Nieżyjący już od dziesięciu lat (ależ ten czas szybko płynie…) wybitny filozof prawa i etyk Ronald Dworkin przeciwstawił się powszechnemu przekonaniu o równej wartości każdego ludzkiego życia. Argumentował następująco: jeśli przeczytacie informację, że w wypadku zginęła 80-letnia kobieta i jej 8-letnia wnuczka, to naprawdę uznacie obydwie te śmierci za równie tragiczne, utratę życia obu tych istot za jednakowo dotkliwą? To były, oczywiście, pytania retoryczne.
Można stąd wyciągnąć wniosek, że śmierć równoletnich dzieci w ataku rosyjskich rakiet na ukraińskie miasto i izraelskich pocisków na Gazę czy południowy Liban jest równie straszna. I to prawda. Groza tych wydarzeń jest jednakowa i przerażająca. Ale inaczej rozkłada się odpowiedzialność za ich spowodowanie.
Niejednoznaczna odpowiedzialność
W przypadku śmierci dzieci ukraińskich w wyniku rosyjskiego ostrzału, odpowiedzialność ciąży na Władimirze Putinie, który wydaje rozkazy bombardowania ukraińskich miast, oraz jego mniej lub bardziej aktywnych poplecznikach w rosyjskim społeczeństwie. Odpowiedzialność za śmierć palestyńskich dzieci obciąża natomiast nie tylko izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, wydającego rozkazy swojej armii, oraz jego zwolenników, lecz także terrorystów z Hamasu, którzy zamordowali ponad tysiąc izraelskich obywateli, a następnie uprowadzili ponad dwustu i zgładzili dziesiątki spośród nich. A ów Hamas ma poparcie większości Palestyńczyków, w tym zapewne niejednego rodzica dzieci ginących w odwetowych atakach. To oni są współwinni śmierci swoich dzieci.
Ataki na ludność cywilną w Ukrainie i Gazie wywołały w niektórych środowiskach reminiscencje zmasowanych ataków alianckich na niemieckie miasta podczas drugiej wojny światowej. Pod bombami w Dreźnie, Hamburgu i innych miejskich skupiskach ginęły dziesiątki tysięcy cywilnych obywateli III Rzeszy, w tym wiele dzieci. Lecz sporo rodziców tych dzieci mniej lub bardziej aktywnie popierało Adolfa Hitlera i nazistowskie władze, prowadzące politykę ludobójstwa na okupowanych obszarach Europy.
Większość z tych nazistowskich popleczników była przekonana, że pod przywództwem Führera walczy o świetlaną przyszłość swoich dzieci w tysiącletniej Rzeszy. Nie brali pod uwagę lub akceptowali, że ta wspaniała przyszłość wymaga, albo przynajmniej dopuszcza, mordowanie setek tysięcy innych dzieci w komorach gazowych. Dlatego śmierć ich własnych dzieci pod alianckimi bombami była w znacznym stopniu zawiniona przez nich samych. Z tego powodu wina aliantów za śmierć niemieckich dzieci w dywanowych nalotach jest niejednoznaczna.
Odpowiednio ocenić winowajców
Prawie czterdzieści lat temu (ależ ten czas szybko płynie…), w 1985 roku, a więc jeszcze przed upadkiem Związku Sowieckiego, Sting nagrał piękną piosenkę „Russians”. Wyrażał w niej nadzieję na pokój, ulokowaną w tym, że Rosjanie także kochają swoje dzieci.
Niestety, jak się okazało, miłość Rosjan do swoich dzieci nie przeszkadza większości z nich w popieraniu bombardowań, których rezultatem jest śmierć cudzych dzieci, których rodzice niczym nie zawinili, poza niezgodą na włączenie do „russkiego mira”.
Dzieci są niewinne, ich śmierć jest równie przerażająca w przypadku każdego z nich. Ale zawiniona przez dorosłych, w tym niekiedy także ich własnych rodziców. Nie wolno różnicować wartości życia dzieci. Należy natomiast odpowiednio oceniać i potępiać odpowiedzialność winowajców ich śmierci.