Szanowni Państwo!

Izraelska armia ogłosiła, że atak na obiekty kontrolowane przez szyicki militarny ruch Huti w Jemenie był odwetem za wcześniejsze ataki Huti na Izrael. Wspierani przez Iran oraz irackie bojówki Huti atakują Izrael i statki na Morzu Czerwonym, co zgodnie z komunikatem armii izraelskiej destabilizuje sytuację w regionie.

Huti twierdzą, że wysyłają rakiety i drony w kierunku Izraela w akcie solidarności z Palestyńczykami bombardowanymi przez Izrael w Strefie Gazy. 

Izrael bombarduje Strefę Gazy w reakcji na atak Hamasu, palestyńskiego ruchu polityczno-militarnego, który 7 października ubiegłego roku wtargnął na terytorium Izraela, zabijając i porywając jego obywateli. Jednak wkrótce po rozpoczęciu odwetowej akcji zbrojnej Izraela w Gazie zareagowało szyickie polityczno-militarne ugrupowanie libańskie – Hezbollah, przeprowadzając ataki na terytorium Izraela. Trwają one od roku i na przykład po tym, jak Izrael zabił przywódcę Hamasu w Iranie, Hezbollah wystrzelił w stronę Izraela setki rakiet. 

Izrael nieustannie odpowiada na takie ataki ostrzeliwaniem baz Hezbollahu w Libanie. W ostatnim czasie bombardując tamtejsze cele zabił jego liderów, w tym ich przywódcę, Hassana Nasrallaha. 

Konflikt grozi regionalną eskalacją, a jego ofiarami nie padają tylko członkowie zbrojnych ugrupowań, lecz także ludność cywilna. W bombardowaniach Gazy giną mieszkańcy zamkniętej strefy, w konsekwencji ostrzałów Izraela i Hezbollahu ze swoich domów musieli uciekać mieszkańcy terenów przygranicznych. A jednym ze skutków ostrzeliwania statków na Morzu Czerwonym przez Huti jest pogłębienie kryzysu gospodarczego w Egipcie z powodu wycofania się w dużym stopniu żeglugi z Kanału Sueskiego. Czy państwo, które nie ma związku z atakiem Hamasu na Izrael i Izraela na Strefę Gazy, może wskazać winnego swoich kłopotów gospodarczych? Obiektywnie tak – Huti, bo to jest bezpośrednia przyczyna ograniczenia żeglugi. Jednak wiadomo, że decydujące są przyczyny pośrednie. 

Przy takim stopniu skomplikowania konfliktu trudno odpowiedzialnie zajmować jednoznaczne stanowisko co do odpowiedzi jakiegoś państwa na atak, reakcji na to światowych przywódców czy społecznej oceny sytuacji. Dowodząc, kto zaczął, każda strona może sięgać jeszcze dalej wstecz w rejestr wzajemnych ataków czy wydarzeń historycznych. Z kolei analizując politykę państw, nie można pomijać tego, kto sprawuje w nich władzę, jak to ma miejsce w Izraelu, czy też powodu, dla którego któraś z organizacji polityczno-militarnych, czy też po prostu terrorystycznych, stała się tak silna, że walczy z nią teraz jedna z najlepiej uzbrojonych armii świata.

W eskalującym konflikcie na Bliskim Wschodzie łatwo jest wskazać dobro i zło, jeśli ograniczymy się bezpośrednio do wydarzeń. Złem jest zabijanie niewinnych ludzi. Jednak ocenę, kto zaczął, dlaczego to zrobił, czy skala przemocy jest uzasadniona, czyja wina jest większa, trudno przeprowadzić jednoznacznie w sposób odpowiedzialny. Podobnie jak trudno jednoznacznie analizować problem migracji do Europy z Azji i Afryki – z jednej strony oczywiste jest, że Europa potrzebuje imigrantów i ma obowiązek przyjmować uchodźców, a z drugiej strony jasne jest to, że proces przyjmowania przybyszów w społeczeństwach przebiega z ogromnymi trudnościami i zyskują na tym siły, które dążą do osłabienia Unii Europejskiej. Czy doszłoby do wzrostu popularności tych sił, czyli ekstremistów i populistów, gdyby nie między innymi problemy z imigracją? To podobne pytanie do tego, czy, zachowując skalę porównania, doszłoby do poparcia Hamasu w społeczności Gazy, gdyby Izrael dał temu terytorium pełną autonomię, bez izolowania go.

Mimo trudności w przeprowadzaniu odpowiedzialnej oceny różnych sytuacji, są one oceniane przez społeczeństwa. A ogromną rolę w tych ocenach odgrywają zbiorowe emocje, które prowadzą do masowych protestów. I to o ich mechanizmie piszemy w nowym numerze „Kultury Liberalnej”.

Wojciech Engelking, pisarz i historyk idei, analizuje potężną polityczną siłę masowych demonstracji, porównując te z pierwszych dekad XX wieku do tych z roku 2024. Skupia się na dwóch rodzajach współczesnych demonstracji – wywołanych „ludobójstwem”, którego dopuszcza się Izrael w Strefie Gazy, oraz zabójstwem trzech dziewczynek przez „imigranta” w Wielkiej Brytanii latem tego roku. 

„Doniosłe wydarzenia, które mam na myśli, to przy tym nie wydarzenia jako takie, a reakcje na nie, całkowicie od tego, na co są reakcjami, oddzielone. Nietrudno, by takie właśnie były, ponieważ jeśli coś owe wydarzenia łączy, to to, że nigdy nie miały one miejsca. […] Że zabójca nie był migrantem i nie zjawił się w Wielkiej Brytanii nielegalnie w 2023 roku, lecz urodził przed siedemnastu laty w Cardiff – zostało ujawnione bardzo prędko; a jednak ujawnienie to wcale nie zapobiegło fali antyimigranckich protestów. Że teza o ludobójstwie dokonywanym przez Izrael w centrum politycznego dyskursu umieszczona została za sprawą wniosku zgłoszonego do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości przez RPA, kraj od lat działający na rzecz Hamasu (i, przy okazji, będący w komitywie z Władimirem Putinem) – było jawne od samego początku. A jednak: nie sprawiło to, że antyizraelskie protesty rozpłynęły się w powietrzu. […] Jak to możliwe, że tylu ludzi w owe nie-fakty uwierzyło i podjęło polityczne działania w realnym świecie […]?” – pisze Engelking. 

Polecamy również inne teksty z najnowszego numeru, między innymi tekst Filipa Rudnika, analityka Europy Wschodniej, o reportażu „Litwa po litewsku” Dominika Wilczewskiego. „Opowiadając o litewskich sporach o pamięć, Wilczewski celowo dystansuje się od perspektywy polskiej i oddaje głos przede wszystkim Litwinom. Paradoksalnie w ten sposób stają się oni o wiele bliżsi i bardziej zrozumiali – nieobarczeni uprzedzeniami czy kresowym sentymentalizmem” – pisze Rudnik.

Życzę dobrej lektury,

Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin,

zastępczyni redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”