1. Sporo wystaw, sporo zainteresowania kulturą grup, których w Polsce już nie ma: pożydowskie, poniemieckie, w jakimś sensie porosyjskie, połemkowskie, pobiałorusińskie, politewskie, poszlacheckie, a nawet pokościelne. Wszystko OK. Ale zajmijmy się też tym, dlaczego teraz korporacje nie płacą podatków, dlaczego nie ma związków zawodowych, dlaczego istnieje pojęcie śmieciówki. Czy w ogóle była jakaś wystawa o nazwie: „Śmieciówka”? A to taki wdzięczny temat.
2. Dom w rozjazdach. K. i M. w Tatrach, ja na Warmii, wyjazd E. To pianinko nie gra już jednej melodii.
3. No i vipassana. Każda rzecz będzie mniejsza od tych dziesięciu dni w odosobnieniu, bez słowa do sąsiada, w kucki czy tam w krzyżaku po dziesięć godzin dziennie, na medytacjach. I sam się na to zapisałem.
4. K. poleca przed tym wyjazdem książkę francuskiego pisarza Carrère’a, tytuł: „Joga”. W googlach są opinie, że ludzie tam wariują, uwaga, sekta.
5. Myśl przy lekturze o introjekcji projekcyjnej, pojęciu z psychoanalizy. Na ogół myślałem, że w środowisku literackim (czy każdym w zasadzie) panuje zawiść. Uczyłem się z nią mierzyć, olewać. Wiedziałem, że ona płynie też ode mnie, ale dziś dotarło do mnie jedno – ze względu na dzieciństwo (dzień dziecka dzisiaj) dużo trudniej zaakceptować porzucenie. Że nikt nikogo nie obchodzi. Więc wolimy zawiść. To lepsze, zastępcze uczucie niż samotność, ale znowu – jaka ta samotność ożywcza. Jezu, na jakich dołach układu pokarmowego my się tu znajdujemy!
6. Idę na dziecięcy festyn w opadających spodniach dresowych. Granica abnegacji osiągnięta.
7. Śni mi się, że K. chce mnie zniszczyć, goni mnie autem, ale ma wypadek i umiera. Idę do auta i odkręcam koła z przewróconego wozu.
8. Drugi sen. Iga Świątek. Oddzwaniam do niej, bo wyświetlił mi się jej numer. Iga (Iga!) jest zdziwiona, ale zaciekawiona. Spotykamy się. W zasadzie coś może by się wydarzyło, ale ja nie jestem do końca zainteresowany. Dziwi ją, że nie wiedziałem, że jest w Amsterdamie i nie wiem, jaki był wynik jej meczu. Później idę do domu i widzę księżyc, który jest ogromny i ma dołożone napisy. On sam stanowi jakby część grafiki, choć nie wiem, co jest tam napisane. Idę między domami i wchodzę na teren jednego z nich – to przedszkole. Przedzieram się między dziećmi. Myślałem, mówię, że to będzie skrót.
9. I kolejny sen. Tym razem pełen zawiści. J. robi ni to pokaz mody, ni to performance. Nagłaśnia szelesty ubrań ludzi w trakcie ruchu. Idzie Kwaśniewski dość młody, jego żona. Szeleszczą. Ma to groźny urok. Dziwię się, że tak mu wyszło. Poznaję jakiegoś bogatego galerzystę, potem interesuje się mną Natalia Kukulska. J. porywa ją do kina, ja się wymiguję, ale mamy się pocałować na koniec, ona celuje w usta. Oto, co zabieram z tych snów: nie masz celu w życiu, omijasz kobiety.
10. Śniadanie: musli z granolą. Najpierw jedną ręką łapiemy za dół opakowania, drugą za jego wieczko, aby podzielić całość na dwie części. Teraz z jednej, większej części z jogurtem zmieszanym z sokiem owocowym w środku zdejmujemy sreberko. Następnie z drugiej części opakowania zdejmujemy folijkę i wysypujemy granolę do większego pojemnika. To nie wszystko. Należy jeszcze oderwać łyżeczkę zrobioną z drewnianej listewki z górnego pojemnika, złożyć ją w całość z dwóch elementów i zanurzyć w jogurcie i granoli, wymieszać je i jeść przez trzy minuty. Całość na końcu wypierdolić do kosza. Też obydwiema rękoma. W jednej śmiecie się nie mieszczą.
11. Kiedy życzliwie i promiennie zwraca się do mnie koleżanka, ja myślę wtedy, że ktoś za mną stoi.
12. Zawiść o B. i miłość M. Miałem tej miłości tak mało, że gdy pojawił się B., odpadłem, płakałem w papier toaletowy, że mnie już nikt nie kocha, drżały mi powieki i chyba jednak, zachowałem uczucia.
13. I to się wiąże z tą zawiścią o kreatywność innych, ich związki, ich bliskość, która dla mnie się wtedy skończyła. Można opisać to bardziej literacko, ale tyle wystarczy. Im krócej, tym lepiej.
14. Jeśli pracowało się w reklamie i śledzi się ten światek, można jeszcze wyczuć, które kampanie przywołują niezaspokojone potrzeby i autodefinicje dawnych znajomych, a nie społeczeństwa. Patrzę na billboard i widzę tęsknoty B., K., M.
15. Przed vipassaną. Nie jestem w stanie czytać książek, wydaje mi się, że już medytuję, a naprawdę chodzę spać o 21.00, zmęczony kłótniami z E.
16. Czulsze spojrzenie w stronę ucieczki.
17. Wczoraj wizyta sąsiada z regionalnego muzeum. „Ależ ty masz gadane”, mówię. „Obaj mamy gadane!”, odpowiada.
18. Dochodzi do mnie po pogrzebie ojca, że ten tata to taka wstydliwa część mnie, a przecież wiem, że nie. Że jestem i Telemachem, i Odysem na raz. Że muszę się upominać o Krzysztofa Albińskiego. I upominam.
19. „Odyseja” jest jedyną mi znaną, roztropną odpowiedzią na kompleks Edypa.
20. Przyjeżdża ktoś w gości, pyta co u nas. Opowiadam, trwa rozmowa, na koniec dodaję: „Nie wiem, czemu o tym nie mówię – zmarł mi tata”.
21. „To, co robisz nie jest normalne” – słyszę głosy w głowie. Czyje one są? Taty? Matki? Wujka? Brata? I myślę, że to głosy, które i oni usłyszeli.
22. Dlaczego wybieram vipassanę, ostatecznie odosobnienie i rzeczywistą ucieczkę, kiedy świat jest taki ciekawy? Powinienem zwiedzać, nie wiem, szwajcarskie muzea, a będę siedział we wsi pod Turkiem. Nie wiem.
23. Więzienie.
24. I zdjęcia z więzienia, ośrodka medytacyjnego – ciche, milczące. To na nich dopiero widać, że zdjęcie nie mówi, że zdjęcie nawet jeśli coś pokazuje, to najpierw pokazuje ciszę, która jest pod spodem każdego wydarzenia. Ostatecznie zdjęcie jest o milczeniu, które obecne jest w każdej chwili. W internecie – poglądowo – pokazane zostały ogród, koce, wałki pod nogi, kuchnia, ze dwa razy pokoje. Nawet jeśli czuć w tych zdjęciach reklamę, zaspokojenie ciekawości, uspokajanie chętnych, to widać też pustkę. To reklama pustki. Pustka jest zaraz obok tego milczenia, które jest w każdym zdjęciu.
25. Race Through Poland. Joanna Pietrzak, która wygrała pierwsze miejsce wśród kobiet w tym ekstremalnym wyścigu rowerowym, opisuje go na profilu męża i pisze o horror vacui: trzeba wsiadać na rower i kręcić. Mnie zostają maile, może kilka jeszcze rzeczy, ale już, już, już widzę horror vacui na horyzoncie. Zaczynam w środę.
26. Droga tam: jest parno, gęsto, pochmurno. Negatyw słonecznego dnia. W środku lata środek zimy.
27. Ostatni posiłek musiał być w fastfoodzie. Ekran przechodzi w tryb oszczędny, 19%, 18%, zaraz umrę. Bo to są ćwiczenia z umierania.
28. W radio newsy:
– Szczerba vs Obajtek. No więc Szczerbę znam od studiów, o Obajtku słyszałem. Obajtek wygra.
– Do wyborów do Parlamentu Europejskiego zachęca Krystyna Janda, ta co się szczepiła na covid poza kolejką.
29. „Jest pani bardzo ładna”, mówię. Kobieta z okienka drive through odpowiada: „Dziękuję”. „Wiedziałem to już po pani głosie”.
30. Bar na autostradzie. Kolejka do kibla, w środku dziesięć kabin, wszystkie zajęte, ponad kabinami głosy po gruzińsku. Obcy zabiorą nam nawet sracze.
31. Atak-spadek-cukier-macher tuż przed bramą ośrodka. Żelki Haribo zjadam, Coca-Coli połowę wylewam. Druga połowa pragnień zostanie wylana po kursie.
32. Zdałem telefon, potem przypomniało mi się: a zadzwoniłeś do żony, do mamy? Nie. To dzwoń, wyżebraj fajka, telefon i dzwoń. To ostatni raz.
33. Nigdy nie byłem tak długo sam, ani tak długo w milczeniu. Raz spędziłem samotnie kilka dni w kajaku na dużej rzece, ale wtedy zagajałem wędkarzy.
34. A może rzeczywiście odłożyć ten notes? Tylko kto tu będzie moim sprzymierzeńcem?
35. Powoli zbierają się ludzie, jeszcze możemy mówić. Instrukcja przed salą jadalną, jak należy bić w dzwon. W krawędzie, nie w środek. W środku nie brzmi.
36. Niewprawni Niemcy wymawiający polskie kobiecie imiona: Kasia, Joasia.
37. Większość ludzi młodsza, o pięknych sylwetkach, wytatuowana.
38. Moi sąsiedzi. Nic o nich nie wiem. Jeden z uznaniem, a może przekąsem spojrzał na moje poduszki do medytacji, drugi wygląda, jakby miał lampę gdzieś na wysokości gardła, która rozświetla mu oczy. Kim są? Jeszcze nie milczenie, ale już skrępowanie.
39. Czwórka przypadkowych ludzi przy stoliku. Trzech mówi, dlaczego przyjechali – bo firma się zepsuła, bo to super wakacje (ja zawsze mówię o wakacjach), bo drinking issues, ale jeden nic nie mówi.
40. Powoli – jeszcze przed oficjalnym przyjęciem i milczeniem – pojawia się rytm: zabrać kapcie, powiesić ręcznik, wziąć stare mydło z auta wożone na takie okazje. Wielkie przygotowania do meczu o wszystko.
41. Tu nie krzywdzimy nawet owadów. Wyrzuciłem dwie mrówki, minęły dwie minuty.
42. Tuż przed rozpoczęciem „uroczystego milczenia” oddaję czytanie i pisanie, ostatnie narkotyki (czytanie, pisanie, palenie, picie itd.).
43. Ciepło klamki (po cudzej dłoni), śmierdzące sandały, inni, inni.
44. Keep it low, zasady sekty.
45. Jesteś ty i zegarek. To się czuje.
46. Boję się otworzyć usta, żeby nie stracić oddechu, ale muszę napić się wody.
47. Te wszystkie gniotki, zadrapania, zapylenia w ciele podczas godzinnej medytacji, to jest migające gwiazdami niebo.
48. Ja wiem, czemu oni nie chcą, abym notował. Ponieważ oni nie chcą, abym wzmacniał. Ale pismo – w najlepszych momentach – nie jest o byciu ręką, byciu głową, ani byciu oddechem, jest o samym byciu.
49. Wstaję i powłóczę zdrętwiałymi nogami. Kilkanaście poduszek do medytacji odłożonych przez ośrodek dla chętnych znika przede mną, jakbyśmy mieli je jeść w czasie wielkiego głodu. Jestem za wolny, chytre baby z Radomia zabierają poduszki pierwsze. Umrę.
50. Wyobraźnia: chciałem wsadzić oddech do koła, a on staje się wodą, która musi spaść na sam dół, by wyparować.
51. To takie kino tylko bez filmu.
52. Czaszka grzechotka. W środku umysł, rozkrzyczany, rabelaisowski, napierdalający.
53. Grube techno w głowie. Ciągi obrazów. Bieganie z latarką w nocy po lesie, klikanie myszką na komputerze, non stop. W końcu mysz próbująca wydostać się z klatki. I regularny rytm tych otwarć 86–110 beats per minute.
54. Kawałek orkiestry jazzowej, pierwsze halucynacje. Gdy śpiewają ptaki, przypomina mi się U. Tłumaczę jej w myślach, co to za ptaki.
55. Tata, pochowany przecież miesiąc temu, cały czas jest pod ziemią. Widzę rozkład tego ciała. Co z jego duszą?
56. Tymczasem proszą, aby obserwować oddech bez irytacji, że świadomość tego oddechu ucieka. „Do not tie any other knots”.
57. Nie tylko ja oddycham światem, ale i świat oddycha mną.
58. Gdy medytuję w pokoju i otwieram oczy, widzę przed sobą dziurkę w drzwiach. Zaglądam przez nią. Z odległości około półtora metra widzę, co jest za tą dziurką bez zamka. Jeszcze jedna dziurka. To te same drzwi, też bez wkładki, tylko w pokoju sąsiada naprzeciw.
59. Nasze pokoje, ustawione naprzeciwko siebie, z przedsionkiem pośrodku, dają wrażenie wchodzenia do środka nosa. Najpierw powietrze obija się o przegrodę, a potem już wchodzi w ciało. Jestem tym powietrzem.
60. Przypomina mi się wspomnienie z dziś odległego już dla mnie czasu, kiedy jeszcze nie obowiązywało milczenie: mrówki wchodzące do pokoju. Całe mnóstwo mrówek. Całe mnóstwo doznań.
61. W którejś z nowel Dostojewskiego („Notatki z podziemia”?) jest pojedynek na chodniku. Ot, zwykły opis, jak jeden gad uparł się, że nie ustąpi drugiemu. To jedyna rozmowa, jaką mamy obecnie. Są tacy, którzy idą i krzyczą, choć milczą. Nie pracują na ład, to ład pracuje na nich.
62. Dwa razy wykonałem do kogoś gest, na którego końcu była chęć komunikacji. Raz wystawiając dwa palce obu rąk i zamieniając je miejscami, aby pokazać jak zamieniamy miejsca w kolejce w kuchni, drugi raz, wykonując ten sam ruch dłonią, by samemu wejść przed szereg przy obiedzie, bo przecież mam tak drobną rzecz do zrobienia. Widzę, jak sam mówię, nie mówiąc.
63. Gong na obiad. Dwie myśli. Pierwsza: nie bądź Pawłowem czy też jego psem, nie reaguj na dzwonek. I druga myśl: ekscytacja, jej, to obiad. Przestanę być samotny. To bal, nie obiad.
64. Biorę na talerz trochę za dużo. Widzę ten gest. Jest już OK, ale jeszcze wrzucam.