W połowie marca do księgarń trafiła nowa książka obrazkowa Emmy Adbåge, znanej w Polsce między innymi dzięki autorskim książkom: „Dołek”, „Zamek” i „Liczymy na spacerze”, wydawanym przez Zakamarki. „Przyroda” to opowieść o współistnieniu człowieka i natury, choć ukazana symbioza daleka jest od ideału. O emocjach i przemyśleniach towarzyszących powstawaniu książki rozmawia z autorką Krzysztof Rybak. 

Mieszkańcy przedstawionej w książce wioski uwielbiają, wręcz „KOCHAJĄ” przyrodę, zwłaszcza gdy jesienią na drzewach pojawiają się czerwone liście. Ale kiedy liście brązowieją i zaczynają opadać, przyroda już im się „NIE PODOBA”, postanawiają więc ściąć drzewo lipy. A potem wszystko wypielić. I jeszcze przykryć asfaltem. Szybko nadchodzący upał jest nie do wytrzymania, a uderzenie pioruna wywołuje pożar – a przecież ludzie tak się natrudzili, żeby urządzić sobie najbliższą okolicę. Mimo to przyroda nie dała za wygraną – „jest tam, gdzie była”. 

Emma Adbåge kreśli w „Przyrodzie” smutny i miejscami wstrząsający, ale też bliski rzeczywistości obraz „walki” człowieka z naturą, z której tytułowa bohaterka wychodzi zwycięsko, choć głęboko poraniona. Trudno powiedzieć, kiedy i czy w ogóle te rany się zagoją, a lektura pozostawia osobę czytającą z pytaniami i wątpliwościami, które musi rozważyć na własną rękę. To niewątpliwie zasługa świetnego połączenia słowa i obrazu, które prowokują do refleksji, wpisują się bowiem w dyskusję o wpływie człowieka na środowisko i zmianach klimatu. Na poziomie tekstu zbiorowy narrator mówi o wiosce, „w której mieszkamy”, stawia więc niejako osoby czytające w roli współodpowiedzialnych za niszczenie świata naturalnego. Co ważne, w opowieści pojawiają się dorośli i dzieci, wydaje się więc, że skoro wspólna może być ich wina, to wspólnie można naprawić wyrządzone szkody, choć tytułowa bohaterka musi poradzić sobie sama: na ostatniej rozkładówce panuje względny porządek narzucony ponownie przez przyrodę, choć niektórych zmian – jak wyciętego drzewa i wylanego asfaltu – nie da się już cofnąć. Co cenne, wizualnie przyroda jest daleka od idyllicznego, wyidealizowanego obrazu: nieobliczalna, brutalna, wręcz katastroficzna, jednym słowem – prawdziwa. Silne kontrasty kolorystyczne budzą równie silne emocje osoby czytającej, zwłaszcza w zestawieniu z ukazanymi w książce ludźmi. Karykaturalne postaci są zdecydowanie antybohaterskie, nie budzą sympatii, nieustannie niszczą przyrodę i wydają się bezmyślne: „Wokół wioski jest coś, co nazywamy Przyrodą. Ale to tylko las, trochę krzaków, jakieś jezioro i jakieś morze”. 

O kreacji tych niesympatycznych postaci, a także tworzeniu „Przyrody” i emocjach, w jakich powstawała, rozmawiam z autorką książki, Emmą Adbåge.

Emma Adbåge, fot. Piotr Kruszak

Krzysztof Rybak: Skąd wziął się pomysł na „Przyrodę”? Czy podobnie jak niektóre twoje książki jest do jakiegoś stopnia autobiograficzna?

Emma Adbåge: Krótka odpowiedź brzmiałaby: tak. Gdybym miała to rozwinąć, powiedziałabym, że ta książka w dużej mierze traktuje o moim własnym zmaganiu się z lękiem klimatycznym i stanowi wyraz przemyśleń na ten temat. „Przyroda” jest też książką najbliższą mojemu dorosłemu „ja” i moim bieżącym refleksjom. We wcześniejszych utworach eksplorowałam swoje wewnętrzne dziecko, choćby w „Dołku” [wyd. oryg. 2018], w którym znaleźć można dziecięcą wspólnotę, czy w „Ja to ja” [wyd. oryg. 2011], swoistej autobiografii sięgającej do czasów dzieciństwa. Natomiast „Przyroda” wyrosła w jakimś sensie z mojej dorosłej ciekawości i podjęłam w niej temat, który mnie jako dorosłą osobę bardzo zajmuje i ciekawi. Muszę przyznać, że przez trzy lata rozmyślałam nad tym, jak formalnie – literacko i plastycznie – ująć tę kwestię i czy w ogóle da się stworzyć książkę obrazkową na temat relacji człowieka i przyrody.

„Naturen” ukazała się w Szwecji w 2020 roku, a więc dwa lata po tym, jak Greta Thunberg rozpoczęła strajk klimatyczny pod szwedzkim parlamentem, natomiast w Polsce „Przyroda” ma swoją premierę teraz, w roku 2025. Jak dzisiaj, z perspektywy kilku lat od szwedzkiej premiery, patrzysz na swoją książkę?

Rzadko myślę o moich książkach jako o tekstach, które mają się wpisywać w wielkie debaty o globalnej skali. Nie postrzegam „Przyrody” jako publikacji, która funkcjonuje na tym samym poziomie, co strajk klimatyczny Grety Thunberg, bo książka zrodziła się z moich własnych przemyśleń, a właściwie z najzwyklejszej, najbanalniejszej, „zabałaganionej” codzienności, to znaczy z codziennego funkcjonowania od poniedziałku do niedzieli. Z tego względu ważne było dla mnie wprowadzenie ironii i zabawy, przez co opowieść ma nieco prześmiewczy wydźwięk. Oczywiście, spoglądając wstecz, mam poczucie, że „Przyroda” to książka, której temat jest wciąż aktualny. Zdarza mi się spoglądać na nowo na stare teksty czy pomysły na książki i odnosić wrażenie, że podejmowany w nich temat trochę obumarł. Gdyby zmierzyć puls „Przyrody”, tak jak mierzy się puls człowieka, to w mojej ocenie jest on wciąż wyraźnie wyczuwalny. Mam nawet wrażenie, że z czasem ta książka w jakimś sensie dojrzała, zwłaszcza patrząc na jej liczne tłumaczenia: dialog z samą sobą przerodził się w szerszą debatę, bo każda osoba, która sięga po książkę – nosząc w sobie własne uczucia i lęki klimatyczne – przyczynia się do tego, że „Przyroda” nabiera wymiaru globalnego, choć na poziomie indywidualnych zmagań każdego człowieka.

Mówisz o globalnym wymiarze twojej książki, chciałbym więc zapytać o wydania „Przyrody” poza granicami Szwecji. Co myślisz o zagranicznej publiczności i tym, jak w różnych krajach mówi się o środowisku? Czy mimo różnic geograficznych i politycznych uważasz swoją opowieść za uniwersalną?

W pracy twórczej zwykle wychodzę od własnych doświadczeń, przeżyć i emocji. Moje nastawienie jest wręcz egoistyczne, bo nie tworzę dla konkretnej grupy docelowej i myślę o książkach jako kierowanych do różnorodnej publiczności bez wskazania na przedział wiekowy. Dopiero gdy wysyłam gotową makietę do publikacji, to wydawnictwo decyduje o tym, czy wydać moją propozycję i jaką kategorię wiekową nadać książce. Moja twórczość ma źródło wyłącznie w moich przemyśleniach i nie czerpię inspiracji z tego, co akurat stanowi temat politycznych czy społecznych dyskusji, choć oczywiście każda książka jest – nie zawsze wprost – wyrazem poglądów tworzącej ją osoby. Jednocześnie jestem świadoma, że gdy oddaję książkę w ręce osób czytających, to zaczyna ona żyć własnym życiem, nie mam jednak potrzeby wpływania na proces lektury ani narzucania konkretnych interpretacji. Uważam, że zadaniem każdej osoby jest podjęcie decyzji co do tego, czy chce czytać moje książki, a także – jak chce je rozumieć. W tym sensie dostrzegam globalny wymiar mojej twórczości, bo każda osoba czytająca jest wolna w czytaniu i interpretowaniu moich książek.

Muszę przyznać, że zaskoczyły mnie silne kontrasty fabularne i wizualne obecne w „Przyrodzie”: z jednej strony spokój i idylla, z drugiej – gwałtowność i katastrofa. Wspomniałaś o własnych emocjach, które dotyczą świata przyrody, czy chciałaś więc trochę przestraszyć osoby czytające? Czy raczej pokazać przyrodę taką, jaką ją postrzegasz?

Naturalne jest dla mnie korzystanie z mocnego, nieraz przesadnego, humoru, który pomaga opowiedzieć o pewnych tematach, na przykład o przyrodzie. W przypadku tej książki ważne jest również to, że od wczesnego dzieciństwa żyłam blisko natury: bardzo długo mieszkałam w środku lasu, więc byłam wystawiona na jej działanie i ulegałam jej wpływom. I rzeczywiście – przyroda jest taka, jak ją pokazałam w książce, a więc pełna kontrastów. Bardzo romantyczny wschód słońca nad jeziorem, liście powoli opadające z drzew i delikatnie prószący śnieg, a jednocześnie grzmoty, burze i sztormy. Czasem niewiele trzeba, żeby jedno przeszło w drugie, a wszystko potrafi się zmienić w jednej chwili, więc wyraźnie dostrzegam dramatyzm przyrody. Na przykład dzisiaj wieje u mnie zachodni wiatr, który z godziny na godzinę potrafi zmienić i mój nastrój, i to, co widzę za oknem. Kiedyś trafiłam na artykuł zatytułowany „Tyle kosztował piorun”, w którym ktoś pisał o naturze w kategoriach ekonomicznych, co mnie bardzo rozbawiło, bo dla mnie jest to raczej oczywisty element przyrody, która jest jednocześnie idylliczna i bezkompromisowa, rządzi się bowiem twardymi regułami. Tu, gdzie mieszkam, wciąż można wyraźnie dostrzec cztery pory roku, choć ich granice w wielu miejscach świata się zacierają. Mimo to przyroda żyje swoim bardzo regularnym rytmem, a jej dramatyzm ma w sobie coś ze spektaklu teatralnego w wielkiej skali.

Co prawda to przyroda jest tytułową bohaterką twojej książki, ale na równi z nią obecni są karykaturalni ludzie. Czy ukazałaś ich w taki sposób, aby właśnie wyśmiać pewne negatywne cechy? O czym myślałaś, kreśląc tych „aktorów” w „spektaklu teatralnym”, jakim jest przyroda?

Te postaci powstały bardzo intuicyjnie – tak po prostu wyszło, że mają wielkie ciała i małe głowy. Dopiero gdy skończyłam prace nad książką, pojawiła się myśl, że te intuicyjnie wyrysowane postaci da się interpretować jako kolektyw, do którego zresztą sama się zaliczam. Również w tym sensie tworzenie tej książki było dla mnie swego rodzaju pracą terapeutyczną, pozwalającą na przepracowanie tego tematu. Post factum widzę te postaci jako wielkie ciała gotowe do działania, nieustannie w ruchu: kładą asfalt, kopią ziemię, sadzą rośliny, kąpią się w wodzie, ścinają drzewo. Jednocześnie ich głowy są bardzo małe, przypominają trochę żarówki, które zapalają się tylko od czasu do czasu i wtedy docierają do tych ludzi, jak chwilowe przebłyski, konsekwencje własnych działań. Tak można rozumieć te postaci, działające nieustannie, ale przy tym bezrefleksyjnie, ignorujące potrzeby przyrody i myślące wyłącznie o sobie.

Bardzo mnie cieszy, że mówisz o kolektywie, bo to samo słowo przyszło mi do głowy w trakcie lektury „Przyrody”, historię opowiada bowiem narrator zbiorowy („To jest wioska, w której mieszkamy”). Powiedziałaś, że czujesz się częścią tego kolektywu, chciałbym więc zapytać, czy „my” oznacza nas wszystkich, a więc dzieci i dorosłych? Czy może to dorośli są bardziej odpowiedzialni za przyrodę niż młodzi ludzie?

Nie chcę oczywiście uogólniać, ale wychodzę z założenia, że trudno o cokolwiek obwiniać dzieci, które na początku swojego życia nie mają tyle wiedzy i doświadczeń co dorośli, nie wydaje się więc sensownym obarczanie ich odpowiedzialnością za przyrodę. I choć ta zbiorowość, owo „stado”, które pojawia się w książce, jest kolektywem, to narrację prowadziłam z perspektywy dziecka, które jest obserwatorem tego, co dzieje się wokół niego. Chętnie przyjmuję perspektywę dziecka, chociaż postrzegam moje książki jako uniwersalne pod względem adresu czytelniczego. Mimo to nie chcę uciekać od odpowiedzialności – pisząc w liczbie mnogiej, jestem częścią kolektywu i jako osoba dorosła jestem współodpowiedzialna za procesy niszczące przyrodę – takie myśli i uczucia towarzyszyły też powstawaniu tej książki. Co prawda na początku próbowałam pisać w trzeciej osobie („oni”) i przedstawić historię z perspektywy zewnętrznego obserwatora, ale wydała mi się nieadekwatna. Nie przyjęłam jej, bo stawia osobę piszącą na pozycji tej, która ocenia i wytyka palcem, a tego chciałam uniknąć.

Spotkanie z Emmą Adbåge podczas targów „Mały Koneser”, fot. Paulina Zaborek

Odchodząc od samej książki, chciałbym zapytać cię o twoją wizytę w Polsce, byłaś bowiem gościnią targów Mały Koneser, podczas których „Przyroda” miała swoją premierę. Pozytywnie zaskoczyła mnie bardzo długa kolejka po twoje autografy, chciałbym więc zapytać, jak ty się z tym czułaś? Czy coś zaskoczyło cię podczas pobytu w Polsce i w trakcie rozmów, które prowadziłaś wokół swoich książek?

Mówiąc szczerze, nie wiedziałam, jak zostanę przyjęta, więc ta długa kolejka mnie bardzo ucieszyła. Moje doświadczenie z wizyty w Polsce było podobne, jak podczas podróży zagranicznych, głównie do Włoch – na Sardynię i do Bolonii – co może wynikać z różnic kulturowych między Szwecją i tymi krajami. W Szwecji bezpośredni kontakt z osobami czytającymi jest inny, ludzie wydają się mieć mniej odwagi i są przyzwyczajeni do innej konwencji spotkań autorskich. To, co mnie ujęło i ucieszyło, to że w Polsce nie chodziło tylko o autografy, ale szczere zainteresowanie rozmową o książkach, które ludzie rzeczywiście czytają i dobrze znają. Dzięki temu kontakt wydał mi się bardziej osobisty, czułam też dużo ciepła bijącego z tej długiej kolejki na Małym Koneserze.

Czy na koniec możesz zdradzić, nad czym teraz pracujesz i jakie są twoje plany na najbliższą przyszłość?

Na stole za mną leży sterta papierów – to właśnie moja najnowsza książka, która ukaże się już jesienią. Zaraz spakuję ją do dużej koperty i wyślę do wydawnictwa do obróbki cyfrowej, ponieważ pracuję głównie analogowo w technice gwaszu i rysunku. Bardzo się cieszę z nadchodzącej premiery, bo minęło już sporo czasu od wydania mojej ostatniej autorskiej książki „Såret” [pol. rana, wyd. oryg. 2022]. Nowa książka ma tytuł „Påsen” [pol. worek] i mówi o przedmiotach – ich znaczeniu, ale też pozbywaniu się rzeczy, które do nas nie należą, i o tym, czy coś bezwartościowego dla nas może być cenne dla innych. Cieszą mnie również dwie zbliżające się wystawy: indywidualna i zbiorowa. Pierwsza z założenia ma krążyć po całej Szwecji, a druga niedługo będzie miała swój wernisaż podczas Litteralund, dużego wydarzenia poświęconego literaturze dziecięcej i młodzieżowej w Lund.

Dziękuję za rozmowę o „Przyrodzie” i trzymam kciuki za twoją najnowszą książkę, która – mam nadzieję – ukaże się też niebawem w Polsce. 

Bardzo dziękuję!

 

Rozmowę tłumaczyła Agnieszka Stróżyk z Wydawnictwa Zakamarki.

 

Książka:

Emma Adbåge, „Przyroda”, przeł. Katarzyna Skalska, wyd. Zakamarki, Poznań 2025. 

Proponowany wiek odbiorcy: 3+ (wskazanie wydawcy)

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.