[ Wersja niemiecka / deutsche Version / German version ]

Szanowni Państwo,1

„Być może Hitler nie zabił ich dość” – to słowa wypowiedziane dopiero co we Francji przez mera miasteczka w uroczym Kraju Loary na temat tzw. ludzi podróżujących (to oficjalne określenie w języku francuskim m.in. na Romów). W mediach zawrzało, polityk spotkał się z potępieniem ze strony własnej partii. Na Węgrzech sąd skazał w ubiegłym tygodniu ekstremistów prawicowych na dożywotnie więzienie za zabicie kilkorga przedstawicieli mniejszości romskiej. W Austrii głośnym echem odbiła się decyzja sprzed kilku dni o deportacji uchodźców, przede wszystkim narodowości pakistańskiej i afgańskiej, pokojowo protestujących od kilku miesięcy w Wiedniu przeciwko nieprzychylnemu prawu azylowemu.

To doniesienia z ostatnich dni, a przykłady można by mnożyć, pomimo istnienia rozlicznych przepisów, które mają chronić przed dyskryminacją. Jeszcze kilka lat temu książka Thila Sarrazina „Niemcy likwidują się same”, w której autor udowadniał tezę, jakoby niemieccy Turcy mieli mniejszy iloraz inteligencji od samych Niemców, wywołała olbrzymi skandal. Bezlitośnie krytykowano belgijskich parlamentarzystów, którzy poświęcili w 2010 r. wiele godzin, aby zabronić noszenia chust muzułmankom – policzono potem, że chodziło w rzeczywistości o grupę około 100 kobiet. A przecież kontekst jest znacznie szerszy niż kilka spraw, które, gdy oglądane z osobna, mogą wydawać się nieledwie przykrymi incydentami.

Negatywna, często populistyczna retoryka dotycząca Obcego oraz konflikty na tle różnic w „rasie”, „etniczności”, religii, narodowości stanowią dziś nieodłączną część krajobrazu politycznego Starego Kontynentu. Wedle tej miary nakreśla się w nowy sposób linie podziałów politycznych. Czasem w kwestii imigracji trudno zauważyć rzeczywiste różnice pomiędzy postępowaniem partii prawicowych i lewicowych. Otwarte pozostaje pytanie, czy do Europy powracają stare upiory, czy też mamy do czynienia ze zjawiskiem zupełnie nowym.

Przed Europą stoi w istocie pytanie o status, integrację i asymilację Obcego (o ile to w ogóle możliwe). Ów Obcy ma wiele twarzy: zarówno etnicznych, jak i religijnych. Znalezienie europejskiego ekwilibrium jest trudne, bo Unia Europejska nie jest, jak Stany Zjednoczone, oparta na micie wspólnoty imigrantów. W sporze o Obcego widać napięcie między liberalnym prawem jednostki do bycia traktowanym z szacunkiem, a prawem wspólnot, aby chronić swoją kulturę.

Warto zadać otwarcie pytanie, czy to fundamentalne wyzwanie po prostu nie przerasta europejskich polityków. Wszystko jedno, czy mówimy o wschodniej czy zachodniej części Starego Kontynentu. Oto lektura czterech tekstów, publikowanych dziś w Temacie Tygodnia „Kultury Liberalnej”, przy okazji daje pewne wyobrażenie na temat tego, czy mentalne resztki żelaznej kurtyny, od dawna nieistniejącej w sensie politycznym, mogą wciąż dzielić Europę.

Numer otwiera esej Saskii Sassen, znawczyni migracji europejskich. Tłumaczy ona, jakie znaczenie ma kryzys finansowy dla dzisiejszych nastrojów ksenofobicznych w Europie Zachodniej. Przypomina też o cykliczności palącej potrzeby rąk do pracy i dyskryminacji, spotykającej przybyszów. Natomiast sławna niemiecka publicystka tureckiego pochodzenia, Necla Kelek w tekście dla „Kultury Liberalnej” diagnozuje sytuację w Niemczech.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja środkowoeuropejska. Tutaj, przekonuje węgierski socjolog András L. Pap, problematyczna sytuacja migrantów i grup mniejszościowych wynika często z tego, że nie stanowią oni świadomej swoich praw grupy (ani też jako tacy nie są traktowani). Czyli, krótko mówiąc, stanowią grupę niewidzialnych. Pap wyjaśnia także, na czym polega błędne koło dyskryminacji instytucjonalnej, prowadzącej na przykład do posyłania romskich dzieci do szkół specjalnych na Słowacji i Węgrzech. Tę sytuację w skali mikro pokazuje na przykładzie polskim Katarzyna Kubin, prezeska Fundacji na rzecz Różnorodności Społecznej. Jej zdaniem brak spójnych strategii dotyczących edukacji, podejmowania pracy, wstępowania w związki małżeńskie itd. powoduje, że migranci trafiają nad Wisłą w społeczną próżnię, a chcące im pomagać instytucje pozarządowe pogrążone są w kompletnym chaosie.

***

Niniejszy Temat Tygodnia jest kolejnym z cyklu przygotowanych wspólnie przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej oraz „Kulturę Liberalną” w ramach polsko-niemieckiego projektu o przyszłości Unii Europejskiej.

Jak dotąd ukazały się: „Czy Niemcy powinny poświęcić się dla Unii Europejskiej?”  z tekstami Ivana Krasteva, Clyde’a Prestowitza, Karoliny Wigury oraz Gertrud Höhler; „Europa to klub upokorzonych imperiów” , jedyny w ciągu ostatnich kilku lat wywiad z Peterem Sloterdijkiem dla polskiej prasy; „Sen o państwie opiekuńczym”  z tekstami Wolfganga Streecka, Richarda Sennetta, Jacka Saryusz-Wolskiego i Łukasza Pawłowskiego oraz „Wolność, klimat, elektryczność!”  z tekstami Claudii Kemfert, Wojciecha Jakóbika, Grzegorza Wiśniewskiego i Jakuba Patočki. Już wkrótce kolejne numery!

Zapraszamy do lektury!

Karolina Wigura


1. SASKIA SASEN: Polityka przynależności
2. NECLA KELEK: To debata o istocie europejskiej wolności
3. ANDRAS L. PAP: Europa Środkowo-Wschodnia: mapowanie mniejszości i przykładów dyskryminacji
4. KATARZYNA KUBIN: Migracja w Polsce: temat nieporuszony


Saskia Sassen

Polityka przynależności

Rosnące nastroje antyimigracyjne w Europie sprzyjają skierowaniu polityki przynależności z powrotem na tory narodowe. To powtórne unarodowienie jest jednocześnie silne ideologicznie i coraz słabsze instytucjonalnie. I to proporcjonalnie do tego, jak silna instytucjonalnie staje się Unia Europejska.

Pomimo tego, że kompetencje UE są wciąż nieporównywalnie mniejsze od tych posiadanych przez państwa narodowe, tendencja ta zaczęła już zmieniać relację między nimi a obywatelstwem. Rozwój instytucji unijnych i wzrost znaczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka powodują częściowe odnarodowienie tego, co w perspektywie historycznej zostało skonstruowane jako narodowe. Istotne jest, że to odnarodowienie jest katalizowane przez pojawienie się licznych aktorów, grup i społeczności, coraz bardziej zainteresowanych szerzej pojętą przynależnością polityczną. Nie zgadzają się one na automatyczne utożsamienie z państwem narodowym, nawet jeśli są jego pełnoprawnymi obywatelami. To nie oznacza ani zanegowania państwa narodowego jako takiego, ani pełnego przyjęcia rzeczywistości UE. To część bardziej złożonego procesu oddalania się obywatela od państwa. Przyczyniają się doń niektóre instytucje unijne, system ochrony praw człowieka i wzrost znaczenia międzynarodowego społeczeństwa obywatelskiego. Te zarówno instytucjonalne, jak i subiektywne przemiany w Unii Europejskiej zderzają się z drugim, silnym trendem – powtórnym unarodowieniem przynależności.

Paradoksalnie, w perspektywie historycznej obywatelstwo było kształtowane przez postulaty i roszczenia wykluczonych – czy to obywateli, którzy znaleźli się w mniejszości, czy imigrantów. Co więcej, rozwój formalnych praw obywatelskich w latach powojennych aż do lat 90. sprawił, że państwa narodowe przyczyniły się do utworzenia warunków, w których mogło powstać obywatelstwo unijne. W tym samym czasie, gdy podczas ostatnich dwóch dekad rozpowszechniała się myśl neoliberalna, transformację przeszły państwa jako takie. Jednym z elementów tych zmian jest redukcja zobowiązań socjalnych państwa wobec obywatela, w imię neoliberalnego „państwa konkurencyjnego”. Z tego względu obecnie mniej prawdopodobne jest, żeby państwa członkowskie były w stanie zdobyć się na wysiłek na polu prawodawstwa i sądownictwa analogiczny do tego, który kiedyś zaowocował rozszerzonymi prawami obywatelskimi. To zaś – kolejny paradoks – może skutkować jeszcze większym osłabieniem przywiązania obywateli do własnych państw narodowych. Coraz częściej również roszczenia będą kierowane do instytucji innych niż państwo – na przykład do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Między niedoborem a strachem

Niegdysiejsze grupy imigrantów funkcjonują dziś w obrębie europejskich społeczeństw dobrze – choć na różne sposoby. Dawniejsze grupy imigrantów, które przybyły do Europy trzy czy cztery pokolenia (a nawet setki lat) temu, wydały wielu dzisiejszych obywateli. Nie są więc oni przedmiotem obecnych dyskusji – choć w czasach swoich migracji zbliżone spory toczono właśnie o nich.

Obecnie większość argumentów przeciwko imigracji skupia się na zagadnieniach rasy, religii i kultury i najczęściej powołuje się na dystans kulturowy i religijny jako główny powód trudności inkorporacji przybyszów. Argumenty te można postrzegać jako racjonalne. Jeśli przypatrzeć się jednak ich historycznemu kontekstowi, widać w nich jedynie nowe przebranie dla starej namiętności: sprowadzania inności do kwestii rasy. Dziś stereotyp Innego jest zbudowany na odniesieniach do różnicy rasy, religii i kultury. Łudząco podobne argumenty były stosowane także wtedy, gdy imigranci pochodzili z grup pod tymi względami podobnych. Nawet wtedy postrzegani byli jako niepasujący do społeczeństwa, które ich przyjmowało; jako ludzie o złych nawykach, wątpliwej moralności i praktykujących religię w nieprawidłowy sposób. Migracja zawsze odbywa się pomiędzy dwoma światami, nawet jeśli światy te znajdują się w tym samym regionie lub państwie – jak na przykład w przypadku Niemców z dawnej NRD, którzy – przenosząc się do Niemiec Zachodnich – byli postrzegani jako oddzielna grupa etniczna o niepożądanych cechach.

Istnieją silne dowody wskazujące, że polityka antyimigracyjna i natężenie zagadnień z nią związanych mają charakter cykliczny. Przez stulecia największe gospodarki europejskie przechodziły przez gwałtowne cykle wielkiego popytu na siłę roboczą imigrantów, po których następowały bezwzględne wysiedlenia – tylko po to, aby znów mieć ręce do pracy kilka dekad później. Przykładem z najnowszej historii jest Francja, która desperacko potrzebowała przybyszów podczas I wojny światowej (powoływano nawet algierskich imigrantów do wojska) i w trakcie odbudowywania kraju w latach 20., dekadę później przeszła przez okres agresywnej polityki antyimigracyjnej, aby ponownie odczuwać palący niedobór cudzoziemskich robotników w latach 40., i tak dalej. Elementy tej historii i obecna sytuacja opisana wcześniej sugerują według mnie, że zjawisko cykliczności może wciąż występować. Jeżeli przeanalizujemy rosnące zapotrzebowanie na nisko opłacanych robotników i gwałtowny spadek ludności w dzisiejszej UE, możemy łatwo przewidzieć nadejście w ciągu dekady, jeśli nie szybciej, fazy większego zapotrzebowania na cudzoziemskich pracowników. Tymczasem zaś najlepsza taktyka dla bogatych krajów UE, tak bardzo przejętych masowym napływem nisko opłacanych, słabo wykształconych pracowników z państw „nowej Unii”, to zrobić wszystko, co w ich mocy, aby zapewnić tym pracownikom możliwie szeroki rozwój.

Migracja jako proces zakorzeniony

Ustalenie, czy migracja zarobkowa jest integralną częścią funkcjonowania i rozwoju systemów ekonomicznych i społecznych, jest kluczowe dla rozwoju polityki przynależności. Moja argumentacja jest prosta: jeżeli imigracja jest uważana za efekt tego, że ludzie poszukują lepszego życia, będzie ona postrzegana przez państwo przyjmujące jako zewnętrzny proces formowany przez warunki od niego niezależne. Państwo przyjmujące jest wtedy obciążone obowiązkiem zaopiekowania się przybyszami. Zgodnie z tym poglądem, jeżeli bieda i przeludnienie rosną w innych częściach świata, możemy mieć do czynienia z równoległym wzrostem imigracji, przynajmniej potencjalnie. Państwo przyjmujące występuje tutaj w roli biernego widza, który nie ma wpływu na procesy zachodzące poza jego zakresem władzy i kontrolą i w związku z tym ma niewiele opcji, aby uniknąć „inwazji” – poza zacieśnieniem swoich granic.

Na politykę przynależności wpływa jednak rozpoznanie, że państwa przyjmujące tak naprawdę uczestniczą w powstawaniu migracji. Jednym z tego efektów jest prawo imigrantów do niebycia postrzeganym jako kryminalista lub człowiek „nielegalny”. Innym – że europejskie klasy robotnicze, które poniosły ogromne straty w ciągu ostatnich 20 lat, powinny skierować swój gniew na kluczowe grupy ekonomiczne i polityczne, które zaprojektowały i wspomagały niszczycielskie dla społeczeństwa programy.

Historia wewnątrzeuropejskiej migracji pokazuje, że z biegiem czasu wielu prześladowanych imigrantów stało się rodzicami i dziadkami obywateli europejskich. I co być może najważniejsze: ta historia pokazuje, że praca związana z przyjmowaniem „obcego” zaowocowała także poszerzeniem zakresu praw obywatelskich i stworzeniem w Europie społeczeństwa otwartego. Jednak każde pokolenie przeszło przez swoje konflikty i fale nienawiści skierowane na jakiekolwiek nowe narodowości, które przybywały do Europy. W latach 70. byli to Włosi, Hiszpanie, Portugalczycy. Teraz wydaje się to niewyobrażalne. Jednak te fale nienawiści wciąż żyją, tym razem skupione na zupełnie nowym pokoleniu, nowych narodowościach i kulturach. Wyzwanie, aby utrzymać w Europie społeczeństwo otwarte, będzie wymagać wprowadzenia po raz kolejny mechanizmów, które rozszerzą inkluzję. Mają one szansę wzmocnić prawa obywatelskie – i samą otwartość.

*Saskia Sassen, profesor socjologii na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku (www.saskiasassen.com).

** Z języka angielskiego przetłumaczyli Hubert Czyżewski i Radosław Szymański.

4

Do góry

***

Necla Kelek

To debata o istocie europejskiej wolności

Dzięki kulturze debaty można było w Niemczech rozmawiać i pisać nawet o niezwykle kontrowersyjnej książce Thila Sarrazina [1]. W tamtej dyskusji wygrała demokracja. O Sarrazinie nikt już dziś nie mówi. O integracji – jak najbardziej.

W Niemczech mieszka ponad szesnaście milionów obywateli obcego pochodzenia. 80 proc. imigrantów nie ma problemów z integracją – budują tu swoją przyszłość, jednocześnie zachowując tożsamość, wzbogacają kraj i przyczyniają się do jego rozwoju. Nikt nie wymaga od nich, że zaprą się tradycji i z niej zrezygnują. Owe tradycje są zwykle zgodne z wartościami reprezentowanymi przez nasze społeczeństwo, a ich wyznawcy bez trudu znajdują tu niszę dla siebie i dla swoich grup.

Z jednej strony historia imigracji jest więc niemiecką historią sukcesu, z drugiej zaś – integracja poniosła porażkę. Problemy mają ci, którzy kulturę rozumieją jako różnicę, nie jako konsensus. Takich ludzi znaleźć można niemal wyłącznie w środowiskach ortodoksyjnych muzułmanów zorganizowanych w konserwatywnych stowarzyszeniach islamskich. Mówimy tu o grupie liczącej od półtora do dwóch milionów obywateli, migrantów, którzy sami siebie wykluczają. W ich przypadku politycy kapitulują, rezygnując z koncepcji emancypacji stanowiącej istotę europejskiego myślenia, a mówiącej, że społeczeństwo potrzebuje wolnych i równych obywateli. Najwyraźniej wielu naukowców zajmujących się migracją, pełnomocników do spraw integracji i polityków, którym oni doradzają, odrzuca dążenie do europejskiej wspólnoty wartości. Społeczeństwo jest dla nich czymś zróżnicowanym i obojętnym, nie zakładają konstruktywnej integracji wszystkich migrantów. Przyzwolenie na różnorodność stosuje się wyłącznie do konserwatywnych muzułmanów i ich przyjaciół, nie do Polaków, Wietnamczyków czy Hiszpanów. Można by zapytać, dlaczego?

Mam nadzieję, że Europejczycy zrozumieją, że modernizacja nie jest tożsama z demokratyzacją. Spójrzmy na Arabię Saudyjską czy na Zjednoczone Emiraty Arabskie. Czas na postawienie jasnych wymagań dotyczących demokratyzacji, także wewnątrz grup migrantów. Musimy dostrzec, że trzy miliony obywateli niemieckich pochodzenia tureckiego są podzielone na dwa obozy, podobnie jak podzielona jest Turcja. Religijni z Anatolii chcą islamizacji z pomocą rządzącej partii AKP (Adalet ve Kalkınma Partisi), także w Europie. Inni pragną Europy takiej, jaka jest teraz. Debatę o politycznym islamie należy prowadzić dalej, krytycznie i konsekwentnie, dotyczy ona bowiem istoty naszej wolności. Zresztą obowiązuje to także Sinti i Romów, często żyjących w strukturach ściśle patriarchalnych. Bez pomocy państwa socjalnego i aktywnej polityki integracyjnej, ich włączenie się do społeczeństwa nie będzie możliwe.

[1] Mowa o książce Thila Sarrazina „Deutschland schafft sich ab: Wie wir unser Land aufs Spiel setzen” („Niemcy likwidują się same: Jak wystawiamy nasz kraj na ryzyko”), wydanej w Niemczech w 2010 roku.

Necla Kelek, niemiecka socjolożka i feministka pochodzenia tureckiego. Zasłynęła szczególnie autobiograficzną książką Die fremde Braut. Ein Bericht aus dem Inneren des türkischen Lebens in Deutschland” (2005). W języku polskim ukazała się jej Słodko-gorzka ojczyzna. Raport z serca Turcji (Wyd. Czarne, Wołowiec 2011).

**  Z języka niemieckiego przetłumaczyła Elżbieta Kalinowska.

3

Do góry

***

András L. Pap

Europa Środkowo-Wschodnia: mapowanie mniejszości i przykładów dyskryminacji

Klimat i okoliczności społeczno-polityczne mają fundamentalne znaczenie dla postrzegania mniejszości i wprowadzania określonych rozwiązań polityczno-prawnych. Zaś struktura systemowej i instytucjonalnej dyskryminacji – ten specyficzny przypadek choroby społecznej – dostarcza nam wyjątkowo wielu informacji na temat danego społeczeństwa.

To, które grupy uważane są za mniejszości, jakie kryteria członkostwa je definiują i w jaki sposób się je chroni, zależy od cech danego społeczeństwa. Dlatego ochrona mniejszości –rasowych, etnicznych czy narodowych – może mieć wiele różnych celów, od działania na rzecz równości społeczno-ekonomicznej, przez zapewnienie wolności religijnej, po ochronę potencjalnych ofiar brutalnych konfliktów etnicznych. Z tego względu także prawa chroniące mniejszości mogą przybierać różne formy: od akcji afirmatywnej oraz zabezpieczenia wolności religijnej i politycznej danych grup, przez ustanawianie kulturalnej czy politycznej autonomii, po kontrolę grup ekstremistycznych.

Wyjątkowość Europy Środkowo-Wschodniej w zakresie podejścia do mniejszości wynika z kilku czynników. Po pierwsze, ich ochrona zwykle koncentruje się na tradycyjnych (narodowych) mniejszościach, szczególnie w państwach, które same mają liczne diaspory etniczne w krajach sąsiednich. Po drugie, przepisy antydyskryminacyjne wydawane przez Unię Europejską w wielu przypadkach okazują się nieadekwatne lub źle skonstruowane i nie są w stanie zaradzić trwałym, charakterystycznym dla danego kraju formom dyskryminacji instytucjonalnej. Po trzecie, jako że nie jest to region zamożny ani też specjalnie inkluzywny pod względem społecznym i kulturowym, nowe, przybyłe po upadku komunizmu grupy imigrantów, są niewielkie i takie też mają zdolności wywierania nacisku politycznego.

Obcy „tradycyjni” i nowi

Weźmy przykład Węgier, który – choć krajom Europy Środkowo-Wschodniej daleko do homogeniczności pod względem instytucji, praw i polityki wobec imigrantów – wiele mówi o sytuacji regionu jako takiego. Prawo chroniące mniejszości zostało wprowadzone bardzo wcześnie: w 1993 roku, niemal zaraz po upadku komunizmu. Rozpoznano w nim szeroko pojętą kulturalną i polityczną autonomię 13 „tradycyjnych” grup mniejszościowych: 11 narodowych oraz 2 etnicznych (malutkiej rusińskiej, liczącej około 3000 osób, oraz dużej romskiej, która, choć według oficjalnych danych stanowi ok. 3 proc. społeczeństwa, w rzeczywistości może liczyć ponad trzykrotnie więcej).

Szeroka autonomia, obejmująca ochronę języka, finansowaną przez państwo edukację w języku mniejszości, a nawet rząd mniejszościowy (unikalne węgierskie rozwiązanie, przez wielu widziane jako potencjalnie możliwe do przeniesienia na inny grunt kulturowy), dobrze zaspokaja potrzeby owych klasycznych mniejszości: Niemców, Chorwatów, Rumunów czy Polaków. Warto jednak podkreślić, że ze względu na skomplikowaną historię XX wieku grupy te bądź opuściły terytorium Węgier bądź też ich przedstawiciele ulegli asymilacji lub wykształcili podwójną tożsamość narodową.

O ile prawa przyznane mniejszościom stanowią doskonałą podstawę do negocjacji dyplomatycznych z innymi krajami, w których to mniejszość węgierska domaga się uznania, o tyle nie obejmują one w ogóle społeczności romskiej. Tym samym rzeczywiste problemy największej mniejszości nie zostały rozwiązane, ponieważ na skutek społecznego wykluczenia jej potrzeby wykraczają dalece poza kwestie kulturowe.

Gdy segregację usprawiedliwiają instytucje państwowe 

Poza tradycyjnymi formami, dyskryminacja instytucjonalna może przyjąć formy wyjątkowe dla określonego państwa, które poza tym, że wymagają odpowiednio dopasowanych rozwiązań, mówią również wiele o danym społeczeństwie. Z dyskryminacją instytucjonalną mamy do czynienia wówczas, kiedy decyzje prawne dotyczące jednostek, takie jak przypisanie dzieci do klas grupujących uczniów „ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi”, czy też zatrzymywanie ludzi do wyrywkowej kontroli policyjnej, prowadzą do nieproporcjonalnego skupienia się na jakiejś wybranej grupie społecznej.

Europejski Trybunał Praw Człowieka wielokrotnie przyznawał, że czeskie, słowackie i węgierskie władze prowadzą niezgodną z prawem, dyskryminującą segregację w systemie edukacji publicznej. Na Węgrzech niekiedy nawet system edukacji dla Romów, pierwotnie powołany do życia dla ochrony kultury romskiej, jest wykorzystywany dla ukrywania i usprawiedliwiania segregacji. Niepiśmienni Romowie są nakłaniani przez dyrektorów szkół do podpisywania petycji o specjalną, romską edukację dla ich dzieci. W rezultacie serwuje się im niskiej jakości zajęcia z kultury ludowej raz w tygodniu, a przez resztę dni utrzymuje w oddzielnych klasach, gdzie warunki do nauki są znacznie gorsze.

Walka z uprzedzeniami w policji jest równie trudna nie tylko dlatego, że zgodnie z ustawą o ochronie danych policja nie może ujawniać pochodzenia etnicznego zatrzymanych, lecz także dlatego, że w społeczeństwie tak głęboko uprzedzonym jak węgierskie nawet wskazanie na niską skuteczność wyrywkowych kontroli nie będzie uznane za przekonujący argument. Niestety, na Węgrzech operowanie językiem praw człowieka budzi jedynie pogardę i jest politycznym samobójstwem. W kraju, gdzie pojęcie „romskiej przestępczości” jest nie tylko mantrą powtarzaną przez radykalną prawicę, lecz także należy do głównego nurtu politycznego dyskursu, podatnicy zawsze uznają dyskryminacyjne działania policji za pożyteczne i efektywne.

András L. Pap, profesor Uniwersytetu im. Loránda Eötvösa oraz Central European University w Budapeszcie. Pracownik Instytutu Studiów Prawnych Węgierskiej Akademii Nauk.

** Z języka angielskiego przetłumaczył Łukasz Pawłowski. 

2

Do góry

***

Katarzyna Kubin

Migracja w Polsce: temat nieporuszony

Kim jest Obcy w Polsce? Temat migracji czy integracji migrantów nie został jeszcze w Polsce upolityczniony, w takim sensie, że nie umieszczono go jako ważnego elementu programu politycznego przez jakiekolwiek ugrupowanie partyjne. To różni Polskę od jej zachodnich sąsiadów: tam dyskusje, nierzadko bardzo gorące, o historii migracji, o konsekwencjach kolonializmu i masowej imigracji (np. w Niemczech gastarbeiterów w latach 60. i 70. ubiegłego stulecia), o polityce migracyjnej i integracyjnej państwa są codziennością. Wyborcy w tych krajach, oddając co kilka lat głosy, biorą pod uwagę stanowisko lokalnych partii politycznych w tych kwestiach.

Trafiają w próżnię

Polityka migracyjna to znacznie więcej niż przepisy, regulujące wydawanie wiz, określające warunki i możliwości podejmowania np. studiów czy pracy w Polsce, ustanawiające ew. przywileje wynikające z wchodzenia w związki małżeńskie z obywatelami i obywatelkami Polski itd. Takie podstawowe kwestie reguluje przede wszystkim ustawa o cudzoziemcach i towarzyszące jej rozporządzenia. Brakuje jednak strategii wobec migracji, szerszej wizji tego, jakie priorytety ma państwo polskie wobec przyjeżdżających do Polski cudzoziemców oraz jakie ma oczekiwania czy jakie stawia warunki wobec procesu ich integracji ze społeczeństwem.

W 2012 roku upubliczniony został dokument opracowany przez Międzyresortowy Zespół do Spraw Migracji w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, w którym po raz pierwszy zaproponowano wizję dla polityki migracyjnej i integracyjnej w RP: „Polityka migracyjna Polski – stan obecny i postulowane działania”  (dostępny  na  stronie: [Link]). Dokument ten był publicznie konsultowany, a w prace nad nim aktywnie zaangażowały się organizacje pozarządowe od lat pracujące na rzecz migrantów przebywających w Polsce. Aktualnie czekamy na wyniki konsultacji.

Szczególnie dotkliwą konsekwencją nieobecności przyjętej polityki migracji i integracji w Polsce jest brak wsparcia państwa dla procesu integracji migrantów w społeczeństwie polskim. Ustawa o cudzoziemcach i towarzyszące jej rozporządzenia nie określają kompleksowo takich kwestii, jak programy pomocowe czy edukacyjne, mających na celu ułatwienie ludziom rozwoju osobistego, łagodzenie procesu odnajdywania się w polskiej rzeczywistości, znalezienia pracy oraz aktywnego włączania się w życie społeczne i ekonomiczne w Polsce. Brakuje też systemu korzyści, którymi mogliby cieszyć się ci, którzy na przykład przywożą kwalifikacje zawodowe cenione na rynku pracy w Polsce, albo ci, którzy aktywnie podnoszą swoją znajomość języka polskiego. W Polsce istnieje jedynie „indywidualny program integracyjny” dla tych, którym przyznany został status uchodźcy albo ochrona uzupełniająca. Liczba tych osób jest jednak bardzo mała w skali wszystkich migrantów w Polsce. Przykładowo, według danych statystycznych Urzędu ds. Cudzoziemców z 2012 roku, z 111 971 osób, które posiadały ważną kartę pobytu, ok. 3000 miało prawo do korzystania z „indywidualnego programu integracyjnego” (dane dostępne na stronie: www.udsc.gov.pl).

Choć organizacje pozarządowe starają się pomagać przybyszom do Polski w procesie integracji, to brak polityki migracyjnej i integracyjnej oznacza, że działania tych organizacji nie są skoordynowane. Nawet jeśli przedstawiciele i przedstawicielki tych organizacji dobrze ze sobą współpracują, to jako organizacje prowadzą działania finansowane z pieniędzy publicznych, rozdysponowanych w sposób, który nie uwzględnia potrzeb ani migrantów, ani państwa polskiego.

Tranzytem przez Polskę?

Obiegowa opinia głosi, że migracja w Polsce ma charakter tranzytowy. Niekoniecznie jest to jednak prawda – przekonanie to wynika ze skupienia uwagi przede wszystkim na uchodźcach. Przeważająca większość osób ubiegających się o status uchodźcy w Polsce jest narodowości czeczeńskiej, wiele z nich ma rodzinę i bliskich w innych krajach Europy i zależy im, żeby do nich dołączyć. Jednak osoby ubiegające się o status uchodźcy nie mają z zasady możliwości podjęcia decyzji o tym, które państwo Unii Europejskiej będzie rozpatrywać wniosek o przyznanie statusu uchodźcy. Oznacza to, że – czasem świadomie, a czasem nie – osoby, których wniosek o status uchodźcy rozpatrywany jest w Polsce, są zatrzymywane w związku z nielegalnym przekroczeniem granicy, tymczasem takie sprawy są nagłaśniane i mają dominujący wpływ na wyobrażenia o charakterze migracji w Polsce.

Sytuacja jest inna, gdy chodzi o tzw. zarobkowych migrantów. Zanim Polska weszła do Unii Europejskiej, obywatele i obywatelki niektórych krajów, m.in. Ukrainy, mogli korzystać z preferencyjnych warunków wjazdu do Polski i pobytu w Polsce. Natomiast w związku z przyjęciem Polski do UE, co miało miejsce 1 maja 2005 roku, granice Polski ze wschodnimi sąsiadami niebędącymi państwami członkowskimi UE zostały wzmocnione. Szacuje się, że największą grupę imigrantów w Polsce stanowią dziś wciąż osoby pochodzące z Ukrainy – i to wcale nie przyjeżdżające jedynie, by udać się dalej na zachód. Migranci ci są liczni i nie są w Polsce tylko przejazdem, regularnie przekraczają nasze granice, by odwiedzić rodzinę w kraju pochodzenia, a następnie wrócić do Polski, gdzie mieszkają i pracują lub studiują.

Przekonanie, że migracja w Polsce ma charakter tranzytowy, może powodować, że potrzeba spójnej strategii migracyjnej i integracyjnej nie jest traktowana jako pilna. Jednak przyjęcie takiej strategii oznaczałoby, że liczna grupa migrantów i migrantek, chcących mieszkać, pracować, studiować i rozwijać się w Polsce, mogłaby w pewnych aspektach liczyć na poprawę swojej sytuacji w Polsce. Z kolei wielu Polakom i Polkom dałoby to potwierdzenie i powód do dumy: Polska staje się coraz bardziej różnorodna.

* Katarzyna Kubin, ukończyła studia magisterskie na Wydziale Antropologii Społecznej i w Instytucie Krajów Rozwijających Się w London School of Economics. Współzałożycielka i prezeska Fundacji na rzecz Różnorodności Społecznej.

** Not. Ewa Muszkiet.

rubik

Do góry

*** 

 

* Autorka koncepcji numeru: Karolina Wigura.

** Współpraca: Radosław Szymański, Hubert Czyżewski, Łukasz Pawłowski.

*** Koordynacja projektu ze strony „Kultury Liberalnej”: Ewa Serzysko, Ewa Muszkiet.

**** Koordynacja ze strony Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej: Monika Różalska, Magdalena Przedmojska.

***** Tłumaczenie z języka niemieckiego: Elżbieta Kalinowska (tekst Necli Kelek), tłumaczenie z języka angielskiego: Łukasz Pawłowski (Andras L. Pap), Hubert Czyżewski i Radosław Szymański (Saskia Sassen).

****** Autorka ilustracji: Agnieszka Wiśniewska.

Kultura Liberalna” nr 240 (33/2013) z 13 sierpnia 2013 r.

Niniejszy Temat tygodnia jest kolejnym z cyklu numerów poświęconych przyszłości Unii Europejskiej, przygotowanych wspólnie przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej i „Kulturę Liberalną”.

Logo_FWPN