Nocą 23 marca na szosie w pobliżu Tel Sultan na południu Gazy armia izraelska – jak podaje jej oficjalny komunikat – zastawiła pułapkę. Nie wiemy, co było celem pułapki, lecz o 4 rano ostrzelany został przejeżdżający pojazd. Według armii był to pojazd policji Hamasu, z którym doszło do wymiany ognia, według źródeł palestyńskich – karetka.

Zginął kierowca i jeden z dwóch członków załogi, trzeciego – woluntariusza ratownika Munthera Abeda – Izraelczycy wzięli do niewoli i zatrzymali w miejscu zasadzki. Wraz z nim znalazł się tam, wraz ze swym dwunastoletnim synem, inny Palestyńczyk, doktor Said al-Bardawil. Izraelczycy zatrzymali ich, gdy szosą szli nad morze łowić ryby. Obaj zostali w końcu zwolnieni, Abed po ciężkim pobiciu przez żołnierzy.

Armia się tłumaczy

4 kwietnia palestyński Czerwony Półksiężyc poinformował o odkryciu zbiorowego grobu 15 palestyńskich ratowników i strażaków z konwoju, jadącego na ratunek załodze karetki Abeda, z którą stracono łączność. Obok znaleziono też zakopane wraki pojazdów konwoju: trzech karetek, wozu strażackiego i pojazdu UNRWA. Czerwony Półksiężyc oskarżył armię o popełnienie zbrodni wojennej i próbę jej ukrycia.

Armia podjęła śledztwo, po czym podała, że istotnie, po wspomnianej wymianie ognia z pojazdem policji Hamasu, wojskowi zostali ostrzeżeni przez operatorów drona obserwacyjnego, że do ich pozycji zbliża konwój „podejrzanie zachowujących się” pojazdów o wygaszonych światłach. Gdy konwój stanął, zaczęli zeń wyskakiwać ludzie – a wówczas żołnierze, „działając w uzasadnionym poczuciu zagrożenia”, otworzyli ogień, zabijając wszystkie 15 osób.

Ich ciała istotnie pochowano w zbiorowym grobie, zgodnie z procedurą, a o miejscu pochówku powiadomiono ONZ. Wraki ostrzelanych pojazdów buldożer zepchnął następnie na pobocze, by nie tarasowały drogi. Ze względu na walki w tym regionie i przemieszczanie się uczestniczącej w akcji pod Tel Sultan jednostki, ekshumacja grobu była możliwa dopiero po kilku dniach, stąd zwłoka.

„Są tu izraelscy żołnierze”

Gdyby na tym był koniec, incydent na szosie stałby się jednym z licznych niewyjaśnionych wydarzeń, w jakie obfitują dzieje każdej wojny. Ale jeden z członków konwoju, Rfaat Radwan, celowo nagrywał przez 19 minut na swoim telefonie bieg wydarzeń, by go udokumentować. Telefon znaleziono na jego ciele, a nagranie odtworzono. Pięciominutową jego wersję udostępnił „The New York Times”, który wraz z „The Guardian” odszukał Abeda i Bardawila oraz opublikował ich relacje.

Na nagraniu widać wyraźnie, że wszystkie pojazdy konwoju mają włączone światła drogowe i alarmowe, zaś z rozmów wynika, że jadą szukać zaginionego ambulansu, który około 6 rano znajdują. Gdy wyskakują ze swych pojazdów, by spieszyć z pomocą ewentualnym rannym, rozlega się strzelanina. Światła trafionych pojazdów gasną, po chwili słychać głosy mężczyzn mówiących po hebrajsku. „Są tu izraelscy żołnierze”, mówi i zmawia szehadę, muzułmańskie wyznanie wiary. Tu nagranie się urywa.

Kłamstwa żołnierzy i łatwowierność śledczych

Po opublikowaniu nagrania armia wycofała się ze swych twierdzeń, że pojazdy konwoju były nieoświetlone. To sprawa kluczowa: jadące bez świateł pojazdy istotnie mogą być podejrzane, ale oświetlonych karetek ostrzeliwać nie wolno. Armia wyjaśniła, że informacje o braku oświetlenia pochodzą od żołnierzy: innymi słowy, okłamali oni śledczych i nikt tego nie sprawdził.

Możliwe, że żołnierze mieli na myśli stan, gdy w ostrzelanych pojazdach zgasły światła – ale wcześniej znakomicie widzieli, do kogo strzelają. Strzelanie do pojazdów pomocy medycznej i do personelu medycznego to zbrodnia wojenna. I nie wydaje się wątpliwe, że z tym właśnie mamy do czynienia. Zaś kłamstwa żołnierzy, w tym także operatorów drona, którzy ostrzegli o „podejrzanym”, bo nieoświetlonym konwoju, które armia bez sprawdzenia podała jako fakty, stanowią ewidentną próbę jej ukrycia. Wojskowi śledczy winni są karygodnej łatwowierności, jeżeli nie wręcz wspólnictwa, w tym drugim przestępstwie.

Wyjaśnienia wymagają pozostałe jeszcze niejasności: czy zaatakowana karetka Abeda to „pojazd policji Hamasu”, o którym mówiła armia, czy też chodzi o dwa różne incydenty. Czy wraki pojazdów istotnie usiłowano ukryć, czy jedynie zsunąć z drogi. Jak było z terminem powiadomienia ONZ o zbiorowym grobie. Z jakiej odległości strzelano do medyków (nagranie i relacje obu świadków wskazują, że z bliska). I przede wszystkim – na kogo była zasadzka, o której mowa w wojskowym komunikacie?

Jedna zbrodnia nie usprawiedliwia drugiej

Obaj świadkowie mówią, że kiedy przejeżdżały inne samochody, żołnierze się ukrywali i im kazali czynić to samo. Najwyraźniej czekali na konkretne pojazdy. Prawdopodobną wydaje się hipoteza, że jednostkę ostrzeżono, iż Hamas będzie się przemieszczał ambulansami: dlatego też otworzyli ogień i do karetek, i do wyskakujących z nich ludzi. Wojsko poinformowało zresztą, bez podawania dowodów, że sześciu zabitych to członkowie Hamasu.

Wykorzystywanie pojazdów czy obiektów medycznych dla celów wojskowych także stanowi zbrodnię wojenną, którą Hamas wielokrotnie popełniał. Ambulans Czerwonego Półksiężyca ewakuował na przykład uzbrojonego rannego hamasowca podczas ataku 7 października, inny podjął próbę ewakuacji hamasowców, zaś praktykę korzystania z ambulansów potwierdzają sami hamasowcy. Tyle tylko, że zbrodnia wojenna jednej strony nie usprawiedliwia zbrodni wojennej drugiej z nich.

Jeśli Izrael miał powody podejrzewać, że 23 marca pod Tel Sultan ambulanse będą hamasowców przewozić, miał obowiązek pojazdy i ich pasażerów zatrzymać, nie ostrzeliwać i zabijać. Tak, wiązałoby się to z wyższym zagrożeniem dla żołnierzy, ale do tego Izrael zobowiązał się, ratyfikując konwencje genewskie. Zaś to, że nikt z konwoju nie ocalał, dowodzi, że to nie była próba zatrzymania, lecz rzeź.

Akurat kiedy wybuchła sprawa nagrania, premier Benjamin Netanjahu, ścigany listem gończym za domniemane zbrodnie wojenne i przeciw ludzkości w Gazie przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, przebywał z oficjalną wizytą w Budapeszcie. Węgry, członek MTK, miały obowiązek go aresztować. Ale kiedy Trybunał zwrócił się do władz węgierskich ze stosownym wezwaniem, te odpowiedziały, ogłaszając, że występują z MTK. Należałoby temu właściwie przyklasnąć: inne państwa członkowskie MTK, jak Niemcy, Francja, Włochy, Czechy, Belgia czy Polska, zapowiedziały, że nie wykonają nakazu Trybunału, ale w nim pozostają, podważając zaufanie i do międzynarodowej, i do krajowej sprawiedliwości.

Są zresztą powody, by mieć do nakazu aresztowania Netanjahu proceduralne zastrzeżenia. Zarzuty pod adresem oskarżonych nie zostały przedstawione izraelskiej prokuraturze, by mogła się do nich ustosunkować, tylko prokurator Trybunału Karim Khan od razu wystąpił doń o nakazy aresztowania. Tymczasem w toczącej się w tym samym czasie postępowaniu przeciwko władzom Wenezueli, oskarżonym o torturowanie więźniów politycznych, zarzuty przedstawiono w Caracas, władze obiecały, że zajmą się sprawą. W efekcie Khan odstąpił od zamiaru wystosowania w tym przypadku nakazów aresztowania. Do sprawiedliwości izraelskiej, która osądziła prezydenta i jednego premiera, a drugiego właśnie sądzi, należało jednak mieć więcej zaufania.

Sprawcy mogą czuć się bezkarni

MTK utworzono, by można było ścigać takie zbrodnie, jak ta z Tal Sultan. Zbrodnie, których sprawiedliwość kraju sprawców nie chce lub nie może ścigać. Owszem, izraelska prokuratura wojskowa podała, że prowadzi dochodzenia w sprawie 74 możliwych zbrodni wojennych popełnionych przez armię w Gazie. Żadne z tych postepowań nie znalazło, jak dotąd, sądowego finału – nawet obszernie udokumentowana sprawa zgwałcenia palestyńskiego jeńca w bazie Sede Teman, skąd zresztą dochodzą doniesienia o dalszych torturach. Sprawcy rzezi pod Tel Sultan mogą więc czuć się bezkarni.

Tymczasem już w 1958 roku Sąd Najwyższy orzekł, że żołnierze nie mają prawa wykonywać rozkazów, nad którymi „powiewa czarna flaga bezprawia”. W sprawę tę uwikłani są zaś nie tylko bezpośredni sprawcy, przekonani, że wolno im strzelać do karetek i zabijać medyków, ale ich przełożeni, którzy to przeświadczenie tolerowali, jeśli nie wręcz wspierali. I zapewne uczestniczyli w niezdarnych próbach zatuszowania sprawy.

Część odpowiedzialności – jak stwierdził w debacie w Knesecie opozycyjny poseł Gil Kariv – spada też na tych polityków, którzy mówili – a niektórzy mówią dalej – że „w Gazie nie ma niewinnych”, bo nikt nie potępił rzezi z 7 października. Ale kto w Izraelu, poza posłem Karivem i garstką lewicowych intelektualistów i dziennikarzy, potępił rzeź z 23 marca? Kto w ogóle jest jej świadom, skoro media – znów, poza nielicznymi lewicowymi – niemal o niej nie pisały? Czy będzie można się tłumaczyć, że się nie widziało czarnej flagi bezprawia, bo się akurat patrzało gdzie indziej?

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: IDF Spokesperson’s Unit, CC BY-SA 3.0.

This issue was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVESgoethe.de/perspectives_eu.

Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.