Szanowni Państwo!

Krytycy rządów koalicji 15 października zarzucają jej, że zamiast walczyć o poparcie ustawami reformującymi państwo bazuje na lęku przed powrotem PiS-u do władzy. Szczególnie widać to u polityków Koalicji Obywatelskiej. 

Apogeum takiego działania obserwowaliśmy, kiedy jeszcze KO nie odcinała się w zdecydowany sposób od podsycanej przez Romana Giertycha wiary w to, że PiS sfałszowało wybory prezydenckie. Skoro Jarosław Kaczyński jest tak potężny, żeby zakulisowymi działaniami doprowadzić do podważenia najważniejszej instytucji demokracji, to co dopiero będzie, jeśli wróci do władzy? A wróci, skoro umie manipulować wynikiem wyborów.

A PiS rzeczywiście może wrócić szybko do władzy

Ale dlatego, że strona liberalna się nie uczy. Nie oferuje realnie nowych rozwiązań, bazuje niemal wyłącznie na tym, że trzeba powstrzymać populistów. Utrzymuje się na lęku przed autorytaryzmem, który odczuwa część wyborców. W dużej mierze ta sięgająca pamięcią do czasów PRL. I dostrzegająca podobieństwa między systemem stworzonym niedawno przez PiS a tamtym.

Zdobywanie poparcia za pomocą strachu to obecnie sposób, który łączy ze sobą wszystkie strony sceny politycznej. Lewica obiecuje obronę praw człowieka, bezpieczeństwo ekonomiczne – czyli brak strachu o przetrwanie. Prawica obiecuje bezpieczeństwo przed zagrożeniem, jakie rzekomo stanowią dla nas „obcy” – imigranci czy uchodźcy. 

Ruch Obrony Granic patrolujący granicę z Niemcami nie tylko jednak bazuje na tym strachu, ale podsyca go. Antycudzoziemskie nastroje prowadzą z kolei do kolejnego lęku, tym razem strony progresywnej, o to, by ta atmosfera nie doprowadziła do normalizacji przemocy w miejscach publicznych, do linczów.

Strach jest za każdym razem uzasadniony

Jeśli wyznaje się wartości strony liberalnej, to zrozumiałe jest, że można się bać autorytarnych rządów, jakie, jak już wiadomo, sprawuje PiS. Tak samo, jak można w uzasadniony sposób bać się o własne bezpieczeństwo na ulicach, kiedy uwierzy się w to, że imigranci są zagrożeniem. A to nie jest trudne, wystarczy spędzić trochę czasu na TikToku lub na X.

Strach dotyczy jednak jeszcze jednej ważnej sfery – wolności słowa. Ograniczenie wolności słowa widać w lęku przed podejmowaniem dyskusji na polaryzujące tematy. Czy liberałom wolno dyskutować o imigracji czy aborcji? Długo uważali, że lepiej nie, bo i tak o równość czy prawa człowieka trzeba walczyć, niebezpiecznie jest podawać różne sprawy z tym związane w wątpliwość. 

Jednak ten strach przed publicznym wyrażaniem wątpliwości i dyskusją wykorzystują populiści. Przejmują to, co u liberałów wywołuje wątpliwości, na temat których można by z szacunkiem dyskutować – i radykalizują hasła. Publikowaliśmy dyskusję, w której na ten temat rozmawiali światowi intelektualiści: Karolina Wigura, Jan Zielonka, Alan S. Kahan, Ralf Fücks.

Z kolei, jak pisze w swojej książce „Strach o suwerenność. Nowa polska polityka” Jarosław Kuisz, zakodowany przez pokolenia lęk przed utratą państwa, który wciąż jest obecny w polskiej polityce, jest jej siłą napędową. 

Strach rządzi polityką 

Dlatego pilniejsza jest kwestia tego, jaka jest na niego odpowiedź. Dostrzega to również magazyn „Foreign Affairs”, który opublikował listę 100 najważniejszych książek 2024 roku – znalazła się na niej zarówno książka Jarosława Kuisza, jak i ta Alana S. Kahana – „Freedom from Fear” [Wolność od strachu]. Ta podstawowa wolność ludzka jest jednocześnie jedną z podstawowych wartości liberalnych. Właśnie w jej obronie stają rządy liberalne, ale również populistyczne, snując swoje obietnice. Czy jednak liberałowie mają do zaproponowania coś więcej niż obronę wolności? Zwłaszcza kiedy sami przekonaliśmy się, że to może nie wystarczyć, żeby odpowiedzieć na falę prawicowej radykalizacji.

Co powinno wyróżniać współczesnych liberałów? Czy wolność od strachu wystarczy? Czy raczej pozytywne działanie, program, idea? Piszemy o tym w nowym numerze „Kultury Liberalnej”. 

Jan Tokarski polemizuje z tezami zawartymi w książce Kahana. Liberalizm to za mało, pisze:

„Kryzys idei liberalnych jest w świecie zachodnim widoczny gołym okiem. Kahan sformułował tymczasem wyjątkowo ciekawą propozycję, by na liberalizm spojrzeć przez pryzmat strachu, jaki w różnych okresach historii motywował twórców tego nurtu myśli politycznej.

Źródłami wspomnianego strachu były zdaniem badacza kolejno: fanatyzm religijny, rewolucja i reakcja, ubóstwo oraz totalitaryzm. W reakcji na te zjawiska liberałowie za każdym razem modyfikowali swoje credo. […] Ta perspektywa, choć płodna, okazuje się jednak moim zdaniem niewystarczająca, aby osiągnąć cel, na którym autorowi zależy najbardziej: cel przywrócenia liberalizmowi jego moralnego przesłania”. 

Alan S. Kahan odpowiada Tokarskiemu. W swojej odpowiedzi pisze: „Tokarski uważa, że moralne przesłanie zawarte we «Freedom from Fear» jest ubogie w treść. Społeczeństwo, w którym nikt nie musi się bać, jak definiuję liberalizm, nie jest, według Tokarskiego, wystarczające dla ludzkiego rozwoju. […] Istnieją dwa sposoby, aby odpowiedzieć na ten zarzut: błędna droga obrana przez większość liberałów z końca XX wieku (to, co nazywam liberalizmem 3.0) oraz moralnie solidna odpowiedź, którą preferujemy zarówno Tokarski, jak i ja. […] argumentuję, że ta celowo amoralna perspektywa jest w dużej mierze odpowiedzialna za wzrost populizmu, natura ludzka brzydzi się moralną pustką, a liberałowie muszą przedstawić swoją wizję dobrego życia. […] Zgadzam się z opinią Tokarskiego, że «napełnienie liberalizmu treścią moralną wymaga wyjścia poza liberalizm strachu…». Liberalizm dotyczy zarówno nadziei, jak i strachu, a ta nadzieja jest polityczna, ekonomiczna, a także moralna”.

Zapraszam Państwa serdecznie do lektury i polecam pozostałe teksty z numeru.

Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin,

Zastępczyni redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”