Kiedy w 2020 roku ulice Warszawy blokowały gigantyczne protesty przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej, ówczesna telewizja publiczna nazywała protestujących siewcami śmierci. Chodziło o możliwość wzajemnego zakażania się w tłumie wirusem covid-19 w czasie trwającej pandemii. Jednak ci, którzy popierali postulaty demonstrujących, odsuwali lęk przed zakażeniem na dalszy plan, uzasadniając wyjście na ulice wyższą koniecznością.

Kiedy przed wyborami w 2023 roku ulicami Warszawy przechodził organizowany przez ówczesną opozycję demokratyczną Marsz Miliona Serc, przeciwnicy PiS-u nie skarżyli się na utrudnienia drogowe, bo marsz był ich zdaniem w słusznej sprawie.

Kiedy ulice są zamknięte z powodu maratonów, podobną wyrozumiałością wykazują się ci, którzy popierają ideę zbiorowego miejskiego sportu. Ci, którzy nie czują tego fenomenu, rytualnie pomstują na wyłączenie z użytku ogromnych połaci miasta.

Kiedy aktywiści Ostatniego Pokolenia siada na Wisłostradzie w Warszawie, żeby na kilkanaście minut, dopóki policja nie wyniesie ich na chodnik, zablokować ruch liczny, pokazują nam wszystkim, jak bardzo potrzebne są ich protesty. Bo popularna reakcja kierowców, jak opisują świadkowie i uczestnicy tych blokad, to złość, potępienie, oczekiwanie zdecydowanych działań policji.

A — jak widać po przykładach podanych wyżej — obywatele mają skłonność do akceptacji trudności wywołanych przez protesty, jeśli popierają ich postulaty. Złość na protesty klimatyczne dowodzi, że temat ten jest dla ogółu nieważny albo niepotrzebny. A więc – Ostatnie Pokolenie ma wielkie pole do działania, by tę świadomość zmienić.

Klimat klimatem, ale…

Aktywiści są zdeterminowani i nie zrażają się niechęcią ludzi. Rowerzystów z masy krytycznej też wielu kierowców zblokowanych ulic nie lubiło, ale trzeba przyznać, że postulat budowy ścieżek rowerowych przebijał się podczas tych akcji głośniej niż w petycjach słanych do urzędu miasta. I ścieżki zbudowano.

Dlatego teraz wielkie pole do popisu mają rządzący. Byłoby pięknie, gdyby premier, ministra środowiska czy minister infrastruktury podchwycili słuszne hasła ochrony klimatu, żeby spopularyzować je wśród obojętnego albo niechętnego im społeczeństwa.

Mogliby zachęcać aktywistów do opuszczenia Wisłostrady, ale jednocześnie przekonywać obywateli, że Ostatnie Pokolenie zwraca uwagę na realny problem. Tyle że ministrowie ci milczą, a odzywa się premier i minister spraw wewnętrznych, zapowiadając, że… będą ostro przeciwdziałać blokadom dróg.

Co ma z tego zrozumieć przeciętny obywatel? Że klimat jest mniej ważny niż wygodne podróżowanie samochodem. Wykluczeni komunikacyjnie mieszkańcy małych miast i wsi ma zrozumieć natomiast, że są zdani na samochody, jeśli chcą dojechać gdziekolwiek, bo sformułowany przez Ostatnie Pokolenie postulat budowy sieci transportu publicznego zamiast nowych autostrad nie cieszy się chwilowo zainteresowaniem rządzących.

Kiedy przestaje się udawać populistę, a zaczyna nim być

A ogół obywateli musi zobaczyć, że od klimatu ważniejsze są nastroje społeczne, bo idą wybory prezydenckie i rządzący nie zaryzykują promowania tematów, które mogą drażnić ludzi. Oczywiście zrozumiała jest obawa o wybory, bo gdyby wygrał je kandydat PiS-u, o ochronie klimatu moglibyśmy zapomnieć.

Tylko powstaje pytanie, czy rządzący jeszcze uprzedza ataki populistów, robiąc to, co oni, chociaż populistami nie są, czy też przekraczajuż tę granicę i stają stymi, przed którymi chcą nas bronić.

Przykładem na zasadność tego pytania też reakcje aktywistów na zapowiedź premiera i ministra spraw wewnętrznych o zdecydowanym reagowaniu policji na protesty. Warto pamiętać, że to policja za rządów PiS-u zamykała w kotłach, zgarniała do aresztów, nakładała grzywny na uczestniczki i uczestników marszów Strajku Kobiet, tęczowych demonstracji.

Kiedy rządzący mówią o zdecydowanych działaniach, to znaczy, że prawo do protestu pojmują tak jak ci, przed którymi obiecali bronić swoich wyborców.