
Cisza i spokój biją z ilustracji okładkowej, na której na zielono-błękitnym tle wody unosi się ponton, a na nim dziecięca postać wyciąga rękę w kierunku jej tafli. Jak to u Sary Lundberg bywa, obraz mówi właściwie wszystko: „Nikt, tylko ja” to refleksyjna podróż przez meandry otaczającego świata, do której głównego bohatera prowokuje kontakt z naturą. Podobnych opowieści nie brakuje w skandynawskiej literaturze dziecięcej, a opublikowana w Szwecji w 2024 roku „Ingen utom jag” doczekała się tam nominacji do najważniejszej nagrody literackiej Augustpriset, a także wyróżnienia w ramach BolognaRagazzi Award na targach książki dziecięcej w Bolonii. Kolejne wyróżnienia dla Lundberg nie dziwią, obok jej książek trudno bowiem przejść obojętnie – polską publiczność miały okazję zachwycić do tej pory inne tytuły jej (współ)autorstwa, a do tej listy dołącza „Nikt, tylko ja” w tłumaczeniu Anny Czernow, która ukaże się 28 października nakładem wydawnictwa Wytwórnia.

Książka obrazkowa Lundberg, choć można w niej znaleźć trochę tekstu, opowiada historię głównie za pomocą obrazów, zaczynając od przedniej wyklejki. Rodzajem preludium jest ilustracja ukazująca mamę i syna wychodzących z bloku z pontonem i wiosłem pod ręką. Opuszczenie miasta, a tym samym świata stworzonego przez ludzi, pozbawionego choćby drobnego elementu naturalnego, sygnalizuje przejście od świata kultury do natury. Po przewróceniu kartki widać stronę tytułową nałożoną na kolejny obraz – tym razem przywiązanego do pomostu pontonu, a kolejne strony ukazują bohatera spędzającego czas na plaży, inne osoby kąpiące się w rzece, a wreszcie także krótkie partie tekstu, w tym znaczące słowa chłopca: „Mamo, wiesz co? […] Ty jesteś pomostem, a ja łódką. […] I ta łódka jest przywiązana do pomostu. Węzłem”. Podobnie jak strzelba Czechowa pojawia się po to, by wystrzelić, tak węzeł Lundberg pojawia się po to, by został rozwiązany. „Rozwiązałem go. […] Nikt tak nie umie. Nikt. Tylko ja” – stwierdza główny bohater. Jego słowa to początek ciągnącej się przez kilkanaście kolejnych rozkładówek beztekstowej, a mimo to pełnej dźwięków, kolorów, postaci, wrażeń i przygód podróży wzdłuż rzeki przez kolejne mniej lub bardziej niezwykłe miejsca, których krajobrazy malowane ręką Lundberg śledziłem z zachwytem. Podróż, która, jak to w klasycznych narracjach bywa, kończy się powrotem do domu, prosto w ramiona mamy, zmienia chłopca na zawsze i nie pozwala mu o sobie zapomnieć.

Przejście od kultury do natury wiąże się także ze zmianą komunikacji werbalnej na wizualną: w partiach ramowych wobec podróży pontonem słowa zapisane prostą czcionką na białym tle są tak skomponowane, że obraz zostaje pocięty na mniejsze kadry kojarzone z medium komiksu. Dopiero gdy bohater odpływa w głąb świata, pełnostronicowe ilustracje wkraczają na dobre i górę biorą barwne, dynamiczne, a nieraz przeładowane bogactwem elementów rozkładówki. Feeria postaci i przedmiotów ma jednak swoje znaczące intermedium: przypadkowe spotkanie z podobnie unoszącą się na pontonie długowłosą postacią również zostało oddane w podzielonej na mniejsze kadry sekwencji, która przypomina nie tyle rozmowę (zresztą bezsłowną), ile raczej taniec. To właśnie wpisana w obrazy melodyjność najbardziej zachwyca w książce obrazkowej Lundberg, a z pozbawionych warstwy tekstowej rozkładówek co rusz biją dźwięki: szum wody, warkot samochodów przejeżdżających przez miasto, codzienna krzątanina we wnętrzu jednego z domów czy muzyka akordeonu, na którym gra starszy mężczyzna. „Nikt, tylko ja” świetnie pokazuje, że angielskie określenie beztekstowych książek obrazkowych – nazywanych nieraz „silent books” [cichymi książkami] – jest wątpliwe, malarskie obrazy Lundberg nie tylko pokazują czy „mówią”, ale też sugestywnie „odtwarzają” melodie świata zwiedzanego przez głównego bohatera.

Szwedzka opowieść pełna wizualnych symboli w większości pozbawiona jest warstwy tekstowej, choć w początkowych i końcowych partiach pojawiają się krótkie dialogi między mamą i synem. Także w nich Lundberg udaje się w prosty, a jednocześnie otwarty na interpretacje sposób wyrazić narastające emocje chłopca i ekscytację płynącą z odkryć dokonanych w czasie podróży. Szwedzki tytuł „Ingen utom jag” musiał stanowić wyznawanie dla tłumaczki Anny Czernow, czego wyrazem jest zastosowany w polskim przekładzie przecinek, którego nagromadzenie w przypadku innej książki Lundberg – „Ten ptak, co mieszka we mnie, leci, dokąd chce” – wzbudziło moje zdziwienie [1]. Tym razem jednak przecinek ma moc, stawia bowiem w centrum właśnie postać chłopca, który odłącza się od mamy i wyrusza w pontonowy rejs, by odkryć świat dostępny poza zasięgiem matczynej uwagi. Zresztą jej postać nie daje mi spokoju: niby jest blisko syna, a jednocześnie wydaje się zdystansowana i niezaangażowana, zwłaszcza gdy chłopiec postanawia odpłynąć w dal. Kobieta zdaje się tego nawet nie zauważać, bo jest zaangażowana w rozmowę z inną postacią, która trwa aż do powrotu chłopca zwieńczonego krótką wymianą zdań: „– Co się stało? – Zniknęłaś! – Przecież jestem tu cały czas”. Chwilowa rozłąka nie oznacza więc rozstania na dobre, a jedynie zwrot ku samodzielności – wystarczy płynąć z prądem.

„Nikt, tylko ja” Lundberg to malarska opowieść nie tylko o samodzielności, ale też dojrzewaniu, poszukiwaniu siebie i poznawaniu otaczającego świata. Podróż pontonem, jakkolwiek szalona, niebezpieczna czy tajemnicza by nie była, kończy się szczęśliwie. Skupienie na własnym odbiciu widoczne na ilustracji okładkowej przywodzi na myśl obraz mitycznego Narcyza, któremu samouwielbienie przyniosło zgubę i ma w sobie coś z egocentryzmu, bohater mówi przecież: „nikt, tylko ja”. Czy jednak ważne zmiany w życiu nie zaczynają się właśnie od postawienia siebie w centrum i zerwania pępowiny, niezależnie od tego, czy jest się dzieckiem, czy osobą dorosłą?
Przypis:
[1] O książce „Ten ptak, co mieszka we mnie, leci, dokąd chce” pisałem na łamach „Kultury Liberalnej” w czerwcu 2023.
Książka:
Sara Lundberg, „Nikt, tylko ja”, przeł. Anna Czernow, wyd. Wytwórnia, Warszawa 2025.
Proponowany wiek odbiorcy: 3+
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.
