
W październiku Rybnik już od kilku lat staje się stolicą biografii. Do miasta ściągają autorzy i autorki książek nominowanych do Górnośląskiej Nagrody Literackiej „Juliusz” przyznawanej za najlepszą opowieść o cudzym życiu. W tym roku ze statuetką wyjechała z Rybnika Beata Guczalska, słusznie uhonorowana za porywające dzieło pod tytułem „Konrad Swinarski. Biografia ukryta”. Co takiego można dzięki niej odkryć?
Kim był Konrad Swinarski
Mówią o nim, że to najwybitniejszy polski reżyser XX wieku. Ja jednak, przystępując do lektury, nie miałam pojęcia, kim był Konrad Swinarski. Wiedziałam tyle, ile napisano na okładce: „Człowiek mit. Nadwrażliwiec i outsider. Wizjoner cierpiący na chroniczny brak zrozumienia. Geniusz teatru. Ubóstwiany i nienawidzony”. Teatr nigdy mnie nie pasjonował, a stosunki z „udręczonymi geniuszami” układają mi się różnie, do czytania zabierałam się więc bez większego przekonania. Zaczynam od tych wyznań, ponieważ nietrudno sprawić, by czytelnicy i czytelniczki przepadli w biografii ukochanego idola, by z wypiekami na twarzy, a nieraz i ze łzami w oczach, śledzili jego losy. Sztuką jest natomiast stworzyć portret tak wnikliwy i wszechstronny, że na przestrzeni siedmiuset stron zupełnie obcy człowiek stanie się nam bliski i drogi. Udało się to Beacie Guczalskiej, której bohater, choć uwięziony między kartami książki, wydaje się aż nadto prawdziwy.
Konrad Swinarski urodził się w 1929 roku ojcu Karolowi, wojskowemu odznaczonemu Orderem Virtuti Militari, i matce Irmgardzie z Liczbińskich, która w czasie drugiej wojny światowej postanowiła wykorzystać swoje niemieckie korzenie, by ułatwić życie sobie i swoim dwóm synom. W Krakowie Konrad uczęszczał do niemieckiego gimnazjum, a weekendy spędzał w Wieliczce, wśród kolegów partyzantów. Po wojnie rozpoczęła się dla niego era ucieczek i wiecznego ukrywania tych wczesnych doświadczeń. Jednocześnie coraz bardziej wzbierało w nim zainteresowanie teatrem, scenografią, a wreszcie – reżyserią.
Teatr stał się przestrzenią, w której Swinarski mógł w bezpieczny – bo niebezpośredni sposób – opowiadać o sobie i swoich obserwacjach, eksplorować miejsce człowieka we wszechświecie, funkcjonowanie jednostki w społeczeństwie, wpływ tłumionych pasji i pragnień na jej życie. Pod wieloma względami zrewolucjonizował sztukę sceniczną, bywał doceniany i krytykowany, często go nie rozumiano, równie często sam w siebie wątpił. Gdy w 1975 roku zginął w katastrofie lotniczej, jego śmierć wywołała ogromny wstrząs (nie tylko w środowiskach artystycznych) i odbiła się szerokim echem. Zaczęło się wtedy drugie życie Swinarskiego – obrastanie mitem, legendą. Ta legenda wciąż żyje, biografka nie ma co do tego wątpliwości, ale pozostawia ją własnemu losowi. Dla niej interesujący jest ten pierwszy etap. Ten, na którym Konrad Swinarski, mimo wszystkich swoich przemilczeń, konfabulacji i uników, mógł jeszcze mówić prawdę o sobie.
W swoich badaniach Guczalska nie ogranicza się do dat i faktów z życiorysu. Na podstawie niezwykłego bogactwa archiwalnego – listów, umów o pracę, recenzji, telegramów, wspomnień, zaświadczeń, dokumentów medycznych – próbuje zrekonstruować człowieka, z jego osobowością, lękami, jego wizją świata i zmieniającymi się zainteresowaniami artystycznymi. Zadaje pytania, które pozwalają zajrzeć pod wyświechtane frazesy powtarzane na jego temat. Co to na przykład znaczy, że „Swinarski kochał aktorów”? Co to znaczy, że był „wyjątkowy”? Jaką cenę płacili za tę wyjątkowość zarówno on sam, jak i jego otoczenie?
Teatr niejednego aktora
Guczalska nie skupia się wyłącznie na swoim bohaterze, sieć zarzuca szerzej. Dużo miejsca i uwagi poświęca dwóm najważniejszym kobietom w jego życiu, matce Irmgardzie oraz żonie Barbarze, co wydaje się tym cenniejsze, że wokół obu narosły z czasem liczne kontrowersje. Irmgarda w pamięci wielu zapisała się jako niemiecka zdrajczyni, współpracująca z okupantem nie tyle z chęci przetrwania, co dla osobistego zysku. O Barbarze Swinarskiej wiadomo między innymi, że utrzymywała kontakty z SB i napisała artykuł, który peerelowska propaganda wykorzystała przeciwko Gombrowiczowi.
Podobnie jak w przypadku Swinarskiego, Guczalska przygląda się tym postaciom z wielu perspektyw, dociekliwie, nie stroniąc od problematycznych elementów ich historii, ale zniechęcając do łatwych osądów. Biografie tych kobiet, porwanych dziejową zawieruchą, którym jednocześnie nie sposób odmówić sprawczości, fascynują i frapują same w sobie. Jednak obejmując je swoim wyczulonym okiem biografki, autorka pokazuje także, iż życie ludzkie to również relacje z innymi, całe udzielone nam wsparcie i wszystkie wyrządzone świństwa; że nieraz zbieramy żniwo cudzych pomyłek i korzystamy na cudzych sukcesach, że na co dzień ranimy, wybaczamy, trwamy przy sobie mimo wszystko.
Konrad Swinarski był pod wieloma względami człowiekiem osamotnionym, wyobcowanym, a równocześnie nieustannie otaczali go ludzie: zauroczeni nim, pragnący mu pomóc lub coś od niego dostać. Guczalska świetnie obrazuje ten paradoks, umieszczając Swinarskiego w pajęczynie relacji, ukazując, jak wstrząsały nim jej drgania, a zarazem wyraźnie zaznacza, że istniały zakamarki, do których sieć ta nie sięgała. Te, które być może na zawsze pozostaną ukryte.
W tym miejscu warto wspomnieć o rozdziale „Homobiografia”, w którym autorka próbuje na tyle, na ile to możliwe, zrekonstruować życie miłosne Swinarskiego, jego nastawienie do swojej homoseksualnej orientacji oraz to, jak wpływało ono na jego poczucie własnej wartości, psychikę, pracę. Tam, gdzie brakuje odpowiedzi, stawia celne pytania. Jak Swinarski czułby się ze sobą, gdyby żył w dzisiejszym świecie? Czy chciałby, by o jego prywatnych sprawach opowiadano publicznie? Wątpliwości Guczalskiej świadczą o odpowiedzialnym i etycznym podejściu do niełatwej roli biografki, która spaceruje wszak po cudzych przestrzeniach. „Trzeba więc balansować na delikatnej granicy między rzetelnością relacji a poczuciem lojalności wobec bohatera opowieści” – pisze. Rozstrzyga jednak na korzyść odkrywania. Jak wskazują badacze i badaczki queer, nieheteronormatywne historie wciąż giną w mrokach dziejów i archiwów, co nie wynika zwykle z potrzeby prywatności, lecz raczej z narzucanych przez społeczeństwo wstydu i obawy przed karą.
Każde życie toczy się nie tylko w przyciasnych nieraz ramach społecznych, ale też w cieniu wielkiej historii. Tak jak dla Swinarskiego ważna była zawsze scenografia, tak dla Guczalskiej ważny jest kontekst historyczno-polityczny. Zapewnia go zręcznie i merytorycznie, z wyczuciem, nie zanudzając czytelniczek i czytelników zbędnymi szczegółami, naświetlając jednak wszystko, co konieczne do zrozumienia sceny, która ma się zaraz rozegrać. Wyjaśnia na przykład, jak w praktyce, wbrew powszechnym wyobrażeniom, wyglądało wciąganie na volkslistę albo jak z upływem lat zmieniała się rzeczywistość w podzielonym Berlinie. Starannie odmalowane dekoracje ułatwiają wczucie się w sytuację bohaterów, zrozumienie ich odczuć i decyzji. To dzięki nim dzieje się też to, co chyba w biografiach najcenniejsze: zaczynamy zadawać sobie niewygodne pytania. Dostrzegamy analogie między światem minionym a współczesnym, między cudzym a własnym życiem. Być może wyciągamy wnioski albo wręcz przeciwnie, rezygnujemy z jednoznacznych ocen, godzimy się na niuans. Podpatrujemy cudze sukcesy i uczymy się na nieswoich błędach.
Cały świat to scena
Biografia genialnego reżysera byłaby oczywiście niekompletna, gdyby nie opowiadała także o jego sztuce. Przybliżyć przedstawienie teatralne na papierze, wraz z budzonymi przezeń emocjami, to nie lada wyzwanie, lecz Guczalska po raz kolejny stanęła na wysokości zadania. Posiłkując się notatkami reżysera, wspomnieniami jego współpracowników, recenzjami, nagraniami i masą innych dokumentów, zdołała sprawić, że czytelnik i czytelniczka mają wrażenie, jakby udało im się na chwilę zajrzeć do sali, w której odbywa się spektakl – czy to w Warszawie, Krakowie, Berlinie, czy w innym spośród licznych miast goszczących u siebie Swinarskiego.
Każda z tych teatralnych podróży zaczyna się jednak dużo wcześniej. Wraz z biografką śledzimy zmieniające się zainteresowania Konrada, badamy, co i dlaczego zaciekawiło go w danej sztuce. Rekonstruujemy pytania, które sobie stawiał przystępując do pracy, bo to one były dla niego zawsze punktem wyjścia. Przyglądamy się jego metodom – od pierwszych szkiców w notesie, przez indywidualne sesje z aktorami, po prowadzenie prób. Wreszcie poznajemy reakcje, zarówno krytyków, jak i publiczności. Wszystko to wiele nam mówi nie tylko o ogólnej wizji artystycznej reżysera, ale też o zmieniających się czasach i nastrojach. Może także być przyczynkiem do namysłu – nie górnolotnego, lecz cichego i bezpretensjonalnego – nad rolą sztuki w życiu społecznym i prywatnym.
Teatr i wszystko, co z nim związane, były dla Swinarskiego całym światem. Nie znaczy to jednak, że była to miłość łatwa. Pewnie pod wieloma względami teatr go ratował. Pozwalał wyrazić siebie, uczestniczyć w najważniejszych dyskursach społecznych, stawiać pytania, czasem może nawet znajdować odpowiedzi. Pod innymi względami okazywał się jednak zbyt wymagający, za mocno przyzywał i za bardzo wykańczał.
Robiąc teatr, Swinarski nieustannie przekraczał własne i cudze granice. Zamartwiał się, chorował, pił, nie spał i od aktorów również wymagał dostępności o każdej porze dnia i nocy. Premiery, o ile w ogóle do nich dochodziło, budziły w nim przerażenie. Czasami z nerwów walił głową w ścianę. Nie jest to zatem klasyczna opowieść o sukcesie, lecz o wielu sukcesach poprzetykanych równie wieloma porażkami. Guczalska pisze historię o sile i słabości, bo ta pierwsza rzadko występuje bez drugiej, obie natomiast coś nam dają, kształtują nasze człowieczeństwo. Obie bez ustanku kształtowały Konrada i jego sztukę.
To, co odkryte
Namyślając się nad ostatnimi zdaniami tego tekstu, przeglądam bogato ilustrowaną biografię Swinarskiego, a moje spojrzenie prześlizguje się po kolejnych fotografiach. Na nich Konrad, młody, starszy, sam i pośród ludzi, uśmiechnięty, onieśmielony, poważny, zamyślony. Reżyseruje, karmi koty. Są też jego bliscy, ulubieni aktorzy i aktorki. Zdjęcia z przedstawień. Bajeczna scenografia do „Króla Edypa”. Oryginalne kostiumy z „Historii o Miłosiernej, czyli testamentu psa”. Brecht, Shakespeare, oczywiście „Dziady”. Zaświadczenie o pobycie w szpitalu psychiatrycznym, niesiona na ramionach trumna. Fotografie dobitnie przypominają o mnogości wątków i emocji pomieszczonych w tej książce. W tym życiu. O wszystkim, co – dzięki benedyktyńskiej pracy, trzeźwej wrażliwości i lekkiemu pióru Beaty Guczalskiej – mamy teraz na wyciągnięcie ręki.
Książka:
Beata Guczalska, „Konrad Swinarski. Biografia ukryta”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024.
