Czy fakt, że Donald Trump został prezydentem Stanów Zjednoczonych, wpłynie na to, kto zostanie nowym prezydentem Polski? Nie należy przeceniać zainteresowania polskich wyborców relacjami naszego kraju z Ameryką, jednak wiele zależy od tego, co Trump do naszych wyborów zrobi. Dobre relacje z nim, którymi szczyci się Andrzej Duda, a dzięki temu przypisuje je sobie polska prawica, mogą okazać się zarówno atutem, jak i powodem do wstydu.
Bo jeśli Trump poważnie ograniczy pomoc dla Ukrainy albo zacznie kwestionować zobowiązania sojusznicze w ramach NATO, to PiS raczej nie będzie się tym chwalić. Tryumfalizm polityków prawicy związany z nieprzyjaznymi wpisami Donalda Tuska na platformie X pod adresem zarówno samego Trumpa, jak i republikanów może być przedwczesny.
Jest jednak rodzaj wpływu sytuacji amerykańskiej na polską, który może okazać się silny. Chodzi o konserwatywny trend, o którym pisał redaktor naczelny „Kultury Liberalnej” Jarosław Kuisz w powyborczym komentarzu: „W sytuacji ostrej polaryzacji i przemocy politycznej ludzie raczej głosują na konserwatystów. Niekoniecznie na prawdziwych konserwatystów – o, co to, to nie. Chodzi raczej o konserwatystów retorycznych, którzy wobec zamętu prezentują się jako zdolni rządzić silną ręką”.
Silny jak Czarnek, silny jak Sikorski?
Polaryzacja polityczna jest silna od lat, przemoc werbalna pod adresem przeciwników to codzienność, chociażby we wpisach polityków na X, wystąpieniach sejmowych czy na konferencjach prasowych. Jest też rozjazd światopoglądowy między głównymi partiami i obywatelami, który wpływa na poczucie bezpieczeństwa w życiu codziennym. Załóżmy, że, zgodnie z tym, co się dzieje innych krajach europejskich, w Polsce również po wyborach konserwatywny nurt zyska na popularności. Jakich kandydatów powinny w tej sytuacji wystawić największe partie? Konserwatywnych.
W PiS-ie każdy jest konserwatywny, ale mało kto tak, jak Przemysław Czarnek. Zarówno jeśli chodzi o tradycyjnie pojmowany konserwatyzm, jak i rządy silnej ręki. Czarnek jako minister edukacji pokazał, że nie zawaha się przed niczym, do czego jest przekonany. Taka jest też jego postawa i wizerunek polityczny.
Z drugiej strony, Rafał Trzaskowski jest przeciwieństwem konserwatywnego polityka w każdym znaczeniu. Ani nie myśli konserwatywnymi wartościami, ani nie kojarzy się ze stylem wodzowskim. W tej sytuacji rośnie jego konkurent w walce o kandydowanie, czyli Radosław Sikorski – niezbyt postępowy i z pewnością waleczny. Jego i Czarnka łączy jeszcze to, że mogą być za silni na to, by liderzy partyjni odważyli się wystawić właśnie ich. Ale to już inna sprawa.
Politycy i PiS-u i sympatyzujący z nim publicyści muszą już czuć, że konserwatywny Sikorski staje się dla nich groźny, bo od środowego poranka przypominają, że Anne Applebaum, publicystka amerykańskiego pisma „The Atlantic” i żona Sikorskiego, porównała Trumpa do Hitlera, Stalina i Mussoliniego (ściśle mówiąc, porównała język Trumpa do języka tamtych postaci, ale nad tym szczegółem politycy i publicyści prawicy się nie zatrzymują). A więc szukają już teraz powodów, które mają przekonać konserwatywnych wyborców szukających silnego kandydata, by nie głosowali ewentualnie na Sikorskiego.
Jaki będzie efekt Trumpa
Wracając jednak do trendu, który być może przypłynie do Polski z Ameryki i innych krajów Europy, warto zastanowić się, czy w polskiej kampanii wyborczej będą miały potencjał hasła progresywne. Niewątpliwie było tak w kampanii parlamentarnej, kiedy Donald Tusk w zgodzie z Lewicą obiecywał legalizację aborcji i związków partnerskich. Obie kwestie wciąż pozostają niezałatwione, a nieobliczalność Trumpa sprawia, że rośnie niepewność w sprawie jego polityki wobec Rosji.
Jeśli z powodu tego lęku ujawni się potrzeba silnego przywódcy, to czy może nim być człowiek, który obiecuje, że właśnie nie będzie ingerował siłą w przekonania obywateli i ich prawa człowieka? Który wyrywa się spod wpływu silnej instytucji kościelnej? A więc – czy nie stanie się tak, że to, co było jego atutem, stanie się jego słabością?
I wreszcie – warto zastanowić się, czy wygrana Trumpa oznacza, że i w Polsce czeka nas moment alpha male, jak pisze Karolina Wigura, analizując wygraną Trumpa. Gdyby tak się okazało, oznaczałoby to, że w Polsce nastąpił kryzys wartości. Ale nie tych, o których trąbi od dekad prawica. Chodzi o kryzys wartości progresywnych.