Ida Zając: Czy integracja cudzoziemców to jest polski problem?
Aleksandra Grzymała-Kazłowska: Większość pojawiających się w Polsce cudzoziemców stara się jakoś tu zaadaptować, odnaleźć w nowej rzeczywistości, funkcjonować w przestrzeni zawodowej, społecznej i sąsiedzkiej.
Jeszcze do niedawna państwa europejskie, szczególnie zachodnie, skupiały się na propagowaniu integracji cudzoziemców – włączania ich do lokalnych społeczności poprzez rozwiązania prawne i różne praktyki, jednak przy poszanowaniu ich odmienności kulturowej. I wydawało się, że paradygmat integracyjny nie będzie możliwy do zakwestionowania.
Natomiast teraz rzeczywistość się zmienia. Polska, podobnie jak Europa, zaczyna się zamykać na imigrację spoza kontynentu. Myśli się o migrantach jako tymczasowych pracownikach, którzy nie powinni się tu osiedlać na stałe. Wyraźniejsze staje się również podejście asymilacyjne, czyli oczekiwanie od migrantów nie tylko nauki języka i włączenia się w rynek pracy, ale także odchodzenia od swojej kultury i tożsamości.

Imigracja do Polski to nowe zjawisko? Przez lata to my wyjeżdżaliśmy na Zachód.
W Polsce zjawisko imigracji pojawiło się po transformacji ustrojowej i przez długi czas miało charakter cyrkulacyjny – migranci nie mieszkali w Polsce na stałe, a większość przyjezdnych pochodziła z bliskich geograficznie i kulturowo krajów. W związku z tym Polska długo nie dostrzegała potrzeby systemowego wprowadzania i realizowania polityki integracji. I jeszcze do niedawna w debacie politycznej ten temat był szczątkowy.
Od 2014 roku do Polski zaczęło przyjeżdżać coraz więcej osób z Ukrainy i osiedlać się tu na stałe. Do tego zaczęły dochodzić inne migracje pracownicze i te związane z tak zwanym kryzysem migracyjnym w 2015 roku, a potem kryzysem humanitarnym na granicy polsko-białoruskiej w 2021 roku.
W 2021 roku miała też miejsce ewakuacja afgańskich uchodźców i Polska przyjęła około tysiąca osób.
W ostatnim dziesięcioleciu zaczęliśmy się więc przeobrażać w kraj imigracyjny. Ale dopiero wybuch pełnoskalowej wojny w Ukrainie i przyjazd w krótkim czasie bardzo wielu uchodźców wojennych do Polski spowodował, że państwo zaczęło szerzej dostrzegać migrantów i potrzebę ich wsparcia.
Najpierw to było podejście kryzysowe, ale później zaczęto zauważać, że potrzebne są rozwiązania systemowe, nawet przy tak podobnej kulturowo grupie, jaką są Ukraińcy.
Świadczy o tym, na przykład, niedawne powołanie Departamentu Integracji Społecznej w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Innym novum od 2022 roku są Centra Integracji Cudzoziemców (CIC).
Podejmowane są więc różnego rodzaju wysiłki, żeby zająć się systemowym wsparciem migrantów, ale oczywiście jest to trudne i ograniczone. Sam problem jest złożony, albowiem skomplikowana jest sytuacja geopolityczna i ekonomiczna. Pracom nad budową systemu integracji w Polsce nie sprzyjają zmieniające się na bardziej negatywne wobec migrantów, nastroje społeczne. Takie nastawienie wobec migrantów może także niekorzystnie wpływać na ich motywację w procesie integracji.
Gdy atmosfera wokół imigracji jest negatywna, obcokrajowcom trudnej się integrować?
Oczywiście, że tak, bo integracja to dwutorowy proces. Żeby imigranci mogli się integrować, potrzebne są nie tylko rozwiązania instytucjonalno-prawne. Kluczowe są postawy w społeczeństwie przyjmującym.
Celem integracji jest wchodzenie w relacje społeczne. Jeżeli w społeczeństwie panuje nieufność, lęk, zamknięcie, to proces adaptacji i integracji migrantów jest bardzo utrudniony. Nawet jeżeli nie znają języka dobrze, mogą łatwo wyczuwać nastroje społeczne, czy to w kontaktach z Polakami, czy w przestrzeni informacyjnej.
To właśnie codzienne reakcje i rozmowy albo ich motywują do działania, albo zniechęcają do nauki polskiego czy szukania znajomości wśród Polaków.
Czy utworzenie Centrów Integracji Cudzoziemców odpowiada na wyzwania integracyjne, o których pani mówi?
Kiedy w zasadzie nie ma innych rozwiązań, to centra są bardzo potrzebne. Sam zamysł ogólnego systemu integracji podlegającego jednemu ministerstwu jest sensowny. To, że większość usług jest w jednym miejscu, w formie one stop shop, stanowi duże ułatwienie dla cudzoziemców i jest funkcjonalne dla instytucji publicznych. Pozwala to podnosić jakość usług i je standaryzować, budować instytucjonalny system ze stabilniejszym finansowaniem, wykorzystując doświadczenia organizacji pozarządowych i podmiotów publicznych wcześniej wspierających migrantów.
Organizacje pozarządowe latami pełniły taką rolę wieloaspektowego wsparcia, ale ich działania były projektowe, zazwyczaj nie miały stabilnego, wieloletniego finansowania, no i pozostawały przez to mocno ograniczone.
Dostrzec jednak można pewne rozczarowanie organizacji pozarządowych tym, że system CiC-ów jest budowany bez pełnego wykorzystania ich ogromnego doświadczenia.
Często zdarzało się, że do tworzenia centrów wybierane były podmioty, które miały prowadzić działania integracyjne od dawna realizowane lokalnie przez organizacje z większym doświadczeniem.
Dodatkowo centra mają wielu przeciwników, ponieważ temat ten jest wykorzystywany politycznie. Częste są przypadki dezinformacji, według której CIC-e mają być miejscami pobytowymi. Niektórzy politycy o skrajnych poglądach sprzeciwiają się centrom jako elementowi infrastruktury służącej migrantom, której według nich w ogóle nie powinno być w Polsce.
A zatem oprócz problemów, które są często nieuchronne przy tworzeniu nowych struktur, mamy więc jeszcze niekorzystny klimat społeczny i polityczny.
Czym model polskich centrów różni się od tych w Niemczech, Francji czy Szwecji – krajów z dużo większą liczbą imigrantów?
Warto wyjść od tego, czym Centra Integracji Cudzoziemców mają być. One przede wszystkim mają oferować naukę języka polskiego na elementarnym poziomie, stanowić punkt informacyjno-doradczy i adaptacyjno-orientacyjny, udzielać opieki psychologicznej dla dzieci oraz wsparcia w zakresie legalizacji pobytu i zatrudnienia. W zakresie ich działalności powinno być także zajmowanie się problemem przemocy i handlu ludźmi, ale także wspieranie pracowników oświaty i administracji publicznej w pracy z cudzoziemcami.
Są jeszcze fakultatywne działania, jak na przykład pomoc psychologiczna dla osób dorosłych, nauka języka polskiego na wyższym poziomie, doradztwo dotyczące przedsiębiorczości, prawa rodzinnego, aktywizacja społeczna cudzoziemców, wsparcie materialne, medyczne, zawodowe, działania kulturalne, wsparcie cudzoziemskich dzieci w szkołach.
Podobne działania w krajach Zachodu też były i są realizowane, na przykład dostęp do darmowych lekcji języka czy pomoc prawna. W modelu portugalskim, na którym, według niektórych informacji, są wzorowane polskie CIC-e, usługi są jednak bardziej skonsolidowane i dostępne w jednym miejscu, niż bywało to we wspomnianych krajach.
Czy centra odpowiadają na problemy z integracją migrantów, które pojawiały się na przykład we Francji, takie jak gettoizacja w dużych miastach? Czy Polska jakoś się uczy na doświadczeniach państw zachodnich?
Polsce nie zagraża jak dotąd problem gettoizacji w miastach. Natomiast centra są lokowane i w dużych, i mniejszych miastach, w różnych częściach kraju, co można traktować jako działania ułatwiające lokalną integrację migrantów w różnych miejscach w Polsce.
Proces skupiania się migrantów w określonych miejscach jest złożony, ale i w pewnym sensie naturalny. Migranci głównie jadą tam, gdzie wydaje im się, że najłatwiej będzie im żyć. Przede wszystkim dotyczy to dużych miast, gdzie jest rozwinięty rynek pracy, sieci etniczne ułatwiające adaptację.
Tam też czują się pewniej, bo wiemy z badań, że w największych miastach jest większy poziom akceptacji społecznej dla różnego rodzaju odmienności.
W 2005 roku robiłam badanie mapujące zamieszkanie migrantów z Ukrainy i Wietnamu w Warszawie. Ukraińcy mieszkali wtedy w wielu dzielnicach. Natomiast migranci z Wietnamu zamieszkiwali przede wszystkim okolice ich miejsc pracy, wokół bazarów, barów i restauracji, na przykład na Ochocie. Ale gettoizacji na dużą skalę nie mieliśmy w Polsce wcześniej.
Nie ma pani wrażenia, że słowo „integracja” nabrało w Polsce negatywnego znaczenia? W jednym z województw zmieniono nazwę Centrum Integracji Cudzoziemców na Centrum Kultury Polskiej.
Nie wiedziałam, że stanę się nagle obrończynią pojęcia „integracja”, ponieważ przynajmniej przez ostatnich kilkanaście lat byłam jego krytyczką, na przykład rozwijając alternatywną koncepcję „zakotwiczania”. Słowo „integracja” było jednak przez lata ugruntowane w polskiej debacie publicznej i wydawało się, że to się nie zmieni.
Teraz widać, że integracja zaczyna być w Polsce kwestionowana i to z różnych stron.
Neguje się paradygmat dwustronności – że społeczeństwo przyjmujące też ma się dostosowywać do migrantów i musi mieć miejsce instytucjonalne przystosowanie.
Integracja też zakłada włączanie nowych osób do społeczeństwa przy założeniu, że nie musimy być jednorodni, że społeczeństwo się zmienia, że powinniśmy przyjmować tych „innych”, nie próbując całkowicie zmieniać ich tożsamości.
Do tego dochodzi możliwe postrzeganie integracji jako wzmacniania procesów, które mogą prowadzić do osłabiania polskiej kultury. Pani przykład o Centrach Kultury Polskiej dobrze to oddaje. Mówi się wtedy nie o integrowaniu osób z innej kultury, przy akceptacji różnorodności, ale bardziej o wzmacnianiu kultury polskiej. Taki zabieg odpowiada na społeczny lęk.
I tak na przykład poprzedni rząd próbował integrację cudzoziemców opisywać jako ogólne budowanie systemu pomocy i wspieranie spójności, żeby nie antagonizować ludzi przeciwko migrantom.
Dlaczego pani zdaniem w Polsce negatywne narracje o integracji cudzoziemców są tak silne? Co sprawia, że dezinformacja na temat CIC-ów trafiła na podatny grunt?
Ogólny brak poczucia bezpieczeństwa, niestabilność geopolityczna, wojna w Ukrainie mogą być wskazane jako możliwe przyczyny narastania niepokoju.
To również kwestia poczucia braku stabilności ekonomicznej, a także deficyty polityki społecznej państwa, kult indywidualizmu i przedsiębiorczości, komercjalizacja i prywatyzacja wszystkiego, w tym usług publicznych. Do tego może dochodzić poczucie konkurencji ze strony migrantów na rynku pracy, w dostępie do służby zdrowia czy świadczeń socjalnych.
A od 2022 roku nastąpiły jednak znaczne zmiany demograficzne. Według statystyk pobytowych w Polsce mieszkają dwa miliony cudzoziemców. Oprócz tych, którzy byli wcześniej widoczni, czyli obywateli Ukrainy, Białorusi, Rosji, mamy też przyjezdnych z krajów takich jak Gruzja, Indie, Turcja czy Uzbekistan. I do tego wszystkiego dochodzi polityzacja tego tematu.
Przy niepewności, w jakiej żyje wielu ludzi, niestety łatwo straszyć innymi.
Co można zrobić, żeby ten lęk społeczny obniżyć?
Zachowywać się w stosunku do migrantów z otwartością. Propagować rzetelne informacje i w mediach pokazywać zróżnicowanie migracji. Nasze niedawne badanie pokazało, że migranci w mediach są przede wszystkim opisywani w kontekście granicy, ewentualnie wydaleń. Nie przedstawia się ich w zasadzie w kontekście normalnego życia, dokonań, ich wkładu w społeczeństwo [„Kultura Liberalna” to robi, czytaj cykl Krzysztofa Renika „Uchodźcy, migranci, obywatele” – przyp. red.].
Przestrzenią włączania powinna być też szkoła, w której o cudzoziemcach powinno się mówić jako o grupie zróżnicowanej, przede wszystkim jako o osobach chcących normalnie w Polsce żyć, pracować tutaj, wchodzić w relacje społeczne.
W Kanadzie rozwinął się inspirujący model community sponsorship, w Polsce nazywany patronatem społecznym, którego rozwój w Europie jest właśnie przedmiotem naszych badań. Chodzi o wspieranie uchodźców przez grupy prywatnych osób w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, co może być traktowane jako dodatkowe rozwiązanie względem pomocy systemowej. Grupa wolontariuszy wspiera rodzinę uchodźczą w sprawach zawodowych i życiowych, ale też pomaga budować więzi społeczne. Wolontariusze zapraszają osoby do swoich rodzin, znajomych, zapoznają z lokalną społecznością.
Takie podejście pozwala na dużo lepszą i szybszą integrację. W Polsce kilka organizacji pozarządowych prowadziło pilotaże takiego rozwiązania przy wsparciu organizacji Pathways International. Oczywiście powinno być ono wsparte całościową polityką państwa, aktywnością instytucji publicznych i pomocą doświadczonych organizacji społecznych. Ten rodzaj przyjęcia i integracji uchodźców powinien być komplementarny z innymi tradycyjnymi programami państwa.
This issue was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.
Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.

