Paweł Marczewski

Czas na kontrrewolucjonistów

Mark Lilla, zapewne jeden z niewielu intelektualistów amerykańskich, których można dziś nazwać jeszcze „konserwatywnymi liberałami”, opublikował na łamach „New York Review of Books” fantastyczny esej. W tekście „Republicans for Revolution” dowodzi, że rozróżnienie na konserwatystów i kontrrewolucjonistów, zapomniane dziś przez większość lewicy, ma kluczowe znaczenie nie tylko dla polityków szukających autodefinicji i etykietek do przylepienia oponentom czy dla akademików zajmujących się historią doktryn politycznych, ale również dla praktyki politycznej. I to szczególnie dzisiaj, kiedy świat rozpaczliwie szuka nowych pewników.

Lilla dowodzi za ojcem-założycielem konserwatyzmu Edmundem Burkiem, że podział na liberałów i konserwatystów miał u podstawy przede wszystkim inną wizję natury ludzkiej. Pierwsi uznawali ją za plastyczną oraz możliwą do indywidualnego kształtowania i doskonalenia. Drudzy twierdzili, iż jest przede wszystkim wytworem społeczeństwa, w którym przyszło żyć jednostce. Spór kontrrewolucjonistów z rewolucjonistami ma zupełnie inny przedmiot, dotyczy przede wszystkim historii, twierdzi Lilla. Kontrrewolucjoniści byli przekonani, że należy zmienić rewolucyjny bieg dziejów albo przez powrót do przeszłości, przedstawianej jako raj utracony, albo przez kontrrewolucję – apokaliptyczną przemianę, która pozwoli wszystko zacząć od nowa.

Jak wskazuje Lilla, większość amerykańskich polityków i intelektualistów, którzy uważają się dziś za konserwatystów, tak naprawdę akceptuje liberalne założenia o naturze ludzkiej, pozostając w zgodzie z Konstytucją. Nowością na prawicy w USA nie jest powrót do konserwatywnej pokory i przedkładania wspólnotowych więzów nad jednostkową samorealizację, ale wejście apokaliptycznego kontrrewolucjonizmu do głównego nurtu prawicowego myślenia. Przypieczętowało tę zmianę uznanie ruchu Tea Party przez czołowych republikańskich intelektualistów w rodzaju Normana Podhoretza za konieczny bat na demokratów i Obamę.

Dyskutując nad kondycją prawicy w Polsce – nad tym, czy Solidarna Polska ma szansę wygrać z PiS rywalizację o prawicowy rząd dusz – publicyści i dziennikarze na lewicy i w centrum kompletnie pomijają rozróżnienie na konserwatystów i kontrrewolucjonistów. Skoro PiS podtrzymuje swoje znaczenie za pomocą apokaliptycznej, kontrrewolucyjnej retoryki, rysując wizję Polski jako kondominium, które trzeba wypalić smoleńskim ogniem, to widocznie w Polsce prawica musi być kontrrewolucyjna albo musi przepaść. Tymczasem polskiej debacie publicznej bardzo potrzeba dziś prawdziwych konserwatystów, którzy zamiast w apokalipsę wierzą raczej w społeczeństwo.

* Paweł Marczewski, doktor socjologii, pracuje w Instytucie Socjologii UW. Członek redakcji „Kultury Liberalnej” i „Przeglądu Politycznego”.

„Kultura Liberalna” nr 156 (1/2012) z 3 stycznia 2012 r.