Część pierwsza: O tym, kto rzeki pilnuje, a kto jest nad nią intruzem
„Pokażę panu pewną mapę” — mówi dr Przemysław Nawrocki, biolog związany z Fundacją WFF Polska, i wyciąga książkę z wynikami inwentaryzacji ptaków na Nizinie Mazowieckiej. „Czarne kropki to miejsce gniazdowania do 2000 roku sieweczki obrożnej” – pokazuje.
Kropek jest dużo. Gęsto od nich w środkowej Wiśle. Sporo jest także na Bugu.
„Natomiast teraz to wygląda w ten sposób” – dr Nawrocki pokazuje kolejną planszę, na której na Bugu kropek niemal nie ma.
Sieweczki traktuje się jako wskaźnik naturalności rzek. Gniazdują na ziemi – piasku lub żwirze, w pobliżu wody.
„W tej chwili mamy nad rzekami ogromną presję drapieżników” – tłumaczy Nawrocki, dlaczego, sieweczek nad Bugiem jest coraz mniej. „Bardzo liczna jest populacja lisa, z uwagi na powszechne szczepienia przeciwko wściekliźnie i ograniczenie polowań. W Polsce jakiś czas temu pojawiła się też norka amerykańska, superdrapieżnik, który jest w stanie spowodować ogromne zniszczenia w przyrodzie” – dodaje Nawrocki.
Naturalnymi superdrapieżnikami, które można spotkać nad Bugiem, są dzierzby. Rozmiarem porównywalne do kosa, są nieco większe niż wróble. Dzierzby polują nie tylko na owady, ale też na gryzonie, małe ptaki czy jaszczurki. Uwagę zwraca sposób przechowywania ofiar, przez nabijanie jej na kolce – drzew lub ogrodzeń.
Zabija zarówno dzierzba gąsiorek, jak i nieco większa dzierzba srokosz.
„Tak gromadzi zapasy, ale wygląda to raczej jak surowa kara za próbę przekroczenia granicy między polem i łąką”, pisał Michał Książek o zauważonej w Szumince dzierzbie w książce „Droga 816”. Wojewódzka 816, tak zwana Nadbużanka, biegnie wzdłuż Bugu między Terespolem a Zosinem.
„Rzeźnik Stróż” – podpowiada mi poeta i filolog klasyczny Mateusz Żaboklicki, gdy pytam o łacińską nazwę srokosza: Lanius excubitor. Stróżują dzierzby na drzewach, słupach oraz „pikach terenu”, dopowiada Michał Książek.
Niedaleko klasztoru świętego Onufrego w Jabłecznej, 30 kilometrów od Szuminka, dzierzba przysiadła na płocie, który tym razem oddziela rzekę od łąki.
Część druga: O tym, kto i jak pilnuje rzeki naprawdę
Płoty z siatki pojawiły się nad Bugiem, kiedy rząd Zjednoczonej Prawicy wprowadził w 2021 roku stan wyjątkowy na terenach granicznych z Białorusią. Nie przypominają muru z granicy na Podlasiu, wyglądają jak prowizoryczne ogrodzenie małej budowy.
Poza płotem, który częściowo został zdemontowany, zardzewiał lub się przewrócił, wzdłuż brzegu rozciągnięto zwoje drutu żyletkowego. Po ponad dwóch latach drut w wielu miejscach zapadł się pod wodę lub wrósł w brzeg. Gdzie indziej został zdjęty lub porwała go rzeka.
„Bariery wzdłuż Bugu to zagrożenie dla migrujących zwierząt” – mówi Nawrocki. „Rzeki są ważnymi korytarzami migracyjnymi nie tylko dla ryb. Ich doliny pełnią taką funkcję dla wielu zwierząt lądowych. Szczególnie w sytuacji, gdy woda będzie wzbierać, wędrujące zwierzęta będą ginęły z rybami w zasiekach drutu żyletkowego” – dodaje.
Autorzy raportu „Concertina zabija” wskazywali, że w pobliżu zasieków obserwowane są ślady dzikich zwierząt: wilków, saren, jeleni, lisów i łosi, a między zwojami drutu bytują bobry.
„Concertina będzie już niebawem demontowana” – przekonuje mnie kapitan Dariusz Siennicki, rzecznik prasowy Nadbużańskiej Straży Granicznej. „Wydaliśmy takie zalecenia, chociaż jest, ona w dyspozycji Wojska Polskiego.
„Pan kapitan obiecywał mi to samo przynajmniej rok temu” – mówi Magdalena Siemaszko z Centrum Ochrony Mokradeł i zauważa, że nadbużańskie tereny objęte są różnymi formami ochrony Natury 2000 (Dolina Środkowego Bugu i Poleska Dolina Bugu), jak i Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery UNESCO „Polesie Zachodnie”.
Początkowo ochrona granicy na Bugu była na dalszym planie. Były wiceminister MSWiA Maciej Wąsik przekonywał: „Często ci ludzie nie potrafią pływać i boją się wody. Mają też jakiś atawistyczny strach przed wodą. Wpierw kamery, a zabezpieczenie fizycznie z dala od rzeki, tak żeby rzeka była otwarta dla ruchu turystycznego. Nie można środkiem rzeki zbudować zapory”.
Później postanowiono, że fizyczne zabezpieczenia na brzegu Bugu mają być zastąpione przez nowoczesny system zapory elektronicznej: 1800 słupów kamerowych, 4500 kamer dzienno-nocnych i termowizyjnych, po 200 kilometrów kabli zasilających i transmisyjnych oraz 10 kontenerów teletechnicznych. Umowa została podpisana w lutym bieżącego roku, wykonawcy mają od tego czasu 12 miesięcy na wykonanie prac. Przetarg wygrało konsorcjum Elektrotim S.A. z Wrocławia oraz gdańska spółka Ostoya-DataSystem. Zarobią 279 milionów złotych.
„W tym momencie jest to w fazie uzgodnień i projektowania” – mówi kapitan Siennicki, gdy pytam go status budowy.
Elektrotim S.A. ma doświadczenie w infrastrukturze granicznej, wcześniej uzbroili w elektronikę zaporę na północnym odcinku granicy polsko-białoruskiej.
„Tu sytuacja wygląda jednak inaczej niż na Podlasiu” – mówi kapitan Siennicki. „W tym roku było kilkadziesiąt prób przejścia przez rzekę. Jeden dzień na Podlasiu, to jak u nas cały kwartał. Rzeka stanowi naturalną barierę między Polską a Białorusią” – dodaje Siennicki
„Ryzyko utonięcia jest rzeczywiście postrzegane jako większe niż zaginięcia w lesie” – słyszę od osoby, która pomaga uchodźcom na Podlasiu. „Ale jeżeli granica na Podlasiu zostanie zaminowana, to szlak przeniesie się w góry lub ludzie będą częściej próbowali przekraczać rzekę. Kiedy nie ma innego wyjścia, uchodźcy płyną pontonami nawet przez morze, ale póki to możliwe, zawsze wybierana jest bezpieczniejsza droga – mówi, a ja sprawdzam, że pod koniec czerwca wodowskaz we Włodawie wskazywał poziom wody w Bugu 114 centymetrów.
Część trzecia: Ziemia niczyja – o tym, co można zrobić, kiedy rzeka zmienia kierunek
„Zdobyłeś swoje eksterytorialne terytorium” – pokpiwa ze mnie Paweł, lokalny przyrodnik, gdy przechodzimy przez wyschnięte starorzecze Bugu i stoimy na Przerwańcu.
Użytkownik forum społeczności OpenStreetMap, nick kubahahaha, w styczniu 2023 roku podaje współrzędne miejsca, gdzie nurt rzeki przeciął meander rzeki na skraju Mościc Dolnych, wsi w okolicach Sławatycz.
Rzeka popłynęła wówczas krótszą drogą, a odcięty teren o powierzchni niespełna pięciu hektarów został po polskiej stronie Bugu. Według umowy z Białorusią, granica biegnie środkiem rzeki, ale Państwowy Rejestr Granic wskazuje, że teren do Polski nie należy. Informację potwierdziła Straż Graniczna w odpowiedzi na wystosowane przez użytkownika zapytanie o dostęp do informacji publicznej.
„Drugi Liberland?” – zaczynają główkować użytkownicy forum. W końcu na zachodnim brzegu Dunaju wiosną 2015 roku czeski polityk Vít Jedlička ogłosił powstanie nowego mikropaństwa Wolnej Republiki Liberlandu.
W 2016 roku siedmioro posłów Kukiz’15 skierowało interpelację do ministra spraw zagranicznych w sprawie notyfikowania uznania niepodległości republiki.
„Odnosząc się do kwestii prawnomiędzynarodowych, pragnę zaznaczyć, iż z faktu braku wytyczonej granicy pomiędzy Serbią i Chorwacją na tym terytorium nie wynika, że jest to «ziemia niczyja» (terra nullius)” – napisał w odpowiedzi na poselską interpelację Jan Dziedziczak, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Dziedziczak tłumaczył, że Chorwacja uważa ten obszar za swoje terytorium, a to, co zrobił Jedlička, to zawłaszczenie.
Przy Przerwańcu granica na rzece, wydawać się może mało stabilna. W końcu w 1821 roku wiosenne wezbranie było na tyle gwałtowne, że koryto rzeki przesunęło się ponad kilometr na wschód. Osada Nejdorf, dawne Mościce Dolne, znalazła się po lewej stronie Bugu i tylko dlatego jest teraz w Polsce.
Utrzymywanie naturalnego biegu koryt rzek granicznych jest elementem umowy między Polską i Białorusią, która została podpisana w 2020 roku w Białowieży. Obecnie przez brak dobrych relacji między stronami postanowienia umowy nie są realizowane, co przekazuje mi Anna Szumańska, rzeczniczka prasowa Ministerstwa Infrastruktury. „Odbywa się jedynie współpraca dwustronna na poziomie regionalnych instytucji do spraw gospodarki wodnej, w ramach której odbyły się na przykład prace remontowe na Kanale Augustowskim. Prace te są przeprowadzane jedynie w niezbędnym zakresie, aby przeciwdziałać awariom urządzeń hydrotechnicznych – tłumaczy.
Na Przerwańcu kwestia przebiegu granicy wydaje się jasna, bo łąkę od rzeki i w tym miejscu oddziela concertina.
Część czwarta: O tym, czy rzeka jest czysta i dlaczego nie
Raport GUS-u w 2023 wskazywał, że stan ponad 90 procent polskich rzek jest zły. Klasyfikacja urzędów jest restrykcyjna – wystarczy, że jeden wskaźnik spadnie poniżej normy i cały badany odcinek, który hydrolodzy nazywają „jednolitymi częściami wód powierzchniowych”, spada do danej kategorii. Z wytyczonych na Bug 205 odcinków, zły miało 196.
Wcześniej Naczelna Izba Kontroli dwukrotnie wydała negatywny raport o czystości wody w Bugu. W 2016 roku informowała, że „Działania skontrolowanych organów i instytucji, odpowiedzialnych za ochronę wód zlewni Bugu, były nieskuteczne, rozproszone i nieskoordynowane”.
Kontrola zwracała uwagę, że działalność międzynarodowa Ministerstwa Środowiska była bierna i nieefektywna, a lubelski wojewoda nie inicjował ponadnarodowych działań, które mogłyby poprawić czystość rzeki. Współpraca z zagranicą jest kluczowa, bo za główną przeszkodę dla czystego Bugu uznaje się niemodernizowane oczyszczalnie ścieków w Ukrainie.
„Najgorsza sytuacja na Bugu jest przy dopływie Pełtwi” – mówi Natallia Kruta z ukraińskiego zarządu Zachodniego Bugu i Sanu. „Zanieczyszczenia organiczne i biochemiczne przewyższają dwadzieścia jeden razy ustalone normy, a azot i amoniak czterdzieści jeden razy. W wodzie są pestycydy oraz metale ciężkie: rtęć, nikiel, kadm. „Później rzeka się naturalnie oczyszcza i woda jest coraz lepszej jakości” – dodaje.
Pełtew to lewy dopływ Bugu, płynęła przez Lwów do końca XIX wieku i pełniła funkcję miejskiej fosy. Obecnie jest schowana pod ziemią i włączona w system miejskiego wodociągu. Zasklepienie jej wtedy na odcinku śródmiejskim argumentowano zagrożeniem malarycznym.
„Jako Polska wspieraliśmy Ukrainę w adoptowaniu podejścia wynikającego z Ramowej Dyrektywy Wodnej” – mówi dr Przemysław Nawrocki. Dyrektywa, o której wspomina, to europejski dokument zakładający między innymi osiągniecie dobrego stanu wód najpóźniej do 2027 roku, do którego Ukraina również dążyła.
W lutym 2022 roku sytuacja się jednak zmieniła.
„Wystarczy jakaś awaria związana z wojną, wylew substancji chemicznych czy ropopochodnych w zlewni górnego Bugu, który leży poza Polską i my zanieczyszczenia też dostaniemy” – dodaje dr Nawrocki.
Gdy pytam Natallie Krutę o awarie, odpowiada, że niebezpieczna sytuacja była do tej pory jedna. W maju 2022 roku rosyjska bomba uderzyła w magazyn ropy naftowej, ale nie wpłynęło to jednak znacząco na sytuację Bugu.
„Przez pierwsze sześć miesięcy nikt zresztą nie zastanawiał się nad jakością wody. Cała uwaga była skoncentrowana na pomocy osobom wewnętrznie przesiedlonym” – mówi Kruta. „Po pół roku ludzie zrozumieli jednak, że wojna potrwa jeszcze długo. Teraz pracujemy w takim samym trybie jak wcześniej. Gdy w nocy są alarmy, schodzimy na dwie czy trzy godziny do schronu i następnego dnia dzieci idą do szkoły, a my na osiem godzin do pracy. Trzeba jednak zaznaczyć, że w zachodniej Ukrainie, inaczej niż na wschodzie, sytuacja jest względnie stabilna” – mówi Kruta.
Gdy rozmawiamy na początku maja, za chwilę mają zostać wprowadzone w Ukrainie nowe zasady poboru do wojska.
„Trudno planować niekiedy pracę, gdy nie wiadomo, czy konkretny mężczyzna będzie następnego dnia w pracy” – mówiła wtedy Kruta. Wiek poborowy został obniżony z 27 do 25 lat. Teraz więc jeszcze trudniej planować.
Wskazuje też na inny problem – utrudnienia zagranicznych wyjazdów służbowych. Straż graniczna nie zawsze wypuszcza mężczyzn z kraju, nawet jeżeli są do tego uprawnieni. Tak było między innymi pod koniec września 2023, gdy planowana była narada grupy roboczej do spraw ochrony przeciwpowodziowej, regulacji i melioracji dwustronnej komisji w Polsce. Ukraińska delegacja została zatrzymana na granicy przez tamtejsze służby.
Problemem przede wszystkim są pieniądze. „Obecnie Ukraina nie jest w stanie finansować modernizacji oczyszczalni ścieków. Jedyna możliwa forma finansowania w aktualnych warunkach to wsparcie zagraniczne” – tłumaczy Kruta.
Dzięki kontaktom polskich urzędników Ukraińcom zaczęli pomagać Szwedzi. „W 2023 roku Szwecja, Polska i Ukraina podjęły wspólne wysiłki w celu sprostania pilnym wyzwaniom związanym z gospodarką wodną w transgranicznym obszarze dorzecza Wisły, rozpoczynając projekt «Czyste źródło Bałtyku – oczyszczanie ścieków w obwodach lwowskim i wołyńskim»” – mówi Anna Szumińska, rzeczniczka Ministerstwa Infrastruktury, które nadzoruje gospodarowanie wodą w Polsce od 2021 roku, i dodaje, że Instytut Szwedzki przyznał Ukrainie dofinansowanie z Programu Sąsiedztwa Morza Bałtyckiego Instytutu Szwedzkiego oraz oferuje im kolejne granty.
„Dla nas Wody Polskie są mostem do Europy” – mówi Kruta, gdy pytam ją o współpracę z polską stroną komisji wód transgranicznych, która według niej po pełnoskalowej inwazji Rosji w Ukrainie rozszerzyła się poza założenia umowy dwustronnej między krajami. „My wody z Bugu nie pijemy, ale ona potem płynie do Polski” – dodaje.
Bug wpływa do Narwi, Narew do Wisły, Wisła do Morza Bałtyckiego. Woda w Polsce ma również swoje własne problemy.
Część piąta: Bug w Polsce. O tym, co ma wspólnego Tarcza Wschód, bobry i rowy melioracyjne
„Bug ma pecha potrójnego” – mówi Przemysław Nawrocki. „Po pierwsze, blokująca wędrówki ryb tama na Narwi w Dębem, poniżej ujścia Bugu. Po drugie, 100 kilometrów zupełnie niepotrzebnych wałów przeciwpowodziowych między Jabłonną Łącką a Brańszczakiem. A po trzecie to, że jest rzeką transgraniczną”.
Nawrocki zwraca jednak uwagę na szersze problemy związane z wodą w Polsce. Wciąż nie została opracowana strategia gospodarowania wodami, mimo że jest pilnie potrzebna, a po dwudziestu latach członkostwa Polski w Unii Europejskiej ponad 90 procent głównych rzek nie osiągnęła dobrego stanu wymaganego przez Ramową Dyrektywę Wodną.
Dokument powinien przedstawić rzetelną diagnozę sytuacji i wskazywać kierunek zmian w gospodarowaniu wodami, w tym rozstrzygać spory między tymi, którzy o wodę konkurują. Szczególnie że w 2021 roku nadzór nad Wodami Polskimi objęło Ministerstwo Infrastruktury, a mimo że organizacje przyrodnicze apelowały o powrót nadzoru resortu środowiska nad gospodarką wodną, to po zmianie rządu to się nie stało. Zmieniają się za to warunki, w których zarządza się wodą, co z każdym rokiem jest coraz bardziej widoczne.
„Po drugiej wojnie światowej Polska była krajem zniszczonym i biednym. Propaganda w PRL-u głosiła, każdy kłos jest na wagę złota. I to była akurat prawda. Najprostszym sposobem na zwiększenie produkcji żywności było wykopanie rowów, osuszanie mokradeł i przeznaczenie terenów na pastwiska czy łąki kośne” – mówi Nawrocki i dodaje, że chociaż rowy melioracyjne nie zostały nigdy w całości zinwentaryzowane, to szacuje się, że ich łączna długość wynosi 320 tysięcy kilometrów.
„To wręcz kosmiczna liczba, to prawie jak odległość Ziemi od księżyca” – zauważa.
Rowy były projektowane w taki sposób, że powinny odwadniać, ale jednocześnie zatrzymywać wodę, jeżeli jest taka potrzeba. Natomiast do naszych czasów systemy melioracyjne zostały zdegradowane, działają tylko w jedną stronę i na gigantyczną skalę drenują kraj z wody, w sytuacji, gdy coraz częściej występują dotkliwe susze.
Pogłębienie rowów melioracyjnych pojawiło się również jako jeden z elementów Tarczy Wschód. Program przedstawiony pod koniec maja przez Donalda Tuska zakłada kompleksowe uszczelnienie wschodniej granicy, wykorzystując w tym celu także naturalną zmienność terenu, zagęszczanie lasów i odtwarzanie terenów podmokłych.
„Wzbraniałem się przed zrobieniem tego materiału, ale byłem podpytywany o to od dobrych dwóch lat” – mówi Piotr Bednarek, hydrolog i prezes zarządu PTP Wolne Rzeki i autor filmu „Tarcza Wschód – dlaczego pogłębianie rowów to zły pomysł?”.
Opowiada, że od początku wojny w Ukrainie przewija się temat nieprzejezdnego dla czołgów błota czy rozlewisk bobrowych na granicy ukraińsko-białoruskiej, które chronią granice.
„Gdy pojawił projekt Tarczy Wschód, o którym nie wiemy jeszcze za wiele, uznałem, że warto coś o tym powiedzieć” – mówi. – „Szczególnie że funkcjonowanie rowów melioracyjnych jest zupełnie niezrozumiałe dla większości ludzi. Uwagę Bednarka zwrócił nacisk na pogłębienie rowów melioracyjnych, co zawsze wpływa na osuszanie terenu i obniżanie poziomu rzek, więc tym samym w zabagnieniu terenu zadziałałoby przeciwskutecznie.
Gdy na wpływ pogłębienia rowów melioracyjnych zwrócił uwagę profesor Michał Żmihorski, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży we wpisie na portalu X, odpowiedział mu wiceminister Ministerstwa Obrony Narodowej Cezary Tomczyk: „Dziękuję za uwagę. Proszę traktować wizualizację jako poglądową. Każdy teren wymaga odrębnej analizy. Takie analizy trwają już od dłuższego czasu”.
Gotowość do współpracy w zarządzaniu środowiskiem w strefie nadgranicznej zadeklarował Komitet Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej Polskiej Akademii Nauk. Naukowcy apelowali, żeby nie powtarzać błędów popełnionych przy budowie zapory wzdłuż granicy z Białorusią, która przecięła Puszczę Białowieską. Naukowcy przekonują – odpowiednie podejście do zarządzania środowiskiem przy granicy może okazać się korzystne zarówno dla przyrody, jak i bezpieczeństwa w kraju.
Epilog: O tym, co się dzieje, gdy rzeka znika
Straż graniczną nad Bugiem spotykam przy opuszczonej stacji kajakowej we Włodawie i w Niemirowie, tam, gdzie zaczyna się mur na granicy lądowej oraz na łąkach w Jabłecznej. Nad Bugiem strefa buforowa nie została wprowadzona, ale rozporządzenie MSWiA z 2016 reguluje, że każdą obecność na granicznym Bugiem należy zgłaszać. Chociaż można to zrobić nawet przez internet, nie chroni to przed dokładną kontrolą.
Straż spotykam również w Terespolu, tam, gdzie rzeki przez chwilę nie ma.
Granica została w tym miejscu wyznaczona ciekiem, który okrążał Wyspę Lotniczą z zachodu. Dzięki temu Twierdza Brześć z większością umocnień została po radzieckiej stronie. Przy granicy w Terespolu obecnie ostało się jedynie starorzecze Rogatka.
„A wiecie, co tu kiedyś było?” – mówi jeden ze strażników, rozluźniony, po tym, gdy poznał imiona rodziców, adres zamieszkania oraz cele bycia nad rzeką, tej której w Terespolu nie ma.
– Ogórki. Kiedyś Terespol słynął z tego, że na potęgę je tutaj uprawiali. Niedaleko był największy zakład przetwórstwa. Potem beczki były topione, między innymi w tym jeziorku. Wszystko, co produkowano w Terespolu, jechało do Rosji. Chociaż od ludzi słyszałem, że i do Ameryki – tłumaczy dalej.
– A teraz? – dopytuję.
– Teraz to ryby.
Przemiany ustrojowe ogórki wymiotły, zakłady zostały zlikwidowane. Starorzecze to obecnie miejsce wędkarzy.
W maju nad wodą siedzi jeden człowiek i obojętnie patrzy na uparcie nieruchomy spławik.
– I co biorą? – pytam.
– Nie – odpowiada – Dziś nie jest dobry dzień. Zimny wiatr ze wschodu wieje.
This article was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.
Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.