1. Grillują Roberta Mazurka. Poznałem go dzięki S., był złośliwy już w pierwszym słowie. Znam takich, tak zachowuje się cała moja rodzina po ojcu. Dlatego od razu go polubiłem. Ale teraz już go lubię mniej. Takie standardy, Robert.
2. Ach, gdyby cieszyć się seksem bez tabu, bez tego, co w kobiecie jest wyobrażeniem matki, w mężczyźnie wyobrażeniem ojca. Być pierwszym, nie ostatnim pokoleniem. Ach.
3. Kolejnym skutkiem ocieplenia klimatu jest znieczulenie na światło. Jest szósta rano, czekam na pociąg, słońce mnie oślepia i wiem, że dziś będzie już tylko gorąco. Ale nie pięknie.
4. Sen. Dużo ludzi na balkonach robiło sobie loda. My z U., zamiast patrzeć na balkony, poszliśmy szukać zgubionej rzeczy w trawie. Po czasie wiem, że chodziło to, że jadę na konferencję psychoanalityczną poświęconą dzisiejszemu mężczyźnie. Jak wieść gminna niesie, skład konferencji to głównie kobiety.
5. Dziękuję uprzejmie nieświadomości, że myśli za mnie.
6. W pociągu śledzę w internecie biogram nieznanego mi człowieka, bo śmiał się znaleźć obok w majowym numerze „Twórczości”. Wyspecjalizował się w pisaniu komiksów o bohaterach podziemia. Teraz pisze quasi-stasiukowe historie. Z tekstu aż bije próba ucieczki od tego bohaterstwa. Od nudy bohaterstwa.
7. Zakonnica z torbą z napisem „carpe diem”. Napis „Adidas” na murze – cyrylicą. Oto rozkosze podróży. Piętnaście sekund i mam więcej życia niż przez ostatnie tygodnie.
8. „Czy pan czyta Frankla?”, mówię do chłopaka z chromym ciałem (polio?). Tak. I cisza.
9. Trzmiele są tak duże, że ruchem skrzydeł przechylają płatki maków.
10. I w końcu jest. Konferencja, warsztaty, „Polska na kozetce”. Jak Łazarz, odrzuciłem rower i zostałem w Toruniu sam ze swoimi stopami.
11. Z toalety – jeszcze po drodze na warsztaty – korzystam w eleganckim hotelu. Wiedziałem, że trzeba przejść mimo stacji benzynowej i przyzywających z niej jak syreny kibli. Przyszłość jest zawsze lepsza niż przeszłość, daje nadzieję.
12. Kubatura żabek w mieście dorównuje kubaturze kościołów.
13. Reklama sosu tysiąca wysp. Każdą nienawiść, biedę i miłość da się oswoić.
14. Cieszę się, że tu jestem. Cieszy mnie Andrzej Leder, który jest tu sam z siebie. Cieszy mnie, że warsztaty przypominają moją terapię w szpitalu na Dolnej. Wielka rodzina, przez was wracam do nich.
15. „Dobrze, że pan jest, bo mamy przewagę kobiet, to się wyrówna”. Przypomina mi się z automatu film „Rozbijemy tę imprezę” Polańskiego. Nie chcę bekać, ani gwałcić. Ale skoro już prosicie.
16. Moment, w którym tak jak Mickiewicz ze „Zdań i uwag” wchodzę w jakieś zgromadzenie. On patrzy po ludziach, ja patrzę po sobie. Moja twarz, która nagle staje się ciężka i rozluźniona zarazem. Unoszący się kamień.
17. A Mickiewicz, geniusz, mówi tak:
„Kiedy pierwszy raz wnidę w jakie zgromadzenie,
By poznać ludzi, zważam pierwsze ich spojrzenie:
Rozsądni naprzód spojrzą na mą nogę prawą,
Głupi naprzód na lewą, którą mam kulawą.”
18. Siedzimy w kółku, milczę. Czuję, jak wypełnia mnie słodycz. Im dłużej trwa milczenie, tym słodyczy więcej.
19. Kobiety zrobione. Jakby prosto z fabryki. Sukienki, długie rozpuszczone włosy…
20. Przez godzinę opowiadamy sobie sny. Śnią o gwałtach.
21. Na papierosie poznaję O. Przyjechała tu, bo zaczęła studiować psychologię i od lat jest na terapii psychoanalitycznej.
22. Ktoś się przedstawia: „Mój dziadek migrował na zachód. Mój ojciec migrował stąd na zachód. Moje dzieci migrują jeszcze dalej na zachód”. Kiedy się znowu spotkamy? Kiedy okrążycie świat?
23. Gdy syn zajmuje się ojcem, wie jak zajmować się dziećmi. I ja te prawdy z tego spotkania będę sobie uczciwie zapisywał i pamiętał.
24. Wyrażam stanowisko. Mieszam przyczynę ze skutkiem. Łączę wszystkie wątki i nie stosuję prostego języka. Bełkocę.
25. Pierwszym samcem alfa, to zostało ustalone, był Leder. Drugim – francuska korporacyjna szycha ze świata dziennikarskiego. Po chwili uwagi, pytam szychę: „Gdzie pan kupił te buty? Na Saint-Germain, ale w Polsce też są dostępne”. I tak wszedłem w jego buty.
26. Rozpoznaję się przy tym w zachowaniu kolegi, którego nie lubię: zwykle tak się płaszczy, że zaczyna mu to samemu przeszkadzać i istnieje ryzyko, że będzie też bił.
27. Gdy zabierze się mężczyznom władzę, co im zostaje?
28. Tym razem moje wystąpienie. Jest proste. Otóż ktoś rzuca, że między płciami występują napięcie i nieporozumienia. Mówię: tak, a romans jest najlepszy wtedy, kiedy obie strony wiedzą, że do czegoś musi dojść, ale nie muszą o tym mówić. I co ważne, to samo mówili do mnie szefowie – najlepiej, gdy rozumiemy się bez słów. I tłumaczę, że to jest o władzy i wymianie. Co ty masz, czego ja nie mam?
29. Obok mnie cały czas jedno puste miejsce. To tata.
30. To, że ciebie było tak mało, tato, to wolność, którą mi dałeś. Wziąłem ją. Łatwo nie jest, ale wielu z nas jest w tej sytuacji. Opuściła nas kultura, nie ma inicjacji, nie ma dorosłości, a tacy jak my, sieroty, widzą światło pierwsi, bo mają najbardziej wyczulone przez ciemność oczy. Dziękuję.
31. Ta wolność jest i będzie upajająca.
32. I taka obserwacja. Macho, który przyszedł tu przypadkiem, mówi o swojej partnerce „moja A.”. Jego A. po jednej z jego wypowiedzi dostaje drugiego życia. Mówi pięknie, czystą polszczyzną, bez grama wschodniego zaśpiewu, który wcześniej raził. Emancypacja w przeciągu chwili.
33. A Was nie razi trochę ten wschodni zaśpiew? Trudno się przyznać, nie?
34. Znużenie i otępienie. Tego się nie wlicza do kosztów takich wyjazdów, ale ono przychodzi.
35. Otępiały człowiek buduje swoje wnętrze.
36. Gdy wszedłem na tę konfę, widziałem kobiety. Gdy stamtąd wychodzę, widzę ludzi, osoby, które są kobietami. Straciły nieco na sex appealu, było gorąco, trochę męczyło, ale finalnie i ja poczułem się człowiekiem.
37. W powodzi sukienek.
38. To przemoc, że pociąg przyjeżdża o ustalonej godzinie. Powinien przyjeżdżać, kiedy go wzywam. Nie ironizuję. To wrażenie, które stało się możliwe, ponieważ większość rzeczy zaczyna tak działać. Konsensualna zgoda. A tu? Nikt mnie nie pytał o rozkład jazdy.
39. Im więcej włóczę się po różnych środowiskach – sztuki, psychoanalizy, nawet samorządowym (dzisiaj zakładaliśmy stowarzyszenie) – tym częściej myślę, że zmarnowałem życie, patrząc na sytych i ustawionych mandarynów tych środowisk. I myślę jeszcze: co ja mogę z tym zrobić? Jak się zobaczyć z boku? Ot, podróżuję. Piszę ten dziennik, zdobywam pieniądze na chleb. Taka już moja dola, że najbardziej lubię gościniec. Ma to swoje plusy. Znam wiele języków, ale najbardziej znam swój własny. Ostatecznie dużo się mówi, ale do powiedzenia jest niewiele, a moim celem nie jest nadużywanie języka.
40. Przynajmniej do głuszenia innych.
41. To, co mają te kobiety z konferencji, to siebie nawzajem, jakąś psiapsiółkowatość, zgodność, krąg. Im więcej kręgów otwartych na innych, tym bardziej ziemia staje się domem.
42. Nazajutrz, od południa w dół nocy, sam sen, opadanie.
43. Obudziły mnie szpaki. Czekałem na nie, niepokoiłem się. W końcu są, skurwysyny. I objadają czereśnię. Wcześniej miały małe i nie mogły daleko latać, a czereśnia w tym roku wcześniej gotowa. Wrzuciłem na drzewo dziecięcy samochodzik, żeby je odstraszał. Nie odstrasza, nie boją się dzieci.
44. W „Panu Samochodziku” równie mocno co znajdowanie skarbów ciekawiło mnie, w jaki sposób te skarby ginęły. Jak czuł się złodziej, kiedy wchodził z latarką do nieswojego domu i przyglądał się cudzemu życiu? Robię to codziennie.
45. Zakładanie kobiecych ubrań przez mężczyzn. A więc w końcu przyszła mi ta fantazja do głowy. Spotkanie z cieniem. Śmieję się w głos. Takich rzeczy się nie pisze.
46. Gdybym miał robić wystawę, zawarłbym w niej: hula hop, parędziesiąt tych swoich obrazków wydrukowanych na kompie, nagranie, rolkę, tiktoka maszyny zgniatającej materac z ikea. I to wszystko.
47. Sen. Rzeka. Idę nią pod prąd, ale trafiam na grząski nurt, który mnie więzi. J. i jego niechęć do mojej paplaniny.
48. Wracam z roboty, nie ma czereśni. Latający przyjaciele zjedli wszystko.
49. Próby medytacji – coś między amfetaminą, niedospaniem, uspokajającym jointem. To tak po chemicznemu, a po ludzku? Świadomość nagle zwolniona z odpowiedzialności szuka byle miejsca, o które może się zahaczyć: swędzenie, jakaś stara sprawa, może praca. Odbieram to, jakbym odbijał się od batutu, siatki, która nie chce puścić mnie na drugą stronę.
50. Jakby powiedziały, ta siatka i okoliczności: nie po to żeśmy człowieka wyprowadzali kilka milionów lat na człowieka, żeby się teraz cofał.
51. Ale człowiek się cofa. Patrzę na psa przed sklepem, który czeka za drzwiami na panią. Potem widzę, jak pies odskakuje od drzwi, gdy pani wychodzi. Widzę, jak pani go lekceważy, a pies z nadzieją i wielką cierpliwością kładzie się, bo nie ma sił na swoje cierpienie.
52. Psy cierpią więcej, bo żyją krócej. Najwięcej cierpią jętki jednodniówki, może bakterie. Najmniej ludzie, zwłaszcza długowieczni. Albo żółwie. Na końcu – przedwieczny nie cierpi w ogóle.
53. Zrobiliśmy sobie w weekend okazjonalne zdjęcie na zabudowywanym właśnie blokami ostatnim skrawku zieleni w Ożarowie, gdzie mieliśmy nadzieję, że powstanie rynek. My, mieszkańcy. Było pięćdziesiąt osób. Władza padła nam do nóg. Urzędnicy zaczęli bronić deweloperów.
54. Skala dziecięcej ambicji. U. wskazuje blok, który właśnie zbudowano. Pytam, jak mnie nikt wcześniej nigdy nie pytał: „Chciałabyś taki zbudować?”. „Tak”. I zaczyna się rozmowa. „Od czego byś zaczęła? Kto by ci pomagał?”. Ponieważ U. sepleni, długo nie mogę zrozumieć, że pomogliby jej – znajomi.
55. Zapach syfu w windzie metra. Nocleg bezdomnego.
56. Wiedza z medytacji. Ponieważ lepiej czytam siebie, lepiej czytam innych. Gdy czytam, są to nie tylko dobre rzeczy, ale często i przykre. Nie tylko nie chcę, ale nawet nie wiem, co z nimi robić. Czy nie lepiej być głupcem?
57. Owszem. Jeśli chce się mieszkać w małym mieszkaniu. Tam jest zawsze więcej energii.
58. 30 maja, pierwsza kąpiel. Zawsze czuję się arystokratą z powodu tych glinianek obok domu. A póki co, dziwię się, że ludzie, którzy wchodzą do wody, giną. Najpierw giną im łydki, potem giną do połowy, aż w końcu nad taflą wody wystaje tylko głowa.
59. W tym roku nie będzie ratownika. „Miasto jest biedne”, mówi ratownik, który zjawił się tu obecny prywatnie i który tęsknie patrzy z ławki na wodę.
60. Samotny chłopak. Zostawił rower na brzegu, wszedł z pompką do wody i zaczął robić nią wzory z pompowanej wody na gładkiej tafli stawu.
61. A ja? To samo. Też robię wzory – tylko na przestrzeni czasu. Dziś cały dzień z U. Rano wycieczka rowerowa, grób ojca, siki Igi Świątek (Oshee z jej patronatem), wspólny obiad, drzemka, wieczorem kąpiel. Wzory.
62. I poczucie obcości. U. – Ja. Dziecko i dorosły. Parę rzeczy razem, wiele osobno.
63. W domu, po dniu na słońcu, znajduję czapkę po ojcu. W stylu truckdriver, czarna, siatkowa, z napisem Floryda. Będę nosił tato. Jaki ty byłeś, taki i ja jestem.
64. Idźcie w pokoju, zabawa spełniona.