Codzienność jest wszędzie, doświadcza jej każdy człowiek. Sztuka, literatura, filozofia, nauka – to małe wyspy na oceanie codzienności zamieszkiwane przez drobny ułamek populacji, podczas gdy w tym oceanie pływają z konieczności wszyscy. Sporo ludzi obywa się i miewa dobrze bez lądowania na wyspach, nawet jeśli nieświadomie korzystają z osiągnięć ich stałych mieszkańców, natomiast nie można żyć, nie mając życia codziennego. Mają je nawet pustelnicy i asceci, odosobnieni więźniowie i żeglarze opływający planetę w małych łodziach. Codzienność jest wszędzie.
Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku…
W obliczu szybko zmieniających się technologii i mediów nie pozostajemy bierni. Aby móc nadal dostarczać Ci jakościowe treści, prosimy o podzielenie się swoją opinią na temat pracy Kultury Liberalnej i wypełnienie anonimowej ankiety.
Dołącz do nas i współtwórz Kulturę Liberalną — wypełnij ankietę >>
Dawno temu reprezentanci jednej z upadłych (lub może podpadłych) dziś ideologii, rozważając tę samą kwestię, ale w specyficznym kontekście stosunków ekonomicznych, wprowadzili pojęcia „bazy” i „nadbudowy”. Bez zbędnej w tym miejscu szczegółowości wystarczy powiedzieć, że to właśnie marksizm był pierwszą, a już na pewno pierwszą znaczącą formacją intelektualną w dziejach naszej cywilizacji, w której jasno i wyraźnie nauczano, że materialne warunki życia ludzi mają silny i trwały wpływ na ich życie mentalne, duchowe, symboliczne, czy jakkolwiek nazwać to, co pozostaje do zrobienia, kiedy mamy już co jeść i gdzie spać. W języku potocznym owa mądrość przybrała zaś postać porzekadła „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”.
Istnieje jednak bardzo wiele punktów siedzenia, znacznie więcej niż śniło się nawet najwnikliwszym teoretykom. Stąd bierze się problem z adekwatnym opisem codzienAności dużych populacji. Trudno ją relacjonować bez popadania w uogólnienia, te zaś dyktowane są z reguły wnioskami formułowanymi w związku z charakterem formacji politycznej kierującej owymi populacjami.
Orlando Figes jest autorem dobrze znanym w Polsce. Wydawnictwo Wielka Litera nie tylko wznowiło jego monumentalną „Tragedię narodu”, wydaną dawniej przez Wydawnictwo Dolnośląskie, ale również przypomniało i dodało przekłady czterech innych monografii tego pracowitego, skrupulatnego oraz bardzo rzetelnego badacza nowożytnej i nowoczesnej historii Rosji. Od razu zaznaczmy, że Figes nie należy do autorów porywających czytelnika i wciągających go w nurt swoich opowieści. Nie będzie przesadą ani zrobieniem mu krzywdy przyznanie, że zdarza mu się od czasu do czasu przynudzać. Oferuje jednak prozę historyczną pełną szczegółów, które zna z osobiście przebadanych i wytworzonych źródeł, a nie z wcześniejszych cudzych opracowań, pozbawioną efekciarstwa i nachalnych zagrywek retorycznych oraz wolną od wszelkich obciążeń światopoglądowych. W obecnych czasach takie pisarstwo należy do rzadkości.
Pisanie bez ekstremów
Jedną z prac Figesa wydanych w Polsce są „Szepty. Życie w stalinowskiej Rosji”; oficyna Wielka Litera przypomniała teraz jej przekład sprzed szesnastu lat wydany przez Wydawnictwo Magnum. Jest to siedemset sześćdziesiąt stron solidnej prozy historycznej zaprezentowanej, jak ta oficyna ma w zwyczaju, z nieprzeciętną na dzisiejszym polskim rynku edytorskim dbałością o detale. Pod wieloma względami to książka dość nietypowa. Od trzech i pół dekady przyzwyczajeni jesteśmy w Polsce do tego, że wszystkie albo prawie wszystkie publikacje dotyczące losu ludzkiego pod władzą Stalina utrzymane są w tonacji martyrologicznej lub oskarżycielskiej. Ludność Rosji stalinowskiej we współczesnej historiografii a zwłaszcza w publicystyce historycznej dzielona jest generalnie na dwie grupy – ofiar i oprawców. Podobnie zresztą dzieje się często w historiografii dotyczącej III Rzeszy – klasycznym przykładem jest tu sławna książka Daniela Jonaha Goldhagena „Gorliwi kaci Hitlera”, w której autor dowodził, że społeczeństwo hitlerowskich Niemiec praktycznie w całości oddało się w posiadanie nazizmowi i uczyniło to ze szczerym entuzjazmem.
Figes jest daleki od takich uogólnień. Jednym z powodów, dla których jego prace są mniej znane od wyrazistych retorycznie bestsellerów, jest spokojne, wyważone i zrównoważone stanowisko, z jakiego odtwarza obraz przeszłości. Buduje go na olbrzymiej bazie źródłowej, którą w sporym stopniu sam wytworzył – nie tylko wykonując rozległe kwerendy w archiwach rosyjskich, które miał okazję badać jeszcze w czasach, kiedy Rosja utrzymywała poprawne, a chwilami nawet przyjazne relacje z Europą, ale również przeprowadzając setki pogłębionych wywiadów z mieszkańcami tego kraju. Robota wykonana przez niego na źródłach zastanych i wytworzonych jest imponująca, przy czym autor nie traci panowania nad ogromem materiału – co bywa udziałem nawet bardzo wybitnych badaczy. Figes nie jest publicystą czerpiącym wiedzę z drugiej czy trzeciej ręki, lecz wytrawnym znawcą rosyjskiej kultury, historii i języka, który swoje znawstwo osiągnął samodzielnie. Stąd prezentowane przez niego losy kilkudziesięciu osób żyjących w Rosji pod panowaniem Stalina odtworzone zostają w maksymalnym przybliżeniu.
Strategie przetrwania
Większość ludzi – nawet w najbardziej radykalnych systemach politycznych – chce żyć własnym życiem. To, że żyją właśnie w takich, a nie innych warunkach, nie jest ich winą. Próbują zbudować swoją codzienność. Ani nie kochają władzy, która rządzi zamieszkiwanymi przez nich obszarami, ani nie nienawidzą jej. Zależy im przede wszystkim na dobrostanie swoim i swoich bliskich. Z tych dość prostych konstatacji wynikają jednak złożone wnioski, zarówno dla żyjących tam, jak i dla żyjących gdzie indziej i myślących o życiu tamtych. Wobec jednolitej strategii władzy (nigdy całkowicie jednolitej, ale tym bardziej jednolitej, im bardziej autorytarna jest władza) stają nieprzeliczone strategie przeżycia i życia stosowane przez poszczególnych żyjących pod jej wpływem ludzi. Przesądzanie, gdzie w bezliku tych strategii przebiegają granice między „bohaterstwem”, „oportunizmem” i „służalczością”, bywa zabiegiem mocno ryzykownym. Trzeba mieć wiele pewności siebie, może nawet z pewną przymieszką bezmyślności, by móc wytyczać takie granice bez żadnych rozterek. Zaletą książek Orlando Figesa jest powstrzymywanie się przez ich autora od takich zabiegów delimitacyjnych. Pod jego piórem jednolity obraz, tak łatwy w odbiorze, ulega wielokrotnemu powiększeniu i okazuje się boleśnie zróżnicowany.
Ten zróżnicowany pod mikroskopem krytycznego badania obraz mamy przed oczami również dzisiaj, sami go doświadczamy i przeżywamy. Po kilku dekadach od upadku dwubiegunowego podziału politycznego z drugiej połowy XX wieku wiemy tyle, że nie da się wytyczyć już żadnych jednoznacznych podziałów, a kategorie różnic, którymi mądrzy ludzie opisywali problemy społeczne jeszcze dwadzieścia lat temu, nie nadają się obecnie do niczego. Jajogłowi generalnie kapitulują. I tylko jedna okoliczność się nie zmienia – większość ludzi nadal chce żyć własnym życiem i przeżywać swoją codzienność:
„Przyszłe pokolenia nie zrozumieją, czym było w naszym życiu mieszkanie. Wiele przestępstw popełniono właśnie z tego powodu. Ludzie są przypisani do swoich mieszkań i nie mogą nawet pomyśleć o ich zostawieniu. Któż mógłby porzucić swoją drogocenną i ukochaną kwaterunkową przestrzeń mieszkalną o wymiarach 12,5 metra kwadratowego? Takich szaleńców u nas nie ma i mieszkanie jest przekazywane w spadku jak rodowe zamki, dwory i posiadłości”.
Czy to jest cytat z zaangażowanego lewicowego portalu? Otóż nie! To przytoczony przez Figesa [„Szepty”, s. 185] fragment wspomnień Nadieżdy Mandelsztam w tłumaczeniu Andrzeja Drawicza. Tylko wzmianka o kwaterunku może powiedzieć uważnemu czytelnikowi, że ta opinia nie pochodzi z XXI wieku. Sławne radzieckie „komunałki” – mieszkania dzielone między kilkoma dużymi rodzinami, które musiały w nich kohabitować na dobre i na złe – obrosły legendą jako symbole straszności życia codziennego w ZSRR. Ale z drugiej strony, kiedy wiadomo, że powstawały one z kilkunastopokojowych rezydencji członków carskiej elity społecznej, podobnych do dzisiejszych loftów i penthouse’ów, znów podnosi głowę złośliwy diabełek sceptycyzmu i wygłasza swoją mantrę – „przecież nigdy nie jest tak, żeby wszystkim mogło być dobrze po równo”.
Kto ma władzę w demokracji
Totalitaryzm z perspektywy życia codziennego polega na ścisłej kontroli nad wszystkimi aspektami życia ludzi sprawowanej przez władzę po to, by stworzyć „nowego człowieka” lub „nowy świat”. Demokracja polega w tym kontekście na oddaniu ludziom przez władzę polityczną władzy nad własnym życiem, zwłaszcza zaś nad codziennością tego życia. Ale i ta kwestia jest jednoznaczna tylko w słabszych podręcznikach politologii. Na przykład obecnie widzimy, jak tę władzę nad życiem oddaną przez władzę polityczną przechwytują inne instancje – głównie olbrzymie korporacje tworzące rynek i przemysł momentalnych wrażeń. Instytucje polityczne demokracji liberalnej nie potrafią się temu procesowi – uważanemu już niemal powszechnie za szkodliwy dla tkanki społecznej – skutecznie przeciwstawić, zarówno dlatego, że są w starciu z jego sprawcami zbyt słabe, jak i dlatego, że pod koniec XX wieku, gdy owi sprawcy budowali swoją moc, pozostawiono im w tym wolną rękę, dominował bowiem wówczas, jakże pechowo, styl myślenia, w którym państwo pozostawiało biznesowi maksymalnie zarysowane pole swobodnego działania. Teraz nikt nie jest w stanie zahamować skutków tego procesu.
Co i raz jakaś mądra głowa dokonuje wstrząsającego odkrycia – że nie wystarczy odkręcić ludziom imadło władzy, w którego uścisku jęczeli i cierpieli przez długie lata, aby uczynić ich natychmiastowo szczęśliwymi, radosnymi i zasobnymi. Stwierdzenie tego faktu nieodmiennie wzbudza w niektórych kręgach intelektualnych szok i niedowierzanie. No jak to? Są wolni, nikt im niczego nie narzuca ani nie nakazuje. To dlaczego się nie cieszą? Czego jeszcze chcą? Nie mniej sensacyjne jest odkrycie, że miliony ludzi niekrępowanych nakazami ani zakazami wyznawania jakichkolwiek poglądów ochoczo garną się do cwanych krętaczy, którzy z wysokości trybun wiecowych, stosów swoich pieniędzy lub profilów w mediach społecznościowych objaśniają im świat sposobem przeraźliwo-fantastycznym. I tak sobie na co dzień żyjemy w tym dziwnym stuleciu. Parafrazując poetę, który padł ofiarą stalinizmu, żyjemy tu, nie mając już w głowie oleju.
Książka:
Orlando Figes, „Szepty. Życie w stalinowskiej Rosji”, przełożył Władysław Jeżewski, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2024.
* Śródtytuły pochodzą od redakcji.
This article was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.
Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.