Życie siedemdziesięcioletniej Mahin wygląda od wielu, wielu lat dokładnie tak samo. Kobieta wstaje w południe, późno kładzie się spać. Od trzech dekad jest wdową, a dorosła córka już dawno wyjechała z Iranu i założyła poza granicami ojczyzny własną rodzinę. Raz na miesiąc do Mahin wpadną koleżanki na wystawny obiad i pogaduchy, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o towarzyską aktywność bohaterki. Rzadko wychodzi ona z domu, chyba że na bazar po niezbędne zakupy. Próby telefonicznych rozmów z wiecznie zajętą córką tylko utwierdzają bohaterkę w poczuciu osamotnienia. Przychodzi jednak taki dzień, w którym Mahin decyduje się zrobić coś inaczej, a konsekwencje jej wyborów doprowadzą do naprawdę niecodziennych zdarzeń, do których można z pewnością zaliczyć spontaniczną randkę z rówieśnikiem, sympatycznym taksówkarzem Faramarzem.
Świadectwo kobiet
Jeszcze przed polską premierą „Mojego ulubionego ciasta” udało mi się porozmawiać z jego twórcami. Sytuacja Maryam Moghaddam i Behtasha Sanaeehy nie należy obecnie do najprostszych, a uciążliwe reperkusje wynikające z realizacji tego filmu dotknęły ich już w momencie międzynarodowej premiery filmu na tegorocznym Berlinale, kiedy irański rząd uniemożliwił ich wyjazd poprzez odebranie paszportów. Moghaddam i Sanaeeha nie wiedzą, czego się spodziewać w wyniku tych prześladowań; rozpoczęły się już procesy sądowe, które mogą pozbawić ich oraz odtwórców głównych ról wolności. Duet odpowiedzialny wcześniej za dystrybuowany w Polsce film „Ballada o białej krowie” [2020] nie żałuje jednak swoich artystycznych decyzji. Jak stwierdziła Maryam Moghaddam, „bezpośrednie konsekwencje tego «filmowego ciasta» są oczywiście gorzkie, ale prawda o życiu, którą udało nam się uchwycić za sprawą tego filmu, jest naszym słodkim zwycięstwem”. Reżyserka podkreśla dalej: „Zależało nam na tym, aby wreszcie opowiedzieć – z dala od kłamstw, banałów i klisz – jak najszczerszą historię o starszej kobiecie. Uczynić główną bohaterkę naszego dzieła jak najbardziej prawdziwą postacią. Ukazać nie tylko jej skryte pragnienia i nieśmiałą drogę w kierunku sprawczości, ale też codzienność. Samotne poranki i wieczory, rozmowy ze znajomymi przy stole i nieznajomymi w taksówce. W Iranie od czterdziestu pięciu lat [czyli od czasu rewolucji islamskiej, która miała miejsce w 1979 roku] wszyscy zmuszani są do kłamstwa. Takim kłamstwem jest chociażby filmowa reprezentacja kobiet, które naprawdę nie śpią i nie budzą się od razu w hidżabie we własnym domu”. Jak łatwo można się domyśleć, to właśnie te sceny dojrzałej kobiety bez odpowiedniego okrycia głowy były punktem zapalnym w kraju rządzonym przez Ajatollahów. Kinowe reprezentacje postaci i aprobowanych społecznie zachowań to od dawna kluczowe narzędzie w kreowaniu zbiorowej tożsamości i kolektywnej pamięci narodowej. W momencie irańskiej rewolucji islamskiej elementem wojny kulturowej była dewastacja i palenie kin, w których – zdaniem przeciwników polityki szacha Mohammada Rezy Pahlaviego – niczym najgorsza trucizna rozpyliło się moralne skażenie liberalnego i nowoczesnego Zachodu.
Znaki innej, „lepszej przeszłości” pojawiają się w filmie Maryam Moghaddam i Behtasha Sanaeehy zarówno w dialogach, jak i w samym obrazie. Dom bohaterki pełny jest czarnobiałych zdjęć z jej „kolorowej młodości”, gdy w pięknej sukni z odkrytymi ramionami i w odsłoniętych, pięknie zaczesanych włosach brała ślub. Kiedy Mahin jedzie z taksówkarzem do hotelu, w którym zamierza wykorzystać bony żywnościowe, wspomina o tym, jak do Teheranu przyjeżdżali międzynarodowi wykonawcy, tacy jak znani z wielkiego przeboju „Felicità” Al Bano i Romina Power. „Żaden hidżab czy tenisówki, tylko dekolt i obcasy” – dodaje z utęsknieniem Mahin. Ironia losu jest taka, że ów luksusowy hotel przemianował swoją nazwę z Hyatt na „Wolność”, a bohaterka poczuje się tam jak w kolejnej klatce. O tym, że wolność jest w Iranie luksusem niedostępnym dla każdego, kobieta boleśnie przekonuje się w następnej scenie, kiedy staje się mimo woli obserwatorką przemocowej akcji policji obyczajowej. Młoda dziewczyna siłą wpychana jest do wozu policyjnego za „źle założony” hidżab i ślady makijażu na twarzy. Mahin odważnie staje przeciwko funkcjonariuszowi w jej obronie: „Naprawdę zabiłbyś ją z powodu kosmyku włosów? Co na to wszystko powiedziałaby twoja matka?”. O ile siedemdziesięciolatce udaje się wyrwać nastolatkę ze szponów systemowej opresji, późniejsza konwersacja z dziewczyną uświadamia jej tylko, jak bardzo społeczeństwo jest podzielone i dotknięte deficytem wartościowej komunikacji między pokoleniami. „Pani nie musiała nosić w młodości hidżabu. A teraz to już jest pani na stare lata obojętne” – słyszy Mahin. W tym świecie protestować mogą mężczyźni (i to niezależnie od wieku), podczas gdy głos i wola kobiet pacyfikowane są w brutalny sposób, o czym świadczy chociażby dramatyczna sprawa Mahsy Amini, która w sierpniu 2022 roku zmarła w wyniku brutalnego pobicia dokonanego przez funkcjonariuszy policji obyczajowej. Wszelkie próby rozluźnienia już bardzo mocno ściśniętego gorsetu obyczajowego ze strony władz okazują się pozorne.
Jak wyznała w jednym z wywiadów Touska Gholami Khaljiri, irańska aktywistka mieszkająca na co dzień w Polsce: „Kobiety w Iranie żyją w systemie, który narzuca im dyskryminację i nierówność. Można to bardzo łatwo zauważyć w wielu aktach prawnych: konstytucji, kodeksie cywilnym, a także prawie karnym Islamskiej Republiki. Według kodeksu karnego życie kobiety jest warte dosłownie połowę życia mężczyzny. […] Bez względu na ich status społeczny, ich zeznania w sądzie są prawnie uznawane za mniej wartościowe niż zeznania mężczyzn, tzn. świadectwo dwóch kobiet równa się zeznaniu jednego mężczyzny” [1].
Przeciw widmu śmierci
Widmo śmierci krąży nad „Moim ulubionym ciastem” właściwie od samego początku. Od rozmów koleżanek przy stole, kiedy jedna z nich z ożywieniem opowiada o tym, co lekarze wykryli jej podczas kolonoskopii, aż do komentarzy przypadkowych ludzi w restauracji, o tym, że w Iranie jest już tak ciężko, że ludzi za chwilę nie będzie nawet stać na ich własny pochówek. Czy można w tej rzeczywistości być jakkolwiek bliżej życia niż śmierci? Tak się dzieje, gdy Mahin spotyka na swojej drodze uroczego Faramarza i decyduje się – wbrew logice, a słuchając po prostu głosu intuicji – za nim podążać.
„Jednym z najważniejszych tematów naszej filmowej pracy jest ludzka samotność. Interesuje nas samotność zapomnianych postaci, społecznie z różnych względów marginalizowanych. Społeczeństwo – i to nie tylko w swojej młodej odsłonie – zwykło patrzeć na starsze osoby, jako pozbawione namiętności, mało interesujące. Dlatego też uczyniliśmy bohaterami naszego filmu osoby starsze. Na ich przykładzie chcieliśmy pokazać, że nigdy nie jest za późno, aby zacząć doceniać nawet te drobne chwile szczęścia; te chwile, które sprawiają, że warto żyć. Rzeczywiście jest tak, że osoby starsze przeczuwają, że są bliższe śmierci. Ale czy z tego powodu nie warto już o nich opowiadać? Ich perspektywa jest bardzo ważna dla nas wszystkich, nie tylko w Iranie” – wyznał mi podczas rozmowy reżyser Behtash Sanaeeha.
„Moje ulubione ciasto” to zatem nie tylko opowieść o społecznych kontrastach, ale też o wzruszającym spotkaniu dwójki niezwykle wrażliwych ludzi. […] Wspólne sceny Mahin i Faramarza należą bez wątpienia do najpiękniejszych w filmie. Nie sposób przejść obojętnie nad subtelnością i słodyczą rodzącego się między nimi romansu.
„Moje ulubione ciasto” to zatem nie tylko opowieść o społecznych kontrastach, ale też o wzruszającym spotkaniu dwójki niezwykle wrażliwych ludzi. Rozwiedziony od wielu lat Faramarz w przeszłości dzielnie walczył na froncie w imię swojej ojczyzny, a dziś po prostu pracuje jako taksówkarz. Mężczyzna nie kryje się ze swoimi pacyfistycznymi przekonaniami o bezsensowności wszelkich konfliktów zbrojnych; jako weteran za liczne odniesione rany wojenne dostał w prezencie… darmowy pochówek. Jest w nim rodzaj delikatności, który od początku ujmuje bohaterkę filmu. Bez większego zastanowienia kobieta zaprasza Faramarza do siebie na spontaniczną ucztę, zabawę. Mahin pokazuje mu się bez hidżabu, w eleganckiej sukience, do tego częstuje go winem, chce dla niego śpiewać i tańczyć. W murach swojego domu robi wszystko to, co powszechnie piętnowane czy wręcz zakazane. W Iranie nie wolno publicznie śpiewać i tańczyć, nagrywać tego rodzaju spektakli i dystrybuować ich dalej. Jeśli śpiewaczki otrzymują przywilej występu na koncercie, to na specjalne pozwolenie: tylko dla żeńskiej widowni i bez kamer.
Światło w fortecy
Wspólne sceny Mahin i Faramarza należą bez wątpienia do najpiękniejszych w filmie. Nie sposób przejść obojętnie nad subtelnością i słodyczą rodzącego się między nimi romansu. Początkowo zawstydzona i nieporadna Mahin zadaje Faramarzowi coraz to śmielsze pytania, ale sama nie decyduje się opowiedzieć mu o sobie. Mahin i Faramarz uwodzą się nawzajem, świadomi swoich życiowych doświadczeń i wynikających z nich wielu ograniczeń. W prostych ujęciach-przeciwujęciach, zbliżeniach i półzbliżeniach, przyglądamy się uroczej wymianie spojrzeń i uśmiechów między seniorami, a kwestia ich wieku czy wyglądu schodzi na dalszy plan. Do dużego ogrodzonego wysokimi murami domu, który jeszcze do niedawna przypominał fortecę, Faramarz wprowadza dosłownie i w przenośni światło – naprawia bohaterce lampki na ogrodzie, aby mogli się tam przenieść z celebracją swojego spotkania. To tak, jakby twórcom udało się – chociaż na jedną noc – wziąć problematyczną czasoprzestrzeń współczesnego Iranu w duży nawias i pokazać, jak mogłaby wyglądać normalność.
Do dużego ogrodzonego wysokimi murami domu, który jeszcze do niedawna przypominał fortecę, Faramarz wprowadza dosłownie i w przenośni światło – naprawia bohaterce lampki na ogrodzie, aby mogli się tam przenieść z celebracją swojego spotkania. To tak, jakby twórcom udało się – chociaż na jedną noc – wziąć problematyczną czasoprzestrzeń współczesnego Iranu w duży nawias i pokazać, jak mogłaby wyglądać normalność.
Choć twórcom zależało na niebanalnym lovestory, to niekoniecznie zostali oni wierni konwencji komedii romantycznej, co można odbierać z pewnym rozczarowaniem. Jednak jak tłumaczył mi w rozmowie Sanaeeha: „Zakończenie, które widzimy w filmie, było właściwie punktem wyjścia dla naszych prac nad scenariuszem. Oczywiście z czasem i rozwojem tekstu zastanawialiśmy się nad innymi wariantami, ale zawsze powracaliśmy do naszej pierwotnej intuicji. Szczęśliwe zakończenia mają to do siebie, że sprawiają, że czujesz się bezpieczny. Dają ci możliwość postawienia kropki. Nam zależało jednak, aby zostawić widzów w stanie dalszej refleksji. «Co właściwie się stało? Dlaczego musiałem to zobaczyć? Co to tak naprawdę znaczy? Czy to wszystko wydarzyło się naprawdę, a może to był sen?». Z tymi samymi pytaniami pozostaje również nasza bohaterka, która trzydzieści lat czekała na takie spotkanie, tak magiczny wieczór. Przeżyła wspaniałą ucztę, celebrowała życie i miłość, żeby na koniec zostać z niczym. Znowu sama”. Jak dodaje reżyser: „Takie właśnie jest życie – wszystko może diametralnie zmienić się w jednej chwili. Dlatego też radość z chwili, z tego jakże ulotnego „tu i teraz”, jest tak ważna. To z jednej strony uniwersalna prawda, a z drugiej silny element tożsamości mieszkańców i mieszkanek Iranu od momentu rewolucji. My dobrze wiemy, że nic nie jest na zawsze. Poczucie szczęścia i spełnienia może mieć bardzo, ale to bardzo krótką datę ważności. Życie w reżimie sprawia, że z niczego nie możesz się cieszyć w pełni. Nie możesz celebrować w pełni, cieszyć się. Wszystko może zostać ci za chwilę zabrane, włącznie z wolnością osobistą. To uczucie niepewności zamieszkuje w duszy każdego z nas w Iranie”.