Dwa tygodnie temu w Gazecie „Stołecznej” temat przypomniał Grzegorz Piątek w szeroko dyskutowanym felietonie , tydzień później w nieco szerszym tekście odpowiedział mu Jacek Dehnel. Na łamach „Kultury Liberalnej” swoje stanowisko wyraził z kolei Michał Krasucki. Pozwolę sobie zatem raz jeszcze zabrać głos w tej sprawie, odpowiadając na zeszłotygodniowy tekst prezesa warszawskiego Towarzystwa Opieki nad Zabytkami.

W swoim artykule – polemicznym względem tekstu Piątka – Krasucki zwraca uwagę na kilka ciekawych kwestii. Stwierdza, że cała doktryna konserwatorska, wedle której zakazuje się dziś „odbudowywać zabytki” jest już nieco przestarzała, a pomimo jej ciągłego obowiązywania istnieją przypadki łamania doktryny, które okazały się wartościowe. Przede wszystkim jednak Krasucki przypomina, pomijany często w dyskusji argument, że aktualny wygląd placu Piłsudskiego oraz Grobu Nieznanego Żołnierza same w sobie stały się już ukształtowanymi powojennie miejscami pamięci o swoistej symbolice. Plac, jako miejsce ważnych wydarzeń państwowych, zaś Grób jako zaprojektowany przez Zygmunta Stępińskiego odtworzony fragment przedwojennej kolumnady, ukształtowany w formie „trwałej ruiny”. W takim kształcie stanowi on pomnik dawnego budynku właśnie przez to, że podkreśla jego brak. I być może owa wzniosłość (choć z pewnością bardziej w rozumieniu, jakim je ujmował Edmund Burke, niż Immanuel Kant), którą przywołuje Krasucki, jest faktycznie odczuwalna, gdy wejdziemy na plac Piłsudskiego. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy to jest właśnie tego rodzaju odczucie, jakie byśmy chcieli doświadczać w tym miejscu?

Współczesna Warszawa jest miastem, w którym na każdym kroku doświadczamy uczucia „braku”, „przerwania ciągłości”, które to z kolei wpisuje się mocno w „polską piramidę martyrologiczną”, od której obecna młodzież tak często chce uciekać. Czy przywrócenie placowi zachodniej pierzei byłoby zamachem na ową wzniosłość, czy też może odejściem od tradycyjnej już chyba tendencji łączenia miejsc pamięci narodowej z martyrologią? Reprodukowanie przedwojennej Warszawy może nie każdemu wydać się dobrym sposobem na dokonywanie tej zmiany. Naprawdę jednak trudno jest sobie wyobrazić cokolwiek innego, co mogłoby powstać w tym miejscu. Tak samo, jak nie wiemy, co mogłoby stanąć w miejscu potencjalnie rozebranego Pałacu Kultury (którego rozbiórki wciąż niektórzy się domagają), tak samo trudniej jest sobie wyobrazić jakiś inny budynek w miejscu dawnego Pałacu Saskiego, niż coś co przynajmniej nawiązującego do jego kubatury.

Tak jak filozofowie przez lata kłócili się na temat tego, czy po wymianie wszystkich desek Statek Tezeusza był dalej autentyczny, tak samo my możemy bez końca debatować o tym, do jakiego stopnia to, co by powstało przy placu Piłsudskiego, to falsyfikat czy prawdziwy Pałac. | Wojciech Kacperski

Kwestia uporczywego powracania do przedwojennego „Złotego Wieku Warszawy” również wydaje się demonizowana. Zniszczenie tamtego miasta i jego bezpowrotne odejście stanowi dla dzisiejszej Warszawy nieusuwalny kontekst, którego w pewnym sensie nie sposób się wyzbyć. Zniszczenie przedwojennej Warszawy podkreśliło tylko jej znaczenie i to dlatego tak uporczywie do niej powracamy.

Czy w tym nawiązywaniu jest fałsz? Argument „z fikcyjności” jest jednym z podstawowych, które padają przeciwko Pałacowi Saskiemu (używał go m. in. Piątek). Gdyby jednak spojrzeć na całą sprawę z innej perspektywy niż doktryny konserwatorskie, naszemu spojrzeniu przydać to może nieco świeżości. Pytania o autentyczność, o prawdziwość, czy też o tożsamość obiektów w ich trwaniu są bowiem pytaniami stricte filozoficznymi. W tradycji myśli europejskiej znany jest paradoks, określany mianem „Statku Tezeusza”, który zdumiewająco adekwatnie pasuje do omawianego problemu. Streszczał się on w następującym rozumowaniu: „Jeśli mamy drewniany statek i będziemy musieli wymienić w nim jedną drewnianą belkę, to po zamianie będzie to ten sam statek. Jednak, jeśli z czasem wymienimy wszystkie drewniane belki w tym statku, to czy będzie to wciąż ten sam statek?”. Odpowiedź na pytanie, które stawia przed nami ten paradoks od dawna dzieliła filozofów. Wydaje mi się, że w podobny sposób linia podziału przebiega, jeśli zadalibyśmy pytanie o autentyczność odtworzonego Pałacu Saskiego. Paradoks ten jednak pokazuje nam, że pojęcie „autentyczności” również może ulec relatywizacji, zawężeniu lub rozszerzeniu. Nieustanna zmiana jest czymś naturalnym w przyrodzie i wydawać by się mogło, że to właśnie ona jest najbardziej stałą rzeczą ze wszystkich. Współczesne teorie ontologiczne (takie jak perdurantyzm lub eksdurantyzm), które koncentrują się na problematyce trwania przedmiotów w czasie, zwracają uwagę, że utrata pewnych własności między obiektami w różnych przekrojach czasowych nie wpływa na utratę tożsamości samego obiektu. Przedmioty, jeśli rozpatrujemy je w ich trwaniu, nie stanowią monolitów i wciąż tracą oraz nabywają pewne własności. Jeśli zachowana zostaje ciągłość, czyli nie przestanie istnieć nośnik cech danego przedmiotu, możemy mówić o jego trwaniu w czasie, a w związku z tym, o autentyczności. To oczywiście bardzo subtelne argumenty, które niekoniecznie muszą przekonać architekta, czy historyka sztuki do odbudowy Pałacu Saskiego, jednak warto sobie zdawać sprawę z ich obecności, w szczególności zaś, gdy tak łatwo używa się słowa „falsyfikat”.

W sprawie odbudowy Pałacu Saskiego ostatecznie zadecydować powinni mieszkańcy stolicy.| Wojciech Kacperski

Z drugiej strony trudno powiedzieć, czy na obecnym etapie debaty można w ogóle wymyślić argument, który potrafił by przekonać drugą stronę sporu. W dyskusji na temat Pałacu Saskiego powiedziano już chyba wszystko, jeśli nie powiedziano nawet zbyt wiele, dlatego być może dotarliśmy do tego momentu wymiany argumentów, w którym przydałoby się wreszcie jakieś działanie. Czy porównanie Pałacu Saskiego do Statku Tezeusza posuwa nas jakkolwiek pod tym względem do przodu? Uważam, że zwraca ono przede wszystkim uwagę na to, że problem autentyczności obiektów (w tym wypadku architektonicznych) zawsze będzie uzależniony w jakiejś mierze od arbitralnego osądu – czy to opartego na doktrynie konserwatorskiej, czy też na przysłowiowym „zdrowym rozsądku”. Tak jak filozofowie przez lata kłócili się na temat tego, czy po wymianie wszystkich desek Statek Tezeusza pozostał autentyczny, tak samo my możemy bez końca debatować o tym, do jakiego stopnia to, co by powstało przy placu Piłsudskiego, to będzie falsyfikat czy też prawdziwy Pałac.

Dlatego też w jednym muszę się z Krasuckim zgodzić – w sprawie odbudowy Pałacu Saskiego ostatecznie zadecydować powinni mieszkańcy stolicy. Do tej pory głos zabierali przede wszystkim eksperci, czy to na debatach panelowych, czy to w artykułach. Teraz przyszedł czas na to, by zapytać mieszkańców. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej. W innym wypadku wciąż będziemy patrzeć na zachowany fragment kolumnady Pałacu, pod którym znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza, przypominający o tym, że czegoś w tym miejscu brakuje.

20140316_173203