Kilka dni temu w Addis Abebie położono kamień węgielny pod budowę budynku przyszłej ambasady Somalilandu. Z kolei, w styczniu ogłoszono porozumienie o udostępnieniu przez to państwo Etiopii dwudziestokilometrowego pasa somalilandzkiego wybrzeża oraz portu w Berberze na pół wieku. W zamian Addis Abeba miała przekazać Somalilandowi lukratywne udziały w państwowych Ethiopia Airlines.

Miała też „dogłębnie rozważyć” kwestię dyplomatycznego uznania Somalilandu, który jednak twierdzi, że obiecano mu nie „rozważenie”, choćby i „dogłębne”, ale po prostu uznanie. Jak było naprawdę, nie wiemy, bo tekst porozumienia nie został dotąd ogłoszony. Kamień węgielny pod budowę ambasady jest, jak dotąd, jedynym jego konkretnym skutkiem.

Trzech na jednego

W Somalii, dla której Somaliland to nielegalni secesjoniści, zawrzało. Mogadiszu grozi, że w odwecie może udzielić poparcia etiopskiej antyreżimowej partyzantce. Co więcej, dwa tygodnie temu w erytrejskiej stolicy, Asmarze, zawarto trójsojusz Erytrei, Somalii i regionalnego mocarstwa – Egiptu. Sojusz ma na celu „wzmocnienie państwowości oraz armii somalijskiej… przeciwko rozmaitym zagrożeniom wewnętrznym i zewnętrznym”.

W ramach tego porozumienia Egipt wysłał już do Mogadiszu transporty broni i tysiąc żołnierzy; docelowo ma ich być dziesięć razy więcej. Erytrea zaś zapewne wznowi programy szkoleniowe dla somalijskiej armii. Kilka lat temu Mogadiszu się z nich wycofało, ze względu na obawy, że jego kadeci zostaną wykorzystani jako mięso armatnie w toczącej się wówczas wojnie w etiopskim Tigraju.

Somalia zawarła też w reakcji na porozumienie umowy wojskowe z Turcją, która ma już w tym kraju bazę wojskową i szkoli somalijskie siły specjalne. W zamian za 30 procent dochodów z – bogatych w ryby – wód somalijskiej wyłącznej strefy ekonomicznej oraz prawo do poszukiwania i eksploatacji tam podwodnych złóż ropy i gazu, turecka marynarka wojenna będzie bronić somalijskich wód terytorialnych.

Mogadiszu wznowiło też w marcu stosunki dyplomatyczne z Iranem, zerwane w 2016 roku po ujawnieniu irańskiej agitacji wśród somalijskich szyitów, i zyskało wyrażenie przez Arabię Saudyjską „zaniepokojenia” etiopsko-somalilandzkim porozumieniem. Oprócz rozdartych wojnami domowymi Sudanu i Jemenu, i tradycyjnie neutralnego Omanu, Somalii udało się zmobilizować po swojej stronie, przeciwko Etiopii, większość sił regionalnych, oraz kierującą się zasadą nienaruszalności granic społeczność międzynarodową.

Długi cień postkolonializmu

Najważniejsze jest jednak wspomniane wcześniej trójprzymierze, bowiem wszyscy jego sygnatariusze mają otwarte konflikty z Etiopią. Dla Somalii kluczowa jest groźba uznania Somalilandu. To dawna kolonia brytyjska, która, po krótkim okresie zjednoczenia z pogrążoną w nieustannych konfliktach wewnętrznych byłą włoską kolonią Somalią, uznała że lepiej poradzi sobie sama i ogłosiła secesję. Dziś jest to funkcjonujące państwo, lecz Mogadiszu nigdy secesji nie zaaprobowało, a co za tym idzie – nie uznała jej też społeczność międzynarodowa.

Somalia pamięta też krwawą, i zakończoną jej klęską, wojnę z Etiopią o zamieszkały przez Somalisów Ogaden. Zarazem jednak to etiopskim wojskom ekspedycyjnym, przysłanym do Somalii w ramach misji Unii Afrykańskiej, Mogadiszu zawdzięcza częściowe pokonanie islamistycznych bojówek Szabab. Etiopczyków mają teraz zastąpić Egipcjanie – o ile Addis Abeba zgodzi się wycofać swe wojska.

Erytrea, przyłączona do Etiopii podobnie jak Somaliland do Somalii i w tym samym czasie, dokonała pokojowej secesji w 1993 roku, po obaleniu komunistycznej dyktatury wojskowej Derg. Oddziały Ludowych Frontów Wyzwolenia, odpowiednio Erytrei, oraz drugiej etiopskiej prowincji – Tigraju (LFWT), zadecydowały o tym zwycięstwie. Nowe władze zaakceptowały erytrejską secesję, która uczyniła z Tigrajczyków na ćwierć wieku jedynych władców Etiopii.

Trudny powrót Etiopii nad morze

Jednak stosunki z byłą prowincją wkrótce się popsuły, i oba kraje stoczyły ze sobą krwawą wojnę. Zakończyła się ona dopiero upadku rządów Tigrajczyków w Addis Abebie. Nowy premier Ahmed Abiy chciał definitywnie rozprawić się z LFWT także w jego ojczystej prowincji, i zawarł w tym celu sojusz z byłym wrogiem – Erytreą.

Sprzymierzeńcy odnieśli zwycięstwo, kosztem setek tysięcy zabitych, ale Erytrea ani myśli opuścić obszary Tigraju, które zajęła. Z kolei armia federalna zbyt jest zajęta tłumieniem kolejnych buntów – Amharów, dawnych sojuszników w walce z Tigrajczykami, i Oromów, dawnych sojuszników tych ostatnich – by ją do tego zmusić.

Zaś pokonany LFWT pozostał u władzy w tym, co zostało z Tigraju. Abiy rozpaczliwie potrzebuje sukcesu, który pozwoliłby na próbę zjednoczenia Etiopczyków ponad głębokimi podziałami pozostawionymi przez wojny. Rzucił więc hasło odzyskania przez kraj dostępu do morza, który Etiopia utraciła na skutek erytrejskiej secesji. To zaś oznacza potencjalnie śmiertelne niebezpieczeństwo dla krajów, które – jak Erytrea i Somalia – leżą między Etiopią a morzem.

Ryzyko rozgniewania Pekinu

Tak właśnie położone jest również maleńkie Dżibuti, oddzielające Erytreę od Somalii – lecz nie ma go wśród sygnatariuszy asmarskiego trójprzymierza. Przyczyna jest prosta: dziś to Dżibuti jest, na mocy dwustronnych porozumień, etiopskim dostępem do morza, a pobierane z tego tytułu opłaty stanowią 75 procwnt PKB nadmorskiego państewka. Reszta pochodzi głównie z opłat za istnienie na jego terytorium baz wojskowych Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Chin i Arabii Saudyjskiej; chęć założenia własnych baz wyraziły też Indie i Rosja.

Dla Etiopii, która pragnie budować od zera swą morska potęgę, nie ma tam już miejsca, a pieniądze płacone Dżibuti za dostęp do morza wolałaby wykorzystać inaczej. Alternatywą byłaby nowa wojna z Erytreą lub porozumienie z Somalilandem – bowiem sama Somalia na jego warunki by zapewne nie przystała.

Ale w poprzedniej wojnie nie udało się Etiopii pokonać Erytrei, a Somaliland gotów był oddać dostęp tanio, bo za uznanie, którego rozpaczliwie potrzebuje. Jedyną wadą tego rozwiązania było realizujące się właśnie ryzyko antyetiopskiego sojuszu oraz pogorszenie stosunków z Chinami, które potępiają Somaliland za nawiązanie stosunków z Tajwanem – i są większościowym kredytodawcą zbudowanej sześć lat temu ultranowoczesnej kolei łączącej etiopską stolicę z Dżibuti, która straciłaby na znaczeniu.

Źródła, tamy i kanały problemów

Co więcej, Etiopia nie jest całkowicie osamotniona. Może liczyć na wsparcie Zjednoczonych Emiratów Arabskich, których drony uratowały los armii Abiya podczas wojny z Tigrajem. ZEA w wojnie domowej w Sudanie wspierają, podobnie jak Etiopia, siły generała Mahmuda Dagalo (współwinnego ludobójstwa w Darfurze), a w somalilandzkiej Berberze mają już swoja bazę wojskową.

Egipt, najsilniejszy członek trójsojuszu, leży zbyt daleko od Rogu Afryki, by bezpośrednio się angażować w jego konflikty terytorialne i etniczne, choć w wojnie domowej w leżącym między nimi Sudanie Kair i Addis Abeba popierają przeciwne strony. Jednak kluczowym elementem gospodarki Egiptu jest Nil, którego źródła są w Etiopii, i w którego górnym biegu Etiopia wybudowała gigantyczną zaporę hydroelektryczną.

Kair obawia się przejęcia kontroli nad tak ważnym dlań i dla Sudanu zasobem, zwłaszcza w wypadku suszy, i od lat żąda wspólnej kontroli nad zaporą. Addis Abeba żądanie to kategorycznie odrzuca, a w odpowiedzi Egipt odwoływał się wprost do wojennych gróźb. Ze względu na odległość między oboma państwami można to było traktować jako jedynie retorykę, lecz przerzucenie dziesięciu tysięcy żołnierzy egipskich do Somalii radykalnie zmieniłoby sytuację.

Tyle że od porachunków z Etiopią dla Egiptu ważniejsza może być obecność wojskowa na Morzu Czerwonym. Ataki jemeńskich Huti na płynące nim na północ statki sprawiły, że armatorzy wybierają inne trasy. W konsekwencji Kair stracił już w tym roku niemal połowę dochodów z kanału sueskiego, który do tej pory dostarczał Egiptowi nawet 2 procent jego PKB.

Wrota do problemów

Znaczenie Morza Czerwonego, a zwłaszcza cieśniny Bab el-Mandab, położonej między Dżibuti a Jemenem, przez którą przechodzi około 10 procent światowych przewozów ropy naftowej drogą morską, stanowi o strategicznym znaczeniu tego obszaru. Nazwa cieśniny – Wrota Łez – wynika z niezmiernie skomplikowanej nawigacji na tym odcinku i oddaje los tych, którzy muszą ją przekraczać.

Jest wśród nich i osiem państw, utrzymujących swe bazy w maleńkim Dżibuti, i pragnąca powrócić do tych Wrót Etiopia, i wszyscy ci, którzy zamierzają jej w tym przeszkodzić. Gdyby nie Wrota, ich wojny i zmieniające się sojusze budziłyby jedynie zainteresowanie specjalistów. I nikt by nie zwrócił uwagi na fakt, że w Addis Abebie położono kamień węgielny pod jakąś ambasadę.