1. Ludzie, aby przykryć śmierć mojego ojca, opowiadają o śmierci swoich kotów, psów, nawet papug. Żadna ze stron nie czuje zakłopotania. Zmarli milczą.

2. Dwie noce poza domem. Koncert przyjaciela, nocna jazda z naszymi dziećmi, biwak na pustej działce P., ciepła noc, kajaki.

3. Po koncercie jeden końcowy łyk cudzego napoju z grzybów. Małe, mikro, nano dawki euforyzują. Większych nie próbowałem.

4. Na wiślanej wyspie, gdzie śpimy później, piłeczka pingpongowa. Witaj okrągły świecie.

5. Cały czas mam w głowie plansze z komiksu o Audubonie, wielkim przyrodniku dzikiej Ameryki. Wtedy (w Ameryce przed białymi) to nie był nasz świat. Teraz owszem. Przeganiamy czaple, widzimy orła, o świcie z naszej wyspy ucieka wielki zając, cała plaża pokryta jest pancerzykami chrząszczy majowych, z lasku na wyspie dobiega przynajmniej kilkanaście ptasich głosów, ale to wciąż nie jest Audubon.

6. W spadku po tacie dostałem sygnet i parę zużytych rękawiczek.

7. Dlaczego na sygnetach noszonych przez wcześniejsze pokolenie nic nie ryli w tym metalu? To zwykłe, gołe blaszki. Od teścia mam taką samą pustą blaszkę. To nie żyliście? Nie było co pisać? Herbu nie było? Nawet wymyślonego?

8. Opowiadam D. o poezji polskiego hip-hopu. Puentuję cytatem „ja-rolex, ja-rolex”. Może taki sygnet? Z takim napisem?

9. Nie mam nic do powiedzenia o tym spływie. Wszystko jak zawsze. Wisła, łachy, wyspy, czytanie wody i polerowana stal światła na wodzie.

10. Nasze dzieci. Dwa końce jednej sznurówki, które sznurują ten wyjazd.

11. Akurat dwa dni bez butów.

12. D. opowiada, że książka Marka Vonneguta zmieniła jego życie. Zaraz po jej lekturze pojechał na Syberię, później do Indonezji, Indii, Afganistanu, w końcu został hipisem w egipskim Dahabie. Bohater. Z książki do życia.

13. Jest zorza. D. fotografuje zachód, mi się nie chce wyjmować telefonu.

14. Czy się śmiać? D. wierzy w egregory i manifestacje, new age’owe określenia z pogranicza domorosłej socjologii czy psychologii tłumu. Coś jak fakty społeczne Maxa Webera czy autosugestie. Czy śmiać się z egregorów? No właśnie nie.

15. Ognisko. Opowiadam o pożyczaniu szlifierki od brata, fantazjach na temat symboli religijnych, z których od całej reszty odstaje tylko księżyc. Jak cudownie jest móc mówić, co się myśli.

16. Nocowanie w namiocie przed pięćdziesiątką jest inne niż nocowanie przed trzydziestką.

17. Sen. Dom w Jeleniowie, gdzieś u stóp góry w lesie. To renesansowy, zbrojny dwór. Jest tam piec chlebowy z wytartą wokół niego klinkierową posadzką, jest komnata, gdzie przebywam z jakąś kobietą. Ciągnie mnie do niej i myślę sobie, okej, teraz spróbuję ją przytulić, ale ona wychodzi. Wchodzi za to para z koncertu, który widziałem wcześniej. Ona klęka za drzwiami szafy, jego naga pupa wystaje zza drzwi. Uprawiają seks. Wcześniej wszyscy byliśmy na koncercie, w którym najważniejsza są choreografia i kostiumy. Całe piosenki są dramatyzowane przez grupę kilku aktorów, poubieranych we fluorescencyjne kostiumy.

18. Na zajęciach mówię do kogoś: „Zostałeś ojcem”. Ten ktoś nie ma dzieci, nie ma nawet chęci na bycie ojcem. Ale liczba ojców jest stała we wszechświecie.

19. „Co u Ciebie słychać?”, pyta sprzedawca książek. „Davida Bowiego”, odpowiada kupująca.

20. Ciepłe metro, jak tylko potrafi być ciepłe metro latem. Od tego cuchu, który wlewa się na stację wraz z wjazdem kolejki, wraca wszystko z terapii. Chwilę wcześniej otępiający ból głowy i słowa prowadzącej: „O, coś się wyblokowało”.

21. To. Wrzucam w to notowania giełdowe, wrzucam twarze w metrze, ich obojętność i odmienność, wrzucam piękno kobiet i wrzucam to, że ktoś tam wyłapie frazę mężczyzny, który już wie, że dobre czasy się skończyły. Wrzucam w to pizzę i jej gluten. A to – jak stacja metra pod ziemią – pozostaje puste i nienasycone.

22. Odpowiedź na zapytanie skierowane do duszy przychodzi po kilku dniach. Przewijająca się scena z „Aż poleje się krew” P.T. Andersona. Do głównego bohatera przyłącza się łazik, tramp i próbuje go zjednać opowiadaniem o wspólnym dzieciństwie. Dzieciństwo? Bohater morduje trampa.

23. O wyspie. D. chciał zrobić obozowisko na samej plaży, nad wodą. To było dobre miejsce, odsłonięte, z widokiem, rozległe. Jednak wybraliśmy moje. Osłonięte, pełne zakamarków i możliwych sytuacji, skarp, zatoczek, wzniesień piasku. To o naszych duszach. Pomyślałem, że powinienem zdecydować się na jego wybór, ale było już za późno.

24. Spacer z U. po osiedlu. Osiedle znajduje się na skraju Warszawy. Jeśli wyjść na skraj osiedla, można poczuć się jak na skraju lądu, nad morzem. Chmury i Równina Europejska. Kiedyś tędy płynęła wielka woda. Pod tymi samymi chmurami.

25. Gdybym miał udzielać rad o żałobie, powiedziałbym, żeby przeżywać ją głośno.

26. P. (mentor) o moich pięciu dobrych cechach odnalezionych dzięki kwestionariuszowi Gallupa. Ich zaletach i wadach. Podsumujmy:

a. komunikacja – wodolejstwo;

b. czar – męczenie buły;
c. empatia – przejmowanie się bez sensu;
d. zbieranie – szczególarstwo;
e. strategia – marzycielstwo.

I brak mi cech wykonawczych. „Musisz to w sobie wypracować”, mówi.

27. Lufthansa reklamuje się hasłem „Czas bez telefonu”. Inteligentna reklama zbudowała ten świat i ja ją kocham.

28. Co za pizda! I takie bywają, ale chodzi o to, że całe lata nie używałem tego słowa, a już zwłaszcza jako przekleństwa wobec kobiet. Tabu, lęk, strach. A teraz już nie. To skończona pizda, co robić.

29. Dentystka. Dentystka lubi grzebać w ziemi, opowiada o ogrodzie i swoich kwiatach. Myślę o ziemi w ustach ojca. Zasypiam, a ona boruje.

30. Potem jeszcze śmiech przy wieczornym stoliku z przyjaciółmi, „zrobiony szpadlem” ktoś mówi. To znów o śmierci, dociera do mnie po chwili.

31. B. który jest człowiekiem, a jest też kamieniem przy stoliku. Troska o niego. Tak trudno jest być przyjacielem Hioba.

32. Na dwa tygodnie przed śmiercią taty byłem na spacerze na Jelonkach, na stawach, nad którymi pojawiliśmy się całą rodziną, gdy miałem trzy, pięć lat. Wspominałem: tu tata wpadł do wody, tu się ukrywałem, gdy uciekałem ze mszy. Nie wiedziałem wtedy, że te wspominki to pamięć o małżeństwie, które mnie stworzyło, a które tu bywało szczęśliwe i które się ostatecznie kończy. Na spacer poszedłem przypadkiem. Kosztował mnie przeprawę przez trzy siatki i jedno obozowisko bezdomnych.

33. Siostra obcina mi włosy, na pożegnanie się przytulamy.

34. Kobieta, która nie widzi, że „metro skończyło bieg” i czeka na kolejną stację.

35. Co do tych feministek. A gdyby tak napisać książkę o czasie po, gdy już posłuchaliśmy ich gniewu, gdy staliśmy się tacy, jak chcą. Bzdura, ale cieszę się, że głowa rusza, że szuka, że kombinuje à rebours. Ktoś o tym napisze.

36. Ja o tym napiszę (na początek wkleję refleksję z czytania o zawiści). Freud uważa, że analiza nie idzie z miejsca, gdy kobieta wciąż przejawia pragnienie posiadania członka. Tak postrzegam postulaty feministek (ale tylko częściowo, bo jednak precz z patriarchatem). Miejmy władzę. Władza jednak – wiedzą to dojrzali mężczyźni – nigdy nie jest absolutna, bo zawsze znajdzie się jakiś większy chuj. Co dalej? Wypchnięcie tego procesu w nieświadomość jest funkcjonalne, ale uraza przecież zostaje, a cała kultura nagle zaczyna krążyć wokół nieświadomej zawiści.

37. Nie umiem tego powiedzieć, ale spróbuję. Już kajaki i sen na Wiśle pokazały mi to dobitnie. Moje życie staje się snem. Może nie mam ambicji, może jestem odrealniony, ale gdy patrzę na płynącą wartko wodę, która sprawia, że patyk w wodzie tańczy, przypomina mi się nastrój wielu snów o wodzie i przez moment tracę poczucie, że to, co mam przed oczami, to rzeczywistość. Czuang-Tsy na Mazowszu.

38. Moja teściowa. Kto lubi teściowe? Umysł wątły, bez pamięci albo z pamięcią sięgającą od razu do własnej nastoletniości, tamtych błyskotliwych i zaskakujących teraz inteligencją dowcipów.

39. J., który mówi mi, że te notatki potrzebują więcej detalu. Jego sygnety.

40. Obok łóżka stawiam całą witrynę (kupiłem, odrestaurowałem) apteczną. Tylko z poezją i francuskimi moralistami.

41. Nie wymieniać nazwisk. Renata Lis napisała kiedyś książkę o Iwanie Buninie, gdzie przedstawiła jego zwyczaj codziennego opisywania nieba. Praktykowałem to i chciałbym do tego wrócić. Do znajomości z Renatą Lis też, choć muszę oczywiście nadrobić lekturę jej książek. Zazwyczaj na dobry opis nieba szansa jest rano, kiedy jeszcze jesteśmy dziećmi dnia i dziwimy się wszystkiemu, co przyniósł, no i ufamy mu. A niebo przynosi wiele. Nawet słońce się w nim mieści. Dzisiaj na przykład niebo sięgało do samych moich kostek i z początku łaskotało tylko ciepłem, aż w końcu zaczęło parzyć i musiałem je gasić.

42. Nie chce mi się pisać tego dziennika i chwilę muszę odpocząć. Całe szczęście i to jest przemyślane. Wystarczy nie pisać i wrócić, kiedy wróci ochota.

43. Wyjazd lub odwrotnie – nadmierna bliskość. Każda z tych zmian sprawia, że film, akcja rodzinnej sagi znowu rusza do przodu.

44. Chciałbym mieć poczucie, że się czemuś poświęcam. I może nigdy go nie zaznam.

45. Nikt mnie nie lubi, nikt mnie nie kocha, nikt nie potrzebuje. Śmieję się w głos.

46. Ale gdybym jednak miał radzić takiemu Hiobowi. Hej, widzę cię. Jesteś rozżalony, a nawet gniewny. Ładnie piszesz, widzisz? Jesteś wrażliwy. A jednak… nie ty zostałeś wybrany, nie ciebie wzięto. Co bym mu powiedział? O zawiści wszystkich przeciwko wszystkim? O tym, że sprzedali matki, dzieci, siebie, byle tylko być? I o tym, że gniew jest słuszny? Czy może powiedziałbym, że nie znalazłeś formy, nie wiedziałeś, jak się zmieścić między ludźmi, choć starałeś się na pewno, Twoje wielkie „tak” było jednak ciche i ktoś gdzieś go nie usłyszał. Co bym powiedział?

47. Przyjaciel Hioba, przyjaciel samego siebie.

48. Platform. No platform. Platform. No platform. Miękkie hasło nabiera ostrości.

49. Oglądam z U. vlog parentingowy z YT i widzę, że para bohaterów grających kochające się małżeństwo zaczyna się kochać. Od udawanej do prawdziwej miłości można dojść nawet w teatrze. Uważajcie, aktorzy.

50. Dzieci zerwały czereśnie najpierw z najniżej rosnących gałęzi, potem sięgnęły po krzesła i wspięły się na nie, by sięgnąć po owoce wyżej, a gdy i te się skończyły, poprosiły o drabinę, którą oparły o drzewo.

51. Moja siostra kiedyś spadła z czereśni.

52. Media społecznościowe ze swoim mechanizmem widoczności bez wspólnoty – to nieustanna walka o czas antenowy. Jak wejść do beczki, jak poprosić o niezasłanianie słońca, kiedy oni wciąż stoją nad beczką?

53. Dwa jesiony rosnące na miedzy na skraju dwóch osiedli. Gdy dzieci z jednego osiedla, które założyły szałas pod jednym z drzew, dorosły, drugie dzieci przeniosły drewno z opuszczonego szałasu do drugiego jesiona bliżej ich osiedla.

54. Czytam książkę popularnonaukową o surowcach mineralnych i się entuzjazmuję.

55. Sen. Z jakiegoś powodu musiałem pod nieobecność pierwszej dziewczyny zajrzeć do jej domu (znowu dom). Co miałem zabrać? Nie pamiętam. Miała dużo płyt w szafie i teraz mam poczucie, że chodziło o wzięcie ze sobą czegoś z tamtych emocji.

56. Dobry wynik. Podróż metrem i dwa uściśnięcia ręki, dwie poznane osoby. Mógłbym poznawać ludzi cały czas i kiedyś tak zacznę robić. Kto chce to kręcić? Pierwszy człowiek jeździ z Glovo i wyciąga z tego dychę miesięcznie. Drugi to ojciec dziecka jak ja. Od razu wspólne tematy.

57. To ja jestem tym wieśniakiem, który znalazł garnek ze złotem. Na garnku napis: wydaj wszystko, zanim ci to ukradną.

58. Czekolada, której głód odczuwamy wszyscy jako rodzina („Czy jest coś słodkiego?”, to często padające pytanie), wywołuje inny głód. Stoi przed nim i go zasłania. Nie miłości, już bardziej słów, spokoju, obecności, słodyczy właśnie.

59. Dałem ojcu do trumny zepsuty zegarek. I najchętniej bym ją odkopał i dał mu działający. Aż…

60. Wtem!

61. Przychodzi chwila, kiedy chcę podać barmance na poły wypełnioną kartę lojalnościową z pieczątkami Green Cafe Nero. Nie ma jej. Też ją dałem ojcu.

62. I piję z nim kawę, na placu Unii Lubelskiej.

63. Właśnie kupiłem numer diarystyczny „Literatury na Świecie”: „Pas metalu, wygięty w obręcz, stawia opór tak długo, aż zostanie zlutowany. Z tą chwilą skrajnego oporu, osiąga najswobodniejszy, najoczywistszy kształt, skrajne odprężenie w skrajnym napięciu. I tylko w nim”. Ilse Aichinger.

64. Stara akcja antykorporacyjna – przyklejanie do plakatów dwóch słów na kartkach A3: „i chuj”. Sam się w to bawiłem. Teraz każdy jest medium, każdy jest plakatem i każdemu w komentarzu chciałoby się napisać to samo.