Media protestują
W ostatni czwartek miał miejsce duży protest mediów – ponad 350 tytułów opublikowało apel, a na okładkach wielu czasopism widniała czarna plansza z napisem: „Politycy! Nie zabijajcie polskich mediów”. Wydarzenie nietypowe, wcześniej podobna akcja miała miejsce w 2021 roku. Wtedy protest pod hasłem „Media bez wyboru” dotyczył składki od przychodów z reklam, którą planował wprowadzić rząd PiS-u, a która miałaby negatywny wpływ na finanse branży. W tym samym roku doszło do protestów społecznych przeciwko tak zwanemu lex TVN – nowe prawo miało zmusić właściciela stacji do jej sprzedania.
Tym razem chodzi o zmiany w prawie autorskim, nad którym trwają obecnie prace w parlamencie. Kontrowersja dotyczy tego, jak powinny wyglądać relacje między mediami a wielkimi spółkami technologicznymi, które wykorzystują ich treści we własnych produktach. Media domagają się sprawiedliwej zapłaty – i chcą, żeby państwo określiło warunki negocjacji, aby wzmocnić pozycję przetargową w rozmowach z big techami.
Jednak zgłoszona przez Lewicę poprawka do ustawy, która wprowadzała takie rozwiązanie, przepadła w Sejmie – i jest protest. Jak pisała potem posłanka Gosek-Popiołek z Razem, „można krzyczeć «wolne media» – ale gdy trzeba dać narzędzia tym mediom do negocjacji z korporacjami typu Google czy Meta, które obecnie bezpłatnie wykorzystują publikacje prasowe, to Platforma Obywatelska, PSL i Polska 2050 już tak o media nie walczą”. Jak na ironię, obok Lewicy za poprawką głosowało jedynie PiS. Teraz ustawa trafiła do Senatu.
Apel spotkał się z reakcją polityków. Wicepremier Kosiniak-Kamysz powiedział, że oczekuje odpowiedzi od minister kultury. Z kolei premier Donald Tusk napisał na portalu X: „Władza nie powinna kupować przychylności mediów, media z władzą robić dwuznacznych interesów a big techy wykorzystywać autorów i wydawców. Jest o czym rozmawiać. Zapraszam wspólnie z Małgorzatą Kidawą-Błońską organizatorów protestu do centrum «Dialog», środa, godzina 13”. Na to zareagowała wicemarszałkini Senatu Magdalena Biejat, że akurat w tym czasie będzie obradować w tej sprawie Senat.
Demokraci przeciwko mediom?
Jednak ciekawe wydarzenia miały miejsce również na marginesie tej sprawy. Wśród części zwolenników obecnego rządu po raz kolejny pojawił się w mediach społecznościowych ton wrogi wobec mediów. Łatwo można było znaleźć głosy, że media zawiodły albo zdradziły. Oto obywatele rzekomo mają mediów bronić – ale co dostają w zamian? Czy media rzeczywiście bronią obywateli? W głosach tych pobrzmiewało przekonanie, że w ostatnich latach media tak naprawdę nie służyły demokracji, a może jej nawet szkodziły – a w każdym razie jawnie lub skrycie sprzyjały PiS-owi. Jeśli więc mają jakieś trudności – no to ich problem, niech upadają.
W takim obrocie sprawy jest coś niespodziewanego. Dlaczego autorytarni politycy atakują media, to jest zrozumiałe. Ale dlaczego zdeklarowani demokraci atakują media, to jest trudne do określenia. Nie ufajcie mediom, bo media kłamią, słuchajcie tylko mnie bezpośrednio – to przecież stwierdzenia z repertuaru każdego szanującego się demagoga i dyktatora.
Instytucje są ważne
Oczywiście, nie sposób bronić mediów ogólnie – mediów jako takich. Zdarzają się publikacje złe, niemądre, fałszywe. Ale tak samo trudno atakować media jako całość. Można krytykować konkretny artykuł, autora albo tytuł medialny. Wszyscy znamy czasopisma lepsze i gorsze (chociaż możemy mieć odmienne opinie co do tego, które z nich są lepsze, a które gorsze). Ale zawieść się ogólnie „na mediach”? To brzmi jak populistyczny spin.
Warto też zwrócić uwagę na następującą rzecz: jeśli nie tradycyjne media, to co zamiast nich? Niektórzy wskazują w tym miejscu nowe zjawiska medialne, takie jak dziennikarstwo obywatelskie. Bo przecież osoba pasjonująca się danym tematem może napisać coś ciekawego, a nawet odkryć nowe informacje. Może też mówić o nim lepiej niż zawodowy dziennikarz. Cóż, może się tak zdarzyć. Ale od mediów oczekujemy, że będą trwale i niezmiennie pozyskiwać i przedstawiać informacje obywatelom, a także pilnować władzy. W tym kontekście dziennikarstwo obywatelskie to fikcja. Nigdy nie zastąpi instytucji. Po prostu nie jest instytucją – nie działa w sposób systematyczny ani zorganizowany.
Podobnie wygląda sytuacja w przypadku mediów społecznościowych. Obecnie każdy może stosunkowo niewielkim kosztem produkować treści, a następnie dzięki platformom społecznościowym ma szansę na szybkie zyskanie szerokiej publiczności. Jest to wyzwanie dla tradycyjnych mediów, ponieważ może się okazać, że niektóre kanały społecznościowe będą miały większą popularność niż serwisy starych tytułów, a niekiedy będą też ciekawsze i bardziej wartościowe. Jednak dostrzeżenie wyzwania to jedna rzecz, a inna rzecz to wyobrażanie sobie, że możliwe jest wszechstronne zastąpienie tradycyjnych mediów przez rozmaitość kanałów społecznościowych – to brzmi jak czysta fantazja.
W stronę średniowiecza
W tym kontekście weźmy interesujący wpis Jakuba Szymczuka, do niedawna fotografa prezydenta Andrzeja Dudy, na portalu X: „Przyszłość nie jest w starych mediach, tylko w mniejszych niezależnych rozdrobnionych ośrodkach zbudowanych wokół dziennikarzy, komentatorów, influencerów. Niech każdy sam wybierze kogo chce słuchać, komu chce wierzyć. Apel nie powinien brzmieć – Polacy ratujcie media, powinien brzmieć – Polacy budujcie własne platformy aby twórcy treści mogli łatwo kontaktować się ze swoimi odbiorcami”.
Niektórzy myśliciele przewidywali, że wraz z odejściem epoki oświecenia, która opierała się na ideałach rozumnego porozumienia i jedności wiedzy, przyjdzie czas przypominający coś w rodzaju nowego średniowiecza. Oznaczałoby to postępującą fragmentaryzację kultury intelektualnej, rozpad sfery publicznej, a wraz z tym nawet nie tyle upadek wspólnych norm i wartości (bo tych nigdy tak do końca przecież nie było), co osłabienie pewnego cywilizacyjnego ideału, na którym polega liberalno-demokratyczny porządek polityczny.
Tak właśnie wyglądałby świat społeczny bez instytucji medialnych z prawdziwego zdarzenia – w którym wszyscy budują własne platformy, aby łatwo kontaktować się ze swoimi odbiorcami, jak ujął sprawę Szymczuk. Wtedy wszyscy będą mieli własną wiedzę, chociaż pewnie niewielu będzie miało informacje. I może wszyscy będą z tego zadowoleni, chociaż przypuszczam, że na dłuższą metę będą raczej niezadowoleni. Nowe media obiecują bowiem bliskość i bezpośredniość, a przy tym więcej emocji. To skutecznie odpowiada na oświeceniowy proces wytwarzania wiedzy, który bywa dość bezduszny i bezosobowy. Ale wynikający z owej zmiany medialny chaos wcale nie przyniesie ukojenia, lecz będzie raczej drażniący; będzie tworzyć polityczne podglebie dla kogoś, kto obieca, że cały ten bałagan posprząta.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: www.freeimageslive.co.uk