Literaturę dla dzieci Katarzyny Wasilkowskiej znam od dawna. Czytam ją namiętnie i lubuję się w niej, a książka „Witajcie w Chudegnatach” stanie się prawdopodobnie jedną z moich ulubionych. To prawdziwa perła pod względem różnorodnego zastosowania poczucia humoru i komizmu. Przyznam, że mało który polski utwór dla dzieci wywołuje we mnie szczery śmiech. Drzewiej bawiły mnie szaleńczo powieści królowej pióra Hanny Ożogowskiej, której jestem wierna do dziś. Kiedy jednak wnikam we współczesne utwory dziecięce, których celem jest wywołanie wesołości u młodego czytelnika, uśmiecham się raczej z zażenowaniem. Niektórzy autorzy zapomnieli, że w literaturze dla dzieci chodzi o śmiech żywy, naturalny, bliski ekspresyjnej naturze dziecka, zwany powszechnie śmiechem prosto z serca. Nieustannie trafiam na książki infantylne, w których śmiech jest fałszywy, sztuczny, do bólu nudny. Tymczasem dzieci są wyjątkowo czułe na prawdę tekstu literackiego i wszystko, co uznają za udawane, przemija z wiatrem. Nie mam nic przeciwko znikaniu marnych opowieści dla dzieci w nihilistycznych bytach zapomnienia. Stoję na stanowisku, że mówić i pisać warto jedynie o wartościowych, wysokoartystycznych, pięknie ilustrowanych książkach.
Dzikie śmiechowisko
Szczęśliwie „Witajcie w Chudegnatach” pęka w szwach od wielopostaciowego humoru i komizmu, który budzi: 1) zdrowy, szczery śmiech; 2) przechodzący w czkawkę długi chichot; 3) eksplozję dzikiego śmiechowiska. To wszystko za sprawą wspaniałych dialogów, ekscentrycznych zachowań i wypowiedzi bohaterów, turbozabawnych perypetii, jajcarskich gagów oraz karnawałowych przygód. Wszechobecna wesołość jest tutaj niczym metaforyczna piniata, która – pobijana śmiechem – pęka z hukiem, wylewając kolorową plazmę na czytelników, tym samym doprowadzając ich do ekstatycznego chichotu. Miłośnicy opowieści Wasilkowskiej co rusz z rozkoszą pławią się w tego rodzaju gargantuicznych śmiechowiskach, od których nie sposób się oderwać. W czasach, w których żyjemy – brutalnych, okrutnych, smutnych, pełnych wojen i zła – szczery śmiech podczas czytania książki dla dzieci jest katarktycznym błogosławieństwem zarówno dla małych, jak i dużych.
Bohaterką i narratorką opowieści jest niespełna dziesięcioletnia Matylda – miłośniczka fenomenalnej aktorki komediowej Melissy McCarthy. Przemyślenia oraz wewnętrzne dialogi Matyldy są interesujące, czasami kąśliwe i ironiczne. Dziewczynka zgrabnie balansuje na granicy powagi, groteski, absurdu i stand-upowego dowcipu, bawiąc się w kronikarza śmiesznych i urokliwych zdarzeń w domu rodzinnym tuż przed wyjazdem na wakacje. Matylda, zbliżając się do dziesiątych urodzin, postanawia spędzić wolny czas w mieście, oddając się wymarzonym rozrywkom z kumpelkami. Jej plany krzyżuje niespodziewana decyzja matki, która wysyła ją do rodzinnego domku we wsi Chudegnaty. Chatka znajduje się w leśnej głuszy, gdzie brakuje zasięgu, a komary wydają się na szczycie łańcucha pokarmowego. Motyw wakacyjno-powieściowego zerwania z monotonną codziennością na rzecz życia w ekstremalnych, survivalowych warunkach jest uniwersalny i zrozumiały dla tych, którzy choć raz musieli przetrwać wakacje w destynacjach dalekich od ich pragnień. Towarzyszką Matyldy w wyprawie na odludzie zostaje niekonwencjonalna ciotka Krychna – hałaśliwa, nieprzewidywalna singielka o barwnej osobowości.
Tu wszystko zdarzyć się może
Początkowo ich relacje nacechowane są wzajemnym niezrozumieniem i stają się kluczowym elementem fabuły. W tle rozgrywają się liczne, ciekawe przygody: od kulinarnych katastrof, przez spotkania z specyficznymi lokalsami, po próby dostosowania się do surowego otoczenia.
Komiczni okazują się przede wszystkim bohaterowie – karnawałowi, karykaturalni, fikuśni, ekscentryczni, doskonale odnajdujący się w miejscu na opak, czyli Chudegnatach. Wsi, gdzie wszystko zdarzyć się może, lecz nie na ponurą modłę, jak to niegdyś bywało w miejscach granicznych, gdzie diabeł mówi dobranoc, a sowy nie są tym, czym się zdają. Atmosfera w Chudegnatach jest jowialna – we wsi nie ma zasięgu, kafejek internetowych, bankomatu – co doprowadza ciotkę Krychnę do szewskiej pasji. Komary, jak masowi stalkerzy, napastują letniczki, sprzęty psują się regularnie, dziewczyny głodują, a jedynym pojazdem jest rozklekotany rower.
Relacje bohaterek są niezwykle dynamiczne, Wasilkowska doskonale operuje energią różnych postaci oraz aurami między nimi. Ciotka Krychna to perpetuum mobile opowieści. Indywidualistka, kipi ekspresjonizmem, działa niczym tornado zgodnie ze swoim żywiołowym temperamentem. Krychna, jak dziś piszą w internetach, „potrafi w ogniste wymiany zdań”, które, podobnie jak nakręcane przez nią perypetie, nadają akcji humorystyczny rytm. Krychna to tricksterka, poplątana kompanka w typie popsuj-zabawy, niedostosowana do norm społecznych, co irytuje, ale też budzi podziw. Każdy wyczyn Krychny wywołuje lawinę kłopotów, mimo to jesteśmy jej ciekawi, bawi nas, czekamy w napięciu aż – metaforycznie mówiąc – „odpali kolejną bombę”.
Duet Matylda–Krychna uwodzi czytelników, zwłaszcza że dziewczynce bliżej do ciotki, niż chciałaby to przyznać. Mała bohaterka jest rezolutna, inteligentna, nie boi się mówić, co myśli, a jej rozważania często bliskie są dojrzałym refleksjom dorosłych. I choć czasami Krychna jawi jej się jako postać ludyczno-groteskowa – swoista enigma o dziecięcej duszy, kolorowy, nieujarzmiony, tajemniczy ptak – z czasem zaskakuje ją prawdziwe, bardzo ludzkie oblicze ciotki. Ta piękna relacja ewoluuje na kartach opowieści, udowadniając czytelnikom, że nawet największe różnice charakterologiczne i osobowościowe da się ze sobą spleść tak, aby mogła narodzić się wielka przyjaźń. Ponadto obie bohaterki odnajdują siebie na nowo w pozornie nudnych, cichych, zalegających na krańcu świata Chudegnatach, stopniowo coraz lepiej rozumiejąc dziwaków, którzy uciekają od dudniących, przeludnionych cywilizacji do zakątków, w których widzisz naturę w całej krasie, a wieczorne odgłosy znad jeziora niosą sercu i umysłowi spokój i ukojenie. Tu możesz usłyszeć własny szept i śmiech.
Celebrowanie więzi
Nie sposób wymienić wszystkich wyrazistych bohaterów opowieści, warto jednak zaznaczyć, że szelmowsko puszczają do nas oko, wprowadzając do historii koloryt oraz różnorodność. Niektórzy podszyci groteską, inni niesamowitością, jeszcze inni ludyczni aż miło! Ich wątki świetnie komponują się z pierwszoplanowym i każdy wnosi swój unikalny wkład w tę karnawałową mozaikę, stanowiąc znaczące tło dla przygód Matyldy. Pod fasadą humoru kryje się w tej książce także istotne przesłanie, odsłonięte subtelnie w finale, dotyczące wagi więzi rodzinnych i społecznych, które są dla nas życiodajnym eliksirem. Finał opowieści jest radosną niespodzianką nie tylko dla Matyldy, ale dla całej gromady ludzi w Chudegnatach spragnionych przyjaźni, relacji z drugim człowiekiem i wspólnego celebrowania dobrych chwil!
Doceniam również styl tej historii, nie ma tu słów zbędnych, za to sporo ciętego języka, ironicznych rozmów, świetnie skreślonych przemyśleń bohaterów, inteligentnych przekomarzań, charakterystycznych wypowiedzi wpisanych w charyzmatyczne postaci. Krótko: „Witajcie w Chudegnatach” to majstersztyk komediowego pióra, dobrze zrobiona jajecznica, idealnie wysmażona kiełbaska – sami znajdziecie własne porównanie. W sukurs fabule idą ciekawe, nieco koślawe, kanciaste, groteskowe ilustracje Anny Oparkowskiej, które stanowią pikantną przyprawę do tej opowieści.
Reasumując, atutów w tej opowieści naddatek. Książka bawi, wzrusza, zachęca do refleksji. Opowiada o odkrywaniu nowych perspektyw, akceptacji różnic i znajdowaniu radości w najmniejszych rzeczach. To idealna lektura familijna, dzięki której rodzinka pośmieje się do rozpuku i oderwie od rzeczywistości, dając się ponieść karnawałowej przygodzie, ramię w ramię z Matyldą i Krychną. Obiecuję – będzie epicko!
Książka:
Katarzyna Wasilkowska, „Witajcie w Chudegnatach”, il. Anna Oparkowska, wyd. Literatura, Łódź 2024.
Proponowany wiek odbiorcy: 9+
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.