Każde spotkanie zagranicznych polityków z XIV Dalajlamą, duchowym przywódcą narodu tybetańskiego, rodzi w Pekinie histeryczne reakcje. Dobrym przykładem jest oburzenie władz chińskich z przełomu lipca i sierpnia tego roku spowodowane prywatną wizytą u Dalajlamy prezydenta Czech Petra Pavla.
Wizyta urodzinowa
Peter Pavel przebywał w lipcu z roboczą wizytą w Japonii. Po jej zakończeniu zatrzymał się w drodze powrotnej w Indiach. Wówczas poleciał, już prywatnie, do Leh – stolicy himalajskiego regionu o nazwie Ladakh. Pod koniec lipca XIV Dalajlama niemal rokrocznie przebywa w tym rejonie, gdzie prowadzi nauczanie wśród wyznających buddyzm tradycji tybetańskiej himalajskich górali Ladakhu.
27 lipca Dalajlama przyjął w swojej rezydencji nieopodal Leh czeskiego prezydenta. Peter Pavel skorzystał z okazji, by złożyć mu życzenia z okazji dziewięćdziesiątych urodzin. Dzień ten był obchodzony uroczyście przez Tybetańczyków oraz sympatyków sprawy tybetańskiej na całym świecie.
Ostrzeżenia strony chińskiej
Ten prosty gest czeskiego polityka wprawił władze chińskie w irytację. Ustami rzecznika resortu spraw zagranicznych oznajmiły one, iż zrywają z czeskim prezydentem jakiekolwiek kontakty. Zdaniem chińskiej dyplomacji Peter Pavel, spotkając się z Dalajlamą, obraził naród chiński i wykazał się brakiem szacunku wobec Chińskiej Republiki Ludowej.
Co gorsza, czeski przywódca spotkał się z Dalajlamą, ignorując wcześniejsze ostrzeżenia strony chińskiej kierowane do polityków na całym świecie. Głosiły one, że każde spotkanie z duchowym przywódcą narodu tybetańskiego będzie traktowane przez Pekin jako wrogie wobec ChRL. Ostrzeżenia te to wyraz chińskich obaw przed Dalajlamą i siłą jego oddziaływania.
Przymusowa emigracja
Po opuszczeniu w roku 1959 Tybetu XIV Dalajlama przebywał na przymusowej emigracji w Indiach. Zdecydował się opuść swój kraj, ponieważ jego życiu zagrażało realne niebezpieczeństwo ze strony chińskiego wojska.
Wojsko wcześniej stłumiło brutalnie powstanie Tybetańczyków z 10 marca 1959 roku skierowane przeciw chińskim okupantom. Tybetańczycy zbuntowali się przeciw temu, że Pekin nie respektował 17-punktowego porozumienia z 1951 roku, które regulowało relacje tybetańsko-chińskie i gwarantowało Tybetańczykom pełne poszanowanie ich religii, kultury i cywilizacji.
W Indiach działa obecnie prężna diaspora tybetańska, która w latach dziewięćdziesiątych liczyła ponad sto tysięcy uchodźców niegodzących się z chińską dominacją na Dachu Świata. Istnieją tam liczne instytucje kultury i edukacji stworzone na emigracji przez Tybetańczyków. W ich budowaniu ogromny udział miał XIV Dalajlama, który od pierwszych chwil na wychodźstwie dążył do stworzenia warunków dla zachowania tybetańskiej tożsamości swoich rodaków będących na emigracji.
Chińska kolonizacja
Aktywność kierowanej przez XIV Dalajlamę diaspory tybetańskiej w Indiach jest solą w oku władz chińskich. Tybetańczycy na wychodźstwie nie tylko utrzymują tybetańską tożsamość, lecz także są przekonani, że oni lub ich potomkowie powrócą do Tybetu, w którym zapanuje sprawiedliwość. I w którym buddyzm, a także kultura i cywilizacja tybetańska będą szanowane.
Pekin tymczasem prowadzi politykę sinoizacji narodu tybetańskiego. Dąży do zatarcia odrębności tybetańskiej cywilizacji i kultury.
Realizuje to poprzez między innymi pełne podporządkowanie władzom chińskim życia w klasztorach buddyjskich oraz wpływanie na wybór duchownej hierarchii buddyjskiej. Inną metodą sinoizacji Tybetańczyków jest rugowanie języka tybetańskiego z instytucji edukacyjnych wszystkich szczebli i zastępowanie go językiem chińskim.
Oczywiście Chińczycy godzą się w jakimś stopniu na istnienie klasztorów buddyjskich, a pewne elementy symboliki tybetańskiej są zachowane w instytucjach publicznych. Jednak wszystko to może funkcjonować wyłącznie pod ścisłą kontrolą przybyłych na Dach Świata chińskich kolonizatorów. Wszelkie nawiązania do dawnej państwowości Tybetu, do niezależności wobec Pekinu, wywołują więc irytację i gniew władz ChRL-u.
Komentując postawę Tybetańczyków wobec Pekinu, Dalajlama wyjaśniał: „Obecnie poszliśmy na maksymalne ustępstwa. Ale oni są nadpodejrzliwi. Ciągle oskarżają nas, że chcemy niepodległości, a przecież cały świat wie, że nie chcemy się oddzielać. My szukamy rozwiązania zgodnego z konstytucją chińską. Ostatnio moja wiara w chińskie czynniki oficjalne, w chiński rząd staje się coraz słabsza. Ale jest naród chiński. Uważam Chińczyków za naród realistycznie myślący, oddany pracy, a jednocześnie za naród o wielkiej kulturze. Dlatego wyraziłem niegdyś przekonanie, że trudno mi mieć zaufanie do chińskiego rządu centralnego, do władz chińskich, natomiast moja wiara w naród chiński pozostaje niezachwiana”.
Wpływ na opinię międzynarodową
Powodem, dla którego władze w Pekinie reagują tak alergicznie na aktywność XIV Dalajlamy oraz jego kontakty z politykami z różnych stron naszego globu jest ogromny wpływ duchowego przywódcy Tybetańczyków na społeczność międzynarodową. Trzeba bowiem pamiętać, że w latach pięćdziesiątych o Tybecie i Tybetańczykach niewiele osób na świecie wiedziało, z wyjątkiem nielicznych specjalistów od buddyzmu.
Dopiero aktywność XIV Dalajlamy oraz diaspory uchodźczej sprawiły, że o sprawie tybetańskiej zrobiło się na świecie głośno. Niezliczone spotkania duchowego przywódcy narodu tybetańskiego z politykami dosłownie z całego świata sprowokowały ukształtowanie międzynarodowych ruchów wołających o przywrócenie sprawiedliwości w Tybecie.
Dla chińskich władz aktywność XIV Dalajlamy utrzymuje w społeczności międzynarodowej pamięć o narodzie tybetańskim i jego państwowości, której kres w latach pięćdziesiątych położyła chińska inwazja. Pekin określa ją mianem „pokojowego wyzwolenia Tybetu”. „Wyzwolenie” pociągnęło za sobą śmierć tysięcy Tybetańczyków, represje i prześladowania wobec tych, którzy nie godzili się z chińską dominacją na Dachu Świata.
Walka bez przemocy
XIV Dalajlama, mówiąc o zobowiązaniach wobec swojego narodu, wyjaśniał w cytowanym już wywiadzie: „Zawsze uważałem się za wolnego rzecznika narodu tybetańskiego. Zawsze pamiętam, że jest to sprawa tybetańska. Bardziej sprawa niż walka. Co więcej, jest bardzo ważne, że od samego początku my, Tybetańczycy, prowadzimy tę sprawę bez użycia przemocy. […] Obecnie na tej planecie ludzie są karmieni przemocą, zabijaniem, rozlewem krwi. Dlatego uważam, że sukces tybetańskiej drogi bez przemocy byłby czymś użytecznym, dałby coś innym ludziom, którzy prowadzą podobny rodzaj walki, nie używając przemocy”.
W ChRL żyją mniejszości, które także ulegają przymusowej sinoizacji i są wynaradawiane przez większościową społeczność Han. O ich losie wiadomo znacznie mniej, aniżeli o sytuacji Tybetańczyków.
Między innymi dlatego, że nie mają one na świecie kogoś, kto podobnie jak Dalajlama jest „wolnym rzecznikiem narodu”. Przykładem niech będzie choćby sytuacja prześladowanych w ChRL Ujgurów. Narodu, który od lat podlega procesowi przymusowej i postępującej sinoizacji, którą Chińczycy nazywają „resocjalizacją”.
Chiński szantaż
Postać XIV Dalajlamy, tak bardzo rozpoznawalna na świecie, stała się dla Pekinu do tego stopnia niewygodna, iż próbuje on wszystkimi możliwymi sposobami zniechęcać przedstawicieli wspólnoty międzynarodowej do kontaktów z duchowym przywódcą Tybetańczyków. Nie cofa się przy tym do swoistych szantaży.
Ich częścią są zapowiedzi zrywania kontaktów dyplomatycznych lub handlowych czy wymuszanie odwoływania wizyt Dalajlamy w krajach, które pragnęły go gościć. Tak stało się z wizą do RPA w roku 2011 i 2014. Dalajlama nie uzyskał wizy do tego kraju w wyniku zakulisowych nacisków Pekinu. Z kolei w roku 2024 Chiny protestowały przeciw wizycie amerykańskich kongresmenów, którzy spotkali się z Dalajlamą w jego rezydencji w Dharamsali. Podobnych przykładów jest znacznie więcej.
Wszystkie one pokazują, jak silnie Pekin dąży do izolowania XIV Dalajlamy. Jest symbolem tybetańskiej wielowiekowej tradycji kulturowo-cywilizacyjnej. Stanowi zaprzeczenie polityki, której celem jest wynarodowienie Tybetańczyków, stworzenie z nich elementu zunifikowanego społeczeństwa chińskiego, w którym nie będzie miejsca na odmienność kulturowo-cywilizacyjną. Władze w Pekinie, prowadzące politykę tłamszenia praw mniejszości, zawsze będą reagować alergicznie na postawy takie jak ta Dalajlamy.