Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin: W decydujących chwilach półfinałowego meczu siatkówki Tomasz Fornal zaapelował do kolegów, żeby się nie poddawali i walczyli do końca: „Dawać, kur…, napier… się z nimi, kur…!”. Następnego dnia słynąca z tego, że jest nieustraszona, pięściarka Julia Szeremeta komentowała wygraną w półfinałach: „po ostatniej walce powiedziałam, że idę po złoto i tak to czynię”. Skąd taka determinacja, skoro sportowcom nie mówi się już tylko, że im ciężej pracują, tym więcej osiągną? Psychologowie uczą ich akceptować porażkę, zostawiać przestrzeń na życie prywatne.
Tomasz Kurach: Nie wystarczy pracować ciężej i więcej, żeby osiągać dobre wyniki. Jeżeli ktoś będzie skoncentrowany tylko na sporcie i zrobi jeszcze więcej treningów, to nie znaczy, że znajdzie klucz do osiągnięcia dobrego wyniku.
Można bardzo ciężko pracować i mimo to nie przywieźć medalu. Frustracja jest tym większa, że postawiło się wszystko na jedną kartę, ale nie osiągnęło celu.
Zauważyli to sami sportowcy, budując własną świadomość, obserwując starszych kolegów i koleżanki. Słuchają też psychologów. A badania psychologiczne pokazują, że kiedy ktoś jest skoncentrowany na sporcie, ale tak, że planuje karierę na 10–15 lat, przez co najbliższe zawody nie są o wszystko, a jednocześnie dba o inne sfery swojego życia, o relacje z innymi osobami, to czuje się bezpieczniej. I wtedy jest w stanie faktycznie skoncentrować się na dobrym działaniu, a jeśli pojedzie na igrzyska olimpijskie, ale nie przywiezie medalu, nie poczuje, że to koniec świata. Wyciąga wnioski i próbuje jechać za cztery lata.
Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku…
W obliczu szybko zmieniających się technologii i mediów nie pozostajemy bierni. Aby móc nadal dostarczać Ci jakościowe treści, prosimy o podzielenie się swoją opinią na temat pracy Kultury Liberalnej i wypełnienie anonimowej ankiety.
Dołącz do nas i współtwórz Kulturę Liberalną — wypełnij ankietę >>
Na tym więc polega zmiana podejścia w psychologii sportu. Jej kluczowe czynniki to budowanie samoświadomości i trening mentalny. Koncentracja wyłącznie na sporcie i zawężenie szans na osiągnięcie sukcesu wyłącznie do tego, żeby zostawić wszystko na boisku albo żeby ciężej pracować, to za mało. Potrzebna jest mądra praca. Wyrzeczenia są konieczne, ale można dążyć do dobrego wyniku i mieć też życie poza tym.
To podejście do sportowców przypomina mi trochę spór o podejście do dzieci. Trzynaście lat temu chińska autorka Amy Chua opublikowała książkę „Bojowa pieśń tygrysicy”. Opisuje w niej wymagania chińskich matek, które nie zostawiają dzieciom czasu na rozrywkę i odpoczynek, tylko wciąż podnoszą oczekiwania. Piątka to słaba ocena, walcz tylko o złoty medal. I matka tygrysica ma efekty – jej dziecko, które cały wolny czas poświęcało na ćwiczenia, wystąpiło w Carnegie Hall. Przeciwieństwem chińskich metod są zachodnie, które mówią się dzieciom, że porażka to nie koniec świata. Czy sportowcy są jak zachodnie dzieci? A może jest spór między psychologami a trenerami tygrysami?
Myślę, że od modelu matki tygrysicy w sporcie nie uciekniemy i w przyszłości z jednej strony dużo będzie się zmieniało, a z drugiej – nie znikną osoby, które będą twierdziły, że wyłącznie koncentracja na jednej dyscyplinie sportu już w dzieciństwie jest kluczowa, by w przyszłości osiągnąć dobry wynik i innej drogi nie ma.
Trudno dyskutować z takim podejściem, bo znajdziemy przypadki, w których ono się sprawdza. Jednak pracując z młodymi zawodnikami i ich rodzicami, staram się pamiętać o statystyce. Szanse na to, że taki młody zawodnik, który poświęcił się sportowi w dzieciństwie wytrwa i zaangażuje się w sport profesjonalny, by wystąpić na igrzyskach olimpijskich, liczy się w promilach.
Jeżeli dziecko skoncentruje się wyłącznie na jednym sporcie, jeśli powiemy mu, że trening jest najważniejszy i tylko to się liczy, a w wieku 18–20 lat okaże się, że nie będzie osiągać dobrych wyników, to jako osoba dorosła będzie sfrustrowany, bo całe życie poświęcił na sport, ale nie zrealizował celu. Mimo wysiłków nie ma też szans, by ten wynik poprawić w kolejnych latach, a jednocześnie nie ma też nic poza tym.
Oczywiście, trzeba się koncentrować na treningach, bo innej drogi nie ma, jeżeli w przyszłości mają być dobre wyniki. Trzeba po prostu znaleźć równowagę między koncentracją na celu, a dbałością o inne sfery życia.
Na olimpiadzie sportowcy, którzy wygrywali, mówili, że po to właśnie przyjechali, ale byli i tacy, który przegraną tłumaczyli jakimiś zewnętrznymi trudnościami. Może jednak akceptacja słabości czy bezsilności wobec zewnętrznych czynników nie prowadzi do medalu? A humanistyczne podejście do sportowców przekłada się na słabsze wyniki?
Podejście, w którym sportowcy zwracają uwagę na to, że coś mogło im przeszkadzać, jest adaptacyjne. W treningu mentalnym kładziemy nacisk na to, żeby sportowiec, który osiąga dobre wyniki, był w stanie przede wszystkim doceniać swoje umiejętności. Że jego osiągnięcia nie są kwestią przypadku.
W drugą stronę – zwracamy uwagę na to, że jeżeli wyniku nie ma, to nie znaczy, że stało się to tylko z powodu umiejętności sportowca.
Ważne więc, żeby sportowiec był w stanie stwierdzić, że dane czynniki zewnętrzne mogły wpłynąć na wynik, który odbiega od tego, na jakim mu zależało. Natomiast ważne jest zrobienie kolejnego kroku. Sportowiec wie, że na wynik wpłynęły czynniki zewnętrzne, ale też wie, że jest w stanie popracować nad swoimi umiejętnościami.
Zachowanie tych dwóch elementów będzie skuteczne pod kątem kariery. Natomiast podejście „przyjechałem tu wygrać i wygrałem” efektownie brzmi, ale jest ryzykowne psychologicznie. Bo są też sportowcy, którzy pojechali na igrzyska wygrać i nie wygrali. Decydująca jest umiejętność adaptacji do sytuacji i elastycznego podejścia. Wiem, że moje umiejętności pozwalają na to, żeby sobie dobrze poradzić na igrzyskach, natomiast dopuszczam to, że tam mogą zdarzyć się różne rzeczy i nie nad wszystkim będę mieć kontrolę.
Można być świetnie przygotowanym fizycznie, technicznie, taktycznie i mentalnie, ale tego dnia ktoś inny będzie lepszy, lepiej przygotowany albo będzie o te pięć tysięcznych sekundy szybszy, jak to miało miejsce w przypadku biegu na 100 metrów mężczyzn. Sędziowie nie byli nawet w stanie ocenić, kto był pierwszy i musieli sprawdzać to dokładnie dzięki fotokomórce.
Czy w tej sytuacji można powiedzieć, że ten, który wygrał, był lepiej przygotowany? Pewnie tak. Natomiast ten, który był drugi, też był świetnie przygotowany. Ważne więc, żeby czuł w takiej sytuacji, że jest w stanie wykonać kolejny krok i wrócić silniejszy w przyszłości.
W takim momencie rola psychologa nie polega więc wyłącznie na tym, aby zawodnikowi pomóc pozbierać się po porażce, ale również na tym, aby ten nie poddał się i dalej ćwiczył?
Nie używamy sformułowania „porażka”. Ja i moi koledzy i koleżanki zajmujący się psychologią sportu mówimy raczej o przegranej. Słowo „porażka” ma negatywny wydźwięk – ja i inni wokół mnie liczyli, że osiągnę dobry wynik, a ja poniosłem porażkę, a więc zawiodłem. Zmiana perspektywy na przegraną sprawia, że dobry wynik nie jest zagwarantowany, ale jest możliwy. Można się więc dalej o niego starać.
No ale przecież sport jest od tego, żeby wygrywać, a nie, żeby umieć akceptować przegraną. Aleksandra Mirosław, która zdobyła złoty medal we wspinaczce na czas, powiedziała, że to jest efekt ciężkiej pracy psychologa, który przez ostatnich osiem miesięcy pracował nad jej głową. Jak pracuje się ze sportowcem, żeby zwyciężał?
Każda osoba jest inna i to podejście też jest inne, nie ma gotowej listy rozwiązań. Zaczyna się od tego, żeby postawić sobie konkretny cel. Jeżeli przychodzi sportowiec i mówi, że jego celem jest zdobycie złotego medalu na igrzyskach, to jest to pierwszy element do przepracowania. Bo zdobycie medalu może być celem wynikowym, natomiast koncentrujemy się na czymś innym, na dobrym działaniu. Formułujemy cele zadaniowe, sportowiec wie, co ma zrobić, żeby dobrze wystąpić i od tego zależy medal. Będzie on naturalną konsekwencją tego dobrego działania.
Jest wiele umiejętności, które są w takiej sytuacji cenne. To model umiejętności, według którego pracujemy nad zaangażowaniem, komunikacją ze sobą i z innymi, a więc również nad tym, jak sam ze sobą rozmawiam w myślach, szczególnie w trudnych sytuacjach, kiedy popełnię błąd. Jest umiejętność koncentracji uwagi, zarządzania emocjami, radzenia sobie ze stresem i budowanie pewności siebie. Mówi się, że pewność siebie się ma albo nie – ale ona nie bierze się znikąd, jest efektem chociażby ciężkiej pracy.
Kiedy mówimy o złotym medalu, to pierwszym krokiem jest odłożenie tej myśli na półkę. Powiedzenie sobie: medal jest dla mnie ważny, natomiast wiem, co ma do niego doprowadzić, i skupiam się na tym.
Czy to jest też działanie, które może chronić sportowców przed depresją? To poważny problem w sporcie. W Polsce zaczęło się o nim głośno mówić dziesięć lat temu, kiedy o swoich stanach depresyjnych opowiedziała Justyna Kowalczyk. Z powodu depresji z udziału w igrzyskach w Tokio w 2020 roku wycofała się gimnastyczka – faworytka Simone Biles. Przykładów wielkich nazwisk jest więcej.
Myślę, że praca z psychologiem może ograniczać ryzyko wystąpienia depresji, ale oczywiście są różne czynniki niezależne od tego, które mogą na nią wpłynąć.
Praca z psychologiem może pomóc wykryć ryzyko depresji, bo my nie skupiamy się tylko i wyłącznie na sporcie, przede wszystkim pracujemy z człowiekiem, z tym, co dzieje się też w jego życiu osobistym, bo to wpływa na to, co dzieje się w sporcie. W drugą stronę też to działa, czyli to, co dzieje się w sporcie, wpływa na życie osobiste. Zaniedbanie relacji z innymi, tego, by czuć się dobrze też poza kortem czy boiskiem, może prowadzić do ryzyka wystąpienia trudności mentalnych.
Mam wrażenie, że mówi pan też o ludziach z dowolnej branży, którzy pracują na sukces i rywalizują. Czy depresja dotyka sportowców częściej?
W sporcie ciężko uciec od oczekiwań zarówno swoich, jak i zewnętrznych. Chęć osiągnięcia dobrego wyniku czy w ogóle danie sobie szansy na dobry wynik w przyszłości wiąże się z wieloletnimi wyrzeczeniami i ciężką pracą.
Pamiętajmy też, że sportowcy spędzają dużo czasu poza domem, zwykle ponad 200 dni w roku. Nie mówię, że są szczególną grupą w kontekście występowania depresji, ale są w niej czynniki ryzyka, które mogą mocniej wpływać na trudność radzenia sobie z różnymi sytuacjami.
Dlatego tak ważna jest higiena mentalna, monitorowanie swojej kondycji psychicznej. Zadawanie sobie pytania, czy to, co robię, w dalszym ciągu sprawia mi radość. Czy na igrzyskach zdobycie medalu jest najważniejszą rzeczą, która ma się wydarzyć? A co, jeżeli medalu nie będzie? Umiejętność odpowiedzi na to pytanie jest kluczowa. Czy jestem w stanie pojechać na igrzyska i nie przywieźć medalu? Co zrobię następnego dnia? Czy będę w stanie wstać i powiedzieć, że mam konkretny plan, jak podejść do kolejnych tygodni, miesięcy?
To, że sportowcy spędzają bardzo dużo czasu poza domem, wywołuje jeszcze jeden problem. Na wyjazdach treningowych inni wykonują za nich większość codziennych czynności, układają menu, przynoszą jedzenie, sprzątają, robią pranie. Sportowcy dają z siebie wszystko na treningach, to jest treść ich życia. Po powrocie z takiego świata do domu trudno odnaleźć się w codziennym życiu. Może wydawać się monotonne i nudne.
Zdecydowanie tak. Umiejętność przełączania się pomiędzy trybem sportowym a rodzinnym jest bardzo ważna. Tak jak świadomość, że to, co dzieje się na treningu podczas zgrupowań, to nie zawsze jest realne życie.
Szokiem dla sportowca bywa też zakończenie kariery. Jeżeli nie był do tego wcześniej przygotowany, nie potrafi sobie z tym poradzić i bywa, że wraca, bo dostrzega, że nie był jeszcze gotowy do życia zupełnie bez sportu. Bo mimo wszystko sport jest dla niego rutyną, w której czuje się bezpiecznie. Z czegoś, co nazwałbym bańką sportową, ciężko się przestawić z dnia na dzień na inne życie, to jest naturalne.
Mówi pan o roli treningu mentalnego w przygotowaniu do zdobycia medalu albo do przegranej. A co w sytuacji, w której na przygotowanie sportowców ogromny wpływ mają na przykład pieniądze inwestowane w daną dyscyplinę przez poszczególne kraje? Jaka w Polsce jest proporcja między skutecznością treningu fizycznego i osobowości sportowca a pieniędzmi inwestowanymi w rozwój sportu?
Statystyk, jak inwestycje w daną dyscyplinę przekładają się na liczbę medali, nie znam. Natomiast myślę, że to nie jest takie proste, że więcej pieniędzy przełoży się na więcej medali.
To jeden z ważnych czynników, ale nie jedyny. Bardzo dużo inwestuje się w piłkę nożną, natomiast wyniki meczy niekoniecznie to odzwierciedlają. W tym kontekście piłkarze mają wszystko – sztab szkoleniowy, przygotowanie mentalne są podobne jak w innych krajach. Widać więc, że nie jest to decydujące.