Kilkanaście lat temu zanotowałem w New Delhi słowa indyjskiego analityka relacji międzynarodowych generała Ashoka Mehty: „Stosunki z byłym Związkiem Sowieckim, a teraz z Rosją są zupełnie różne od stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Z Rosją mamy głęboko zakorzenione relacje o charakterze strategicznym. Istnieje wymiana technologii, prowadzimy wspólne badania w dziedzinie przemysłu obronnego, istnieje program BrahMos, współpracujemy przy produkcji samolotów wielozadaniowych piątej generacji, dzierżawimy od Rosji okręt podwodny o napędzie atomowym. Jaki inny kraj tak z nami współpracuje?”.

Pozorny marsz na Zachód

Kiedy zapisywałem te słowa, byłem przekonany, że mój rozmówca mylnie interpretuje przyszłość relacji indyjsko-rosyjskich w sferze militarnej. Już wtedy Indie dokonywały bowiem pewnej dywersyfikacji dostawców uzbrojenia dla swoich sił lądowych, powietrznych i morskich. W indyjskich bazach lotniczych pojawiały się amerykańskie samoloty transportowe, głośno mówiono o zakupach francuskich samolotów wielozadaniowych Rafaele. Zawierano z podmiotami zachodnimi kontrakty na dostawę okrętów podwodnych, a ważnym partnerem indyjskiej armii stawał się Izrael.

Można było sądzić, iż Indie dokonują powolnego, ale konsekwentnego zwrotu w stronę partnerów zachodnich. Utrzymywanie relacji z Rosją było oczywiście konieczne ze względu na wyposażenie indyjskich sił zbrojnych w sprzęt sowiecki i rosyjski, który stanowił rdzeń sił lądowych i lotnictwa tego kraju. 

Około 65 procent wyposażenia indyjskiej armii pochodzi z byłego Związku Sowieckiego i z Rosji. Bez tej współpracy ogromna część wyposażenia indyjskiego wojska mogła zostać pozbawiona części zamiennych oraz realizacji projektów modernizacyjnych. Wiele jednak wskazywało na to, że w przyszłości Indie będą orientowały się na Zachód.

Kiedy jednak słyszę dziś słowa indyjskiego ministra obrony Rajanatha Singha, który podczas niedawnej kilku dniowej wizyty w Moskwie mówi: „Stosunki Indii i Rosji są wyższe aniżeli najwyższa góra i głębsze niż najgłębszy ocean”, to zaczynam przyznawać rację mojemu dawnemu rozmówcy z New Delhi. 

Indie rosną w siłę 

Singh spotkał się ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Andriejem Bielousowem, został także przyjęty na Kremlu przez Władimira Putina. Szczególnie to ostatnie spotkanie wskazuje, iż dla Moskwy pobyt indyjskiego gościa był ważnym elementem indyjsko-rosyjskiej układanki dyplomatyczno-wojskowej. Poza tym Singh uczestniczył w przyjęciu do służby w marynarce indyjskiej fregaty rakietowej „Tushil” zbudowanej w stoczni Jantar w obwodzie królewieckim.

Ważną częścią rozmów było uzyskanie informacji na temat terminu dostaw dwóch systemów antyrakietowych S-400 Triumf. Pięć takich systemów zostało zamówionych przez siły zbrojne Indii już w roku 2018. Do tej pory Rosja dostarczyła trzy z nich, natomiast New Delhi oczekuje na pełne wywiązanie się Rosjan z kontraktu, czyli na dostawę pozostałych dwóch. Początkowo zakładano, że kontrakt na rakiety S-400 zostanie zrealizowany w roku 2024. Ze względu na wojnę Rosji z Ukrainą termin przesunięto na rok 2026, co budziło niepokój i niezadowolenie New Delhi. Po wizycie Rajantha Singha indyjskie media twierdzą, że dwa brakujące systemy dotrą do Indii w roku 2025.

W ramach rozmów obu szefów resortów obrony dyskutowano także o indyjskim programie „Make in India”, czyli o możliwościach przeniesienia części produkcji rosyjskiego przemysłu obronnego do Indii. Wydaje się, że chodzi w tym wypadku o możliwość produkowania w Indiach takich komponentów z produkcją których Rosja ze względu na międzynarodowe sankcje ma problemy. Przykładem coraz większego wkładu komponentów wyprodukowanych w Indiach w końcowy produkt jest wspomniana już fregata „Tushil”. 

Indie proponują, poza tym stworzenie ośrodka modernizacji czołgów T-72. Czołgi te pozostają na wyposażeniu indyjskiej armii, ale mają być zastępowane nowszymi konstrukcjami. Zmodernizowane w Indiach egzemplarze Indusi chcą sprzedawać na rynki Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji południowo-wschodniej.

Neutralność na rzecz słabnącej Moskwy

Indie nie przyłączyły się do sankcji wprowadzonych przez wspólnotę międzynarodową po rosyjskiej napaści na Ukrainę. Nigdy również nie potępiły rosyjskiej agresji i łamania przez Moskwę prawa międzynarodowego. Prowadzą politykę nieangażowania się po żadnej stronie konfliktu, choć obserwatorzy indyjskiej polityki zagranicznej są skłonni uznać New Delhi za sojusznika Moskwy. Z punktu widzenia kontynuowania współpracy gospodarczej i militarnej pomiędzy tymi krajami – mają rację.

Indie stały się w ostatnich latach jednym z najważniejszych odbiorców rosyjskiej ropy naftowej i węgla. W gruncie rzeczy jest to kontynuacja tradycyjnej polityki indyjskiej. Zakładała ona utrzymywanie równego dystansu wobec najpotężniejszych światowych mocarstw. I chociaż trudno dziś mówić o Rosji, uwikłanej na własne życzenie w wojnę z Ukrainą jako o rzeczywistym mocarstwie, to do New Delhi ta świadomość dociera powoli. Rozpad Związku Sowieckiego był dla polityków indyjskich szokiem, którego przetrawienie zajęło im sporo czasu.

Politycy znad Gangesu zdają sobie sprawę z malejącego znaczenia Moskwy na scenie światowej. Rosja w kryzysie – czy to gospodarczym, czy to politycznym – jest dla New Delhi idealnym partnerem do robienia interesów. Zarówno w sektorze energetycznym – opłacalny dla Indii import rosyjskiej ropy i rosyjskiego węgla, jak i w sferze przemysłu zbrojeniowego. Osłabiony światowymi sankcjami rosyjski partner staje się bardziej skłonny do dzielenia się technologiami. 

Słaba Rosja to wygodny partner

Co jednak najważniejsze, Rosja liczy na indyjskie wsparcie w dostępie do obłożonych sankcjami towarów, które z państw zachodnich nie mogą już trafiać bezpośrednio na rynek rosyjski. Indusi są przekonani, że na tych wszystkich segmentach współpracy indyjsko-rosyjskiej można robić dobre interesy. A interesy Indusi robić potrafią.

Zapewne New Delhi wyznaczyło już sobie granice, których we współpracy z Rosją przekroczyć nie będzie chciało. Ograniczenie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi i krajami Unii Europejskiej byłoby dla Indii zbyt kosztowne. Jednocześnie politycy z New Delhi doskonale zdają sobie sprawę z atrakcyjności współpracy indyjsko-europejskiej czy indyjsko-amerykańskiej dla partnerów zachodnich. 

Premier Narendra Modi, odwiedzając ponad rok temu Stany Zjednoczone, deklarował: „Stany Zjednoczone stały się jednym z naszych najważniejszych partnerów obronnych. […] Każdy premier Indii i prezydent USA w przeszłości rozwinął nasze relacje. Ale nasze pokolenie ma zaszczyt wznieść je na wyżyny. Zgadzam się z prezydentem Bidenem, że jest to partnerstwo definiujące obecne stulecie”. 

We wrześniu tego roku podczas spotkania z Władimirem Putinem Modi zapewniał: „W Rosji temperatura spada niekiedy poniżej zera, ale w relacjach indyjsko-rosyjskich temperatura jest zawsze powyżej zera… Rosja jest zaufanym przyjacielem Indii przy każdej pogodzie”. 

Ładnie i poetycko powiedziane. Co najważniejsze, w zgodzie z indyjską szkołą dyplomacji.