Z pewnością jest to cios w politykę obecnych władz kraju oraz w prezydent Maię Sandu. Przeprowadzone równolegle z referendum wybory prezydenckie nie przyniosły rozstrzygnięcia i nie zapewniły jej kolejnej kadencji prezydenckiej. Mołdawię czeka wyborcza druga tura. Sandu, która zdobyła poniżej 50 procent głosów będzie musiała zmierzyć się 3 listopada z Alexandrem Stoianoglo, który w pierwszej turze zdobył 26 procent głosów.

Zanim dojdzie do drugiej tury, warto jednak zająć się wynikami referendum, w którym Mołdawianie wypowiedzieli się na temat integracji kraju z Unią Europejską. Nie ulega wątpliwości, iż wynik głosowania jest zaskoczeniem. Przedreferendalne sondaże wskazywały bowiem, iż większość społeczeństwa opowie się jednoznacznie za integracją. Wynik pokazał jednak, iż społeczeństwo mołdawskie jest w kwestii integracji podzielone niemal na dwie połowy.

Mołdawskie władze oceniły już, że wpływ na taki wyniki głosowania miała przede wszystkim nielegalna i bezprawna ingerencja Rosji w kampanię przed referendalną, a także przekupywanie wyborców. Służby już od kilkunastu tygodni alarmowały o niezwykłej aktywności agentury rosyjskiej. 

Długie macki Moskwy

Wpływ Rosji na opinię publiczną Mołdawii istniał oczywiście już znacznie wcześniej. Mówił mi o tym jakiś czas temu w Kiszyniowie Arcadie Barbarosie, dyrektor Instytutu Polityk Publicznych: „Po roku 2009 rosyjska propaganda stała się bardzo agresywna, a rosyjskie media przekształciły się w platformy propagandowe, w narzędzia czystej propagandy. W ich przypadku nie można już mówić o jakimkolwiek etycznym podejściu do dziennikarstwa. One kłamią, otwarcie wykorzystując telewizję”.

Doskonałym przykładem obecności rosyjskich wpływów w Mołdawii są postawy ludności wyznania prawosławnego, która w Patriarchacie moskiewskim widzi istotny dla siebie ośrodek cywilizacyjno-kulturowy. Wykrzywiona wizja cywilizacji zachodniej i otwarta wrogość wobec Europy oraz Stanów Zjednoczonych kreowana przez tę instytucję jest podzielana przez wielu wiernych w Mołdawii. Rosyjska Cerkiew prawosławna była i jest instrumentem szerzenia politycznych wpływów Moskwy, o czym pisałem w „Kulturze Liberalnej”.

Jednak korzenie stosunku Mołdawian do Unii Europejskiej sięgają znacznie głębiej. Działania Moskwy odwołują się do zakorzenionych w społeczeństwie przekonań i mitów na temat Zachodu będącego w rozumieniu wielu Mołdawian antytezą cywilizacji i tradycji wschodniej.

W moim dźwiękowym archiwum mam zapis rozmowy z aktywistką społeczną spod Kiszyniowa, a jednocześnie liderką jednej ze wspólnot prawosławnych Swietłaną Siekierej: „Mołdawia to kraj prawosławny. Wartości, którymi kieruje się Zachód, Unia Europejska, nie są akceptowane przez naszą tradycję. My jesteśmy przywiązani do tradycji prawosławnej. Nie akceptujemy związków jednopłciowych, jesteśmy za zgodną z naszą tradycją formą małżeństw. Kiedy po roku 1990 nastąpiło odrodzenie prawosławia, ludzie zaczęli wracać do wartości istotnych w prawosławiu. I teraz widzimy bardzo wyraźnie różnicę w systemie wartości, jaka istnieje pomiędzy światem zachodnim i wschodnim”.

Moja rozmówczyni odniosła się również do kwestii gospodarczych: „Obserwujemy efekty wejścia Rumunii do UE i widzimy, że są one negatywne. Zamykane zostają zakłady pracy, wzrasta bezrobocie, ludzie muszą szukać pracy i zarobków poza granicami kraju, w państwach zachodnich. Dlatego ludzie w Mołdawii zastanawiają się, czy warto, by kraj został członkiem UE. […] Mołdawia nie powinna wchodzić w sferę jakichkolwiek bloków politycznych i gospodarczych. Powinna pozostawać niezależna”.

Mołdawski tygiel 

Kolejnym ważnym czynnikiem, który z pewnością wpłynął na wynik mołdawskiego referendum, było zróżnicowanie etniczne, językowe i kulturowe Mołdawii. Cytowany już Barbarosie tłumaczył mi kilka lat temu: „Etniczni Rosjanie, etniczni Ukraińcy, a także ludność rosyjskojęzyczna – ci ludzie w większości popierają orientację wschodnią. Natomiast ludność rumuńskojęzyczna wspiera w większości orientację zachodnią. Trzeba przy tym pamiętać, iż istnieje także ważny segment społeczeństwa rumuńskojęzycznego, który również popiera orientację wschodnią. To są ludzie mniej wykształceni, ubożsi, pochodzący w większości z obszarów wiejskich. Tak więc nawet część rumuńskojęzyczna naszego społeczeństwa myśli o integracji ze Wschodem”.

Polska diaspora mieszkająca w Mołdawii w dużym stopniu należy do ludności rosyjskojęzycznej. Stanisław Górski z zamieszkanej przez Polaków wsi Styrcza w północnej Mołdawii wyjaśniał mi już po rosyjskiej agresji w 2014 roku: „My z takich Polaków, którzy mówią po rosyjsku. My lubimy Rosjan. W czasach sowieckich nam tu było dobrze. Osoby z mojej rodziny, moi znajomi – my byśmy chcieli być bliżej z Rosją, aniżeli z Unią. Polityka, którą prowadzi Rosja, jest dobra i sprawiedliwa”.

Pozytywny wizerunek Rosji tworzył w drugiej dekadzie lat dwutysięcznych także Władysław Wolewicz, przedstawiciel polskiej diaspory z południa Mołdawii, z Gagauzji: „Mamy więcej związków gospodarczych z Rosją, aniżeli z Unią Europejską. Nasz baszkan (przywódca Autonomii Gagauskiej) ma bardzo dobre stosunki z Rosją i dzięki temu możemy sprzedawać gagauskie wina do tego kraju. Dla Gagauzji ten rynek jest ratunkiem”. 

Gagauzja, to region w Mołdawii znany z prorosyjskich nastrojów. Poprzednia baszkan Irina Vlah pytana przeze mnie o stosunek społeczeństwa Gagauzji do UE mówiła: „Dla Autonomii Gagauskiej partnerami od zawsze była Federacja Rosyjska i Republika Turecka. To strategiczni partnerzy, z którymi Gagauzja od dawna współpracowała. Wspólnie realizowaliśmy wiele projektów gospodarczych i socjalnych. […] Ludność Autonomii Gagauskiej zajmuje swoje własne stanowisko w tej sprawie. Zostało ono wypowiedziane w 2014 roku podczas niezobowiązującego, ale konstytucyjnie legalnego referendum. 98 procent Gagauzów wypowiedziało się wówczas przeciw integracji z Unią Europejską”. 

Maia Sandu, obecna prezydent Mołdawii i zwolenniczka integracji kraju z UE, uzyskała w Gagauzji w tegorocznych wyborach prezydenckich jedynie nieco ponad 2 procent głosów.

Stan społecznej schizofrenii 

Mimo wszystko, wedle sondaży mieszkańcy Mołdawii mają pełną świadomość, iż w krajach Unii Europejskiej żyje się lepiej, aniżeli w krajach posowieckich łącznie z Rosją. Dlaczego zatem niemal połowa społeczeństwa jest przeciwna integracji? Dlaczego tak wielu obywateli tego kraju opowiada się za orientacją prorosyjską, bo za taką trzeba uznać głosy negujące kierunek proeuropejski?

Cytowany już Arcadie Barbarosie tłumaczył mi to kilka lat temu: „To jest rodzaj schizofrenii. Ludzie zdają sobie sprawę, iż Unia Europejska jest bardziej atrakcyjna, aniżeli Rosja. Ale kiedy pytamy ich, czy Mołdawia mogłaby lepiej rozwiązać swoje problemy ekonomiczne i zapewnić krajowi wzrost gospodarczy dzięki integracji z Unią Europejską, czy też dzięki związkom z Rosją, to niespodziewanie odpowiadają, że dzięki Rosji. Jest to podejście mniej racjonalne, a w większym stopniu emocjonalne. Najważniejszym czynnikiem jest w tym kontekście język. Ludzie udający się na Wschód nie muszą się uczyć żadnego dodatkowego języka. Czują się mniej więcej tak, jakby znajdowali się nadal w tej samej rodzinie. […] Nie muszą podejmować żadnego wysiłku, by się integrować ze Wschodem. Kulturowo rozpoznają dobrze tamte społeczeństwa”.

W wielu analizach i prognozach dotyczących wyborów geopolitycznych, przed którymi stają społeczeństwa wybijające się na niepodległość, brakuje pogłębionej refleksji nad uwarunkowaniami kulturowymi, tradycjami i obyczajami determinującymi takie, a nie inne wybory. 

Związki kulturowo-obyczajowe, emocje będące efektem tradycji, okazują się czasem ważniejsze, aniżeli racjonalna ocena korzyści materialnych wynikających z dokonywanych wyborów.