Z wpadającej w oko, zielono-fioletowej okładki spoglądają dwie zupełnie różne dziewczyny: jedna ubrana w skórzane buty i punkowy outfit z agrafką w uchu i pomalowanymi na czarno ustami, druga – w trampkach i kraciastej spódnicy, z sympatycznym uśmiechem na twarzy. To Malin i Manda, dwie piętnastolatki, których małomiasteczkową codzienność, romantyczne perturbacje i śmiałe marzenia prezentuje książka „My tylko przejazdem” wydana przez Dwie Siostry. Tym razem w młodzieżowej serii rozpoznawalnej dzięki przyciągającym wzrok okładkom Zosi Frankowskiej debiutuje na polskim rynku Ellen Strömberg, szwedzkojęzyczna autorka z Finlandii, reprezentująca tę mniejszość narodową znaną choćby dzięki Tove Jansson czy „Bara bada bastu”, hitowi tegorocznej Eurowizji stworzonemu przez zespół Kaj pochodzący z Ostrobotni. To właśnie w tej zachodniej części Finlandii mieszka autorka „My tylko przejazdem” i to tam toczy się akcja powieści docenionej w Szwecji i Finlandii – za „Vi ska ju bara cykla förbi” Strömberg zdobyła bowiem Augustpriset i była nominowana do Finlandia Prize.

W mieście nic się nie dzieje

Manda i Malin chodzą do ostatniej klasy podstawówki w małym ostrobotnim mieście, ich codzienne życie ogranicza się więc do jeżdżenia na rowerach tymi samymi ulicami, odwiedzania tego samego sklepu-pizzerii, spotkań z tymi samymi znajomymi w szkole i poza nią, jednym słowem – małomiasteczkowa monotonia. Nic więc dziwnego, że bohaterki są żądne wrażeń i próbują kreować się na tajemnicze, aby intencjonalnie odstawać od reszty, a do tego dzielą też marzenia wykraczające daleko poza granice najbliższej okolicy i sięgające aż samego Nowego Jorku. Jakkolwiek infantylnie może to nie brzmieć, dziewczyny pragną zmiany w życiu, a autorka oddaje te nastoletnie uczucia z odpowiednią wrażliwością i wyrozumiałością. Podobnie jest, gdy mówi o trudzie dojrzewania, budowania relacji z rodziną i szkołą, a także procesie dochodzenia do ładu z samą sobą.

Prowadzenie narracji z perspektywy Mandy sprawia, że tylko jej przemyślenia zna osoba czytająca, a tego, co dzieje się w głowach innych postaci, można się wyłącznie domyślać. To oczywiście świetnie buduje napięcie lekturowe: kolejne sprzeczki, pocałunki czy publikowane w internecie posty widać wyłącznie okiem Mandy, a – jak udowadnia autorka – to oczywiście tylko jedna strona medalu, co ważne bywa tak w relacjach rodzinnych, jak i rówieśniczych czy przyjacielskich. Bez dwóch zdań Strömberg ma rękę do pisania o młodzieżowym życiu i jest to – co ważne w kontekście bogatego rynku young adult – ręka nordycka, a nie anglofońska. To właśnie fińskie realia „My tylko przejazdem” prowadzą do skupienia się na kilku obecnych w powieści elementach na literę „s”, przecież Finlandia po fińsku to „Suomi”, a Strömberg (też na „s”) pisze po szwedzku. Czytana w tym kluczu alfabetycznym „My tylko przejazdem” mówi więc o samotności, snusie, seksie, saunie i siostrzeństwie. 

Będziemy zagadkowe i intrygujące

W małym fińskim miasteczku nietrudno czuć się samotnie, zwłaszcza gdy do głowy uderzają hormony i romantyczne zainteresowanie innymi osobami. Flirt stanowi dla Mandy i Malin nowość, wobec której czują się niepewnie – żartują nawet, że ich życie przypomina wypożyczone z biblioteki – wyłącznie, aby zaimponować chłopakowi – „Sto lat samotności” Gabriela Garcii Márqueza, a swoją biografię zatytułowałyby „Forever Alone”. Bohaterki próbują walczyć z samotnością, chodząc na imprezy, na których co prawda nie czują się pewnie, ale w socjalizacji pomagają im alkohol, papierosy i snus (dobrze znany w Polsce dzięki niedawnej kampanii prezydenckiej). Strömberg świetnie wyważa opisy zachowań młodych ludzi i odczucia Mandy, narratorka nie jest bowiem zachwycona ani pierwszymi łykami piwa, ani pierwszym kontaktem z tytoniem, zwłaszcza gdy stanowić mają one wyłącznie sposób dotarcia do chłopaków, którymi interesuje się bohaterka. Podobnie jak używki, tak seks – stanowiące dla Mandy nowe doświadczenie – są w „My tylko przejazdem” oddane z rozbrajającą prostotą i szczerością, a osoba czytająca kibicuje jej w szukaniu najlepszego dla siebie wyjścia z nieco zakręconej sytuacji romantycznej. 

Gdyby tak coś się wreszcie wydarzyło

Autorka bywa – za co należą się jej pochwały – niezwykle bezpośrednia, w tekście padają bowiem takie słowa, jak „penis” i „wzwód”, jednak podejmowane próby współżycia bez jasnej zgody Mandy kończą się niczym. Dziewczyna, choć nieco zagubiona, jasno stawia granice, także gdy otrzymuje od jednego z bohaterów niechciane zdjęcia jego penisa, co zresztą wyśmiewa starsza siostra Mandy, Laura, mówiąc: „Kto w ogóle jeszcze wysyła dickpicki?” [s. 252]. Mimo natychmiastowej pomocy ze strony Laury i Malin oraz zgłoszenia sprawy na policję, niektóre doświadczenia narratorka zostawia tylko dla siebie – po bliskim kontakcie z jednym z chłopaków stwierdza: „Nawet się nie zająknęłam o tym wzwodzie. To zbyt intymna sprawa, żeby się z niej zwierzyć, nawet Malin” [s. 131]. Ze sprawami intymnymi pozwala jej uporać się też wizyta w saunie. Choć jest to wyłącznie krótki epizod, to trafnie wskazuje, jak ta kojarzona z kulturą fińską przestrzeń może służyć oczyszczeniu ciała i umysłu: „[…] siedziałam w saunie chyba z godzinę, pomalowałam paznokcie, zrobiłam sobie maseczkę i nasmarowałam się najdroższym balsamem mamy, którego w zasadzie nie wolno nam używać. Najchętniej zeskrobałabym z siebie peelingiem całą skórę i po prostu zniknęła” [s. 195]. Cielesność i dziewczyństwo to tematy, które na szczęście dla narratorki Manda może omówić tak z Malin, jak i z Laurą, a Strömberg podkreśla siłę zarówno siostrzeństwa biologicznego, jak i tego „z wyboru”. Z powieści bije feministyczny przekaz i siła kobiecych postaci, nabierająca impetu zwłaszcza w grupie: gdy jedna z nich ma atak paniki, inna niesie jej wsparcie; gdy dochodzi do przemocy seksualnej, reakcja kobiecego otoczenia jest natychmiastowa; gdy dotychczas oddalone od siebie koleżanki w różnym wieku zbliżają się do siebie, zakładają kobieco-queerowy zespół rockowy Łańcuch Życia, stanowiący platformę walki z agresją chłopaków. 

Punkt zwrotny

Na niemal trzystu stronach „My tylko przejazdem” Strömberg oferuje oczywiście o wiele więcej – osoby czytające będą mogły poczuć chłód fińskiego wiatru, zwłaszcza tego wiejącego na placu zabaw. To właśnie w tym znaczącym miejscu otwiera się powieść, gdy Manda i Malin snują plany na przyszłość; tutaj też kończy się ich historia, gdy po raz pierwszy widzą na placu zabaw kilkuletnie dzieci, bo dotychczas spędzały tam czas samotnie. Strömberg wskazuje w ten sposób na koniec dzieciństwa bohaterek, a symboliczne zamknięcie ważnego rozdziału w ich życiu prowadzi ku licealnej przyszłości, za którą osoby czytające mogą tylko trzymać kciuki.

Wydana w Finlandii w 2022 roku powieść Strömberg została doceniona w krajach nordyckich, cieszy więc, że to właśnie „My tylko przejazdem” autorka debiutuje na polskim rynku wydawniczym. Cieszy tym bardziej, że przy dobrze zadomowionej w Polsce nordyckiej książce dziecięcej, rodzime osoby czytające mogą sięgnąć po literaturę YA. Dla wszystkich tych, którzy mieli nieszczęście zawieść się na książkach spod szyldu young adult, powieść Strömberg stanowić będzie świetną odtrutkę, autorce udało się bowiem nakreślić wciągający, przekonujący i nieumoralniający obraz burzliwego okresu dojrzewania. Zasługi przypisać należy też tłumaczce Agacie Teperek, która bez zbędnej przesady oddała żywy język młodych ludzi, nie wykorzystując niezręcznego slangu źle znoszącego próbę czasu. Lektura „My tylko przejazdem” oferuje co prawda spore dawki niezręczności, ale wprowadzonej tylko po to, aby zobrazować czas „pierwszych razów” i szukania własnego „ja”. To właśnie odnajdą w powieści Strömberg osoby czytające, które nie powinny się rozczarować!

Książka:

Ellen Strömberg, „My tylko przejazdem”, przeł. Agata Teperek, wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2025.
Proponowany wiek osoby czytającej: 15+ (wskazanie wydawcy)

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.