Szanowni Państwo!
Obecni młodzi dorośli nie zostali wychowani do tego, żeby walczyć na wojnie. To pokolenie dorastające w czasach, które miały być coraz lepsze. Po trudnej transformacji w latach dziewięćdziesiątych i jeszcze na początku dwutysięcznych – nastąpił okres już nie tylko pokoju, ale i rozwojowego skoku. Teraz rozpoczyna się dyskusja, czy właśnie to pokolenie powinno odbyć obowiązkową służbę w wojsku.
Pod tym określeniem może się kryć zarówno powszechny, jak i częściowy pobór młodych ludzi, którzy ukończyli obowiązkową edukację. Szkolenia mogą trwać kilka miesięcy albo dłużej. Pod koniec PRL obowiązkowa służba wojskowa trwała rok, obecnie na przykład na Litwie trwa 9 miesięcy. Poborowi mogą być skoszarowani albo dojeżdżać na zajęcia. Rozwiązań jest wiele, ale trzeba odwagi, by jakieś zaproponować.
Czy młodzi dorośli i ich rodzice są gotowi powrót poboru
Bo szkolenie oznacza, że w razie napaści na Polskę ci, którzy mieli żyć coraz lepiej, którzy często byli wychowywani z większą empatią niż ich rodzice, teraz będą wcieleni do wojska. Pytanie brzmi, czy młodzi dorośli i ich rodzice są gotowi na taki scenariusz.
Jak pisała w „Kulturze Liberalnej” socjolożka obronności Weronika Grzebalska, gotowość Polaków do obrony kraju jest wyższa i stabilniejsza niż u sąsiadów z grupy wyszehradzkiej, ale niższa niż w krajach nordyckich. A od tej gotowości zależą decyzje polityczne. I to, czy służba wojskowa będzie albo nie będzie obowiązkowa.
Powszechny i obowiązkowy pobór to w Polsce temat polityczny także ze względu na historię. Odejście od niego w latach dziewięćdziesiątych było symbolicznym zakończeniem zimnej wojny, w której Polska była po drugiej stronie niż Zachód. Powrót do poboru może też kojarzyć się z formą przemocy państwowej, szczególnie biorąc pod uwagę zjawisko tak zwanej fali – systemowej przemocy wobec młodych rekrutów. Teraz z pewnością występuje ono w mniejszym stopniu, ale zasadne pozostaje pytanie o to, czy wojsko jest odpowiednio przygotowane na szkolenie cywilów.
Zbliżenie społeczeństwa z wojskiem
We wtorkowym felietonie Helena Anna Jędrzejczak z naszej redakcji pisze o swoich doświadczeniach w tym temacie: „Zrobiłam to, przed czym uciekała znakomita większość moich starszych o parę lat kolegów: poszłam do wojska. Wyglądało to inaczej niż u tych, których w latach dziewięćdziesiątych «dopadała» WKU. I to nie tylko dlatego, że byłam «w wojsku» przez jeden dzień, na ochotnika i w jednostce, którą sama wybrałam, mogłam wyjść w dowolnej chwili, a na koniec nie składałam żadnej przysięgi”.
Obecnie różne szkolenia wojskowe, zarówno te, które już są dostępne, jak i te planowane, polegają na dobrowolności. Pytanie jednak, czy to wystarczy, żeby w razie ataku odeprzeć agresora do czasu, aż nadejdzie wsparcie z NATO.
Obowiązkowe szkolenia wojskowe wiążą się więc z wielowymiarowym bezpieczeństwem – tych, którzy mogą zostać zmobilizowani, jak i całego kraju, który może zostać zaatakowany. Rządy w państwach nadbałtyckich: Litwie, Łotwie i Estonii zmierzyły się z tym problemem. W Estonii służba wojskowa jest obowiązkowa nieprzerwanie od czasu odzyskania przez to państwo niepodległości w 1991 roku. Litwa i Łotwa wprowadziły taki obowiązek w odpowiedzi na agresję Rosji w Ukrainie – w 2015 i w 2024 roku.
Polska ma krótszą granicę z Rosją niż te państwa. Nasze położenie sprawia, że atak na nas wydaje się mniej prawdopodobny. Jednak mamy bardzo długą granicę z wrogą Białorusią i z Ukrainą, gdzie trwa pełnoskalowa wojna. Dyskusja o przygotowaniu armii do wojny nie może skończyć się brakiem konkretów.
Realia obowiązkowego poboru w naszym regionie
W nowym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o tym, jak wyglądają realia obowiązkowego poboru w państwach bałtyckich i jakie są perspektywy realnego przygotowania Polaków na atak.
Antoni Pusz, uczestnik programu dla Młodych Reporterów w ramach projektu Perspectives, w którym uczestniczy „Kultura Liberalna”, pisze o wojskowym szkoleniu młodych Litwinów, Łotyszy i Estończyków. Rozmawia z ludźmi wykształconymi za granicą, którzy już zaczynają tam robić kariery, a których wzywa ich ojczysta armia. Ci młodzi robią wszystko, żeby uniknąć wcielenia na 9 miesięcy.
Inni biorą w nim udział i opowiadają, jak jest. Czy łatwo strzelić do celu, który przypomina człowieka? „«Łatwo jest to zrobić. Po prostu pociągnąć za spust. Szczególnie gdy jesteś do tego szkolony» – mówi ze stoickim spokojem Märten, poborowy, którego spotykam na leśnej ścieżce, oglądając stanowiska wojskowe. «Trudniejsza może być reakcja na to, że kogoś zabiłeś. Nie jesteś w stanie jej przewidzieć. Dlatego o tym nie myślę. Będę się tym przejmował, jeśli wydarzy się taka sytuacja» – mówi młody poborowy”.
Eve Kirsteine, która pracuje dla organizacji Women for Security w Łotwie, przekonuje, że dla dobra całego społeczeństwa ważne jest to, by szkolenia wojskowe odbywały również kobiety. I aby w większej części niż teraz tworzyły armię zawodową.
„Kiedy myślimy o wojsku, wyobrażamy sobie mężczyzn, którzy bronią kraju, a przecież tworzą go też kobiety. Ewentualne zagrożenie, na przykład wojna, dotknie wszystkich. Wszyscy więc powinni być jak najlepiej przygotowani”, mówi w wywiadzie Kirsteine.
Nie powinniśmy unikać tego tematu
Michał Boni, w przeszłości minister cyfryzacji i europoseł, obecnie wykładowca akademicki związany z Uniwersytetem SWPS, pisze o problemach związanych z obowiązkowym szkoleniem wojskowym w kontekście politycznym, społecznym i historycznym.
„Byłoby niedobrze, gdyby polska debata w sprawie poboru do armii została wtłoczona w koleiny sporu ideologicznego i politycznego. Gdyby mierzono w niej, kto jest bardziej patriotyczny w zgłaszanych propozycjach. Niezbędna jest wyważona dyskusja, jak szkolić ludność cywilną i rezerwistów” – przekonuje.
Pobór do wojska to temat, którego wygodniej jest unikać. Jednak właśnie z powodu groźby wojny lepiej wykonać wysiłek zmierzenia się z niewygodą.
Zapraszam Państwa do czytania naszych tekstów,
Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin,
Zastępczyni redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”.