Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku…
W obliczu szybko zmieniających się technologii i mediów nie pozostajemy bierni. Aby móc nadal dostarczać Ci jakościowe treści, prosimy o podzielenie się swoją opinią na temat pracy Kultury Liberalnej i wypełnienie anonimowej ankiety.
Dołącz do nas i współtwórz Kulturę Liberalną — wypełnij ankietę >>
1. Ludzie pytają cię o weekend, a ty się nawet nie ubrałeś przez dwa dni.
2. Człowiek, który kradnie kropkę znad i. Całe grupy ludzi z ukradzioną kropką nad i.
3. Przechodzi ci przez głowę taka chmura, że nie wiesz, jak wstukać kod pin, bo go nagle nie pamiętasz i trzeba czekać, aż się przejaśni.
4. Usta człowieka największym śmietnikiem. Kupuję loda. Jest za duży, ale nie ma go gdzie wyrzucić. Zjadam więc loda do końca. Tu się nie zlecą mrówki, osy i w ogóle, muchy. Póki co.
5. Ożarów. W czasie, kiedy nikt już nie potrzebuje zegarmistrza, miasteczko utrzymuje zegarmistrza, który chce być zegarmistrzem. Co jest godne i zbawienne.
6. Ożarowski antyplac (to miasto nie ma części wspólnych), czyli przystanek. Stoję, jem loda i patrzę. Przypomina mi się, że ci ludzie w burych kurtkach, to nie są randomowi mieszkańcy, a samo miejsce, gdzie żyją, to nie są przypadkowe okolice Warszawy i suburbia, ale moje miasteczko. Warstwa we mnie. Babcia i wycieczki na działkę, do fryzjera, do rybnego. Znani ludzie zmiksowani z nowymi. Małomiasteczkowość. Za mały podkoszulek.
7. Miły człowiek, który wyssał życie z żony, potem ją pochował, a teraz szuka kolejnej ofiary.
8. U. idzie do szkoły, K. kończy szkołę, R. rezygnuje ze szkoły. Wszystko pokazuje ostateczność wyboru. Zaskoczenie, że dokonany kiedyś, niemal nieświadomie, spowodował pojawienie się nowych ludzi wiodących swoje własne życia. Jesteś narzędziem, młotkiem w czasie.
9. Problemem lewicy jest to, że refleksję filozoficzną (o ucisku i potrzebie równości) uczyniła źródłem prawa, bez refleksji, że hierarchia i jej ład są taką samą potrzebą jak równość. I tak kwestionowane jest każde prawo, bo każde prawo różnicuje, stawia granicę. Chaos bezprawia rodzi demony, które mają takie same prawa jak wszyscy.
10. Głowa cebula.
11. If you feel, jak coś tam, roof, klaszcz w swoje and dance, je, camon.
12. U. jedzie z M. na Stare Miasto. Jedzą lody, spacerują. U. wraca z wycieczki z pozytywką wielkości pudełka od zapałek. To Chopin, Marsz żałobny. I cały czas w domu gramy marsza żałobnego, kręcąc korbką. Jest to złowróżbne.
13. Bluzki manekinów – w tym kurzu też do prania.
14. Zdanie, którym Jezus kończy życie i zarazem kawałek modlitwy na koniec dnia: „W Twoje ręce oddaję ducha mego”. Jeśli chodzi o możliwość szczęśliwego życia, na każdą możliwą modłę, zaproponowano już wszystko. Teraz trzeba to tylko wypełnić. Oddać.
15. Pan Nilsson, czyli małpka z Pippi Langstrumpf, czyli pan Kowalski po naszemu. Ta zjadliwa ironia, przebrana w dziecięcą bajkę, jest wybuchowa, anarchistyczna, potrzebna. Uczłowieczyć Kowalskiego!
16. Płonący samochód na autostradzie, akurat przed wiaduktem. Na wiadukcie tłumek ludzi na elektrycznych hulajnogach z komórkami w trybie nagrywania. Straż słychać, ale jeszcze jej nie widać.
17. Down through electric avenue. Tata miał wylew, łzy, które nie mogą wylać się na zewnątrz, leją się do środka głowy.
18. Umarł Mikołejko, umarła Staniszkis. Wczoraj myślałem o swoich rodzicach. W kulturze jakoś specjalnie ich nie miałem. Kawa z L. i H. Ona od mody, on od sztuki. Obydwojgu bez entuzjazmu (że powinienem się ambicjonalnie wyrywać, tak o sobie myślałem) prawie proponowałem spisanie biografii, ale należy się ona raczej prawdziwym rodzicom.
19. Wiadomość o wylewie taty przyszła komunikatorami na spotkaniu. Od żony, brata, dzieci, matki. Kiedy spływały kolejne komunikaty, poczułem się jak jeden z ostatnich pionków na szachownicy, na której ktoś nagle zaczyna przegrywać, więc skupia się na tej jednej figurze, która otworzy mu nowe możliwości… Ale nie otworzy.
20. Wyjście z domu, nagła świeżość i wiatr, i chwilę potem znowu: samochód, osłona, szyba. Odcięcie.
21. Cała rodzina ogląda k-dramy.
22. Terapeuta stał się bardziej agresywny. Testuje.
23. Serial, ciastko w kawiarni. Wszystko wiruje, bo tata w szpitalu. Takich rzeczy nie da się godnie znieść inaczej jak na odcięciu.
24. Jeszcze się spotkamy, tato. Taki napis bym planował.
25. Kolejny dzień rośnie cena złota. Dla ojca ważne były dolary.
26. Znowu myśl: ile przegrałeś? (czy ja kiedykolwiek grałem?). Ile cię ominęło? Ile nie masz?
27. Noc. Pies leży nad moją głową i dyszy, bo boi się deszczu, U. leży w nogach. E. raz w tym łóżku jest, raz jej nie ma. Ja śpię. Otoczony żelazną kopułą, iron dome, nie czuję nic.
28. Składanie grafik w Canvie. Bo był też kolega z reklamy, który zawsze prezentował obrazki tak, aby dały się zamknąć w dłoni. Magiczne okienko, skarb, precjozo. I to działało. Reklama musiała działać na pudełku od zapałek, by można było myśleć o skali.
29. A Zamek Krzyżacki powinno się oddać w ręce rekonstruktorów. Nie kosić trawy wokół, srać z wież, wylewać pomyje do Nogatu i ścinać ludzi w obrębie murów. Nie?
30. Spocona twarz, spływające okulary.
31. Ktoś prosi o kryteria sukcesu. Myślę o mamie, która prosiła, żeby pokazywać jej dzienniczek ze szkoły, albo sama grzebała w plecaku, żeby go tam znaleźć pod moją nieobecność i wyłożyć, gdy po przerwie na dobranockę wracałem do wspólnego odrabiania lekcji.
32. Pokaż swoje ciuchy. Otóż. Dziś na sobie mam kurtkę z wołu. Kurtka jest po tacie, który dostał ją w prezencie od mamy, która w latach dziewięćdziesiątych handlowała z Mongołami. O inną skórę opieram się w aucie, mercedesie z czarną twardą tapicerką. Otoczonymi tymi skórami, jadę zobaczyć tatę w szpitalu.
33. Naprzeciwko szpitala znajduje się zakład pogrzebowy (skromnie napisali „usługi”).
34. Człowiek jest obliczony na siedem psów. One sobie płyną przez galaktykę i my płyniemy. Te pasy transmisyjne psów i ludzi zbliżają się czasem do siebie i na siebie nachodzą. Teraz tata leży w szpitalu, a w naszym domu leży pies. Zwisa mu noga i trzeba z nim do weterynarza. Ja w szpitalu, E. u weterynarza. Zdzwaniamy się.
35. Tylko U. miała problem, co wybrać. Czy wizytę u człowieka, czy u psa.
36. Rozpoznanie. Moment, kiedy wzbiera tęsknota za tatą, nie jest tylko o tym, że teraz jest w śpiączce, ale że trochę zawsze był.
37. Delikatność L., kiedy strzepałem popiół na spodek filiżanki. Poprosił, abym poszukał popielniczki, bo to nieeleganckie. Kiedyś przez to nie dostałem pracy.
38. Od lekarza opiekującego się tatą (Skąd Pan jest? Z Ukrainy. Ale skąd? Z Kamieńca) – Charona na moje oko – wydębiam papierosa i międlę go w rękach do późnego wieczora.
39. Papieros – w kręgach alternatywnych mówią, że tytoń to tata. A papieros to przytulenie przez niego.
40. Widok taty. W rurkach między maszynami a jego ciałem wilgoć. W budownictwie nie lubimy wilgoci, więc niepokoję się o to, czy skrapla się w nie w tych miejscach, co powinna. Tata wygląda jak któryś z renesansowych obrazów – dużo płótna, znany temat.
41. Rozmawiam z nim, ze śpiącym człowiekiem. Na wszelki wypadek wsuwam mu pod prześcieradło to, co może nas połączyć. Kartę z Île-de-France, ułatwiającą podróże wokół i po Paryżu. Bo tam chciałbym, żebyśmy razem pojechali.
42. I ogólnie – trochę płaczę, a trochę nie wiem, co robić. Cieszę się, że to wszystko tego dnia. Obiecuję, wszystko będę miał w głowie. Burzę. I deszcz. Żbików bez lamp ulicznych, które właśnie teraz, jakby specjalnie, się zepsuły. Mokre, smagane wiatrem ulice i przyjemną jasność szpitala, i żółtość, i delikatność twarzy taty.
43. Sen. Ktoś pożyczył ode mnie i nie oddał (V.) książkę o sztuce, trzecią część, i muszę sam ją zabrać z jego fancy mieszkania na trzecim piętrze. Jak się tam dostać, skoro nie ma tego guzika w windzie? Idę klatką schodową, gdzie na piętrowych łóżkach śpią dzieci. Potem przenoszę się do małego domku wodnego, którego podłoga jest przeszklona. Liczba trzy, brak podłogi, znowu woda – nie umiem z tego wyciągnąć żadnego wniosku.
44. M. nie było cały dzień u taty – coś miała ważnego w pracy, a może uciekała.
45. Pielęgniarki na oddziale obracają pacjenta. Cicho, uroczyście nawet, z poświęceniem. Jedna z nich skrajnie piękna, nawet jeśli z całkowicie wytatuowaną ręką.
46. Vincent i bagietki. Nie dość, że znacząco je zmniejszyli ostatnimi latami, to w ostatnim miesiącu zwiększyli ich cenę o 13 procent. Inflacja w tym roku wyniosła 4–5 procent. To znaczy, że lecą w kulki. Cena wzrosła o ponad 100 procent w ciągu dwóch lat i ja już tam chodzić nie będę, niech sczezną.
47. Jak wrócić do czasu, gdy byłem szczęśliwy (obóz etnograficzny, prowadzony nim skończyłem technikum)?
48. Poprosiłem znajomego o mentoring. Na dobrą sprawę nie wiedząc, o co chodzi. Chodziło o kilka porad, które zamieniły się w coś pomiędzy kazaniem, życzliwością, szukaniem porozumienia. Niech będzie.
49. Zawsze ten sam zapach kadzidełka. Podziemia pod Rotundą. Wejście północno-wschodnie.
50. Wkleić się w tłum, nie przeć do przodu, przeskakując miejsca, nie opóźniać. Proste rzeczy, Brach-Czajna.
51. Mentoring: „Ja podejmuję decyzje i nikt nie rozumie dlaczego takie. Sam zresztą też nie rozumiem”. Drugi cytat: „Nie jesteś executive. Masz wszystko i nie włączasz czerwonego przycisku start”. Trzeci cytat: „Przestajesz być graczem, stajesz się tylko sobą”. Przejebane.
52. Wkładam słuchawki i nagle – nie. Zdejmij je. Zatkałeś nastrój, o którego istnieniu nawet nie wiedziałeś. Ale był. Lata dziewięćdziesiąte, pierwsza połowa. Ciepłe, puste warszawskie popołudnie, Warszawa. Pierwsza dziewczyna, spacery, kino wieczorem. Wojtek, wyjmij słuchawki. Wyjmuję, nastrój znika. Ale on tam jest. Widzę go na pustym niebie, w ludziach wokół. Tacy sami chodzili i wtedy.
53. Trochę ruchu na rynkach, więc częściej czytam Twittera. Musk zrobił to, co robi najlepiej. Trzęsienie ziemi. Gdy kupił portal, nazwał go „X”. Marketingowcy, ludzie od znaczeń i ładu dostali zawału. „Tweet” to ptaki, stado, a tu „X” – file, generation, factor. Something unexpected, out of the box. X przywraca poezję współczesności. Zamiast ćwierkać, czekamy cicho na ducha w maszynie, który to wszystko rozwali. Przed trzęsieniem ziemi pierwsze milkną ptaki.
54. Któraś z platform będzie oznaczać treści stworzone przez sztuczną inteligencję nalepką AI. A skąd będą wiedzieli, że to AI? Popatrzą w bebechy pliku. Co to oznacza? Że mamy swoje cyfrowe kopie. Każdy nasz obraz ma za sobą całą matematykę cyfrowej archiwizacji i to my staliśmy się sami obrazem. (Czytałem kiedyś, jak ludzie próbują zabezpieczyć się przed zlokalizowaniem telefonu, z którego wrzucili erotyczne zdjęcie do sieci. Próbują, ale tego się nie da łatwo ukryć).
55. Napięcie. Wybuchnie czy nie wybuchnie. W Polsce może nie wojna, ale wiosna na pewno.
56. Namysł jest wszystkim.
57. Dumny kogut na polu u sąsiada grzebie w ziemi. Widzę w górze pióropusz jego ogona, niżej zad i lecące w górę z tego urządzenia grudki ziemi.
58. Inflacją przejmuje się tylko ten, kto zamierza żyć wiecznie. To Keynes, do którego doszedłem innymi słowy. Ale czy to nie jest wyraz dezercji przed wojną ze zbirami, którzy okradają z życia już nie tylko przyszłość, ale i nas, każąc oddychać płycej, szybciej i cały czas być w biegu? Życie warto traktować tak, jakby się nie kończyło, wtedy dopiero wystarcza uwagi.
59. Och, chmury, powinienem do was napisać list. Ludzie piszą wam wiersze, ale bardziej na miejscu są listy. Skoro już się znamy, ale jesteśmy tak daleko.
60. Złość na zakupy w aptece. Maści, dodatki, szampony. Drżę na myśl o momencie, kiedy otrzymam rachunek – wszystko, żeby wyjebać na kasę. Dżungla. Zabiliby cię, gdyby to się opłacało.
61. Żbików w deszczu. Fotografuję dzielnicę, ale też mam poczucie, że ta wyspa biedy zasługuje na powściągliwość, na troskę, na uchronienie jej przed pornografią internetu. Wyrastające ze ściany kamienicy, jak pąki, anteny satelitarne. Wąska, jak w średniowiecznych miastach, uliczka prowadząca do zapuszczonego podwórka. Wielki orzeł na drzwiach garażu sygnalizujący afiliacje pruszkowskich kibiców. Wszystko w prywatnym telefonie. I deszcz.
62. Tata, szpital i dużo różnych uczuć. Wchodzę do niego, jest M. Pierwszy raz ich widzę razem. Ojciec nie widzi mnie, uśmiecha się do M.
63. Wchodzi nieproszony ksiądz, z plecaczka wyjmuje krzyżyk, żegna się, ojciec pokazuje mu okejkę, ja go wypraszam – w zasadzie to intruz. Mówię, żeby przyszedł później.
64. A może to ja jestem intruzem? Zostawiam ich, w sumie szczęśliwy i wsiadam do auta.