Po przebudzeniu sięgam po leżący przy łóżku telefon. Chcę sprawdzić, która jest godzina, ale kciuk automatycznie przewija jeden z wielu serwisów społecznościowych, na których mam konto. W taki właśnie sposób dowiaduję się o atakach terrorystycznych, początkach wojen, klęskach żywiołowych, wynikach wyborów czy silnym wpływie Rosji na naszą kruchą środkowoeuropejską rzeczywistość. Niewiele informacji dotyczy mojego najbliższego otoczenia.
Głęboka cyfrowa studnia wiedzy wiąże się również z większym ryzykiem dezinformacji i polaryzacji. Informacji nie jest już tak łatwo zweryfikować w wielu źródłach, ponieważ fałszywe wiadomości też mają swoje źródła – czasami nawet potwierdzone bezpośrednimi wypowiedziami z Gabinetu Owalnego. Algorytmy sieci społecznościowych podsuwają nam treści zgodne z naszymi przekonaniami.
Nie ma znaczenia, czy jesteśmy sfrustrowanymi młodymi mężczyznami poszukującymi wzorca męskości, czy samotnymi seniorami, którzy po zmianie systemu politycznego stopniowo przestali ufać oficjalnym strukturom. Powstaje chaos informacyjny. W jego wyniku utraciliśmy pewność tego, że potrafimy rozróżnić wartościowe źródła informacji od tych problematycznych.
Niewiarygodny jak dziennikarz?
Ponadto spada zaufanie do osób przekazujących informacje – dziennikarzy. W Czechach darzy ich zaufaniem zaledwie 30 procent społeczeństwa. Rośnie też powszechna niechęć wobec mediów – ponad jedna trzecia odbiorców rezygnuje ze śledzenia tradycyjnych wiadomości. Są one podobno zbyt negatywne, stronnicze, niestrawne lub bezosobowe.
Dziennikarz pełnił w społeczeństwie rolę neutralnego źródła informacji. Czegoś się dowiadywał, weryfikował to, przetwarzał i przedstawiał w przystępnej formie odbiorcom, którzy sami decydowali, jak się do tego odnieść. Pomagał ludziom zrozumieć, co się dzieje na świecie.
Dzisiaj, pod wpływem mediów społecznościowych i demokratyzacji środowiska medialnego, tę funkcję pozornie pełnią także influencerzy, marketingowcy polityczni, sami politycy na swoich profilach, a nawet dezinformatorzy. Nie ograniczają ich rygorystyczne zasady dziennikarskie. Bez skrupułów mówią swojej publiczności, co ma myśleć o danej kwestii, utwierdzając ją w określonym sposobie postrzegania świata. Wzbudzają zaufanie niezależnie od tego, czy chodzi o sprawdzone fakty, czy o zwykłe kłamstwo.
Bliskość
W czasach geopolitycznej niepewności, kiedy państwa środkowoeuropejskie lawirują między Wschodem a Zachodem, rzetelne informacje są najcenniejszym z zasobów. Jeśli jednak społeczeństwo nie potrafi się w nich zorientować i nie ufa ich nadawcom, w krytycznych momentach nie wykorzysta ich.
W ten sposób osiągnięty zostanie podstawowy cel zagrożeń hybrydowych – stworzenie środowiska, w którym każdy może mieć swoją rację i jej bronić. To łatwy sposób na dzielenie społeczeństwa w jego najmniejszych komórkach, od rodziny po środowiska pracy. Wymiana poglądów zamienia się w spór, w którym argument jest bronią szturmową, przeciwko której działa jedynie obojętność.
Dlatego zadaniem współczesnych dziennikarzy jest nie tylko tworzenie kolejnych treści, lecz także dbałość o środowisko informacyjne. Musimy objaśniać naszą pracę, znaczenie dziennikarskich zasad etycznych i warsztatowych oraz różnicę między nami a pozostałymi źródłami informacji. Żebyśmy mogli to osiągnąć, musimy wzbudzić w społeczeństwie przynajmniej elementarne zaufanie. Na początek warto zadać pytanie: „Dlaczego nie ufacie nam, ale komuś innemu już tak?”.
Kiedy w ostatnich latach w mojej pracy dziennikarskiej zajmowałem się manipulacjami w przestrzeni cyfrowej, próbowałem zrozumieć, jak działają lokalni influencerzy szerzący dezinformacje. Interesowali mnie, dlatego że z założenia można ich uznać za przeciwieństwo dziennikarzy: wspierają chaos na podstawie manipulacji.
Robili kariery przede wszystkim w czasie pandemii koronawirusa, kiedy to szerzyli antysystemowe poglądy, a następnie płynnie przeszli do tematu wojny w Ukrainie. Rozpowszechniali teorie spiskowe i dezinformacje, w które w różnym stopniu wierzy około 30 procent Czechów. Niespełna 10 procent wierzy w te silnie prorosyjskie.
W pracy tych „influencerów” jest jednak coś inspirującego. Do pewnego stopnia udało im się zastąpić tradycyjne media. Oprócz wypełniania przestrzeni fałszywymi informacjami opartymi na frustracji i strachu, skuteczniejsza część z nich była w stanie zdobyć miliony koron od zwolenników i osiągnąć setki tysięcy wyświetleń w mediach społecznościowych. Świetnie opanowali także współpracę ze swoimi społecznościami.
Ludzie, którzy zarabiają na życie rozpowszechnianiem fałszywych informacji, mają często niekwestionowaną zdolność do wzbudzania w swoich zwolennikach poczucia współprzynależności i szczerego zainteresowania. Regularnie siadają przed komputerem i przez godzinę rozmawiają z obserwującymi za pośrednictwem transmitowanego na żywo streamu wideo w mediach społecznościowych. Organizują debaty i wydarzenia publiczne, nawet na drugim końcu kraju. Bez ogródek mówią o tym, co ich gryzie, dzięki czemu tworzą wspólną przestrzeń pełną autentycznych emocji. O dziennikarzach mówią: „Jesteśmy im obojętni”.
Manipulatorzy stwarzają poczucie bliskości i zainteresowania „naszymi” zmartwieniami. Dziennikarze natomiast zajmują się bez wątpienia ważnymi, ale dla części ludzi abstrakcyjnymi problemami: średnią krajową, której większość z nich nigdy nie zarobi, czy pomocą dla obcego kraju w konflikcie zbrojnym, podczas gdy oni nie mają dostępu do opieki zdrowotnej w swoim regionie.
Powrót
W czasach kryzysu zaufania do dziennikarzy kluczową rolę może odegrać wysokiej jakości dziennikarstwo regionalne skupiające się na społecznościach lokalnych. Kieruje bowiem uwagę serwisów informacyjnych z powrotem na ludzi i ich codzienne życie. W przeciwieństwie do mediów ogólnokrajowych, które często skupiają się na wielkich wydarzeniach geopolitycznych lub tematach polaryzujących opinię publiczną, media regionalne docierają do społeczności lokalnych z tematami, które są im najbliższe. Starają się reagować na ich problemy, zainteresowania i wartości.
To właśnie w regionach rozstrzyga się los demokracji. Lokalni dziennikarze są często jedynymi, którzy mają bezpośredni wgląd w życie ludzi głosujących inaczej niż mieszkańcy dużych miast. Rozumieją, dlaczego nie mają zaufania do systemu kierowanego ze stolicy, dlaczego częściej głosują na populistów lub ulegają nastrojom ekstremistycznym. Ponieważ zwracają się bezpośrednio do lokalnych społeczności, mają szansę budować mosty między ludźmi a „systemem”. Mogą zrównoważyć wpływ influencerów szerzących dezinformację poprzez szczere zainteresowanie życiem osób z konkretnego miejsca.
Jednak lokalnych redakcji jest coraz mniej. W ciągu ostatnich dziesięciu lat w Czechach zniknęła połowa z nich. Spadają wynagrodzenia, wzrasta obciążenie pracą i presja ze strony lokalnych polityków lub dużych graczy biznesowych. Wielu dziennikarzy musi łączyć swój zawód z inną pracą, na przykład ucząc w szkołach. Małe redakcje nie mają ponadto wystarczającej ochrony prawnej ani zabezpieczenia, a w przypadku trudniejszych spraw narażają się na większe ryzyko egzystencjalne. Rozwijają się tak zwane pustynie informacyjne – miejsca, w których praktycznie brakuje rzetelnych i wiarygodnych informacji, które są warunkiem dobrze funkcjonującej demokracji.
Zaczęto o nich mówić w kontekście Stanów Zjednoczonych po kryzysie finansowym w 2008 roku, kiedy zaczęły znikać setki lokalnych tytułów prasowych. Skutki tego widzimy do dziś. W ostatnich wyborach prezydenckich w USA Donald Trump odniósł spektakularne zwycięstwo właśnie w miejscach, gdzie nie ma dostępu do wysokiej jakości informacji lokalnych.
Lokalność
Podobny problem widzimy w Europie. Według sondażu przeprowadzonego przez Local Media for Democracy Czechy należą pod tym względem do największych „pustyń” Europy.
Powstaje jednak niewiele nowych projektów lokalnych. Ostatnio powstał na przykład magazyn „Apel” w regionie Pilzna czy redakcja „Regionální média Mostecko”. Jeszcze w zeszłym roku wspólnie ze współpracowniczkami z Ostrawy, postindustrialnego miasta we wschodniej części Czech, założyłem regionalną stronę internetową „Okraj”. Praca nad nią jest wymagająca i pełna niepewności, ale ma duże znaczenie. Udało nam się na przykład zwrócić uwagę na problematyczne traktowanie lokalnej społeczności romskiej, a po naszych ustaleniach poruszonym tematem zainteresował się również prezydent Czech – Petr Pavel.
Ostatnio nasz artykuł o życiu starszych ludzi w okolicach miasta Bruntál został wyróżniony prestiżową czeską nagrodą dziennikarską (Novinářská cena). Ze sceny powiedziałem, że: „Wierzę, że nasz mały krok w powrocie do domu może być sygnałem dla innych dziennikarzy, aby również wracali do domów – tam, gdzie nie ma innych dziennikarzy, gdzie są ludzie, którzy nigdy nie rozmawiali z dziennikarzami, gdzie są historie, których dziennikarze nigdy nie relacjonowali”.
Wsparciem dla dziennikarstwa regionalnego mogą być także redakcje ogólnokrajowe, które przynajmniej od czasu do czasu wysyłają swoich reporterów do bardziej oddalonych części kraju. Większość dziennikarzy jest obecnie skupiona w dużych miastach, a prowincję odwiedzają sporadycznie. Jak potwierdza badanie Digital News Report przeprowadzone przez Reuters Institute, ludzie są najbardziej zainteresowani wiadomościami dotyczącymi ich okolicy. Chodzi więc o zdobycie ich zaufania, o dowód, że o nich nie zapomnieliśmy.
Wsparcie
Poranne spojrzenie w telefon może nam dziś zdradzić, co dzieje się na drugim końcu świata, ale często nie powie nic o tym, co dzieje się na końcu naszej własnej ulicy. A właśnie tam rozstrzyga się kwestia zaufania – do informacji, do dziennikarzy, do samej demokracji.
Powrót do domu, do lokalnych historii i społeczności, to nie tylko symboliczny gest, ale niezbędny krok w odbudowie zaufania i zdrowego środowiska informacyjnego. Aby nie była to tylko wyjątkowa inicjatywa kilku zapaleńców, ale szerszy trend, który zmieni czeską i europejską scenę medialną, niezbędne jest stworzenie systemowego wsparcia.
Unia Europejska i poszczególne państwa członkowskie powinny włączyć wsparcie mediów lokalnych do swoich priorytetów strategicznych. Nie tylko w formie jednorazowych dotacji, ale poprzez długoterminowe fundusze stabilizacyjne, ochronę prawną dziennikarzy regionalnych, dostęp do pomocy prawnej i wsparcia w zakresie bezpieczeństwa oraz programy rozwojowe dla młodych dziennikarzy spoza głównych ośrodków miejskich.
W przeciwnym razie istnieje ryzyko, że pustynie medialne będą się dalej powiększać, a wraz z nimi próżnia informacyjna, którą zawsze ktoś wypełni. Samo dziennikarstwo regionalne nie zbawi demokracji, ale może w porę ostrzec przed tym, co dzieje się za drzwiami lokalnych urzędów i w poczekalniach wiejskich gabinetów lekarskich. I odebrać wpływ tym, którzy manipulują informacjami.
This issue was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.
Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.

