W czwartek Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie finansowe PiS-u z kampanii do parlamentu w 2023 roku. Komisja przyjęła, że komitet wyborczy partii uzyskał nieuprawnione korzyści majątkowe wartości 3,6 miliona złotych w związku z niedopuszczalnym działaniem niektórych podmiotów publicznych na jego rzecz w okresie kampanii wyborczej.


Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku…
W obliczu szybko zmieniających się technologii i mediów nie pozostajemy bierni. Aby móc nadal dostarczać Ci jakościowe treści, prosimy o podzielenie się swoją opinią na temat pracy Kultury Liberalnej i wypełnienie anonimowej ankiety.

Dołącz do nas i współtwórz Kulturę Liberalną — wypełnij ankietę >> 


Chodzi między innymi o prowadzenie agitacji wyborczej w czasie dwóch pikników wojskowych zorganizowanych ze środków publicznych (138 tysięcy złotych), a także przygotowywanie analiz popularności PiS-u przez Naukową i Akademicką Sieć Komputerową (538 tysięcy złotych). Najwięcej miała kosztować emisja i promocja filmu reklamowego z udziałem Zbigniewa Ziobry, opłacona przez Ministerstwo Sprawiedliwości (2,6 miliona złotych). Członek PKW Ryszard Kalisz wyjaśniał w mediach, że jego zdaniem skala nieprawidłowości była większa. Uzasadnienie uchwały wymienia znacznie więcej dokumentów nadesłanych do komisji, mających wykazywać nieprawidłowości w kampanii. W jego ocenie komisja postanowiła jednak uwzględnić jedynie zdarzenia, które nie budziły wątpliwości co do ich znaczenia kampanijnego.

Na przykład, według Kalisza agitacja wyborcza miała miejsce na ośmiu piknikach w czasie kampanii, ale podejmując swoją decyzję, PKW uwzględniła jedynie dwa – w czasie jednego z nich Jarosław Kaczyński wprost nawoływał do głosowania na Prawo i Sprawiedliwość. Komisja nie uwzględniała również ewentualnych budzących wątpliwości działań PiS-u w okresie tak zwanej prekampanii, czyli przed czasem formalnego ogłoszenia kampanii wyborczej – przyjęła ona, że takie działania są nielegalne, ale wykraczają poza zakres badania prawidłowości działania komitetu wyborczego, ponieważ komitet ten nie istnieje przed kampanią.

W uzasadnieniu uchwały PKW odnosi się również do argumentu, na który wielokrotnie powoływało się Prawo i Sprawiedliwość, że nie można uznać za nieuprawnione takich korzyści, w przypadku których wola przyjęcia świadczenia nie została jasno wyrażona przez pełnomocnika finansowego. Zgodnie z tym podejściem, to nie komitet wyborczy PiS-u zlecał przykładowe badania w NASK, a zatem nie powinno się ich rozliczać. Jak wskazuje w odpowiedzi PKW, takie rozumienie prawa prowadziłoby jednak do „pozbawienia sensu czynności kontrolnych prowadzonych przez Państwową Komisją Wyborczą, wynik ich byłby bowiem uzależniony wyłącznie od oświadczenia pełnomocnika, który oczywiście nie byłby zainteresowany w potwierdzeniu naruszenia prawa przez komitet wyborczy”.

Uchwała nie została przyjęta jednogłośnie. Przeciwko było dwóch członków wskazanych do PKW przez PiS, a także osoba pochodząca z Trybunału Julii Przyłębskiej. Przewodniczący komisji Sylwester Marciniak z NSA wstrzymał się od głosu. Uchwałę poparło natomiast pięciu członków komisji wybranych w Sejmie przez partie koalicji rządzącej. PiS-owi przysługuje teraz skarga do Sądu Najwyższego. Problem polega na tym, że sprawa może trafić do utworzonej przez PiS Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN – tymczasem obecna władza uznaje to ciało za nieistniejące na podstawie wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Gdyby więc rozpatrzyła ona przychylnie skargę PiS-u na uchwałę PKW, to minister finansów przypuszczalnie uzna, że owa decyzja nie istnieje i nie wypłaci PiS-owi pieniędzy (co pozostawia otwartą kwestię, w jakim trybie PiS może skorzystać z procedury odwoławczej, skoro nie może w ten sposób).

Tymczasem odrzucenie sprawozdania oznacza, że partia utraci w tej kadencji ponad 50 milionów złotych na działalność z pieniędzy publicznych. Do tego PKW będzie jeszcze badać sprawozdanie partii za 2023 rok, a Kalisz sugerował, że skoro komisja dopatrzyła się nieprawidłowości w okresie trwania kampanii w owym roku, to również sprawozdanie roczne może zostać zakwestionowane. Gdyby tak się stało, PiS mogłoby utracić łącznie kolejne dziesiątki milionów złotych.

Jak wysiąść z karuzeli?

Tyle, jeśli chodzi o obraz sytuacji. Patrząc politycznie, trzeba odnotować kilka rzeczy. Nadużywanie środków publicznych przez PiS w celach partyjnych było widoczne gołym okiem. Z punktu widzenia interesów państwa byłoby niewłaściwe, gdyby tego rodzaju nadużyć nie dało się rozliczyć. W przeszłości partie polityczne traciły pieniądze z powodu znacznie mniejszych uchybień, a nawet nieistotnych błędów księgowych. W celu rozliczenia powinny jednak istnieć odpowiednie środki prawne. PiS powołuje się na fakt, że w przeszłości PKW badała sprawozdania finansowe w sposób formalny i nie prowadziła merytorycznego dochodzenia w sprawie wydatków partyjnych w kampanii.

Rozstrzygnięcie tego, czy na gruncie prawa wolno przeprowadzić takie dochodzenie, jest w zasadzie kompetencją PKW, której uchwałę można następnie zaskarżyć do Sądu Najwyższego. Można by powiedzieć, że w obu przypadkach PiS wpada we własne sidła. W sprawie Sądu Najwyższego obecny chaos wynika ze zmian wprowadzanych przez PiS i braku woli naprawienia sytuacji. Co do PKW, Jarosław Kaczyński twierdzi, że jej skład jest polityczny, a rozstrzygnięcie jest zemstą polityczną Donalda Tuska, która uderza w największą partię opozycyjną. Tyle że wybór członków komisji przez parlament został wprowadzony przez PiS w 2018 roku, a uchwała ogółem opisuje rzeczywiste nieprawidłowości, a nie wydumane zarzuty.

Niezależnie od źródeł problemu – a w sprawie jego definicji nie będzie powszechnej zgody – dla państwa najważniejsze jest to, co nastąpi dalej. W sytuacji optymalnej należałoby uchwalić nowe ustawy o KRS i SN, które uzdrawiałyby sytuację w sądownictwie, a także zmiany w prawie wyborczym, które sprawiałyby, że zakres działań dopuszczalnych w kampanii wyborczej budziłby mniej wątpliwości. Wszystko wskazuje na to, że zasadnicze zmiany będą możliwe dopiero po wyborach prezydenckich.

Nie wygląda też na to, żeby możliwe było porozumienie międzypartyjne, które stabilizowałoby sytuację na dłuższą metę. W odpowiedzi na ujawniane nieprawidłowości w okresie poprzednich rządów, dominujący nurt na prawicy polega raczej na politycznej radykalizacji, a nie na demokratyzacji i odcięciu się od nadużyć. Trudno tymczasem przyjąć, że w sprawie nieprawidłowości, które miały miejsce ostatnich latach, można po prostu przejść do porządku dziennego – były one zbyt wyraźne i miały znaczenie systemowe, a nie tylko doraźne, dlatego wymagają działań naprawczych.

Zostajemy z jeszcze jedną niewiadomą: jak ewentualne odebranie PiS-owi finansowania przez PKW wpłynie na prawicę? Czy słabnąca partia będzie w stanie utrzymać jedność, żywotność i poparcie społeczne? Dotychczasowe wydarzenia sugerują dwie rzeczy. Po pierwsze, Kaczyński ma dużą zdolność utrzymywania dominacji na prawicy. Po drugie, w razie ponownego przejęcia władzy przez PiS będziemy mierzyć się z analogicznymi problemami, tyle że w spotęgowanej formie – PiS będzie chciało odebrać finansowanie Koalicji Obywatelskiej, przy czym nie będzie już szukać rzeczywistego uzasadnienia. Medal należy się temu, kto wpadnie na pomysł, jak wysiąść z tej karuzeli, która nie jest karuzelą śmiechu.

***

Drodzy Czytelnicy! Jest to ostatni tekst z cyklu „Sawczuk w poniedziałek”, który ukazywał się regularnie od 2018 roku. W tym tygodniu dobiega końca moja praca jako szefa działu politycznego „Kultury Liberalnej”. Bardzo dziękuję za ten wspólny czas i wspólną dyskusję, która będzie trwać. Od września czas na kolejne przygody zawodowe, a w nowym rytmie będę wracać również na strony „KL”. Do zobaczenia!

Tomasz Sawczuk