Biorąc pod uwagę ciepłe przyjęcie (i pełne smutku pożegnanie!) serii „Bajka na Końcu Świata” Marcina Podolca [1], wypuszczenie nowej serii komiksowej dla dzieci jest niewątpliwie słusznym ruchem ze strony wydawnictwa Kultura Gniewu. „Bajka…” doczekała się ośmiu tomów i spin-offa („Bajka i jej gang”). Czy podobny sukces czeka „Kroniki Wielkiej Puszczy” Wiolety Detynieckiej i Anety Szczypczyk?
Pierwszy tom to niemal siedemdziesięciostronicowe wprowadzenie do pełnego tajemnic świata widzianego oczami Rózi. Dziewczyna przeprowadza się do miasteczka nad Jeziorem Księżycowym niedaleko tytułowej Wielkiej Puszczy, której legendarnych mieszkańców zwanych „zaginionym plemieniem” ma badać mama bohaterki, archeolożka zatrudniona w instytucie naukowym położonym w tej okolicy. Od chwili przyjazdu do nowego domu dzieją się dziwne rzeczy: Rózia znajduje w swoim pokoju wszędobylskiego kota Mańka, który nie może oderwać się od rodziny; protagonistka na każdym kroku spotyka kozę o elektryzującym spojrzeniu noszącą niezwykle oryginalne imię Pyrosława; wreszcie najbliższą sąsiadką – i opiekunką Pyrosławy – okazuje się starsza pani, która „do rana puszcza głośną muzykę”.
Jakby tego było mało, podczas zwiedzania okolicy Rózia spotyka żyjące w jeziorze rusałki wodne. Co jednak najdziwniejsze, niezwykłe zjawiska nie dziwią… samej Rózi: bohaterka bez zająknięcia rozmawia z koleżanką Tashi o rusałkach, nie zastanawia jej też, że hodowane przez ojca grzyby mają oczy i usta, a jedna z roślin z kolekcji starszej sąsiadki ożywa. W świecie wykreowanym przez Detyniecką i Szczypczyk niczym w baśni magia przenika się z codziennością, więc wiele frajdy może sprawić odkrywanie kolejnych pomysłów autorek, a jednocześnie – dzięki temu, że nikt nie objaśnia niezwykłych elementów – ich tajemnica pozostaje nierozwiązana. No trudno, można by rzec, nie pozostaje nic innego jak czekać na drugi tom!
Mimo pewnych wątpliwości, do których przejdę później, chętnie po niego sięgnę, bo autorki – zarówno w tekście, jak i obrazie – napakowały „Tajemnicę starszej pani” humorem, świetnie wykorzystując rytm, kadrowanie i sekwencyjność, tym samym sprawnie budując komiczne napięcie. Na podkreślenie zasługuje inwencja językowa Detynieckiej, czego naczelnym przykładem jest imię kozy Pyrosławy: rozumiem to jako zapowiedź pożaru, który – liczę na to! – prędzej czy później pojawi się w okolicy Wielkiej Puszczy. Jeśli jednak autorka miała na myśli poznańskie „pyry” – wtedy nie rozczaruje mnie ziemniaczana uczta, którą przygotuje kozia bohaterka.
Wodze fantazji, które popuszczam, rozmyślając o dalszych losach postaci „Kronik Wielkiej Puszczy”, napędza wciągający i plastyczny świat, choć pod względem formalnym Detyniecka i Szczypczyk działają raczej klasycznie: jedyny wyjątek stanowią połączone ze sobą dymki, które często czyta się od prawej do lewej, co na początku sprawia trudność, ale szybko można się do tego przyzwyczaić. Nie mogłem natomiast przyzwyczaić się do oczu postaci – silnie zaznaczone kontury i mocne cieniowanie sprawiają, że wyglądają niezdrowo i odpychająco. Oczywiście taki zabieg mógłby mieć walor komiczny, gdyby pojawił się tylko w niektórych kadrach (np. niewyspanej Rózi przy kuchennym stole czy zmęczonego pracą w grzybowej pracowni ojca), jednak konsekwentnie stosowany w całym komiksie mnie nie przekonuje. Dużą zaletą są natomiast kolory: świetnie dobrana paleta barw na czele z zielonym we wszystkich możliwych odcieniach z jednej strony osadza osobę czytającą w świecie natury, z drugiej – buduje poczucie tajemnicy, wpisanej zarówno w treść, jak i formę komiksu Detynieckiej i Szczypczyk.
Na koniec nie mogę jednak nie powstrzymać się od skomentowania motywu przewodniego „Tajemnicy starszej pani”, wyrażonego w tytule pierwszego tomu serii. Autorki sięgnęły bowiem po dobrze znany, a wręcz powoli przebrzmiewający temat międzypokoleniowej relacji łączącej dziecięcą postać i ekscentryczną starszą kobietę (rzadziej mężczyznę), która zaskakuje tym, jak daleka jest od stereotypowo postrzeganej „babci” (rozumianej jako biologiczna przodkini albo starsza sąsiadka, jak w przypadku Rózi). Ten chwyt wydaje mi się mało oryginalny i przewidywalny, a co za tym idzie – osłabia napięcie lekturowe i potencjalne zaskoczenie, jakie mogłoby przynieść czytanie kolejnych tomów serii. Co prawda komiks na szczęście nie powiela stereotypów płciowych – mama pracuje w instytucie naukowym, tata zajmuje się domem, hodując w piwnicy dziwne (jak wszystko w „Kronikach Wielkiej Puszczy”) grzyby – jednak mam wrażenie, że w kolejnych tomach autorki mogłyby pozwolić sobie na większą dozę szaleństwa i odejście od znanych z twórczości dla młodej publiczności konwencji. Liczę, że dalsze przygody Rózi będą jeszcze bardziej zabawne, zaskakujące i nieoczywiste, a Detyniecka i Szczypczyk wciągną osoby czytające w niejedną tajemnicę.
Przypis:
[1] O pierwszym tomie „Bajki na Końcu Świata” pisałem na łamach „Kultury Liberalnej” w październiku 2017.
Książka:
Wioleta Detyniecka i Aneta Szczypczyk, „Kroniki Wielkiej Puszczy”, t. 1 „Tajemnica starszej pani”, wyd. Kultura Gniewu, Warszawa 2025.
Proponowany wiek odbiorcy: 6+ (wskazanie wydawcy)
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.