Dwudziesty wiek, wolny od dobrodziejstw niesionych nam teraz przez media cyfrowe, stawiał na dokształcanie ludzi żądnych wiedzy za pomocą słowa drukowanego. Ówczesne książki popularne pisali na ogół wybitni fachowcy, doskonale znający podejmowaną tematykę, czego nie można powiedzieć o wielu osobach występujących dziś jako „eksperci” w serwisach społecznościowych. Te książki pisane były tak, aby zachować równowagę między możliwościami i potrzebami niefachowych, lecz chcących się czegoś dowiedzieć odbiorców, a wymogami warsztatu i faktografii naukowej. Dzięki temu przez wiele dziesięcioleci udawało się w dziedzinie popularyzacji nauki uniknąć tego, z czym obecnie mamy do czynienia na co dzień – recyklingu bezwartościowych pseudoinformacji w kolejnych odsłonach, w których wytwórcy kontentu z bieżącego sezonu bazują na tym, co znaleźli u wytwórców kontentu z poprzedniego sezonu. Na tle tego szumu każda rzetelna robota jest na wagę złota.

Magiczny rok

W jedenastu rozdziałach książki Iwańczaka spotykamy Michała Anioła, Vasco da Gamę, Kopernika, Savonarolę, Jana Olbrachta, szereg nieco mniej znanych, ale nie mniej ciekawych postaci oraz zestaw nietuzinkowych wydarzeń, na przykład tsunami na Bałtyku. Pasjonaci dawnych epok z pewnością znajdą tu coś dla siebie. Zwornikiem całego tego materiału jest tytułowa data, wokół której zostaje on uporządkowany – dobrana niebanalnie, bliska podręcznikowej cezury oddzielającej średniowiecze od renesansu, ale niekojarząca się automatycznie z żadnym istotnym faktem dziejowym. Już tylko ten zabieg wystarczy, by przykuć uwagę osób zainteresowanych przeszłością, zwłaszcza, gdy „rok 1497” określony jest w tytule książki jako „magiczny”.

Nie oznacza on jednakże przedziału czasu, w którym rozgrywają się wszystkie wydarzenia tej książki. Te, które faktycznie zaszły w 1497 roku, stanowią głównie pretekst do snucia przez autora opowieści o ludziach z tamtego czasu, o ich czynach i otoczeniu. Pretekst jest równie dobry jak każdy inny, a w dodatku neutralny, bo czysto chronologiczny i – jak już wspomniano – niebędący rokiem powszechnie kojarzonym ze szkolnych lekcji historii. Gdyby książka miała tytuł „Magiczny rok 1492”, od pierwszego rzutu oka wyglądałaby bardziej banalnie. Tutaj natomiast dostajemy rodzaj historycznego fotoplastykonu o nieoczywistym kącie widzenia. Pewnym mankamentem tak zaplanowanej całości staje się natomiast zupełny brak powiązań pomiędzy większością opowiadanych w książce historii. 

Spotkanie z „klasykami”

Kariera Girolamo Savonaroli we Florencji i tragiczny kres życia księcia Mikołaja II opolskiego w Nysie mają tylko tyle wspólnego, że rozegrały się w tym samym czasie, w ostatnich latach XV wieku. Ale z drugiej strony takie ujęcie dobrze współgra z aktualnym chaosem światowym i z powszechnym obecnie przeświadczeniem zawodowych historyków, że tworzenie wielkoskalowych narracji światowohistorycznych, w których wszystko łączy się ze wszystkim, jest zajęciem jałowym, a nawet straceńczym. Zresztą również dawniej powstawało wiele popularnych ujęć książkowych, w których treść poszczególnych rozdziałów miała się do siebie dość umownie. Nie jest to zatem w żadnym wypadku wadą.

Książka Iwańczaka jest więc jak gdyby wyjęta z XX wieku, mimo że jej autor stara się wyjść naprzeciw dwudziestopierwszowiecznym nastawieniom i oczekiwaniom czytelniczym. Takie określenie staromodności jej ujęcia stanowi komplement pod adresem zarówno jej samej, jak i jej autora, ponieważ w tamtym stuleciu książki historyczne przeznaczone do czytania przez nieprofesjonalistów pisane były tak, aby zachować balans również między prostotą wykładu a rzetelnością jego treści, co znaczy że były pisane przy zachowaniu odpowiedzialności za słowo. Autorowi „Magicznego roku 1497” zdarzają się wprawdzie lekkie odstępstwa od ogólnie przyjętych wersji zdarzeń (choćby na stronie 22 są już dwa takie faux pas – uśmiercenie Semele przez Zeusa nie było wcale „przypadkowe”, a to, co Iwańczak nazywa „dramatem satyrycznym”, w polskim piśmiennictwie nazywa się regularnie „dramatem satyrowym”), niemniej jako całość rzecz broni się bez trudu.

Jedenaście opowieści

Jest to również książka wyraźnie przeznaczona do lektury intelektualno-przyjemnościowej, bez pretensji nie tylko do nowatorskich metod i tematów, ale również do ścisłego ugruntowania źródłowego prezentowanych w niej narracji. Autor postanowił oczyścić swój tekst z balastu naukowego do tego stopnia, że nie podał nawet lokalizacji cytatów, co jest już może lekką przesadą, ponieważ czytelnik niebędący profesjonalistą akademickim także może chcieć dowiedzieć się, skąd pochodzą przytaczane wypowiedzi. W książce nie ma zresztą ani jednego przypisu, a umieszczona w niej bibliografia zawiera w większości pozycje równie popularne jak ona sama. Nie może być jednak wyczerpująca, ponieważ autor twierdzi w słowie końcowym, że praca nad „Magicznym rokiem 1497” zajęła mu kilka lat. Zapewne wykonał więc należytą kwerendę, ale nie chciał obciążać tekstu i jego odbiorców jej efektami.

Ale czy z tego zbioru jedenastu opowieści o dawnych czasach wypływa jakiś wniosek, morał, nauka? Czy rok 1497 był naprawdę magiczny? Tak, niewątpliwie. Był właśnie taki, podobnie jak rok 1011, 1345, 1781 i 1906. Każdy czas przeżywany przez świadome własnych doznań istoty jest magiczny w tym sensie, że jest czasem przeżywanym tylko jeden raz, niepowtarzalnym i niedającym się zmienić w żadnym szczególe, kiedy już upłynął, chociaż w praktyce egzystencjalnej ta „magia” może oznaczać bardzo wiele bardzo różnych rzeczy. Na przykład magia naszych obecnych lat należy zdecydowanie do tych mniej przyjemnych.

Książka:

Wojciech Iwańczak, „Magiczny rok 1497”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2024.