1. Znowu u taty w szpitalu. Tata rzuca się na mnie w szale: „Po co ja tu przyszedłem, kim ja tu jestem?!”. Uciszam go, hipnotyzuję jak Dundee krokodyla w Australii. Opowiadam mu, co się dzieje za oknem.
2. Są ze mną K. i R. i stoją jak słupy soli. Jestem zadowolony przynajmniej z tego, że stoją i widzą. To zostanie. Czy tata zostanie? Proszę o morfinę.
3. Wieczorem sprawdzonym sposobem zabieram się za pracę w garażu. Robota jest nieskończona.
4. Świat pompek rowerowych. Ilość tego i innego gówna związanego z każdą definiowalną działalnością człowieka: kategoria ogólna: sport, kategorie szczegółowe: sport – rower, sport – pływanie, kategoria ogólna: sen, kategorie szczegółowe: sen – problemy, sen – komfort, daje poczucie, że nirwana jest w zasięgu ręki. Wystarczy rozglądać się, dokonywać wyborów, kupować i powtarzać czynności. Cierpienie nie istnieje, wystarczy poszukać czegoś, co mu zapobiegnie.
5. Sny. Podobnie jak z uczuciami w teorii ich krystalizacji, którą możemy znaleźć u Stendhala, tak samo dzieje się ze snami. Wystarczy jedno drobne doświadczenie, by na nim zaczęły się osadzać wszystkie nastroje dnia, tygodnia, cały świat uczuć.
6. Dom – znowu śni mi się dom. Tym razem okazuje się, że mieszkanie ma dziurę w ścianie tuż nad podłogą, przez którą widzę ludzi stojących w pomieszczeniu znajdującym się obok. Któryś z nich schyla się tak jak ja i obok nóg widzę jego głowę. Obserwujemy się w milczeniu.
7. Wczoraj po wyjściu ze szpitala to samo poczucie: tata tam, ja tu. On skręca się z bólu, drży, ja raczej spokojny, zadowolony z wiosny. Ja zadowolony, on umierający. Ja nie zwilżyłem mu nawet ust wodą, on niechętny do dotyku i wizyt. Znowu jestem uwikłany w jego życie jak w swoje. To ten sen.
8. Ciężka noc – kłótnie, przyducha.
9. Rozmowa o wystroju sal ślubnych. A. mówi, że ich wesele było pierwszym weselem w rodzinie poza domem. Pamiętam to. Dziadek i babcia obrazili się i nie przyszli. Ja dziękuję mamie, że dla nas wybrała kurnik przerobiony na dom weselny, bo nie było zadęcia. Wektory snobizmów zmieniają się.
10. Moment, w którym śmierć zbliża się do osoby bliskiej. Nagle zdjęto niebo i pokazano mi wyjście. Za dwadzieścia lat (licz tak, jak na giełdzie, żeby się nie przeliczyć) ja też stąd wyjdę. Na co przeznaczyć ten czas? Na sukces, który może w końcu nadejdzie? Na studia? Na służbę? Możliwości jest wiele – tylko to hasło się nie zmieniło.
11. Pany mieli takie samy czapki przy kebabie. Great minds thinks alike.
12. Różnym znajomym rozwojowcom płci męskiej proponuję wybranie się do Torunia na warsztaty psychoanalityczne (gościem będzie sam Leder!) „Polska na kozetce”. Tematem jest mężczyzna. Jak dotąd odmówiło mi dwóch, jeden będzie w tym czasie w Kownie, drugi w Nowym Jorku. Czy tylko ja jestem polskim mężczyzną?
13. Jules Renard: „Będą się czepiać, że piszę o tym, że ojciec odchodzi. A o czym mam pisać, o Wenecji, w której nigdy nie byłem?”. Rzecz w tym, że mi też właśnie ojciec odchodzi i zaraz będę w Wenecji, w której nigdy nie byłem.
14. Muszę to napisać: to ja go zabiłem. W zeszłym roku, kiedy wrócił po wypadku ze szpitala, nie pił przez dłuższy czas, ale w Wigilię wyprosił ode mnie kapkę whisky i później pił już codziennie do następnego udaru. W szpitalu dostał zapalenia płuc, bo nie założyłem kostiumu na ubranie, i mogłem go zarazić. I tak dalej. Ale to ja.
15. Szukam w myślach jakiejś muzyki, która by to oddawała. Nie ma takiej muzyki, nie ma takiej kultury. Do tej dziury albo można się zbliżyć, albo się w nią wpada.
16. A nie, jest. Zajebisty funk w radio.
17. W szpitalu obok taty leży facet, który na wejściu pyta mnie, ile będzie trwać to dożywocie. O kim on mówi? Czy nie jest to wyrzut szaleńca? Nie, to kolejna zbłąkana dusza, która mówi tylko o sobie. Napina pasy trzymające jego ręce miarowo, aż uderzają o poręcze łóżka i budzą wszystkich w pokoju.
18. Tata się ożywia, a na pytanie „Czy ci pomóc?” – krzywi się. W zasadzie krzywił się całe życie, znałem niewiele więcej niż ten grymas. Gdy mówił, żebym zszedł na dół i wziął słoik z piwnicy, taki lub inny, bałem się, że je pomylę i że będzie znowu krzyczał albo używał jednej ze swoich ulubionych fraz: „Zepsuć, zniszczyć, połamać, tylko to potraficie”. Teraz nie ma siły, żeby wydusić z siebie jakąkolwiek, ale dalej się krzywi, daleki, sam.
19. Zaczynam mówić o pogodzie, wiem, że to lubi – pogoda, burze, wyładowania, coś większego niż on, a jednocześnie nie stanowiącego dla niego zagrożenia. Kochał to. I opowiadam, że jedziemy na dwa dni na rowery, potem na dwa dni do Wenecji, że R. w tym czasie jedzie nad morze, a K. do Krakowa. Słucha.
20. Gładzę go po brzuchu. Nachodzi mnie myśl, czy nie spróbować pogłaskać go po twarzy, ale czy nie odbierze tego jak dominacji? Robię to, pierwszy raz w życiu. Nie krzywi się.
21. Co jakiś czas skręca się z bólu. Niema, czarna jama ust otwiera się i zamyka.
22. Śledzę każdy oddech.
23. Żbików, najpiękniejsza część Pruszkowa, w najpiękniejszym miesiącu roku.
24. Praca. Słyszę z dołu, zza okna kawałek rozmowy: „Znajduje się tam wyjątkowa przestrzeń”. Slang, ale czyj? W psychologii ważna jest przestrzeń, w urbanistyce i w muzyce też. Przestrzeń, prominentne słowo, które pasuje do wielu odmian nowomowy.
25. Rewersem nowomowy jest duszna, ciasna staromowa. Jest też przestrzeń między nimi.
26. Nagłówek w gazecie: „Tomasz Komenda zgromadził wielki majątek”. Wielu jest takich jak on. Przez przypadek poszli do więzienia, czy do pracy, siedzieli tam kupę lat, zarobili kupę pieniędzy, a gdy wyszli na wolność, umarli.
27. Praca głęboka: wyszukiwanie najlepszej pompki do roweru.
28. Taka pompka, kurde. Przez całe moje rowerowe życie pompowałem opony pompkami długości łokcia i czuję się już zmęczony. Żeby napompować rower, trzeba z taką pompką kucnąć, nachylić się i długo machać ręką. Przypomina to troszeczkę walenie konia (wszystko troszeczkę przypomina walenie konia). Gdy nikt ci nie doradzi, trudno z własnej woli zmienić sprawdzony sposób działania, skoro jego przyswojenie kosztowało lata samotnych prób. Nauczyłem się pompować rower w wieku dziesięciu lat pompką od wujka Ryśka, brata mamy (kolejna odpowiedź na tęsknotę za tatą), który miał pompkę z wężykiem. Potem zrozumiałem, że ja nie muszę mieć wężyka, i od tej pory kulam się przez asfalty z lepszymi (pompka marki Lezyne) i gorszymi (mam takich trzy) pompkami długości do łokcia. Ale rodzina, dzieci i żona to więcej rowerów. Wszyscy domagają się pompowania swoich rowerów. Zbiornik do hydroforu też by się przydało napompować. Trzeba zmienić nawyk, zmienić pompkę na uniwersalną, stojącą. Przeglądam sieć. Stacjonarna pompka jest droga, a kompresor… nawet nie wiem, co to znaczy. Lecę przez ten przedmuchany wszechświat bez ojca, bo on niczego nie pompował, nie miał pompki, nie miał nawet roweru, nawet prawa jazdy czy samochodu. Rozglądam się: zaworki presta, schrader, dunlop. Nikt nie jest w stanie mi powiedzieć, która pompka obsłuży je wszystkie. W sklepie rowerowym A. śmieje się z mojej niewiedzy. Ja zresztą śmieję się z nim, ale niewiedza zostaje. Także tato, ta samotność zbliża mnie do Twojej. Ale też męczy.
29. Kupiłem pompkę stacjonarną firmy Topeak z zaworkiem schreder/presta. Śpię z nią przy łóżku. Pompka lśni.
30. Największe wyzwanie dorosłości: wytrzymać wszystko. Jak w opowiadaniu „Słoń” Raymonda Carvera. To mniej więcej ta dyspozycja. Wytrzymać nie rzeczy, ale ludzi, którzy mają roszczenia, którzy są piekłem, ale też rozkoszą. Czysta, codzienna mistyka przemiany piekła w niebo. Nie napiszę tego bardziej skomplikowanie, nie napiszę tego prościej.
31. Odkrycia psychoanalizy pospołu z odkryciami neurobiologii zabierają tlen tym ideom, które zajmują się środkiem. Nie rzeczami ostatecznymi – śmiercią, życiem, popędami i uczuciami oceanicznymi – czyli w skrócie mistyką i gównem, ale ideami mówiącymi o ładzie społecznym, demokracji i godności. Ten atak przychodzi zresztą nie tylko z tamtych dwóch przyczółków, ale także ze strony wszystkich badaczy naczelnych, de Walla i całej prymatologii. Okazuje się, że człowiek, istota myśląca, to koniec końców istota nieświadoma, bliska zwierzętom. Ten brak tlenu dla wolnej, nieskrępowanej myśli finalnie zetnie każdą możliwość stanowienia o sobie, a w to miejsce pojawią się skuteczne, obliczone dzięki wiedzy siły, które nie będą należały do ludzi. Wyjście ze stanu niedorosłości stanie się niemożliwe, a rządzić będą nami projekcje matek i ojców rzucone na celebrytów i to nam będzie wystarczało.
32. Mój ojciec, najtrudniejsza małpa świata, czuje się lepiej.
33. Dzisiaj nie pojadę do taty. I to też jest ćwiczenie. W wyrzutach sumienia.
34. Dorosłe węgorze płyną do Morza Sargassowego, do miejsca przodków. Wszyscy, nawet ryby, czują ten obowiązek. Ja też go czuję: ulżyj ojcu w cierpieniu, wspieraj, jedź. Nie.
35. „Sam z siebie nabrał zwyczaju, wytrenował to w sobie, że kiedy czuł się zbyt smutny, a nie chciał ujawnić przed innymi swojego stanu, wsiadał na rower, włączał artrockowe albumy ze spotify (szczególnie lubił «In the court of the Crimson King») i okrążał, mając go zawsze na widoku, komin wielkiej elektrowni, co w sumie dawało dziesiątki przejechanych na rowerze kilometrów ze starymi Anglikami drącymi się do ucha”. Mógłbym tak pisać całe, średnie literacko passusy o sobie, z początku wzniośle, potem z ironią i w końcu może nienawiścią do… no właśnie… do siebie, do kogoś, do wszystkich?
36. I dziś też ta jebana pompka. Luzowała wentyl przy pompowaniu, więc siłowo go zgiąłem. I nie będzie jeżdżenia.
37. Czebaby to wyczymać.
38. Muszę się dać bardziej lubić w środowisku literackim. Może kogoś wynajmę, żeby się tym zajął, żeby go lubili w imię moje.
39. Wakacyjne wspomnienie-marzenie sprzed kilku lat. Półwysep, gdzie rozbiliśmy się na letnim obozie z podobnymi do nas rodzinami. Wsiadam do dużej tratwy, opływam półwysep i przypływam z drugiej strony. Z tej strony widzę wszystkich pierwszy raz.
40. Jedna połowa miasta, która tak myśli o drugiej. No jak można mieszkać za rzeką.
41. Banał, ale do wymówienia. Humor daje dostęp do tego, co skryte. Gdy go brakuje najpierw cierpi łączność z nieświadomością. Tak samo jest ze snami i marzeniami.
42. To ten moment w roku, kiedy na ziemi odsłania się raj. Jak wygląda raj? Tak.
43. Nigdy nie lubiłem słów i języka jako narzędzi komunikacji. Nigdy. Podobnie z innymi sposobami komunikowania się. W ogóle nie lubiłem i nie lubię komunikacji.
44. Za dużo wkoło zamieszania. Wszystko jest nietrwałe, idzie nie w tym kierunku.
45. Osiem kilometrów za domem stoi zniszczona cukrownia i jej budynki. Wybuchająca w nich jak na wojnie zieleń, której odłamki rażą cieniami, gałęziami, plamami słońca. Pył i cisza w tym miejscu przynoszą skojarzenie z pyłem i ciszą ukraińskiej Nadwórnej, gdzie kilka lat temu zatrzymałem się na dwa dni, by naprawić auto. I stamtąd kolejne skojarzenie, i kolejne. Nie zatrzymuj się, wtedy siebie ocalisz.
46. Jazda rowerem wiąże się z tarzaniem się, jak świnia w błocie, w zieleni.
47. My już znamy AI, od dawna w zasadzie. Są nią niewolnicy, efekt pragnienia, aby mieć obok kogoś całkowicie podległego i całkowicie nas rozumiejącego – posłuszną matkę.
48. Dziś wywierciłem w ścianie dziury pod kołki. Zgromadzenie w jednym miejscu wiertarki, wiertła, miarki, ołówka i kartki z taśmą, do której zsypywałby się wywiercony tynk, oraz kołków i młotka było bardzo trudne. Nie umiałem żonglować tymi rzeczami, ale na końcu złapałem rutynę i stałem się fachowcem. Z kompletnego niedorajdy. Na ścianach zawisły najwspanialsze dzieła sztuki współczesnej, których tu nawet nie chcę wymieniać.
49. Nie docenią, a będą się rzucać. No-no-no-not-now.
50. Arystokratyzm ojca. Nikt specjalnie nie przychodzi go odwiedzać, taka sprawiedliwość. Ale czy obchodziło go kiedykolwiek, kto go dogląda? Przywiązywał się, do kogo chciał i jak chciał.
51. Znowu dotykam jego ramienia, policzka. Mówię, kocham cię. Zgadza się. Ze trzy momenty w trakcie całego wspólnego życia, kiedy się zgadza. Ojciec oddycha jak ryba wyciągnięta na brzeg. Wypuścić go do wody, pod powierzchnię!
52. I jego okrucieństwo. Nawet teraz wstrząsają nim spazmy, odruchy wstrętu, pogardy, które stały się jego tikiem. Pokochałem to jego okrucieństwo, wystarczyło, że dawał cokolwiek.
53. Pamiętam, jak po znajomości, jakaś koleżanka ze studiów prowadziła dzienniczek ciąży w „Wysokich Obcasach”. Nawet nie rozumiałem, jaki to zaszczyt i przywilej. Teraz w prasie opisuję ojca, który odchodzi. Czytają o Tobie, tato. Awansowaliśmy.
54. Jego ojciec miał pseudonim „Nożyczki” i dwa razy atakował Dworzec Gdański. Ale powstanie spędził w lesie. Prawdziwi powstańcy – jak dziś prawdziwi ludzie – to tylko ci z Mokotowa, Śródmieścia, Żoliborza. I ci, co opisują rodzinę w gazetach.
55. Przyjeżdża U. ze wsi i nagle czuję się obciążony jej dziecinnością. Dużo robiłem rzeczy mechanicznych przez te dwa dni, więc patrzę na siebie jak na mechanizm, który muszę dostosować do jej mechanizmu.
56. Na sali w szpitalu czterech facetów. Zza drzwiami wesoły szczebiot pielęgniarek. Jeden z tych mężczyzn cały czas je, drugi szarpie pasy i pojękuje, trzeci widzi to wszystko (to mój ojciec), czwarty śpi i pinga aparaturą. Wcześniej do rytmu pingał też mój tata, ale zdrowieje.
57. Choć trochę w to nie wierzę.
58. Jeszcze o tacie. Przychodzę tam i mam wrażenie, że ani mu dobrze ze mną, ani źle. Jestem, odnotował to. Mi jest źle z tym, że nie przeżywa, że nie widzi. Ale nie odejdę. Nie wypada. Na ekranie nad łóżkiem sąsiada znajduje się zegar. Odliczam czas do kwadransa. Minuty dłużą się, ciało piecze w środku. Za miesiąc jadę medytować dziesięć godzin dziennie przez dziesięć dni. Jak ja to wytrzymam, skoro tu nie mogę wytrzymać minuty?
59. Nie lubię naszego psa. Boi się burzy, boi się deszczu, wiatru, nawet głosów z ulicy. Nie lubię go, bo to ja.
60. Później E. podaje myśl: losy zwierząt domowych w konfliktach wojennych.
61. I pytanie: jakie książki wziąć ze sobą na tę wycieczkę? Coś z pracy, czy może Wenecję Muratowa? Do Brochowa? O Wenecji na mazowieckie bagna, czemu nie.
62. Kłóteńka z E.: „To są kropki, których ja nie łączę, a których ty nie widzisz. I największą z tych kropek jestem ja”.
63. A potem U., zjeżdżając rozpędzona z mostu, wpada na siatkę. Na moich oczach.
64. Jej rower nie ma hamulców. Czyli jest tak: zadbałem o pompkę, ale wyłożyłem się na hamulcach. Przerzucam wściekłość na E., ale potem rozumiem, że jestem współwinny.