Przewodnicząca Amnesty International Agnes Callamard wezwała Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) by „oskarżył przywódców Izraela o popełnienie zbrodni ludobójstwa w Gazie”, bowiem opublikowany właśnie raport Amnesty w tej sprawie uznaje, że Izrael istotnie winny jest tej zbrodni. Raport stwierdza też, iż konieczne jest odejście od stosowanej dotąd „zbyt restrykcyjnej” definicji tej zbrodni.
Wymaga ona, zgodnie z Konwencją ONZ o zapobieganiu i zwalczaniu ludobójstwa, udowodnienia nie tylko zarzucanych czynów, ale także tego, że sprawca działał „z zamiarem wyniszczenia, w całości lub części, grupy rasowej, narodowej, etnicznej lub religijnej jako takiej”. Ludobójczy zamiar zaś można udowodnić tylko wówczas, gdy wykluczy się wszelkie inne motywacje inkryminowanych czynów. Innymi słowy, nie wystarczy udowodnić, że sprawca zabił wielu ludzi. Trzeba też wykazać, że jedynym możliwym wyjaśnieniem jego działań jest chęć wyniszczenia grupy, do której należą.
Do takich działań należy m.in. wymordowanie Ormian przez Turcję podczas I wojny światowej, Żydów i Romów przez Niemcy podczas II wojny, czy Tutsich w Rwandzie w latach 90. ubiegłego wieku. Nie było natomiast ludobójstwem spowodowanie przez Aliantów śmierci ponad miliona ludzi, zabitych w nalotach na niemieckie i japońskie miasta podczas II wojny światowej. Choćby nawet celem nalotów było właśnie zabijanie znacznej liczby cywili, to Alianci działali z zamiarem pokonania Niemiec i Japonii, a nie wymordowania Niemców i Japończyków. Tak działa definicja ludobójstwa, uznana przez Amnesty za „zbyt restrykcyjną”.
Zapewne dlatego MTK, choć zdecydował się ścigać izraelskiego premiera i byłego ministra obrony, oraz jednego z przywódców Hamasu, za zbrodnie wojenne i przeciw ludzkości, zarzutu ludobójstwa im nie postawił. Amnesty żąda, by niedopatrzenie to naprawić, ale z tego żądania wynika zarazem logiczny wniosek, iż na mocy obecnego prawa zarzutu ludobójstwa nie da się postawić ani Izraelowi, ani Aliantom podczas II wojny.
Prawo można zmienić, ale…
To nie znaczy, że samo wezwanie do zmiany prawa jest bezzasadne. Prawo winno odzwierciedlać wrażliwość moralną społeczeństw. Na przykład czyny ścigane dziś jako molestowanie seksualne jeszcze kilka dekad temu nie były w wielu państwach uważane za karalne. Postulat Amnesty idzie jednak dalej: organizacja żąda – trzymając się tej analogii – by zmienić definicję gwałtu tak, by obejmowała też . Mamy podstawy prawne, by ścigać i jedno, i drugie, ale są to różne czyny.
Podobnie są podstawy, by ścigać zbrodnie wojenne i przeciw ludzkości – a raport Amnesty zawiera sporą bazę dowodową uzasadniającą stawianie Izraelowi (i Hamasowi) takich zarzutów. Zmiana definicji ludobójstwa tylko po to, by móc o tę zbrodnię oskarżyć Izrael, i tym samym wykluczyć ten kraj z grona cywilizowanych państw (obejmującego zresztą Rosję, Chiny, Koreę Północną, Iran, Etiopię…) to jednak dość karkołomny zabieg. Tuwim mawiał, że filozofia dostosowana do potrzeb chwili staje się chwilozofią. Podobnie można by powiedzieć, że sądownictwo, które by się kierowało chęcią powiedzenia komuś won, staje się swondownictwem.
Ten swąd nie po raz pierwszy unosi się nad raportami Amnesty. Dwa lata temu organizacja uznała Izrael za winny zbrodni apartheidu, wyjaśniając zarazem, że nie rozumie przez to systemu dyskryminacji rasowej jak ten stosowany dawniej w RPA, lecz sytuację, w której na tym samym terytorium istnieją obowiązujące wybiórczo dwa systemy prawne.
To akurat rozszerzenie definicji można by uznać za sensowne, a na Zachodnim Brzegu obywatele Izraela istotnie podlegają pod izraelskie prawo cywilne, zaś Palestyńczycy – pod prawo wojskowe. Tyle, że wówczas apartheidem byłaby też stosowana w wielu krajach islamskich dyskryminacja płciowa,. Amnesty jednak nie uczyniła takiego zastrzeżenia, ani też nie odrzucała formułowania analogii między Izraelem a RPA – tak, jak dziś nie odrzuca porównywania Izraela i III Rzeszy. Swąd.
Konsekwencje absurdalnych oskarżeń
W ślad za Amnesty poszła Irlandia, która dołączyła do skargi na Izrael o ludobójstwo, wniesionej przez RPA przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości (MTS), międzynarodowym sądem całkowicie odrębnym od przywoływanego wcześniej MTK. Przyczyny są podobne – na mocy istniejącej definicji nie da się Izraela o ludobójstwo skarżyć.
Tyle tylko, że oskarżenie to już weszło do powszechnego obiegu, i wiele mediów czy osobistości publicznych mówi nie o wojnie w Gazie, ale o „izraelskim ludobójstwie w Gazie”, kształtując tym samym postawy społeczeństw. Opublikowany niedawno w Gazecie Wyborczej list otwarty potępiający „ludobójstwo w Gazie” jest jedynie jednym z wielu tego przykładów.
Zaś ekspertka ONZ ds. praw Palestyńczyków, Francesca Calabrese, jednym tchem oskarża Izrael już nie tylko o ludobójstwo, lecz także ostatnio o „domobójstwo, miastobójstwo, szkołobójstwo, medycynobójstwo, kulturobójstwo i ekobójstwo”. Na tej liście zabrakło bodaj jedynie przyzowitościobójstwa – ale to pozostaje jednak domeną osób takich jak ona czy przewodnicząca Callamard.
Owo piętrzenie absurdalnych oskarżeń przeciwko Izraelowi ma także tę konsekwencję, że pozbawia wiarygodności oskarżenia, które absurdalne nie są. Jak się rzekło, raport Amnesty zawiera przekonująco uargumentowane oskarżenia o popełnianie przez Izrael zbrodni wojennych i przeciw ludzkości, które zasługiwałyby na rzetelne rozpatrzenie przed niezawisłym sądem. Nie wiemy, jakie dowody przeciw Netanjahu, Gallantowi i Deifowi zebrał prokurator MTK Karim Khan, ale można zakładać, że też nie są wyssane z palca.
Inne standardy wobec Izraela, inne wobec Wenezueli
Niestety można to właśnie jedynie zakładać, bowiem pozostają one tajne – także dla sprawiedliwości izraelskiej, z którą Khan nie nawiązał żadnej współpracy, choć wymaga tego procedura MTK. Inaczej postąpił w przypadku Wenezueli, której władze podejrzane są o zbrodnie przeciw ludzkości: Khan odwiedza Caracas i odbywa z podejrzanymi o zbrodnie owocne spotkania.
Być może są powody, żeby uznać, że sprawiedliwość izraelska, która skazała jednego premiera i jednego prezydenta, a drugi premier właśnie broni się przed sądem przed oskarżeniami o korupcję, jest mniej od wenezuelskiej niezależna – ale Khan ich nie przedstawił. Swąd.
Tyle tylko, że choć pozwala to wątpić w bezstronność prokuratora, to nie upoważnia do lekceważenia decyzji MTK, w tym wydanych przezeń nakazów aresztowania – nawet jeśli mamy zastrzeżenia do ich zasadności. Sprawiedliwość, także i międzynarodowa, opiera się to poszanowaniu sądów. MTK nie ma innej egzekutywy niż determinacja sygnatariuszy Traktatu Rzymskiego, który go powołał, by wykonywać jego postanowienia.
Kruszejący system międzynarodowej sprawiedliwości
Dlatego takie oburzenie wzbudziła wrześniowa wizyta w Mongolii, sygnatariuszce Traktatu, prezydenta Rosji Władimira Putina, poszukiwanego za zbrodnie przeciw ludzkości popełnione w Ukrainie. Mongolia winna była Putina aresztować, nie fetować, a już na pewno nie zapraszać – choć prywatnie wiele państw rozumiało trudną sytuację kraju wciśniętego między Rosję a Chiny.
Mimo to Trybunał orzekł, że Mongolia nie aresztując Putina złamała prawo, i oczekiwano, że obradujące w Hadze na początku grudnia Zgromadzenie Sygnatariuszy nałoży jednak na to państwo stosowną karę. Nic takiego jednak się nie stało – bo sygnatariusze uznali, że nie można karać Mongolii za to, co RPA uszło na sucho. W 2017 roku ówczesny prezydent Sudanu Omar al-Bashir, poszukiwany przez MTK za zbrodnie ludobójstwa popełnioną podczas wojny domowej w Darfurze, złożył wizytę w RPA – tej samej RPA, która dziś skarży Izrael o ludobójstwo w Gazie.
Sąd Najwyższy RPA roztrząsał, czy nakaz aresztowania al-Bashira należy wykonać, aż do momentu, gdy jego samolot wystartował w podróż powrotną z Pretorii – i dopiero wówczas stwierdził, że tak. Gdy MTK uznał, że RPA, nie zatrzymując al-Bashira złamała prawo, Pretoria w odpowiedzi zawiesiła swe członkostwo.
Unia Afrykańska zaleciła wszystkim swoim członkom, by uczynili to samo: ściganie al-Bashira, i wytykanie RPA opieszałości, uznano za rasizm. Przerażony Trybunał schował ogon pod siebie, bezkarna RPA zgodziła się powrócić na jego łono, al-Bashir też pozostaje bezkarny – zaś MTK uznał, że następny oskarżony będzie musiał być nieafrykański, żeby zatrzeć przykre wrażenie. Swąd.
Chwilozofia usprawiedliwi wszystko
Dlatego też reakcje na nakazy oskarżenia wobec Netanjahu, Gallanta i Deifa – Kongres USA, skądinąd nie sygnatariusza, grozi Trybunałowi sankcjami, Węgry zapraszają Netanjahu z wizytą, a Francja, Niemcy, Czech i inne państwa zapowiadają, że najprawdopodobniej nie wykonałyby nakazów, nie powinny oburzać.
Artykuł 98 Traktatu daje zresztą każdemu państwu prawo objęcia dowolnych ściganych immunitetem; aż dziw, że RPA i Mongolia się do niego nie odwołały. W tej sytuacji wszelako każda decyzja o stosowaniu się bądź nie, do wymogów międzynarodowej sprawiedliwości, staje się czysto polityczna, by nie powiedzieć – arbitralna. Swąd.
Swąd, do którego zapewne ktoś zaraz dorobi stosowna chwilozofię. Wyjaśni ona, dlaczego warto, by móc bezpodstawnie Izrael oskarżyć o ludobójstwo, nagiąć prawo tak, że II wojnę światową trzeba będzie odtąd uznawać za obustronnie ludobójczą.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Flickr.com