Od wyborów parlamentarnych na Litwie minęło już kilka tygodni. Zwycięska partia socjaldemokratyczna stworzyła koalicję trzech ugrupowań, które uformują w najbliższych dniach rząd. W skład nowej formacji rządzącej, poza socjaldemokratami, wchodzi Związek Demokratów „W imię Litwy” oraz partia Świt Niemna. 

Zaproszenie do współrządzenia ostatniego z wymienionych ugrupowań wywołało kontrowersje – zarówno na Litwie, jak i poza jej granicami. Świt Niemna uznawana jest bowiem za partię skrajnie populistyczną, a jej szef oskarżany jest o szerzenie antysemityzmu. Socjaldemokraci twierdzą jednak, że zaproszenie jej do współrządzenia krajem było jedyną możliwością stworzenia stabilnej większości, która w 141-osobowym parlamencie będzie dysponowała 86 mandatami. 

Koalicja bez Polaków

Prezydent Litwy Gitanas Nausėda desygnował na premiera przedstawiciela socjaldemokratów Gintautasa Paluckasa, jednego z najbogatszych Litwinów, mającego już bogate doświadczenie polityczne. W latach 2017–2021 był on między innymi przewodniczącym Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej. Jednocześnie prezydent zapowiedział, że nie zatwierdzi na stanowiska ministrów członków ugrupowania Świt Niemna. Wedle wstępnych uzgodnień koalicyjnych partia ta miała kierować Ministerstwem Środowiska, Ministerstwem Sprawiedliwości oraz Ministerstwem Rolnictwa. Najbliższe dni pokażą, czy w tej sytuacji premierowi Paluckasowi uda się stworzyć rząd, który zadowoli koalicjantów oraz prezydenta. 

W budowaniu nowej koalicji rządzącej na Litwie nie uczestniczyli przedstawiciele funkcjonującej tam polskiej partii politycznej, czyli Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin. Trzech deputowanych z ramienia AWPL w głosowaniu nad powierzeniem Gintautasowi Paluckasowi funkcji premiera wstrzymało się od głosu. Wydaje się, że taka decyzja była pokłosiem wyników uzyskanych przez AWPL w październikowych wyborach parlamentarnych.

Akcja Wyborcza Polaków, wprowadziła do litewskiego sejmu trzech posłów. Lider AWPL-ZChR, europoseł Waldemar Tomaszewski mówił bezpośrednio po wyborach o kolejnym sukcesie ugrupowania i szerzej – Polaków mieszkających na Litwie. Czesław Okińczyc, jeden z trzech Polaków, którzy w roku 1990 złożyli podpisy pod Aktem Przywrócenia Państwa Litewskiego, założyciel Radia Znad Wilii, uważał natomiast, że wynik wyborczy AWPL świadczy o porażce i postępującej marginalizacji ugrupowania. Który z nich ma rację? 

Litewski sojusz polsko-rosyjski

Zacznijmy od faktów. Nieprzekroczenie przez AWPL pięcioprocentowego progu wyborczego i zdobycie zaledwie trzech mandatów poselskich trudno nazwać sukcesem. Jeszcze w 2012 roku ugrupowanie wprowadziło do parlamentu ośmiu polityków. Lepszy wynik ugrupowanie osiągnęło również w 2016, kiedy udało mu się zdobyć pięć mandatów. Tyle tylko, że w obu przypadkach był to efekt ścisłej współpracy AWPL z Aliansem Rosjan. 

Według Waldemara Tomaszewskiego współpraca ta była czymś naturalnym, choć jak mówił: „To nie wszystkim się podoba, my to rozumiemy […], ale żeby nie nasza wspólna praca w ciągu ostatnich 10 lat, na pewno nie mielibyśmy w kraju 36 polskich gimnazjów (co stanowi 10 procent ogółu), siedmiu rosyjskich gimnazjów i jednego białoruskiego”. 

Tomaszewski wielokrotnie podkreślał, że współpraca pomiędzy mniejszościami zamieszkującymi Republikę Litewską hamuje zagrożenie nieprzyjaznego im litewskiego nacjonalizmu: „Nasi oponenci chcieli jednoczyć ludzi w oparciu o nacjonalizm [litewski – przyp. KR]. Mówili, że tu w ogóle nie ma Polaków. I ta konsolidacja nastąpiła, bo mniejszości narodowe, nie tylko polska, czuły się zagrożone”. Od roku 2016 ugrupowanie zaczęło jednak tracić wyborców.  Wtedy AWPL zdobyła 69 tysięcy głosów (5,48 procent), w 2020 – już tylko 56 tysięcy (4,8 procent), a w tym roku o kolejnych 8 tysięcy mniej, czyli 48 tysięcy (3,89 procent). 

Spadek notowań AWPL pod kierownictwem Waldemara Tomaszewskiego wcale nie oznacza, iż Polacy z Litwy przestają uczestniczyć w życiu politycznym i społecznym kraju zamieszkania. Jest wręcz przeciwnie – coraz większa liczba naszych rodaków pojawia się na politycznej i społecznej scenie Litwy. Tyle że są oni aktywni w partiach i ugrupowaniach litewskich. 

Polacy na Litwie mają poglądy, a nie tylko narodowość

Wchodzą do politycznej gry nie tylko ze względów narodowościowych, lecz także ze względu na jasne poglądy polityczne – prawicowe, centrowe, lewicowe, liberalne lub nieliberalne. Nie oznacza to wcale, iż działając w partiach litewskich, nie reprezentują interesów polskiej mniejszości. Przykładami takich właśnie postaw była i jest aktywność polityczna Roberta Duchniewicza, Eweliny Dobrowolskiej, Roberta Puchowicza czy Tomasa Tomilinasa. 

Wszyscy ci politycy, działając w różnych partiach Litwy, są jednocześnie reprezentantami polskiej mniejszości w tym kraju. Rajmund Klonowski, publicysta i wydawca „Kuriera Wileńskiego”, komentował ten trend słowami: „Litewskie partie przestały się obawiać kandydatów polskiej narodowości, a wśród litewskich Polaków wyrosło nowe pokolenie, które wybiera ugrupowanie nie ze względu na narodowość, lecz przekonania”.

Indolencja AWPL

Argumentem na rzecz wspierania AWPL także przez Polskę było przekonanie ugruntowane przez lata w świadomości części polskich elit politycznych, iż jedynie dzięki polskiej partii politycznej możliwa będzie realizacja postulatów polskiej mniejszości kierowanych pod adresem władz litewskich. 

Postulaty te to przede wszystkim umożliwienie zapisu polskich nazwisk w wersji oryginalnej z polskimi literami, utrzymanie i rozwój polskiego szkolnictwa na Litwie oraz zwrot ziemi. Działania AWPL nie doprowadziły w żadnej z tych kwestii do pozytywnych rozwiązań. 

Powodów niewielkiej skuteczności działań AWPL w kwestii rozstrzygnięć problemów polskiej mniejszości na Litwie jest wiele, ale dwa są kluczowe. Pierwszy z nich to często słabo skrywana przez liderów tego ugrupowania niechęć do litewskiej państwowości. Drugi to sentymenty związane z przeszłością Związku Sowieckiego. 

Przykładem niech będą choćby wstążki świętego Jerzego noszone przez Waldemara Tomaszewskiego i jego akolitów krótko po nielegalnej aneksji Krymu przez Rosję i rozpoczęciu działań separatystycznych w Donbasie w 2014 roku. Rdzawo-czarne wstążki świętego Jerzego były wówczas znakiem rozpoznawczym rosyjskich okupantów, a mimo to liderzy AWPL założyli je z okazji rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej.

Innym przykładem postaw politycznych AWPL są słowa byłego członka tej partii Zbigniewa Jedzińskiego. W roku 2022 mówił: „Polska powinna czym szybciej porzucić UE i NATO, i założyć sojusz z Rosją. Będzie to najsilniejszy sojusz państw słowiańskich, oparty na wartościach chrześcijańskich i prorodzinnych, który będzie służył obywatelom Polski, a nie komuś tam zza oceanu”. Po fali krytyki Jedziński zrezygnował z członkostwa w AWPL. 

Było on jednak asystentem polskiego posła Czesława Olszewskiego, który także obecnie zasiada w litewskim parlamencie. Jego postawa jest więc z pewnością nieobca innym członkom AWPL.

Brak polskiej partii nie oznacza problemów Polaków w Litwie 

Powyborcza arytmetyka wskazywała, iż AWPL-ZChR miała szansę na wejście do koalicyjnego rządu tworzonego przez socjaldemokratów. Ostatecznie nie została do niego zaproszona, co dla Polaków z Litwy wcale nie musi być problemem. 

Jeden z wileńskich politologów i publicystów Aleksander Radczenko zauważał niezwykle trafnie: „Widzimy, że AWPL-ZChR z różnych przyczyn, które długo trzeba by analizować, wchodząc do koalicji rządzącej, nie jest w stanie czegokolwiek załatwić dla mniejszości narodowych”.

To smutna diagnoza. Smutna także dlatego, że przez wiele lat Polska, głosem ugrupowań prawicowych i narodowych, głośno wspierała polityczny projekt AWPL. Partie te były głuche na głosy przestrzegające przed inwestowaniem w to ugrupowanie, właśnie ze względu na prorosyjskie sympatie i konfrontacyjne postawy wobec państwa litewskiego reprezentowane przez jego przywódców. Pora wyciągnąć z tej sytuacji wnioski.