Krzysztof Renik: Co sprawiło, że powstał spektakl „Mały doktor wrócił”?
Joanna Troc: Bardzo przeżywałam fakt, że na granicy rozpoczął się kryzys. Kryzys humanitarny, w wyniku którego cierpią ludzie. Cierpią dzieci. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego u nas, na Podlasiu, dzieją się takie rzeczy. Przecież nasz system wartości zbudowany jest na tym, że człowiek jest największą wartością. Bardzo to przeżywałam… Byłam jednak wówczas w zaawansowanej ciąży i trudno mi było włączyć się w jakąś działalność. A chciałam, bardzo chciałam. Choćby gotować zupy dla ludzi z lasu. Był taki moment, kiedy dowiedziałam się, że w Hajnówce w szpitalu zmarła kobieta w ciąży. Ona i dziecko zmarli z wyziębienia. To zostało we mnie. Ale moja przyjaciółka Ewa Moroz-Keczyńska z Podlasia tłumaczyła mi, że będąc w ciąży, nie powinnam się czynnie angażować w pomoc uchodźcom. Dzięki niej wiedziałam, że ona i jeszcze inne osoby są przy granicy i nie są obojętne.
Już wówczas miała pani poczucie, że to, co się wydarzało i wydarza na granicy, to temat ważny, konieczny do opowiedzenia poprzez spektakl?
Tak. Ale znalezienie formy takiej opowieści okazało się trudne. Jestem przekonana, że o pewnych sprawach będziemy mogli mówić dopiero za jakiś czas, dopiero nabierając dystansu do tych wydarzeń. Początkowo myślałam, że będzie to opowieść o rzece Świsłocz, rzece mojego dzieciństwa. Jeździliśmy tam często, bawiliśmy się na brzegu, kąpaliśmy się. Teraz rzeka jest zadrutowana, nie ma do niej dostępu, a z jej wód wyławiane są ciała uchodźców. Obywatelka Rzeka miała być bohaterką scenariusza.
Ale się nią nie stała. Bohaterem stał się człowiek.
Cały czas zbierałam wiadomości na temat granicy. Rozmawiałam i nagrywałam rozmowy z różnymi ludźmi. Z osobami, które pomagały na granicy, z osobami, które mieszkały na Zachodzie i miały wiele kontaktów z migrantami. Chciałam spojrzeć na kwestie migracji i migrantów z różnych perspektyw. W trakcie tych poszukiwań trafiłam do doktora Arsalana Azzaddina, człowieka znanego w Bielsku Podlaskim. Kurda, który od kilkudziesięciu lat mieszka w Polsce, skończył w Polsce studia, a teraz jest dyrektorem do spraw medycznych bielskiego szpitala. Po kilku rozmowach z nim wiedziałam, że jego spojrzenie na kryzys na granicy, to jest ta perspektywa, której szukałam.
Czym się ta perspektywa charakteryzowała?
Spojrzenie doktora Azzaddina na kryzys, to spojrzenie osoby, która miała i ma bezpośredni kontakt z pacjentami z granicy. Jednocześnie to perspektywa lekarza, który ma ogromne doświadczenie medyczne. Taka osoba nie może być egzaltowana, musi zbudować pancerz, który pozwoli działać profesjonalnie i nie rozklejać się na widok ludzkich dramatów – tylko tym ludziom fachowo pomóc. Przecież w praktyce lekarskiej jest i kalectwo, jest i śmierć, i on, doktor, ma z tym codziennie do czynienia.
To oczywiste, ale co jest istotą perspektywy, z jakiej na kryzys na granicy patrzy bohater spektaklu „Mały doktor wrócił”?
Otóż, nagle trafiają do niego pacjenci, którzy niosą historie życia zbliżone do jego osobistej historii, jego kraju, jego rodziców, tego wszystkiego, czego świadkami były i są jego rodzinne strony. Ta konfrontacja była dla niego trudna. Sam mówił, że się bał, że płakał, gdy widział tych cierpiących ludzi. Nawet wtedy, gdy udzielał wywiadów, to zdarzało mu się rozkleić i rozpłakać. Potem przepraszał za to, że zachował się nieprofesjonalnie.
Był w swoich reakcjach nie tylko zimnym profesjonalistą, lecz także żywym człowiekiem?
Tak, to było dla mnie szalenie ważne, że był taki ludzki. Chciałam pokazać człowieka, postawionego w dramatycznej sytuacji i jednocześnie pozbawionego patosu i fałszywych nut bohaterstwa. Człowieka, który spotyka się z ludzką krzywdą i o tej krzywdzie opowiada. A ta opowieść jest ściśle powiązana z jego własnymi doświadczeniami.
Poza tym on nie tylko leczy, ale też próbuje dotrzeć do swoich rodaków w Iraku i przekazać im informacje o tym, że wizy, które za niemałe pieniądze kupują od pośredników, są niewiele warte, że droga przez Białoruś wcale nie wiedzie do Unii Europejskiej, że rozmaici agenci ich po prostu oszukują. Przestrzegał przed tym rodaków, informując o sytuacji na białorusko-polskiej granicy w irackich mediach. Mówił rodakom, że są oszukiwani, że sprzedając domy i cały majątek na rzecz kupienia wiz i pokrycia kosztów podróży, wylądują z niczym. Mówił o biciu po stronie białoruskiej i pushbackach po stronie polskiej.
Jak przebiegała praca na scenariuszem?
Początkowo sama nie wiedziałam, czy z tych rozmów cokolwiek wyniknie. Czy doktor Azzaddin otworzy się, czy będzie chciał wiele mi powiedzieć? Czy będę w stanie napisać na podstawie wywiadów scenariusz? Okazało się to możliwe.
Nagrania wywiadów zostały przeniesione na scenę w sposób możliwie wierny, ponieważ rozmowy zostały spisane w trybie verbatim, czyli w całości. I dopiero fragmenty z tej całości weszły do scenariusza?
Dokładnie tak. Wcześniej byłam na kursie teatru dokumentalnego, organizowanego przez Instytut im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu w ramach projektu „Teatr na Faktach”. Kuratorami tego kursu są Kuba Tabisz i Krzysztof Kopka. Podczas zajęć poznawałam między innymi metodę verbatim i później uznałam, że to sposób na stworzenie scenariusza składającego się z rozmów z doktorem Azzaddinem. Dzięki temu udaje się zachować specyfikę wypowiedzi głównego bohatera spektaklu „Mały doktor wrócił”. Doktor Azzaddin świetnie mówi po polsku, ale niekiedy jego wypowiedzi miały swoisty charakter. Warto było to zostawić jako walor, jako koloryt. Mam nadzieję, że udało się zachować klimat jego wypowiedzi.
Można zobaczyć człowieka poprzez język?
Jestem przekonana, że tak. Poprzez język doskonale buduje się wizerunek osoby.
Scenariusz, to początek pracy na spektaklem. Co dalej?
Po stworzeniu scenariusza uznałam, że jest to materiał na monodram w wykonaniu jednego aktora. Tym aktorem został Rafał Pietrzak, który ukończył studia na Wydziale Sztuki Lalkarskiej w białostockiej filii Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Na scenie mówi słowami doktora Azzaddina zapisanymi wedle wspomnianej metody verbatim. Rafał bardzo uważał, żeby przekaz był wierny. Czuliśmy, że w słowach naszego bohatera jest siła, ogromna siła. Poza tym spektakl wzbogacony jest jeszcze nagraniami dokumentalnymi ze szpitala. To są nagrania, które były pokazywane w irackiej telewizji Rudaw. Między innymi nagranie kobiety pod respiratorem, która niestety później zmarła.
Jak premiera spektaklu „Mały doktor wrócił” została przyjęta na Podlasiu? W regionie, który od wielu miesięcy jest sceną kryzysu migracyjnego, a wręcz humanitarnego?
Bardzo dobrze. Ja zresztą wiem, czego tutaj widzowie obawiali się najbardziej.
Czego?
Obawiali się… Wie pan, obawiali się, by przedstawienie nie niosło przesłania, że ludzie tutejsi są antypolscy i charakteryzuje ich brak patriotyzmu. Że są proputinowscy i że współpracują z Putinem. Tu ludzie boją się takich oskarżeń, bo region jest jednak mocno zmilitaryzowany. Jednocześnie ludzie niechętnie dzielą się poglądami, że każde życie ludzkie ma wartość, że każde istnienie ludzkie ma sens. Wypowiadanie takich poglądów w kontekście kryzysu na granicy nabiera konkretnego znaczenia. Oznacza, że człowiek jest po stronie aktywistów albo po stronie nacjonalistów.
W spektaklu „Mały doktor wrócił” mamy do czynienia z takim podziałem?
Opowieść doktora Arsalana wychodzi poza taki podział, wychodzi poza nasze wojenki – kto jest po stronie Putina, a kto po drugiej stronie. Jego opowieść, opowieść Kurda, jest o tym, dlaczego w 1979 roku przyjechał do Polski, jak mu pomagano, by mógł skończyć studia medyczne, by zrobił w Polsce doktorat. Jednocześnie mówi, dlaczego ludzie z jego kraju, z Iraku wyjeżdżają. Bo to kraj rządzony przez ludzi dokonujących malwersacji, panuje tam nepotyzm, wprowadzenie demokratycznych przemian jest ciągle hamowane. I dopóki to się nie zmieni, to ludzie będą szukali miejsca do życia w innych częściach świata. Zdaniem bohatera spektaklu „Mały doktor wrócił” ludzie nie tyle potrzebują tam chleba, ile wolności i sprawiedliwości.
„Mały doktor wrócił” – reżyseria Joanna Troc, występuje Rafał Pietrzak, scenografia Aleksandra Czerniawska, muzyka Sw@da x Niczos. Więcej o wydarzeniu towarzyszącemu przedstawieniu w Warszawie dniu 16 stycznia 2025 na Facebooku.