1. Chęć wylotu na Biennale w Wenecji zakomunikowana algorytmom facebooka sprawia, że jeszcze przed wyjazdem widzę dużo Wenecji. Wszędzie w salach wystawowych rzucają się w oczy belki stropów. Prace artystów takie sobie.

2. Pojawia się też jedno dobre i inne zdjęcie. To Piotra Kosiewskiego laguna w deszczu. Deszcz i stalowa woda.

3. Sen. Wybudowałem dom. Dom z zewnątrz jest w stanie surowym, ale gdy wchodzimy do środka, okazuje się, że jest już gotowy. Powała, belki – wiejska, duża gburska chałupa. Nie wiem, co z nim zrobić. Nie potrzebuję już domu. Oddaję go M., M., M. i A. i całej tej części rodziny. Gdy oddaję, płaczą.

4. Dzień otwarty w „Bullerbyn”, szkole, do której być może pójdzie R. Wszystkie możliwe praktyki, które odbywają się w tej szkole-bursie – rytuały, sposoby uczenia się, tworzenia wspólnych przestrzeni – są opisane na korkowych tablicach. Goście chodzą i fotografują te opisy.

5. Kiedyś, gdy wysyłałem R. do tej szkoły na letnie kolonie, miałem wrażenie państwa-bananostwa, które posyła tu dzieci. Teraz wrażenie rozpłynęło się i dziękuję za jego brak. Everybody hurts.

6. Żółta sikorka usiadła na żółtym tarasowym leżaku.

7. U teścia w ośrodku opieki. Nie spojrzałem ani razu na jego twarz. Teść równa się ojciec. A ojciec choruje.

8. Szkoły demokratyczne, a więc drogie. Ale czy dałbyś to wszystkim swoim dzieciom?, pyta ktoś. Nie.

9. Im więcej przyjmujesz ataków, tym więcej masz w sobie spokoju.

10. Nuda warsztatów pedagogicznych jest dobra, bo pokazuje, że życie jest nudne.

11. Pogoda (a i to nie zawsze, odkąd stała się polityczna) – jedyny bezpieczny temat na fb.

12. Ludzie kierujący platformami społecznościowymi mają władzę nieskończoną. Po pierwsze, mogą wybierać, co widzę. To już ustawia rozmowę. Po drugie, mogą chować wypowiedzi, co jest formą agresji. Po trzecie, instalują we mnie mechanizm autocenzury, a więc dla tych paru kciuków w górę, kresek dopaminy, niektóre pomysły i rozwiązania stają się niewidoczne i niemożliwe. A dodajmy do tego jeszcze, że dyskusja – na przykład w Polsce – dzieje się tylko w social media i mamy finał. Hołdy lenne dla nowych władców.

13. A, i jeszcze to. Walka między Metą a Alphabetem. Napisz youtube na facebooku, a wpis stanie się niewidoczny. To ten sam mechanizm, co w dysfunkcyjnej rodzinie, gdzie matka-Meta i ojciec-Alphabet stale się kłócą, a dziecko krąży między nimi i organizuje wysiłkiem i kosztem własnym wspólną przestrzeń.

14. Ktoś zachęca, by rozmawiać o 1 procencie ludzi, którzy kontrolują Ziemię, następnych 4 procentach, którzy im służą, kolejnych 5 procentach, którzy wiedzą, co się dzieje na świecie, i pozostałych 90 procentach ludzkości, która nic nie wie. Wolałbym tego tematu nie dotykać. To jest za blisko szaleństwa.

15. Te same wzory na bluzkach, spodniach i butach dziewczynek, które wybiegły z ćwiczeń w domu kultury.

16. Czekam w tym domu kultury na dziecko. Przede mną siedzi kobieta, która dopiero po chwili odkrywa, że przestrzeń pomiędzy jej nogami jest widoczna dla innych. Zakłada nogę na nogę i nic się nie dzieje.

17. Przez całe lata, dziesiątki lat, byłem jak taran – okrutny wobec siebie, a więc również dla innych. Bez pamięci o tej wiecznej słodyczy, która łączy ludzi jak ciasto rodzynki.

18. Sowa Minerwy. Wiemy wszystko o wymieraniu gatunków i właśnie wymieramy.

19. Złoty interes. Mam kartę multisportu i nigdy z niej nie skorzystałem – ani na basenie, ani na siłowni. Ale jak zrezygnować z życia?

20. Puenta z K-dramy: Kobieta czeka na operację w celu przywrócenia pamięci. Mężczyzna wsadza do więzienia jej męża, aby po zabiegu przedstawić się jako jej mąż.

21. Jestem człowiekiem, który zaczyna czytać książkę mniej więcej od trzeciego, piątego rozdziału i dlatego zazwyczaj bardzo powoli łapię, na czym polega akcja. Zaoszczędzony czas spędzam na próbach rozwikłania zagadek, kto tu jest kim i czego chce. Być może to bardziej powszechna przypadłość.

22. Stasiuk, „Rzeka dzieciństwa”. Tak jak istnieje pojęcie „dobrego Niemca”, tak istnieje pojęcie „dobrego boomera” i tym dobrym boomerem jest Andrzej Stasiuk.

23. Kupiłem sobie Merci ponieważ długo nie jadłem czekolady.

24. Mówię głosem amerykańskiego lektora trailerów: W pustym lesie, na końcu drogi, nocą. Samotny biegacz u kresu zmęczenia. Trafia. Na. Policyjny radiowóz. W radiowozie policjanci grają w gry.

25. Nie wiem, czy ten opis działa, ale pomysł na amerykańskiego lektora trailerów wziąłem z reklamy towarzystwa ubezpieczeniowego z USA z 2014 roku. Zrzynka rzecz naturalna.

26. Kultura zmierza do bezpośredniej transmisji doznań, mówi Dukaj. Otóż tak i nie. Kultura to w skrócie psychoanalityczny moment estetyczny Bollensa (taki jestem mądry), a więc szansa na reorganizację ścieżek emocjonalnych stworzonych w dzieciństwie i w gruncie rzeczy szansa na reorganizację społeczeństwa. Kiedyś środki wyrazu wymagały długich śpiewnych opowieści, teraz z albumów przeszliśmy do piosenek i rolek, a zaraz przejdziemy do przenikliwego uśmiechu Buddy trwającego maks piętnaście sekund na milionach, miliardach twarzy, który to uśmiech będą okraszać wszędobylskie wystrzały dopaminy. Wśród nich, co jakiś czas, jak rozbłysk słońca, nastąpi społeczne rozładowanie zakumulowanej energii. Transmisja bezpośrednia z oczekiwania na Mesjasza.

27. Ziemia to Słońce, a ludzie to promienie światła bijące z jej powierzchni.

28. Mentor kazał czytać o ikigai. Czytam. Na Okinawie, gdzie ludzie żyją według ikigai, duże znaczenie ma wspólnota, w tym wspólne finanse w postaci wspólnych kas. Przypomina mi się, dlaczego w Polsce nie ma wspólnotowych banków, chociażby miejskich, i dlaczego nie ma związków zawodowych, i znowu się wkurwiam. I chuj z ikigai. Spalimy was za ten brak ikigai.

29. W tej samej książce o ikigai mówią o Elsworthcie Kellym jako o malarce. O nim jako o niej. Wybaczcie im, albowiem nie wiedzą, co czynią.

30. Sen o domu, kolejny. Kiedyś woda, a teraz obsesyjnie śni mi się dom. Głównie stropy, powały, sufity. Serce niepewne i umysł wątpliwy szukają dachu nad głową.

31, „Młodsi bywają bardziej wprawni w kochaniu niż w pięknie”. To maksyma Vauvenargues’a. Do ciężkiej pracy biurowej wyciągnąłem sobie myśli tego moralisty, aby w błysku dawały spojrzenie na inną stronę życia.

32. „Był na warsztatach. Powiedzieli mu, że ma chodzić boso. Chodził boso i wlazł na szkło”.

33. „Ktoś był mądry i wydał kalendarz bez daty. Kalendarze bez daty nie dezaktualizują się”.

34. Hildegarda z Bingen ze słuchawek, w metrze. Nagle na twarzach widzę godność, łaskę. Dziwią mnie też reklamy wyświetlane na podświetlanych monitorach i dziwi, że znikają, aby wyświetlić ostrzeżenie o nadjeżdżającym pociągu.

35. Ponczo mojej pierwszej dziewczyny. I to jak go pragnęła. Radość kobiet, przez lata, wszędzie i zawsze ta sama.

36. Ogromna uwaga, z jaką dziewczyna czyta podręcznik do zoologii z lwem na okładce.

37. Maszyny dotąd robiły w sile, potem w prostych odpowiedziach na zadane pytania – w zliczaniu tabelek, szykowaniu druków. Teraz robią w moralności i pięknie. I to jest zmiana AI.

38. „O, to się wiąże z pieniędzmi”, mówi E., a ja się dziwię, bo dla mnie wszystko wiąże się z pieniędzmi.

39. R. i sytuacja szkolna. Szkoła jest nie tylko o zniewoleniu, jest też o dorosłości. Co żywsze jednostki, w trosce o siebie, uciekają z niej. Tak samo później uciekną z pracy. Przecież gołym okiem widać, że ogół pracy jest bez sensu. Czy można zatem być za dorosłym na szkołę i pracę? Och, jak bardzo można.

40. Imieniny. W prezencie dostałem filiżankę z pruszkowskiego porcelitu. Kiedyś uraczono mnie taką zabawą: wyobraź sobie kubek stojący na twojej leśnej dróżce i opisz go. A potem pojawiało się rozwikłanie zagadki – ten kubek to miłość. Wtedy dostałem żółty duży kubek. Kubas. Obecna filiżanka jest delikatna, zwyczajna, ale wartościowa, o objętości, którą lubię, z nieco szerszym otworem u góry, przez który szybciej paruje kawa i spodkiem u dołu, żeby się nie sparzyć.

41. Piję z niej i gadam o szkole R. i jest mi trudno.

42. Pies, który wie, że każdy może mieć dla niego kiełbasę. Czasem porywa ją od kogoś, podgryza i niesie do innego, żeby się podzielić. Jeśli zje wszystko, nie ma po co iść. Pies-człowiek, hau!

43. Uwielbiam momenty, kiedy płaczę ze wzruszenia w swojej pracy. To, że są stosunkowo częste, znaczy, że nie jest to zła robota.

44. Charlie Chaplin. Nie mam biletu, a chcę się dostać do metra. Nie przeskoczę bramek, bo boli mnie bark. Robię kółka przed szerszą furtką i czekam aż ktoś mnie puści. W tle leci wodewilowa muzyka ukraińskiego grajka.

45. Pracownicy platform socjalowych mówią o swoich użytkownikach „twórcy”, a nawet chwalą się, że to „ich twórcy” wypromowali największe premiery filmowe tego roku. Mówią też, że to niesłychane, że są tacy ich twórcy, którzy nagrywają aż dziesięciominutowe rolki.

46. Jestem zmęczony swoimi snami. Dziś wojna w ogromnych magazynach i wesele w Nowym Jorku. Wesele piękne, ale zabrakło nam na bilet powrotny. To o moim małżeństwie. There is no way back, dear.

47. Więcej słońca, więcej, więcej, więcej, więcej słońca, więcej słońca. Mówi reżyser do aktorów.

48. Nic nie zapisywałem przez jeden dzień. Byłem nikim.

49. Sen. Do domu, który wygląda jak riad w Marakeszu z krytym ogrodem, dziedzińcem i litym murem od ulicy, przyszedł mały czarny człowiek. Puka kołatką i chce w nim zostać. Tylko że to się wydarzyło naprawdę. Pół roku temu. Wtedy nie wpuściłem go za drzwi.

50. Biblioteka na Koszykowej. Biel marmurów na okładzinach ścian i schodów jest o bieli kartek. Marmur będzie z czasem szarzeć i żółknąć. Tak samo jak papier.

51. O modnej ostatnio myśli: to co uchodzi bogatemu, nie uchodzi biednemu. Żul sprzecza się z właścicielem zakładu fryzjerskiego, o to, czy można jeść przed fryzjerem-barberem. Obydwaj wyglądają tak samo (obszarpane nogawki i tatuaże). Do tego barber też je.

52. Radio Dla Ciebie, audycja „Animalista”. Odnotowano znaczny wpływ pyłków z powietrza na umaszczenie ptaków zasiedlających miasta. Kiedyś udowodnimy, że zawiść i agresja istnieją fizycznie jak te pyłki i wpływają na wyraz twarzy. I będziemy rozpylać chemtrailsy psychodelików.

53. Mój tata ma zapalenie płuc. E. już drugi raz uderza w dzwony, że ma przeczucie i że trzeba go szybko odwiedzić. Mówi delikatniej, ale ja słyszę jedno.

54. I układam nekrolog. Nie chciałbym, żeby go ludzie komentowali, ale chciałbym wstawić go do mediów społecznościowych. Umieranie jest częścią życia.

55. Mój tata. Przeżył lat siedemdziesiąt trzy i choć ostatnie lata spędził w nałogu, to jednak nie sposób nabrać wrażenia, że wybrał go świadomie, podobnie jak swój koniec. I odszedł pogodzony. Jestem szczęśliwy, że i ja się z nim pogodziłem i mogłem mu kilka razy w ciągu ostatnich lat powiedzieć, że go kocham. Pochodził z ożarowskiej, robotniczej rodziny. Jego matka pochodziła z bandosów wokół Błonia. Ziemia w tych okolicach jest tak płodna, że żywiła też chłopów bez ziemi. Jego ojciec pochodził z wyrzuconej z kresów ciekawej rodziny handlarzy koni, czym lubił się oczywiście chwalić; sprzedawali konie Chagallom. Jego dziadek walczył w powstaniu, czym się nigdy nie pochwalił. Tata był bardzo wrażliwy, często płakał, nadto dostrzegał jakąś delikatną niewyrażalność stosunków międzyludzkich, zostawiając je swoim podskórnym prądom. Wszystko to ma swój drugi język – tata izolował się i wściekał nadzwyczaj często. Na całe szczęście ten język nie jest mój, a w każdym razie nie tylko. Od taty wziąłem wrażliwość. Zapamiętam przede wszystkim właśnie to, co dostałem od niego pod spodem: gesty, coś, czego opisanie zajęłoby mi akapity, a i tak nie oddałbym sensu przemian uczuć między nami i szerzej ludźmi na naszym przykładzie. Kiedy przyszedłem do niego pierwszy raz do szpitala, zdziwiłem się, że wygląda jak dziecko, powracające do siebie, do wielkiej matki. Wsunąłem mu bilet z paryskiego metra pod materac. Tam ostatnio byłem szczęśliwy i tam ostatnio byłem ze swoim najstarszym dzieckiem. Ja jestem najstarszym dzieckiem swojego taty. Postaram się wyłączyć komentarze, proszę, abyście nie lajkowali tego wpisu, bo to będzie mnie oddalać od żałoby. Jednocześnie nie chcę milczeć, też jestem ojcem. Śmierć jest częścią życia. Kondolencje dla wszystkich bliskich taty, szczególnie mojej mamy, mojego brata, braci taty i pozostałych bliskich. Coś sobie kiedyś pomyślałem: że nigdy się nie napiliśmy. Gdy się więc znowu spotkamy z tatą, raczej znów się nie napijemy, ale wierzę, że będziemy mieli wiele czasu i sposobności, by cieszyć się w pełni swoją obecnością. Mam poczucie, że ostatnie kilka lat mojego życia było przygotowaniem do tej śmierci. Niech tak będzie. Nekrolog na zaś. Nie wiem, czy to przestępstwo, ale na pewno liczenie się z okolicznościami.

56. Płaczę, kurwa.

57. „O tożsamościach dyskutuje się wtedy, gdy nadchodzi czas ich redefinicji”. Wtedy też kończy się humor, którego rolą jest łagodzić i wypowiadać niewypowiadalne.

58. Przyszło lato, wraz z nim takie fale gorąca, że nie da się wytrzymać w pomieszczeniach z powodu szybciej krążącej krwi, a w niej atomów. To olbrzymia niedogodność, o której zapomina się na pół roku, drżąc przed tym, że nas przewieje i umrzemy na covid. Niby te same miejsca, a inne.

59. Czy ja jestem jeszcze atrakcyjny, czy już nie? Poczekalnia w teatrze dla dzieci, matki tam, ich zainteresowanie. No, ale właśnie, bardziej moje czy ich?

60. Niedziela handlowa w galerii. Zawsze przypomina mi się wtedy „Funky Koval” Polcha i Rosińskiego. Takie perspektywy i pasaże jak w tej galerii oni umieszczali w kosmosie, w co łatwiej było uwierzyć, gdy żyło się w PRL-u.

61. Po co te notatki? Po to, żeby zająć ręce. Za często drżą.

62, Jeśli psychoanaliza ze swoimi odkryciami na granicy neurobiologii tak mocno stawia na matkę, ojca i ich projekcje w krajobrazie psychicznym ludzi, to znaczy, że odwrót patriarchatu będzie tym trudniejszy, im większe będą pretensje do wszystkich ojców, którzy nie podołali. Co zarazem oznacza, że wikłamy się tym bardziej w patriarchat. Można oczywiście ojca sprowadzić do zewnętrznego trzeciego i tak pewnie się ten argument u feministek obrabia (że ojciec nie musi być postacią, zwłaszcza męską, ale może być ładem społecznym, który trzeba respektować, tak jak uczy się respektować odrębność matki od siebie w dzieciństwie), ale tu zong… Ponieważ taki ojciec, który nie podołał swojej roli, zrezygnował z obiektywności (ładu) i zajął się projektowaniem na jednostkę (dziecko) swoich niedoborów, musi wejść z nim w diadę, która zaczyna się kręcić w opętańczym tańcu uzależnienia. I tak w kolejnym pokoleniu podmiotowość sierot znika. Wszyscy szukają ojca. A tego ojca brak. Jest tylko jedną sierotą więcej. I tak wszyscy mają pretensje – że ktoś, gdzieś zawalił. Dark patriarchat. 

63. Zmęczenie i podwójne kremowe espresso. Są proste sposoby.

64. Zamówiłem trenera osobistego, który zwabił mnie reklamą „Schudnij – na plażę nawet 10 kilo – do czerwca”. I w ten oto sposób dnia 30 kwietnia umówiliśmy się na siłownię, w której to siłowni będę pierwszy raz w życiu.