Początek roku 2022 dziś wydaje się tak odległy, jak dla Drużyny Pierścienia moment przybycia Saurona do Śródziemia. Przypisywany Leninowi cytat: „Są dekady, w których nic się nie dzieje, i są tygodnie, w których dzieją się dekady”, idealnie opisuje ostatnie trzy lata w relacjach polsko-ukraińskich. Dlatego chciałbym Państwu zaproponować ćwiczenie intelektualne. Wyobraźmy sobie sytuację, w której bierzemy badania opinii publicznej na temat stosunku Polaków do Ukraińców z tego okresu i dajemy je do zinterpretowania Kowalskiemu. Ukrywamy jednak przed nim kontekst i czas, kiedy te badania zostały przeprowadzone. Wszystko po to, by spojrzał na to w sposób jak najbardziej bezstronny.

Na początku marca 2022 roku, w sondażu Ipsos dla OKO.press zdecydowanie lub raczej negatywny stosunek do Ukraińców deklarowało 5 procent Polaków. Aż 90 procent przyznawało się do zdecydowanie pozytywnego lub raczej pozytywnego stosunku.

Dzisiaj, wedle badań Centrum Mieroszewskiego, bardzo dobrą lub dobrą opinię o Ukraińcach ma 24 procent Polaków. Z kolei złą lub bardzo złą deklaruje 30 procent, a 41 procent neutralną. Jakie wyjaśnienia mógłby zaproponować Kowalski?

Powstanie Chmielnickiego 2.0?

Założywszy, że Kowalski nie śledzi wydarzeń, pewnie stwierdziłby, że albo doszło do powstania Chmielnickiego 2.0 i połączenia Ukrainy z Rosją albo Kijów zażądał zwrotu Podkarpacia po rzekę San.

W łagodniejszej wersji, że odbył się kolejny polsko-ukraiński wyścig „kto kogo?”. Czyli kto kogo bardziej w przeszłości gnębił i kto bardziej wycierpiał. W tym wyścigu prowadziłyby oczywiście największe jutubowe armaty oraz mające najszerszy zasięg iksowe (od X) rakiety, podgrzewając z obu stron wzajemną niechęć.

Powyższe odpowiedzi posiadałyby jedną cechę: jakieś wielkie wydarzenie w relacjach polsko-ukraińskich, które doprowadziło do tąpnięcia w emocjach społecznych.

Jeszcze ciekawiej pewnie zrobiłoby się, gdyby zapytać Kowalskiego o umieszczenie tych badań na historycznej osi czasu. Idę o zakład, że ten arcypozytywny stosunek Polaków do Ukraińców lokowałby gdzieś w okolicach unii lubelskiej z 1569 roku. Z kolei negatywna zmiana nastąpiłaby gdzieś sto lat później albo w drugiej dekadzie XX wieku, kiedy Polacy z Ukraińcami walczyli ze sobą o Lwów, a potem razem przeciwko bolszewikom. Słowem: rozrzut mierzony w dziesiątkach lub setkach lat. Czy coś takiego wydarzyło się w ostatnim czasie? Nie bardzo.

Ukraińcy jak anioły

Zaczęliśmy ostatnio dostrzegać, że Ukraińcy nie są aniołami. Tyle że taka jest i cała reszta rodzaju ludzkiego. Bo gdybyśmy byli aniołami, to nie potrzebowalibyśmy rządów i władzy, jak słusznie kiedyś zauważyli ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych.

Ostatnia z wielu afer korupcyjnych w ukraińskim Ministerstwie Obrony Narodowej z końca ubiegłego roku, gdzie wyparowało – jak donoszą media – 1,5 miliarda hrywien (157 milionów złotych), pokazuje, że nawet w obliczu egzystencjalnego zagrożenia niektórzy ukraińscy urzędnicy myślą, jak by się tu urządzić. Sprawa była na tyle poważna, że Ukraińcy zdecydowali się zastosować wobec brukselskich dobroczyńców stary numer na „społeczeństwo ukraińskie weźmie sprawy w swoje ręce”. „Społeczeństwo ukraińskie”, czytaj: organizacje pozarządowe, które mają zająć się nadzorem zaopatrzenia MON. Czy to zadziała? Bardzo wszyscy byśmy tego chcieli, ale to nie pierwszy raz, gdy politycy bądź urzędnicy w Kijowie kryją się za szlachetnymi skądinąd pracownikami NGO-sów. Nie po to, by sprawę załatwić, ale po to, żeby nie być widocznym.

Wspominając o korupcji, dodajmy, że ukraińscy pogranicznicy przymykają od czasu do czasu oko na ukraińskich mężczyzn, którzy akurat chcieliby przekroczyć granicę. 

Obraz uzupełnijmy obojętną – to eufemizm – postawą ukraińskich elit wobec kwestii rzezi wołyńskiej, czyli, wedle badań Centrum Mieroszewskiego, dla Polaków sprawy o klauzuli top priority

Wspomnijmy również o kwestii ukraińskiego zboża. Polska co prawda od maja 2023 roku utrzymuje na nie embargo, ale kiedy poczyta się polskie media społecznościowe, odnosi się wrażenie, że polskie dzieci zamiast polskiego piasku w polskich piaskownicach mają ukraińskie zboże. Bo tak nas zalewa.

Wreszcie na koniec na pewno ktoś z nas w swoim prywatnym bądź zawodowym życiu trafił na obywatela Ukrainy, który okazał się chamski, niepunktualny lub natarczywy. Wiele z tych rzeczy rzeczywiście się wydarzyło albo być może właśnie się wydarza. Na czym zatem polega problem?

To nie Ukraińcy przestali w ostatnim czasie być aniołami, za których mieliśmy ich jeszcze w marcu 2022 roku. Psychologowie społeczni i socjologowie postawiliby zapewne diagnozę, że od stronniczości pozytywnej, przez którą widzieliśmy wszystko w różowych barwach, popadliśmy w stronniczość negatywną i jesteśmy skupieni tylko na złych rzeczach.

Doskonale to widać w mediach społecznościowych. Moim ulubieńcem stał się ostatnio lansujący się w mediach wielki autorytet w sprawach walk o prawdę historyczną – Leszek Miller. Znamy go przecież z tego, że w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku pierwszy się rzucał do gardeł Sowietów, chcąc z nich wydobyć prawdę o Katyniu.

Obie wyżej wspomniane postawy są naturalnymi ludzkimi sposobami poznawania rzeczywistości. Rzecz w tym, że obie są również określane przez specjalistów jako błędy poznawcze. Warto poza nie wyjść.

Czego chcemy od Ukraińców i Ukrainy?

Wszystko sprowadza się do odpowiedzi na strategiczne pytanie: czego my od tych Ukraińców i Ukrainy chcemy?

Wedle badań Centrum Mieroszewskiego Polacy wciąż pozostają zwolennikami przynależności Ukrainy zarówno do Unii Europejskiej (63 procent), jak i NATO (59 procent). 44 procent z wszystkich zwolenników wejścia Ukrainy do UE i 33 procent z wszystkich popierających akces naszego wschodniego sąsiada do NATO opatruje to jednak spełnieniem określonych warunków, na przykład wzięciem pod uwagę polskich interesów gospodarczych czy zakończeniem wojny. Co więcej, większość z nas za optymalny dla bezpieczeństwa Polski rozwój wojny rosyjsko-ukraińskiej uważa albo jednoznaczne zwycięstwo Ukrainy (40 procent) lub co najmniej utrzymanie niepodległości Ukrainy kosztem utraty terytoriów (21 procent). Jedynie 6 procent twierdzi, że wygrana Rosji byłaby dobrym scenariuszem.

Z tego krótkiego przeglądu widać jasno, że Polacy chcą bezpieczeństwa i postrzegają Ukrainę jako ważny element całej układanki, by to bezpieczeństwo Polsce zapewnić.

O to w naszym badaniu nie pytaliśmy, ale nie będzie chyba opatrzone dużym ryzykiem błędu stwierdzenie, że Polacy chcieliby również, by gospodarka Polski miała się jak najlepiej. Co zresztą widać częściowo w oczekiwaniu, by przy ukraińskiej akcesji do Unii Europejskiej wziąć pod uwagę interes polskiej gospodarki, w tym przede wszystkim rolników. Co jest – dodajmy – założeniem zdroworozsądkowym i jak najbardziej słusznym.

Polska gospodarka to również rynek pracy. A na nim – wbrew przekonaniu – Ukraińcy są bardzo aktywni i nie żyją „na socjalu”. Jak słusznie wskazał Paweł Musiałek z Klubu Jagiellońskiego, na rynku pracy aktywnych jest 79 procent Ukraińców przebywających w Polsce. Dla porównania, w Niemczech ten odsetek wynosi 25 procent, w Czechach 48 procent. Wkład Ukraińców do polskiej gospodarki to 0,8–1,4 procent PKB, wedle raportu Deloitte’a. Powyższe dane są dowodem na to, że polskie państwo stworzyło całkiem dobre – w porównaniu do innych – warunki dla Ukraińców. Co w moim odczuciu jest powodem do zadowolenia. Statystyki nie kłamią, wbrew bezmyślnemu powiedzeniu, że istnieją trzy rodzaje kłamstwa: kłamstwo, bezczelne kłamstwo i statystyka. To ludzie kłamią na temat statystyk. W najlepszym razie w ogóle ich nie dostrzegają, jak ostatnio nasi politycy.

Możemy oczywiście przyjąć założenie, że nie chcemy Ukraińców na naszym rynku pracy. Mamy do tego pełne prawo. Tylko wówczas tę lukę niemal 800 tysięcy pracowników (wedle danych ZUS-u) i rosnącą zapaść demograficzną wypadałoby kimś wypełnić. Osobiście nikt mnie nie przekona, że łatwiej w Polsce zaaklimatyzują się przykładowo katoliccy Filipińczycy niż Ukraińcy.

Czy zatem to rzeczywistość się zmieniła w ostatnich miesiącach tak diametralnie po pełnoskalowej rosyjskiej agresji na Ukrainę, czy też zmieniły się jedynie nasze emocje i postrzeganie? Ekscytacja ma to do siebie, że trwa tylko krótką chwilę. Podobnie jest z gniewem. Najwyższy czas dorosnąć, przejść do pragmatyzmu i przestać co wybory traktować Ukraińców jako zakładników, bo część społeczeństwa akurat odczuwa wzmożenie, przez co ból jej nie straszny i odetnie sobie stopę. Są sprawy i problemy w relacjach polsko-ukraińskich, które można załatwić, niekoniecznie dokonując samookaleczenia. Tym bardziej że przed nami największe wyzwanie dla bezpieczeństwa Polski od 24 lutego 2022 roku. Pewien wysoki blondyn w Waszyngtonie postanowił zrzucić obrus z zastawą stołową.