„Dla nas – oświadczyła w swym przemówieniu na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku w ubiegłym tygodniu macedońska prezydentka, Gordana Siljanovska-Davkova – członkostwo w Unii Europejskiej, po 20 latach negocjacji i 16 pozytywnych rekomendacjach Komisji Europejskiej, przypomina pana Godota. Czekamy na niego od 2005 roku, stale zachęcani przez międzynarodowych przedstawicieli tym refrenem: Jeszcze ten jeden warunek albo jeszcze to jedno ustępstwo”.

Najwyraźniej rodakom Davkovej przyjdzie poczekać jeszcze trochę: w kilka dni po jej wystąpieniu Komisja Europejska postanowiła rozłączyć kwestie akcesji Macedonii i Albanii, dotychczas traktowane łącznie. A raczej ogłosiła, że niczego nowego nie postanowiła, a jedynie „oczekuje rozpoczęcia negocjacji z Albanią tak szybko, jak to będzie możliwe, a z Północną Macedonią tak szybko, jak szybko Północna Macedonia spełni stosowne kryteria”.

Na pozór wszystko jest jasne: Albania spełnia, Macedonia jeszcze nie, więc niech spełni, a wtedy z nią też zaczniemy negocjować. Ale Macedonia, podobnie zresztą jak Albania, poczyniła w ostatnich latach ogromne postępy na drodze do Brukseli: zreformowała sądownictwo, zaczęła bardziej skutecznie walczyć z korupcją. Nie zrobiła jednego: nie uwzględniła Bułgarów w konstytucji. I o to mogą się rozbić europejskie marzenia Skopia.

Macedonia bułgarska

Macedońska konstytucja ma pecha. Była już zmieniana dwukrotnie, na żądanie Grecji, która dopatrywała się w odwołaniach do historii starożytnej Macedonii zakusów na jej prowincję, też noszącą tę nazwę. Macedonia musiała zmienić też flagę i nazwę, na Macedonię Północną, zanim Ateny zniosły swoją blokadę kraju i weto wobec jego natowskiego i unijnego członkostwa.

Ale wówczas pałeczkę przejęła Bułgaria, która nic nie ma do nazwy, flagi i starożytności, ale ma życzenia tyczące się języka, tożsamości i teraźniejszości. Chce, żeby Skopje przyznało, że macedoński to dialekt bułgarskiego, Macedończycy to rodzaj Bułgarów, a walka Macedończyków o niepodległość wobec Turcji była w sumie bułgarską walką. Walkę tę toczyła Wewnętrzna Macedońska Organizacja Rewolucyjna (VMRO), która jest partią rządzącą w Skopiu, i niewielką partią opozycyjną w Sofii. To znaczy, to nie jest ta sama partia, ale obie noszą tę samą nazwę i odwołują się do tych samych korzeni.

Bułgarskie VMRO było jedną z tych sił, które żądały postawienia Macedonii listy warunków, których niespełnienie zaowocuje wetem Sofii wobec rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych. Bruksela, jak tyle razy wcześniej, gdy chodziło o greckie warunki, nakłoniła Macedończyków, by w imię wyższych celów przyjęli ultimatum. Rządzący wówczas w Skopiu socjaldemokraci, zgrzytając zębami, przystali na to, podpisali cyrograf – ale zanim go ratyfikowali, przegrali wybory. Zaś nowe władze, z VMRO, ani myślą akceptować ustępstw poprzedników, a także buntują się przeciwko tym, które narzuciły poprzednie ultimata. Prezydentka Davkova nazywa Macedonię Macedonią, nie Północną, budząc furię w Atenach. Z kolei Sofia usiłuje przywołać ją do porządku i – podczas jej niedawnej wizyty w bułgarskiej stolicy – nie wywiesiła flagi macedońskiej. Nie musiała, bo prezydentka przyjechała do opery, nie z wizytą oficjalną – ale mogła. Niezrobienie czegoś bywa gestem równie mocnym, jak zrobienie.

Który naród w konstytucji

Z listy warunków, których spełnienia żąda od Skopia Sofia, najważniejsze jest wymienienie w konstytucji Bułgarów, wśród narodów Macedonii. Skopie uważa żądanie za absurdalne, bo narodowość bułgarską zgłosiło w ostatnim spisie powszechnym raptem kilkaset osób, ale pewnie by w końcu przystało, gdyby Bułgaria zgodziła się do swej konstytucji wpisać naród macedoński: w Bułgarii mieszka kilkadziesiąt tysięcy Macedończyków z podwójnym obywatelstwem.

Sofia uważa żądanie za absurdalne, bo przecież nie ma narodu macedońskiego. Po dwóch latach impasu Bruksela wreszcie skapitulowała: będzie rozmawiać na razie tylko z Albanią, a Macedonia niech się z bułgarskimi żądaniami męczy sama. W końcu Tirana też musiała ustąpić pod presją i wypuścić z więzienia greckiego polityka, skazanego za rzekomą korupcję, którego jednak rządzący w Atenach demokraci uznali za męczennika narodowego i umieścili na swej liście do Parlamentu Europejskiego. Wygrał. A jeśli Albania istotnie zostanie za czas jakiś przyjęta do Unii przed Macedonią, będzie też mogła stawiać Skopiu warunki, na przykład związane z sytuacją mniejszości albańskiej.

Sofia tymczasem nie ustąpi: w tym miesiącu odbędą się wybory, szóste przyspieszone od 2021 roku. Nie udało się dotąd wyłonić funkcjonującego rządu i żadna partia nie zaryzykuje utraty głosów, którą musiałoby spowodować złagodzenie ultimatum. Zresztą przecież do tej pory było tak, że Skopie w końcu zawsze musiało ustąpić pod presją któregoś z sąsiadów. Tyle tylko, że w tym dobrze naoliwionym mechanizmie teraz się jakby coś zacięło.

I jeszcze Orbán

Tę awarię pragnie wykorzystać Viktor Orbán, który przybył do Skopia jako premier państwa sprawującego rotacyjne przewodnictwo w Unii i zapowiedział podjęcie mediacji. Bruksela natychmiast podała, że – podobnie jak podczas jego nieoczekiwanych wizyt w Moskwie, Kijowie i Pekinie – do niczego go nie upoważniała, zaś Sofia oznajmiła, że żadnej mediacji nie trzeba, bo Skopie ma ustąpić i tyle. Ale Orbána łączą z macedońskim VMRO bliskie więzy: to węgierscy dyplomaci potajemnie wywieźli z kraju poprzedniego premiera z tej partii, któremu po przegranych wyborach groził proces. Węgierski premier jest na takie sytuacje bardzo wrażliwy i zapewnił zbiegowi schronienie w Budapeszcie, nic sobie nie robiąc z żądań ekstradycyjnych wystosowywanych przez nowe władze macedońskie. Teraz skorzystał z okazji, by się pokazać jako protektor VMRO, by móc to następnie kiedyś w przyszłości zdyskontować.

Że to wszystko wygląda jak z filmów Kusturicy? Bo wygląda. UE nie jest wobec swoich członków rzeczywistością zewnętrzną. Przyjmuje ich z dobrodziejstwem inwentarza, który następnie przekształca całą Unię. Zasada jednomyślności miała uszanować tę różnorodność, ale zakładała zarazem, że wszyscy w końcu myślą zasadniczo tak samo. Dla Bułgarów pokazanie Macedończykom, gdzie ich miejsce, jest niemniej ważne niż, powiedzmy, dla Portugalczyków udowodnienie, że nie idą na pasku Hiszpanów. Macedońska konstytucja pewnie będzie w końcu musiała znieść jeszcze jedną narzuconą poprawkę. Ale kiedy Skopie będzie, wraz z resztą Unii, decydować, powiedzmy o serbskiej akcesji – przyjdzie pora odwetu.