowadzonymi przez Kreml. Celem Moskwy było zakneblowanie organizacji, mediów i działaczy obywatelskich nastawionych krytycznie do władzy wykorzystującej masowe zatrzymania i fizyczną agresję wobec niepokornych.

Demokratyczne wyzwania

Protestujący zbierali się także w mieście Zugdidi na zachodzie kraju, leżącym na granicy z okupowaną od trzydziestu lat Abchazją. Gruzini uważają ten region za nieodłączną część ich państwa, w którym trwa „zamrożony konflikt”. Rosjanie uznają go za niepodległą republikę i swoją strefę wpływów na Kaukazie. Taka sytuacja dodaje znaczenia protestom w mieście leżącym na punkcie styku dwóch rzeczywistości geopolitycznych: proeuropejskiej i prorosyjskiej.

Demonstracje są tu organizowane cyklicznie przez Fundację Solidarności Obywatelskiej założoną dwa lata temu dla wsparcia Pokrowska w Ukrainie, partnerskiego miasta Zugdidi. Gruzińska miejscowość przyjęła wielu uchodźców z Ukrainy w 2022 roku, ale dziś większość z nich wróciła do ojczyzny lub wyjechała do innych państw.

fot. Irakli Gamsakhurdia

Arczil Todua, jeden z założycieli organizacji i szef lokalnego biura Transparency International Georgia, twierdzi, że obalenie prezydenckiego weta oznacza ostateczne odejście od zasad demokracji, a celem wprowadzenia „rosyjskiego prawa” przez parlament jest uniemożliwienie prowadzenia krytycznej i swobodnej dyskusji. „Dotyczy to nie tylko organizacji pozarządowych i mediów, lecz także wszystkich, którzy w przyszłości będą kontestować działania władzy. Chodzi jej o stworzenie autorytarnego, rosyjskiego reżimu, co uniemożliwi integrację europejską Gruzji i zagrozi jej niepodległości. Starania rządu to tylko jedna strona medalu. Niezwykle istotne jest dziś zachowanie społeczeństwa. Absolutna większość mieszkańców kraju stawia opór władzy. Jestem pewny, że naród wyjdzie z tej bitwy zwycięsko i pokona rząd chcący oddać kraj Rosji w zamian za utrzymanie władzy” – uważa działacz.

Druga ze współzałożycielek Fundacji Solidarności Obywatelskiej, działaczka Cabunia Wartagawa, była w USA na wizycie studyjnej kilka dni przed tym, jak wybuchło zamieszanie wokół nowego prawa. „Wróciłam z mnóstwem nowych pomysłów, a dokładnie dwa dni później zaczęto procedować «rosyjską ustawę»” – opowiada kobieta. „Zamiast skupić się na zmienianiu otoczenia na lepsze, całą energię poświęciłam protestom. Nawet przez chwilę nie myślałam, żeby się poddać, bo byłam przygotowana na taki rozwój wypadków. Gdy weto prezydentki zostało odrzucone, zorganizowaliśmy demonstrację w Zugdidi. Widziałam rozczarowane twarze moich przyjaciół. Niektórzy nawet płakali. To były łzy gniewu, a nie porażki”.

fot. Irakli Gamsakhurdia

„Wszystko, o co walczyliśmy przez półtora miesiąca nieprzerwanych protestów, zniknęło w sekundę. Podchodziłam po kolei do protestujących i mówiłam, że tak jak można było przewidywać, niedługo zacznie się decydująca batalia. Przed nami trudna droga i niełatwy czas wyborów w październiku. Sądzę, że rosyjski reżim nie stanie do uczciwej walki, ale ostatecznie wszystko będzie dobrze”.

Głównym planem Cabunii na dziś jest pozostanie na placu boju i walka do końca. Chce rozmawiać z ludźmi, zarówno twarzą w twarz, jak i w mediach społecznościowych, by przekonywać ich do udziału w wyborach i głosowania na każdą inną partię, prócz Gruzińskiego Marzenia. Działaczka twierdzi, że warto domagać się zachodnich sankcji przeciwko politykom, ale należy także prowadzić działalność informacyjną. Sądzi, że mieszkańcy każdej najmniejszej wsi powinni być świadomi, jakie korzyści niesie za sobą dołączenie do UE i co może stracić państwo, gdy odstąpi od planów eurointegracji. „Każda sekunda protestów zmienia historię. Na wiecach zazwyczaj trzymam megafon, ale nigdy nie przemawiam. Po prostu patrzę na zgromadzonych i obiecuję sobie, że razem doprowadzimy do finału”.

„Nigdy nie zapomnę obrazu bezdomnych psów, które nocowały z nami podczas demonstracji, ani tego, jak moi przyjaciele z Tbilisi i Zugdidi trafili do aresztów. Pamiętam, jak machali do nas żołnierze na Dniu Niepodległości. I wsparcie, zamiast złości, wyrażane przez kierowców aut, gdy my blokowaliśmy szosę. Szczególnie jaskrawo zapisał mi się w pamięci występ mojej koleżanki, uchodźczyni z Abchazji, która zrobiła wiele dobrego dla wsparcia młodzieży w regionie. Wyszła na scenę, trzęsły się jej ręce i drżał głos, ale mimo to wymagała odpowiedzi na pytanie, dlaczego zabiera się nam przyszłość. Trzymałam jej megafon. Zaczęłam płakać, ale oczy miałam zasłonięte dużymi okularami. Po jej przemówieniu kolumna protestujących poszła do przodu, a ja czekałam, aż wszyscy odejdą, żeby wytrzeć łzy” – opowiada działaczka.

Droga jedności

Na protestach w Zugdidi stale obecne były także osoby z niepełnosprawnościami. Jednym z nich jest założyciel Stowarzyszenia Integracji i Rozwoju Osób z Ograniczonymi Możliwościami, Changi Ruslan Sadżaia. „Biorę udział w demonstracjach, bo czuję potrzebę walki z dyskryminującym prawem, które, mimo ogólnego postępu w kraju, przeszkadza w kształtowaniu lepszych warunków życia dla osób z niepełnosprawnościami. Oddala nas ono od państw, które pomogły nam wprowadzić wiele dobrych zmian, i od tych, którzy dają nam naoczne przykłady, jak bronić praw osób z niepełnosprawnościami i praw człowieka w ogóle, równości i sprawiedliwego, i bezpiecznego świata dla wszystkich” – uważa Rusłan.

Ruslan porównuje aktualną sytuację w Gruzji z czasami sowieckimi, gdy – według jego opowieści – dobrobyt partyjnych przywódców był ważniejszy niż rozwój zwykłych ludzi. Wszyscy musieli wtedy wykonywać rozkazy władzy. „Dziś, wszelkie, nawet państwowe, działania na korzyść osób z niepełnosprawnościami są realizowane dzięki wsparciu finansowemu zagranicznych donorów. Nauczyli nas prowadzić badania, tworzyć plany działań i współpracować z rządem. Nowe prawo przyniesie szkodę osobom z niepełnosprawnościami i nie tylko im” – twierdzi demonstrant.

Ruslan ma nadzieję, że zagraniczni partnerzy nie pozwolą, by Gruzja została oddana na pastwę „imperium zła”. „Nie wiem, co mają zrobić państwa UE. Jestem natomiast pewien: Zachód jest w pełni świadomy, że wciągnięcie Gruzji w chińsko-rosyjską orbitę wpływów stworzy nowe narzędzia presji przeciwko UE i cywilizowanemu światu. Liczę, że Zachód na to nie pozwoli” – mówi działacz.

fot. Irakli Gamsakhurdia

Nana Szedania od dziewięciu lat wspiera młodych ludzi i rodziny w Zugdidi jako pracownica socjalna. Tak samo jak Ruslan jest przymusową uchodźczynią z Abchazji. „Miałam pięć lat, gdy wyjechaliśmy z Suchumi. Pamiętam tylko klucz od drzwi wejściowych, którym ojciec zamknął nasz dom na zawsze. Codziennie wspominał rodzinne miasto i rzekę Kelasuri, ale w końcu stracił nadzieję na powrót. Ja chciałabym wrócić w miejsca, które kocham. Nowa ustawa jest w interesach Moskwy, chcącej objąć panowanie nad Gruzją. Dlatego jestem na każdym wiecu. Rosyjskie prawo odbiera Gruzinom i Abchazom prawo, by być znowu razem, a naszemu krajowi, by być zjednoczonym, wolnym, niezależnym i europejskim” – twierdzi kobieta.

Nana nie lubi przemawiać. Woli działać. „Tylko że podczas jednej z demonstracji poczułam, jakby coś stanęło mi w gardle. Niemalże traciłam dech. Czułam złość, ból i zniewagę. Nie wytrzymałam i weszłam na scenę. Nie pamiętam, co mówiłam. Ledwo trzymałam mikrofon dwoma trzęsącymi się rękoma. Pod koniec wystąpienia załamał mi się głos. Zobaczyłam wtedy, że wielu ludzi płacze razem ze mną. Cierpieliśmy, bo nasza ojczyzna została zdradzona. To smutne, że niektórzy Gruzini sprzedali swój kraj”.

Nana ma nadzieję, że Gruzini się nie poddadzą i będą do końca walczyć o przyszłość w Europie. „Los dał nam za sąsiada despotyczną Rosję. To bardzo ciężki krzyż. Przez wieki Rosja próbowała nas podbić. Teraz, gdy uzyskaliśmy wolność i szansę dołączenia do wielkiej europejskiej rodziny, bardzo ważne jest to, by UE nie pozostawiała nas samych. Potrzebne są działania! Należy odpowiednio potraktować zdrajców, którzy utrudniają naszą eurointegrację. Trzeba wprowadzić sankcje osobiste przeciwko tym ludziom i ich rodzinom. Naród chce do Europy!”.

W obronie wolności

„Nie chcę zostać aresztowanym za krytyczne myślenie albo za robienie zdjęć. Nie życzę sobie, by rząd nazywał mnie agentem. Tak już dzieje się w Rosji: kilku moich kolegów musiało porzucić dom. Mam nadzieję, że w moim kraju nie będzie podobnie” – mówi Irakli Gamsachurdia, fotograf i wideooperator z Abchazji z dziesięcioletnim doświadczeniem. Jego misją jest pokazywanie problemów małych miast całemu społeczeństwu.

fot. Irakli Gamsakhurdia

W Zugdidi Irakli jest nazywany cyfrowym kronikarzem epoki. „Wprowadzenie rosyjskiego prawa rzuciło mnie na inne tory. Skupiłem się na demonstracjach, ale realizuje także zamówienia sprzed momentu przyjęcia nowej ustawy, dzięki czemu utrzymuję rodzinę. Walczę o przyszłość dwójki moich dzieci. Chcę zostawić im wolny kraj”.

„Przy tym, chciałbym zajmować się tym, co kocham, czyli reportażem, obserwowaniem ludzkich emocji. Czuję, że staliśmy się częścią czegoś ważnego i wielkiego. Kilkukrotnie jeździłem na protesty do Tbilisi. Pewnego razu wpadłem w epicentrum starć ulicznych i nawdychałem się gazu łzawiącego. Zrobiło mi się bardzo niedobrze. Podeszła do mnie jakaś dziewczyna i przemyła mi oczy płynem fizjologicznym, a inna dała mi wody. Chciałem im później podziękować, ale nie dałem rady ich znaleźć. Gdy wróciłem do domu, nie mogłem zasnąć. Ludzie, których widziałem pierwszy raz, wydali mi się dobrymi znajomymi. To dało mi motywację, by pójść na kolejne protesty. Teraz czuję, że mam tam swoją drugą rodzinę” – opowiada fotograf.

Na koniec rozmowy Irakli mówi o konieczności większego zaangażowania zachodnich partnerów, a w szczególności UE. „Są dla nas bardzo ważni. Liczę, że zdecydowanie sprzeciwią się złu. Dyplomacja nie działa na wszystkich. Im szybciej to zrozumieją, tym prędzej nastanie wolność” – podsumowuje.

Władza i ludzie to nie to samo

Wśród protestujących znaleźliśmy kobietę z nastolatkiem owiniętym w ukraińską flagę. Nieśli w rękach wielki transparent. Okazało się, że Jewgenia i jej syn Fiodor są z Rosji. Wyjechali z kraju po rosyjskiej inwazji przeciwko Ukrainie.

„Po raz pierwszy trafiłam na protest przeciwko rosyjskiemu prawu w zeszłym roku” – wspomina. „Wyszliśmy z mężem na spacer. Gdy zobaczyliśmy demonstrantów, bez zwłoki wbiegliśmy do sklepu po flagi Gruzji i Ukrainy i dołączyliśmy do nich” – mówi Jewgenia. Opowiada też, że wtedy pierwszy raz w życiu bez wahania pozwoliła sobie na ujawnienie swoich poglądów i publiczny protest. Teraz boi się, że także w Gruzji pojawi się cenzura. Jest pewna, że w tym momencie kluczowe jest zaangażowanie państw mających realny wpływ na gruzińską władzę. „Żadnych kompromisów! Bezwzględne sankcje dla wszystkich, którzy brali udział w opracowaniu i uchwaleniu tego prawa. W żadnym razie nie można też pozbawiać Gruzji statusu kandydata do UE. To będzie oznaczało tylko i wyłącznie, że UE przegrała, a putinizm znowu zwyciężył”.

Trzeba działać inaczej: dołożyć wszelkich starań, by jesienią w Gruzji odbyły się uczciwe wybory, a gdyby zostały sfałszowane, należy nie uznawać nowej władzy. Nie można robić niczego, co popchnęłoby Gruzję w stronę Rosji, trzeba z całych sił wyszarpywać ją z moskiewskich, imperialnych szponów. Media muszą mówić o protestach, by nikt w Europie nie miał wątpliwości, że Gruzini nie są tym samym, co jej władza, i że nasz naród pragnie czegoś innego.

 

This article was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.

Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.